Czy Merkel wierzy w cuda

W ubiegłym roku pluszowo-zakurzona widownia Komische Oper, w tym roku aluminiowy kolos International Congress Centers, wyglądem przypominający gigantyczny statek kosmiczny. Związek Wypędzonych (BdV) starannie dobiera miejsca w stolicy Niemiec, w których co roku celebruje swoje największe święto: Tag der Heimat, czyli Dzień Stron Ojczystych.

14.08.2005

Czyta się kilka minut

Obchody w minioną sobotę zbiegły się niemal dokładnie z 55. rocznicą ogłoszenia tak zwanej "Karty Wypędzonych" (5 sierpnia 1950 r.). Jeśli przez zewnętrzną oprawę Związek chciał zademonstrować, jak bardzo zorientowany jest w przyszłość, nie mógł wybrać oprawy lepszej dla swego tegorocznego zjazdu, jak nowoczesne centrum kongresowe. Także dobór głównego mówcy - co roku jest nim ktoś inny - miał najwyraźniej sugerować niemal uniwersalne przesłanie, jakie Niemcom i Europie nieść chciałaby organizacja pod kierownictwem Eriki Steinbach. Prelegent - Jose Ayala Lasso, pierwszy Wysoki Komisarz ONZ ds. Uchodźców oraz były minister spraw zagranicznych swego ojczystego kraju - przybył ni mniej, ni więcej tylko z dalekiego Ekwadoru, aby wygłosić referat nawiązujący do (uniwersalnego, jakżeby inaczej) motta tegorocznego zjazdu wysiedleńców: "Wypędzenie to godny potępienia problem całego świata".

W istocie jednak Związkowi oraz jego przewodniczącej chodziło i chodzi nie o problemy świata, ale o to, co zawsze: lobbing na rzecz zbudowania w Berlinie pomnika-mauzoleum niemieckich wysiedleńców. Korzystając z koniunktury w mediach - które zainteresowały się tegorocznym "Dniem", gdy tylko zapowiedziano, że obok tradycyjnego już gościa tej uroczystości, ministra spraw wewnętrznych Ottona Schily’ego (z SPD), weźmie w niej udział Angela Merkel (CDU), typowana na szefową nowego rządu - Erika Steinbach zażądała od przyszłej pani kanclerz (i partyjnej koleżanki; Steinbach jest członkiem prezydium CDU), by Centrum przeciw Wypędzeniom zostało sfinansowane z dotacji państwowych.

Także dlatego obecni w International Congress Centers z coraz większą niecierpliwością czekali, aż eksminister z Ekwadoru skończy swoje wywody i głos zabiorą Schily oraz Merkel. W Niemczech trwa kampania przed wrześniowymi wyborami do Bundestagu, w napięciu czekano zatem, co na temat Centrum przeciw Wypędzeniom mają do powiedzenia przewodnicząca partii, która zbudowanie Centrum wpisała do swego programu wyborczego oraz minister-socjaldemokrata z rządu, który idei Centrum jest przeciwny.

Niemieccy wysiedleńcy głosują raczej na CDU niż na SPD, można więc powiedzieć, że Angela Merkel występowała na własnym bezpiecznym "podwórku". Jej wystąpienie - w tym miejscu i w takim kontekście - mogło zatem zawierać sygnał polityczny pod adresem Polski czy Czech, które stanowczo sprzeciwiają się temu, aby projekt pani Steinbach stał się częścią oficjalnej niemieckiej "polityki wobec historii". Mogło, ale nie zawierało. Merkel, walcząca teraz o każdy głos - każdy, bo najnowsze sondaże pokazują, że jej potencjalna koalicja (chadecja plus liberałowie) mogłaby liczyć na tyle samo głosów, co obóz lewicy - wygłosiła przemówienie mętne i ogólnikowe.

Kilka tysięcy starszych ludzi wypełniających szczelnie centrum kongresowe słuchało, jak Merkel mówiła obszernie o empatii dla różnych "grup ofiar" i o tym, że nikt nie zamierza kwestionować niemieckiej winy za wojnę. Ale właśnie dlatego, zaznaczyła, wolno i należy mówić, że "wypędzenie było bezprawiem z punktu widzenia prawa międzynarodowego". Merkel chwaliła też "Kartę Wypędzonych" jako instrument "historyczny i wizjonerski", który przyczynił się do pokoju. Wielkie brawa zebrała za stwierdzenie (raczej trudne do udowodnienia), że niemieccy wypędzeni stali się "ambasadorami pojednania w całej Europie".

Dopiero pod koniec wystąpienia pani kanclerz in spe poczyniła kilka konkretnych uwag o charakterze politycznym. Postulowała, aby historia wysiedlenia Niemców po 1945 r. stała się stałym elementem na szkolnych lekcjach historii. Podkreśliła, że jej rządowi będzie zależeć na dobrych stosunkach z Polską. I że rząd ten poprze projekt zbudowania w Berlinie Centrum przeciw Wypędzeniom według projektu Eriki Steinbach. Centrum to, zaznaczyła Angela Merkel, nie będzie wymierzone w pragnienie pojednania, przeciwnie, ma przyczynić się do porozumienia między narodami. Merkel zaznaczyła, że choć nie podziela krytyki formułowanej wobec Centrum, to traktuje poważnie "obawy", jakie słychać zwłaszcza z Polski. I wreszcie na koniec - tak, jakby obawiała się reakcji części sali - padło zdanie tyleż lapidarne, co istotne: "CDU nie udziela politycznego poparcia Powiernictwu Pruskiemu". Cichy szmer i pojedyncze "fuj!" z tylnych rzędów Merkel zignorowała.

Zupełnie inny polityczny kaliber miało za to wystąpienie Schily’ego, który jako jedyny mówił o ciągu przyczynowo-skutkowym, jaki doprowadził w końcu do tego, że Niemcy musieli opuścić swoje domy za Odrą. Nie bacząc na to, jak zareagują słuchacze, Schily mówił o tym, o czym działacze Związku Wypędzonych słuchać nie lubią: jak Niemcy wypędzali Polaków oraz o milionach robotników przymusowych, polskich, ukraińskich i rosyjskich, którzy siłą zostali uprowadzeni ze swej ziemi rodzinnej. Schily wspomniał też o zagładzie polskich elit i o tym, że Polacy uważani byli za “podludzi". Wszystkie te zbrodnie, dowodził minister, obróciły się później przeciw Niemcom.

Gdy mówił, po milczącej sali powiało chłodem. Dopiero gdy zaznaczył, że nawet zbrodnie popełnione przez Niemców nie mogą usprawiedliwić wygnania Niemców, odezwały się skąpe oklaski.

A Erika Steinbach? Ona wystąpiła w tym samym śnieżnobiałym kostiumie co rok temu, i także tym razem wyglądała jak wiecznie kwitnąca lilia. I tak samo jak rok temu, to ona wygłosiła mowę najdłuższą

i zebrała najwięcej braw. I wyglądała, jak zawsze, na bardzo z siebie zadowoloną.

Z jedną wszelako różnicą: w tym roku Erika Steinbach sprawiała także wrażenie kogoś, kto po długim biegu osiąga upragniony cel. Poparcie ze strony przyszłej pani kanclerz pozwala jej mieć nadzieję, że po ponad sześciu latach starań Centrum przeciw Wypędzeniom wreszcie powstanie.

Dobre stosunki z Polską wydają się tutaj - mimo wszelkich zapewnień - najwyraźniej drugorzędne. W przeszłości politycy chadecji krytycznie wypowiadali się na temat projektu utworzenia w Europie szeregu ośrodków pod wspólną nazwą "Pamięć i solidarność", które miałyby zajmować się historią "czystek etnicznych", a który popierają rządy Niemiec (obecny gabinet Schrödera/Fischera), Polski, Węgier i Słowacji; mówi się, że dołączyć mogą Ukraina i Litwa. Z drugiej strony Merkel zachęcała w swym wystąpieniu Związek Wypędzonych, aby przyłączył się ze swoim Centrum do tej sieci. Sprzeczność? Niewątpliwie.

Tuż przed uroczystością w International Congress Centers stołeczny dziennik "Die Welt" opublikował wywiad z byłym ministrem spraw zagranicznych Bronisławem Geremkiem. Zapytany o poparcie chadecji dla zamierzeń pani Steinbach, Geremek odpowiedział, że projekt ten raczej nie leży w interesie Niemiec, skoro Polacy postrzegają go jako wymierzony przeciwko sobie.

"Stale powtarzam, że polsko-niemieckie pojednanie po 1989 r. jest cudem w naszej wspólnej historii" - powiedział Geremek. Po czym dodał: "Wszelako będę zmuszony wycofać się z tego poglądu, jeśli w Berlinie powstanie takie Centrum".

Przełożył Wojciech Pięciak

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2005