Córki madame Bovary

Jak to dobrze, że nie jestem nastolatką!!! Już sobie wyobrażam te spojrzenia dziewczynek z klasy w miniony wtorek. Podejrzliwe. Zazdrosne. Badawcze. Każda myśli tylko o tym, która dostała, a która nie. Łucja, ta najbrzydsza, na pewno nie dostała. Więc czemu taka promienna? Chyba udaje, żeby nam nie dać satysfakcji. Klara, ta najładniejsza, dostała na pewno. Więc czemu taka smutna? Chyba udaje, żeby nam nie robić przykrości. A ja? Dostałam, czy nie dostałam? Nie wiem. W mojej szkole na szczęście nikt nie słyszał o walentynkach.

21.02.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Od kilku lat mamy jednak inne czasy. Jak się zachować w obliczu dnia świętego Walentego, patrona chorych, strażaków, a przede wszystkim zakochanych? Udać, że ten dzień nic nas nie obchodzi, czy raczej pójść do restauracji lub kina? Z kim, jeśli akurat nie ma się drugiej połówki? Samotnie? Z koleżanką? Z kolegą? Czy to nie wstyd?

Dawniej wszystko było łatwe. Czerwień królowała na naszych ulicach przez trzy, może cztery dni. Symbolizowała robotniczą krew, przelaną w imię idei braterstwa. Mało kogo to obchodziło. Dziś panoszy się przez kilka tygodni. Dystyngowani panowie i szacowne matrony wspinają się na chwiejne drabiny, by udekorować witryny czerwonymi serduszkami, piórkami, majteczkami, świeczkami, misiaczkami, wazonikami, na nic nikomu niepotrzebnymi drobiazgami. OBOP prowadzi badania, jak Polacy zamierzają spędzić dzień zakochanych. Internet proponuje gotowe życzenia, a "Wyborcza" specjalny dodatek z przepisami na romantyczną kolację.

Półki w księgarniach uginają się od podręczników: "Pokonać samotność", "Zasługuję na miłość", "Miłość szczęśliwa", "Miłosna obsesja", "Miłosne kłamstwa", "Czy wiesz, kogo kochasz?", "Jak znaleźć męża po 35 roku życia, wykorzystując prawa marketingu", "Co powinnam wiedzieć o sobie i mężczyznach?", "Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus", "27 typów mężczyzn", "Jak kochać trudnego mężczyznę?", "Toksyczne związki", "Dlaczego mężczyźni żenią się z jednymi kobietami, a z innymi nie?", "Dlaczego mężczyźni kłamią, a kobiety płaczą", "Dlaczego mężczyźni nie słuchają, a kobiety nie potrafią czytać map?", "Dlaczego mężczyźni odchodzą?", "5 sposobów na miłość"... Obok piętrzą się sterty romansów i romansideł. Czuję, że oblepia mnie sztuczna słodycz i nieszczere rozanielenie. Robi mi się słabo. Ratuję się książką Françoise Cactus "Neurozy na walentynki".

Cactus w rzeczywistości nazywa się Françoise van Howe. Urodziła się we Francji, jako dwunastolatka zdobyła nagrodę w konkursie literackim, po studiach przeniosła się do Berlina i zaczęła pisać po niemiecku. Opublikowała kilka powieści, między innymi "Abenteuer einer Provinzblume" ("Przygody kwiatuszka z prowincji"). W 1995 roku razem ze swoim przyjacielem Brezelem Göringiem założyła znaną nie tylko w Niemczech grupę Stereo Total. Teksty piosenek pisze sama. Poza tym gra na perkusji i śpiewa po francusku, angielsku, turecku, japońsku, a przede wszystkim po niemiecku dziecinnym, lekko perwersyjnym głosem Lolitki. I maluje, bo malowanie pozwala jej podobno odreagować stres, spowodowany pisaniem i tworzeniem muzyki. Obrazy wystawia w różnych uznanych galeriach.

"Neurozy na walentynki" to zbiór dwunastu opowiadań. Ich bohaterkami są kobiety w różnym wieku i w różnych sytuacjach życiowych. Podstarzała diva, która ekstrawagancką fryzurą pragnie poprawić sobie nastrój, a siedząc u fryzjera czyta w kolorowej gazecie, że wygląda obrzydliwie i najwyższa pora, by pogodziła się ze swym wiekiem. Aktorka filmów klasy B, która wszystkie wieczory spędza na szalonych imprezach w berlińskich knajpach i co dzień rano budzi się ze strasznym kacem. Któregoś dnia ucieka od świata blichtru, pozorów i krótkotrwałych związków, by zaszyć się na burgundzkiej wsi u boku prostego chłopa, szybko jednak zaczyna tęsknić za bardziej urozmaiconym życiem, co prowadzi ją do zdrady.

Jest też dziewczyna, która marzy o karierze wokalistki, na razie jednak zajmuje ją ćpanie, picie i szczęście, bo może żyć ze znanym muzykiem rockowym. "Sztuka zawsze łączy się z cierpieniem" - opowiada przyjaciółce. Siniak pod okiem tłumaczy zderzeniem z szafką w łazience. Za chwilę zarobi następnego. Od ukochanego mężczyzny. Jest Nicole, która przedwcześnie umiera, a po śmierci jako duch odwiedza pogrążonego w rozpaczy męża. Pragnie ukoić jego ból, zamiast tego wpędza go w początki obłędu. Jest zazdrosna kochanka, która nie może sobie znaleźć miejsca po odejściu ukochanego i wreszcie daje upust nienawiści do mężczyzn, obrzucając ich stekiem najbardziej wymyślnych i fantazyjnych wyzwisk (ich lista zajmuje aż dwie strony). I jeszcze sześć innych kobiet. Właściwie mogłyby być jedną i tą samą postacią. Niemieccy krytycy nazwali bohaterki Cactus "femme fragile". Ja bym je określiła mianem "femme horrible", a zarazem "femme stupide". Okropne i głupie.

Wszystkie mniej lub bardziej nieszczęśliwe, samotne, wyalienowane, egocentrycznie skoncentrowane na sobie, swoim ciele, wyglądzie, pragnieniach i tęsknotach. Wyobrażenia o tym, jaka ma być kobieta szczęśliwa i spełniona, kształtowane przez pisma kobiece, reklamy i Harlekiny, skazują je na więzienie, zbudowane własnoręcznie z niemożliwych do spełnienia marzeń. Cactus przygląda się im badawczo i krytycznie, z ironią i dystansem, a zarazem z sympatią i rozbawieniem. Pisze krótkimi, melodyjnymi zdaniami. O walentynkach nie wspomina. Tylko o kobiecych neurozach.

Na okładce wydania niemieckiego jest zdjęcie autorki. Ubrana w różowy fartuszek i różowe skarpetki wygląda jak Lolitka. Siedzi na podłodze. Widać, że przerwała sprzątanie. Obok niej leżą gumowe rękawiczki i miotełka do kurzu. Paląc papierosa, zatopiła się w lekturze książki o Marilyn Monroe. Biedna sprzątaczka uciekła w świat fantazji o jednej z najbardziej pożądanych kobiet świata. Pewnie marzy o jej urodzie, kształtach, powodzeniu, sex appealu. Czy dostrzega jej samotność, nieszczęście, brak prawdziwej miłości? Zapewne nie.

Cactus bawi się konwencjami, nie boi się kiczu, przesady, stereotypów i banałów. Prowokuje nie tylko w swych piosenkach i teledyskach. Jej opowiadania są lekkie i zabawne, śmiech jednak często zamiera czytelnikowi na ustach, bowiem pojawiające się w tym zbiorze kobiety to istoty dość przerażające. Ale może właśnie takie jesteśmy? Jak madame Bovary, ulubiona bohaterka Françoise Cactus?

W jednym z jej opowiadań pojawia się córka owej dziewiętnastowiecznej damy. W liście do ukochanego, z którym postanawia się rozstać, opisuje swoją matkę, uciekającą od rzeczywistości i codziennego życia, zajętą wyłącznie strojami, marzeniami i miłosnymi przygodami. Nie oskarża matki. "To wina książek, wina mężczyzn, wina całego świata. Ona tylko marzyła (...). »Gdyby nikt nigdy nie nauczył się czytać, bardzo niewielu ludzi by się zakochiwało« - pisał La Rochefoucauld. (Gdybym tylko wiedziała o tym w porę!). Moja matka czytała po prostu za dużo powieści! Chciała być podobna do ich bohaterek, przeżywać romantyczną miłość, szczęście, wolność".

Też bym chciała, ale czytając książkę Françoise Cactus, wiedziałam jedno: za żadne skarby świata nie chcę być taka, jak opisywane przez nią kobiety.

Françoise Cactus, "Neurozy na walentynki", tłum. Alicja Rosenau, Wołowiec 2006, Wydawnictwo Czarne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (9/2006)