Oddychać imieniem

Ojciec Szymon Hiżycki OSB, opat klasztoru Benedyktynów w Tyńcu: Nie oceniaj, po prostu się módl. Czy masz rozproszenia, czy nie, czy jesteś całkiem czysty, czy nie – możesz mieć kontakt z Bogiem.

13.09.2015

Czyta się kilka minut

O. Szymon Hiżycki / Fot. Przemek Krzakiewicz dla „TP”
O. Szymon Hiżycki / Fot. Przemek Krzakiewicz dla „TP”

PIOTR SIKORA: Święty Paweł mówi: „Nieustannie się módlcie” (1 Tes 5, 17). Czy to w ogóle możliwe? 

O. SZYMON HIŻYCKI: Nie tylko Paweł tak mówi. Jest wiele podobnych miejsc w Piśmie Świętym. Choćby w 18. rozdziale Ewangelii Łukasza, we wprowadzeniu do przypowieści o natrętnej wdowie, ewangelista pisze: „Powiedział tę przypowieść, by pokazać, że mamy się zawsze modlić i nie ustawać”.

Tym gorzej, bo jak np. rozmawiać i modlić się jednocześnie…

Pytanie, czym jest modlitwa. Problem w tym, że ludzie rozumieją wezwanie „nieustannie się módlcie” jako: „nieustannie się módlcie jak w kościele”. Z modlitwą kojarzy się przede wszystkim wypowiadanie słów. Ojcowie, którzy te teksty biblijne komentowali, modlitwę rozumieli raczej jako stan niż czynność; trochę jak stan zakochania. I nie chodzi o to, by przejawiał się on zawsze tak samo. Chodzi raczej o pewien poziom świadomości, stopień zakorzenienia się w Bogu.


Pytanie, jak to osiągnąć? Rozpoczęliście w Tyńcu projekt tłumaczenia „Filokalii” – księgi zawierającej teksty ludzi, którzy poświęcili życie poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, jak się modlić nieustannie...

Tak, ale trzeba pamiętać, że „Filokalia” nie jest tylko o modlitwie nieustannej czy modlitwie Jezusowej, której ideałem jest nieustanne wzywanie Jezusa w głębi serca. Autorzy, których tam jest najwięcej, Maksym Wyznawca i Piotr Damasceńczyk, nie mówią o modlitwie Jezusowej ani słowa.

Czym więc jest „Filokalia”?

Samo słowo „filokalia” znaczy „umiłowanie tego, co piękne”. Tytuł ten określał najprawdopodobniej zbiór umiłowanych, pięknych fragmentów. Najsłynniejszą filokalię, którą wydajemy, ułożyło w XVIII w. dwóch mnichów prawosławnych, Nikodem Hagioryta (tj. ze świętej góry Athos) i Makary z Koryntu, którzy musieli wyemigrować do Wenecji. Tam ułożyli antologię tekstów 36 autorów, którzy pisali po grecku pomiędzy IV a XIV w. To miała być całościowa propozycja formacyjna, wskazująca, jak prowadzić życie wewnętrzne. Co ciekawe, zbiór ten, wydany w Wenecji, miał imprimatur.

„Filokalia” to jednak wschodnia tradycja. Co nam, ludziom Zachodu, ma dziś do zaoferowania?

„Filokalię” pisali ludzie z poziomu tak głębokiego i tak dogłębnie przemyślanego doświadczenia, że są to rzeczy ponadczasowe. Warto słuchać świadków. Oni dotknęli tego, o czym piszą.

A czego dotknęli?

To oczywiście kwestia modlitwy nieustannej. Ale podejmowana w kontekście wyróżnienia dwóch aspektów życia. Pierwszy, praktike, to oczyszczenie, uporządkowanie własnego serca, pozbycie się złych myśli, wad. Ciekawe, że mowa tu nie o grzechach, ale właśnie o złych myślach i wadach oraz pracy nad cnotami – to zejście poziom głębiej. I aspekt theoretike – gdy oczyszczony człowiek wchodzi w bezpośredni kontakt z Bóstwem. Z tym że te aspekty się przenikają, a nie następują po sobie. Człowiek nie musi być całkiem czysty, by wejść w kontakt z Bogiem. Zażyłość z Bogiem postępuje z czasem, ale kontakt bezpośredni możliwy jest już teraz. Dziś często myślimy, że głęboka modlitwa to sprawa elity, czystych. A „Filokalia” próbuje przekonać, że modlitwa jest sprawą podstawową dla każdego. Grzegorz z Nazjanzu mówi, że dla człowieka bardziej naturalne jest modlić się niż oddychać. I że modlitwa to projekt na życie, bez względu, czy człowiek jest księdzem, czy świeckim.

Zajmowanie się myślami i wadami jest głębsze niż zajmowanie się grzechem – to interesujące.

Bo grzech jest tylko owocem drzewa, a oni chcą wyciąć drzewo, na którym owoc wyrasta. Uważają, że walka z samymi czynami nie ma sensu: trzeba usunąć ich korzeń. Złe wyobrażenia o świecie prowadzą do złych decyzji. Chodzi więc o to, by spojrzeć na świat taki, jaki jest naprawdę. Ludzie, którzy się modlą, mistycy, wbrew stereotypom nie są odrealnieni. Przeciwnie – mają najlepszy kontakt z rzeczywistością. Ten, kto serce swoje oczyścił, dotyka życia.

Ale jak konkretnie wygląda praktyka zajmowania się myślami?

Tu jest dwóch najważniejszych autorów, Kasjan i Ewagriusz z Pontu. Kasjan mówi o wadach, Ewagriusz o myślach, lecz klasyfikują myśli i wady w osiem podobnych głównych kategorii. Lista ta pokrywa się z późniejszą listą siedmiu grzechów głównych (z drobną modyfikacją dokonaną przez Grzegorza Wielkiego). Ewagriusz uważa, że myśli te wynikają jedne z drugich, wedle pewnego schematu. To uproszczenie, ale pouczające. Myśli określają stosunek podmiotu do świata, w którym żyje. Myśl obżarstwa odnosi się nie tylko do jedzenia, prezentuje świat jako obiekt, który nadaje się do spożycia. Prowadzi do konsumpcyjnej, roszczeniowej postawy. W tym, kto wkracza na drogę takiego traktowania świata, rodzi się myśl nieczystości. Nie chodzi wyłącznie o kwestie seksualne, ale o instrumentalne traktowanie drugiego człowieka. „Stopem” tych dwóch myśli jest chciwość, nienasycenie. Trzy pierwsze myśli prezentują świat jako „rzeczywistość do zjedzenia”. Paradoksalnie – są one optymistyczne. Zakładają, że człowiek może podporządkować sobie świat i innych ludzi i nagromadzić tyle, że już więcej nie będzie chciał.

Ale myśli nas łudzą.

Tak, i to, co następuje potem, wynika z tego złudzenia – bo człowiek nie może mieć wszystkiego, czego zapragnie, a ludzie nie są tacy, jak chcemy, i nie spełniają naszych zachcianek. Więc reagujemy gniewem. Z gniewem związana jest frustracja, którą Ewagriusz określa jako myśl smutku. Mieści się tu mizantropia, bierna agresja. Syntezą gniewu i smutku jest acedia.
Acedia polega na tym, że człowiek chciałby być „gdzie indziej”. Wystarczy, że zmienię pracę, żonę, kraj zamieszkania, i wszystkie moje problemy znikną. Ewagriusz mówi: wszystko kusi mnicha, żeby uciekł z placu boju.
Jest taka opowieść o mnichu, który już nie chciał walczyć z pokusą i postanowił wynieść się ze swej celi. Siadł, by zawiązać sandały, i zobaczył obok kogoś bardzo podobnego do siebie, kto też wiązał sandał. Przeraził się, bo zrozumiał, że to Zły. A ten mu mówi: „Przede mną uciekasz? Dokądkolwiek pójdziesz, ja tam będę przed tobą…”. Acedia wiąże się z tym, że ludzie nie potrafią zderzyć się z rzeczywistością i zgodzić na to, że wiele rzeczy im się w życiu nie uda. Ewagriusz mówi, że pierwszych sześć myśli to myśli cielesne, dotyczące tego świata. Prowadzą do upadku od postawy: „świat należy do mnie” do „muszę uciec z tego świata, zacząć od nowa”. Często jednak ten, kto uległ acedii, ratuje się myślą, że nie wszystko stracone, i wraca do obżarstwa. Takie błędne koło, demoniczny krąg.

A co z pozostałymi dwiema myślami?

Podlegają im ci, którym udało się wymknąć z kręgu pierwszych sześciu. Te dwie ostatnie, próżna chwała i pycha, są – wedle Ewagriusza – o wiele groźniejsze.
Próżna – czyli fałszywa – chwała to złudzenie, że sam sobie poradziłem z wadami. Święty Paweł ostrzega zaś, że nie należy się chełpić z rzeczy duchowych, bo wszystko, co mamy, otrzymaliśmy. Ze złudzenia próżnej chwały rodzi się pycha – przekonanie, że człowiek sam sobie wystarcza, nie potrzebuje Boga. Te myśli dotyczą sfery ducha: oddzielają od Boga, którego uznajemy za niepotrzebnego.

Nadal nie wiadomo, jak z nimi walczyć.

Aby żyć naprawdę, trzeba w miejsce wad budować cnoty. Na tym polega pierwszy etap życia duchowego, praktike. Jako lekarstwo na pierwsze trzy myśli Ewagriusz zaleca hojność. Zaprzeczeniem kolejnych trzech jest łagodność. Ewagriusz radzi też, by walcząc z daną wadą, zrobić krok w tył. Na przykład walcząc z demonem smutku, trzeba cofnąć się do gniewu: zobaczyć, co go powodowało. Próbować usunąć korzeń.

Widać, że nauka Ewagriusza wyrasta z uważności na to, co się w nas dzieje.Jak jednak odróżnić ją od neurotycznego babrania się w sobie?

Na to nie ma prostej recepty dla wszystkich: każdy jest inny i sam się zmienia.
Istotną sprawą, podkreślaną przez autorów „Filokalii”, jest obecność drugiej osoby. Myśli, które odkrywam w sobie, muszę wypowiadać w obecności drugiego. Trzeba też spojrzeć na uważność jako na mądre, świadome przeżywanie swojego życia. I nigdy nie dojdziemy do momentu, gdy wszystkie nasze wewnętrzne problemy znikną. Ewagriusz podkreśla, że im bardziej zbliżamy się do Trójcy, tym pokusy stają się bardziej okrutne, a walka z myślami bardziej sroga. Im bardziej człowiek się modli, tym bardziej pokusy stają się wyrafinowane i trudne do rozpoznania.

A jak przejść od uwagi na to, co się we mnie dzieje, do uwagi modlitewnej?

Osiem złych myśli produkuje świat, który nie istnieje. Wyprowadza człowieka w sferę czystych fantazji, fatamorgany. Modlitwa Jezusowa jest zaś praktyką, w której człowiek powinien wyzbyć się wyobrażeń, pojęć i po prostu trwać w Bożej obecności. Bez szczegółowego roztrząsania, bez wyobrażania Go sobie. Nie goń za obrazami, nie pozwól, by odciągały cię od życia; skup się na prostej Bożej obecności; aby zaś aktywnym siłom umysłu dać jakieś zajęcie, powtarzaj formułę modlitewną, w kółko taką samą, by ta jednostajność doprowadziła twoje serce do uciszenia. Doświadczenie pokazuje, że gdy człowiek tylko usiądzie na chwilę, milczy, stara się wyzbyć myśli, to zaraz w środku rozlega się gwar. Gwar tak naprawdę nie jest na zewnątrz. Powtarzanie formuły ma wprowadzić pokój.

Doświadczenie pokazuje, że do tego pokoju najczęściej daleko…

Modlitwa Jezusowa nie jest sprawą na zaraz, na rok. Człowiek, który decyduje się na tę formę modlitwy, nie może oczekiwać, że sprawy potoczą się szybko. To przygoda na lata. I ma formę sinusoidy: raz jest lepiej, raz gorzej.

A jakie jest kryterium tego „lepiej / gorzej”?

Subiektywne. Dlatego nie warto oceniać. Bo to kolejna myśl. Nie oceniaj, po prostu módl się. Jak potrafisz. Z ufnością, że Bóg jest po twojej stronie i że interesuje Go to, że chcesz się modlić, razem z Nim przeżyć swoje życie. A czy masz rozproszenia, czy nie, czy czujesz się na modlitwie dobrze, czy źle – to nie wpływa na jej jakość. Najważniejsze, byś chciał. Ładnie mówi o tym tekst spoza „Filokalii”, zachodni, XIV-wieczny anonimowy „Obłok niewiedzy”, w którym autor mówi uczniowi: jeśli chcesz się modlić, twoje życie musi zamienić się w jedno wielkie pragnienie Boga. To zdanie dobrze definiuje, czym jest modlitwa nieustanna: nieustannym pragnieniem Boga. Cnota pobożności jest cnotą głodu. Im bardziej człowiek się modli, tym bardziej pragnie Boga, gdyż doświadcza Go jako tego, który jest ciągle przed nim, ciągle w pewnym sensie nieobecny, którego można tylko pragnąć. I rośnie świadomość, że pomimo całego bagażu pokus, złych myśli, klęsk, które w sobie mam, Bóg jest po mojej stronie.

W tradycji filokalicznej można zauważyć stopniowy rozwój teologii konkretnej formuły modlitewnej. Wczesne pisma wspominają o powtarzaniu samego imienia Jezus, w późniejszych spotykamy coraz bardziej rozbudowaną formułę, jej końcowa postać to: „Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną, grzesznym”. Autor „Obłoku niewiedzy” pisze zaś, by wybrać jedno słowo, najlepiej jak najkrótsze, i w ogóle nie zastanawiać się, co ono znaczy.

Sądzę, że to dwa podejścia do tego samego. Autor „Obłoku niewiedzy” nie miał dostępu do tekstów greckich. Na pewno czytał Kasjana i zapewne inspirował się tym, co ten pisał na temat modlitwy wewnętrznej. Nie przeciwstawiałbym „Obłokowi niewiedzy” tekstów z „Filokalii”. One się uzupełniają. Współczesną formą ich syntezy są książki trapisty Thomasa Keatinga o modlitwie głębi.

Czyli konkretna postać formuły nie jest obowiązkowa?

Nie jest. Ludzie często pytają, czy mogą się modlić inaczej, niż gdzieś wyczytali. To chyba trochę jak w małżeństwie. Dla twojej żony raczej mniej istotne jest, jakimi słowami mówisz, że ją kochasz. Ważne, by to było szczere. I by za tym szły czyny. Podobnie dla Boga nie ma znaczenia, czy modlę się taką, czy inną formułą, ważne, by to było szczere i z całego serca.

Sporo tekstów mówi jednak o konkretnej postawie ciała i technikach oddechowych. Jak się ma jedno do drugiego? Mówi się, że technika jest właściwa tradycjom dalekowschodnim czy świeckim, jak mindfulness, a chrześcijaństwo to nietechnika.

Człowiek jest bytem cielesno-duchowym. To, co Ojcowie mówili o sposobie, czasie, miejscu modlitwy, jest pewnego rodzaju techniką. Ona jest pewnego rodzaju konstrukcją, która ma nam pomóc w modlitwie. Jeśli człowiek powie sobie: jestem wolnym chrześcijaninem, będę się modlił tak, jak mi w danym momencie podyktuje moja ochota, to po miesiącu nie będzie się modlił w ogóle. Pewne uregulowanie zewnętrzne – choćby stara zasada, by modlić się rano i wieczorem – jest pomocne. Nie chodzi o to, że jeśli się nie będzie modlił rano i wieczorem, to zgrzeszy. W ciągu dnia ma mnóstwo zajęć, może o Bogu zapomnieć, więc modlitwa rano i wieczorem trzyma go przy Nim.

Z uczeniem się modlitwy nieustannej związana jest tendencja do wycofania się „ze świata”. Łatwo powtarzać formułę i modlić się nieustannie, zajmując się rękodziełem. Jak to robić, zajmując się dziećmi albo prowadząc biznes?

Wracamy do początku rozmowy. Modlitwa jest kwestią stosunku do rzeczywistości, w której jesteśmy. Czy kieruje nami np. myśl obżarstwa? Ojcowie mówili, że Bóg stworzył świat taki, by był człowiekowi pomocny do zbawienia. Jeśli człowiek podejmuje swoje obowiązki z właściwym nastawieniem, to bez względu na to, czy jest biznesmenem, czy wychowuje piątkę dzieci, to miejsce i czas na modlitwę znajdzie, a życie go od Boga nie oddzieli.

Ale jednak skłonność do wycofania się ze świata jest w tych tekstach zauważalna.

Tak. Jest to kwestia pewnego etosu, ideału obecnego na Wschodzie. Idealnym człowiekiem jest mnich-kontemplatyk.

A czy to nie jest eskapizm?

Zapewne, eskapizm jest zagrożeniem związanym z tym ideałem. Ale Zachód, dla którego ideałem chrześcijanina jest miłosierny działacz, też ma swoje zagrożenie: aktywizm. Trzeba szukać równowagi.

„Filokalia” kładzie nacisk na konieczność posiadania przewodnika na drodze duchowej. Dzisiaj w Polsce znalezienie kogoś, kto zanurzony byłby w tradycji modlitwy nieustannej, jest trudne.
Nigdzie nie jest powiedziane, jak częsty ma być kontakt z taką osobą. Więc jeśli ktoś bardzo chce i szuka, to jakiś kontakt zawsze może znaleźć. Są listy, są e-maile, można korzystać ze Skype’a, nawet raz na pół roku. Istotne jest też, by nie szukać przewodnika idealnego. Bo nie ma takich ludzi.
Najważniejszą rzeczą jest, by człowiek miał okazję wypowiedzieć wobec kogoś, co w nim się dzieje, a ten drugi go nie osądził, tylko się za niego modlił. Tak to w starożytności wyglądało, tak jest i dziś w Egipcie: mnisi wyznają co wieczór swoje myśli „ojcu”, a on im nic nie mówi, tylko udziela błogosławieństwa. Łatwo stworzyć sobie mit ojca czy przewodnika jako osoby, która rozwiąże wszystkie moje problemy. Nie. Tylko ja osobiście mogę je rozwiązać.

Najważniejsza zatem jest wspólnota. Przewodnikiem nie musi być ksiądz, może to być ktoś bliski. Możemy się wspierać wzajemnie.

Tak. Ojcostwo duchowe ma różne stopnie. I – trzeba to podkreślić – nikt nie może powiedzieć: „Będę twoim ojcem”. To człowiek przychodzi i mówi: „Ty będziesz moim ojcem”. Wielu ludzi próbuje kreować się na mistrzów życia wewnętrznego, ale to jest arogancja. Ponieważ zaś wspólnota jest ważna, częścią naszego projektu – oprócz tłumaczenia „Filokalii” – jest próba stworzenia środowiska ludzi, którzy chcą się modlić modlitwą Jezusową.

Jak to ma wyglądać?

Zapleczem jest portal filokalia.pl, który właśnie wystartował, a na którym będzie można znaleźć już przetłumaczone fragmenty, a także współczesne komentarze. W „realu” pierwszym krokiem jest organizowanie w każdy pierwszy weekend miesiąca rekolekcji „Oddychać imieniem”, podczas których stwarzamy okazję do wspólnej i indywidualnej praktyki modlitwy Jezusowej oraz do rozmowy nad klasycznymi tekstami o niej. Jeśli natomiast znalazłoby się choć kilka osób chętnych, chciałbym, by co tydzień odbywały się krótsze spotkania – pewien czas wspólnej modlitwy Jezusowej zakończony uczestnictwem w naszej klasztornej liturgii. ©

SZYMON HIŻYCKI OSB (ur. 1980) studiował teologię oraz filologię klasyczną. Odbył także specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w Kolegium św. Anzelma w Rzymie. W styczniu tego roku został wybrany na opata benedyktyńskiego opactwa w Tyńcu. Jest najmłodszym wybranym opatem tynieckim po powrocie benedyktynów do Tyńca w 1939 r. oraz jednym z młodszych w całej historii tego najstarszego polskiego klasztoru.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2015