Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Choć „siadałem do stołu” nie znaczy, że znałem. Znała go pani Ludmiła Wierzbicka, której chorą matkę odwiedził gdzieś w Kazachstanie. Wspominała: „Przyjechał ubrany w kufajkę, która miała za krótkie rękawy, więzienną czapkę, gumowe buty i cieniutkie spodnie. Był to marzec i było bardzo zimno, ale pomimo tego ksiądz miał bardzo pogodną twarz i roześmiane pogodne oczy. Czuć było bijące od niego ciepło i dobro (...). Zostawiał mojej mamie dobrego ducha”.
Znał go też ks. Eliasz Głowacki, towarzysz z Gułagu. Tak o nim opowiadał: „Był ojcem duchownym, który ciągle – bezustannie – poddawał ludziom dobrej woli tematy do rozmyślań. Kiedy opuszczał obóz, wszyscy żegnali go jak najlepszego przyjaciela i człowieka prawdziwie wolnego. Zmęczony, szedł jak cień człowieka pomiędzy baraki z workiem na plecach, ale z ogniem gorejącym w sercu... Jeszcze raz się uśmiechnął, pomachał bezsilną ręką, a nam się zdawało, że słyszymy jeszcze ostatnie jego słowa cicho – może tylko w myślach – powiedziane za św. Pawłem: »Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?«”.
Przypomnijmy jego życiorys: urodził się 22 grudnia 1904 r. w Berdyczowie, ukończył z wyróżnieniem Szkołę Nauk Politycznych przy Wydziale Prawa UJ, po czym... wstąpił do krakowskiego seminarium. Wyświęcony w 1931 r., pracował w Rabce i Suchej Beskidzkiej. W 1936 r. wrócił na Kresy Wschodnie, do Łucka.
Przyszła wojna. Pod okupacją sowiecką, jako proboszcz łuckiej katedry, opiekował się wywożonymi do Kazachstanu Polakami, a także chorymi i biednymi. W 1940 r. uwięziony przez NKWD, cudem uniknął śmierci latem 1941 r. Świadek, który też ocalał z łuckiego więzienia, gdy Sowieci mordowali więźniów, opowiadał: „W drugim dniu po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej, tj. w poniedziałek 23 czerwca 1941 r. w godzinach od 9 do 11 żołnierze Armii Czerwonej pod dowództwem oficerów przystąpili do likwidacji więźniów przy pomocy karabinów maszynowych i granatów. Na dużym dziedzińcu zlikwidowano wszystkich więźniów (ok. 3000), na małym było ok. 500 osób. Po naszej stronie na murze »pracowały« 4 karabiny maszynowe, strzelając najwięcej do leżących i siedzących pod murem więzienia”.
I dalej: „Zobaczyłem blisko, na wolnej przestrzeni klęczącego mężczyznę w czarnych spodniach i białej, brudnej koszuli. (...) W okolicznościach pełnych grozy, gdy po naszej stronie słychać było krzyki rannych, a z dużego dziedzińca nawałę ognia, mężczyzna klęczący powiedział, że jest księdzem. Wezwał nas do modlitwy, do przygotowania się na śmierć i udzielił rozgrzeszenia. Potem żołnierze wpędzili żyjących do dużej sali i przystąpili do dobijania rannych. Od ludzi na sali dowiedziałem się, że to był ks. Bukowiński”.
Pod okupacją niemiecką ksiądz dalej pomagał uciekinierom i jeńcom, ratował żydowskie dzieci, organizował żywność dla głodujących. A w styczniu 1945 r. znów znalazł się w sowieckim więzieniu i do 1954 r. przebywał w obozach. Jako zek (więzień Gułagu) wycinał lasy, kopał rowy, pracował w kopalni miedzi, marzł, głodował i... duszpasterzował.
Zwolniony z łagru w 1954 r., został skazany na przymusowy pobyt w Karagandzie. Odrzucił propozycję powrotu do Polski i przyjął obywatelstwo sowieckie. Duszpasterzował skutecznie i nielegalnie – więc w 1959 r. znów trafił na dwa lata do obozu pracy. Łącznie w więzieniach i obozach spędził 13 lat, 5 miesięcy i 10 dni... Znali go towarzysze niedoli, znali parafianie w Karagandzie. Znali ludzie, których odwiedzał w podróżach misyjnych.
Czy znali go ci, którzy myśląc, że mają nad nim niemal boską władzę, jednak nie byli w stanie wymusić na nim, aby zaprzestał głoszenia Ewangelii? Sądzili, że wiedzą o nim wszystko. A tymczasem najważniejszego nie wiedzieli.
Ksiądz zmarł w Karagandzie 3 grudnia 1974 r. Pozostawił spisane na prośbę kard. Wojtyły „Wspomnienia z Kazachstanu”, mnóstwo listów do przyjaciół – i wdzięczną ludzką pamięć, którą teraz Kościół, przez beatyfikację, przejął w swoje ręce, aby na wieki pamiętano o polskim księdzu, który urodził się w Berdyczowie, w sowieckich łagrach heroicznie dochował wiary, nadziei i miłości, a ostatnie lata apostolskiej pracy (i na koniec swe kości) pozostawił w Kazachstanie. ©℗
CZYTAJ TAKŻE:
- Sam siebie nazywał „ustawicznym domokrążcą” lub „latającym misjonarzem”. 11 września w Karagandzie zostanie wyniesiony na ołtarze ks. Władysław Bukowiński, apostoł Kazachstanu.
- Zbigniew Rokita w 2014 roku pisał: Z własnej woli został w Związku Sowieckim i tam pracował. Legendarny, dziś zapomniany ksiądz Władysław Bukowiński. W tym roku mija 110. rocznica jego urodzin i 40. rocznica śmierci.
- Ks. Adam Boniecki był w Karagandzie na beatyfikacji ks. Władysława Bukowińskiego. Relacja do czytania TUTAJ >>>