Biblia na Komunię. Czy da sie ją opowiedzieć dzieciom

Dobra Biblia dla dzieci to nie tylko odkrycie edytorskie. Może stać się początkiem ważnych pytań o dostęp do źródeł wiary.

19.05.2023

Czyta się kilka minut

FOT. MAREK DYBAS/REPORTER /
FOT. MAREK DYBAS/REPORTER /

Staliście kiedyś bezradnie przed półką z Bibliami w obrazkach i Bibliami dla dzieci? Zbliża się okazja, na którą trzeba kupić komuś młodemu w rodzinie pobożny prezent, np. Pierwsza Komunia, ale sami nie wiecie, czy jedne banalne obrazki będą lepsze od drugich pastelowych. Czy Biblia, w której pominięto wyjście z Egiptu, to jeszcze Biblia? I właściwie czemu pominięto, skoro ta opowieść jest całkiem łatwa do zilustrowania? Mnie zdarzyło się uznać, że bezpieczniej dla zmysłu estetycznego i religijnego chrześniaka będzie, gdy obejdzie się bez swojego egzemplarza.

Dziś, gdy rynek książki dla dzieci i jej ilustracji jest w Polsce w rozkwicie, chciałoby się pytać, dlaczego ten trend omija literaturę religijną. Czy dzieci oglądające i czytające dobrych i wybitnych ilustratorów oraz autorów są w stanie wprowadzić w świat Biblii banalne ilustracje? Na półkach diecezjalnych księgarń pełno jest przedruków znanych amerykańskich pozycji. Jest „Action Bible” w postaci dynamiczno-komiksowej, pojawiają się wersje specyficzne płciowo: dla chłopców i dla dziewczynek. Bywa bardziej komiksowo i bardziej jak ze świętych obrazków.

Jak streścić Biblię

Biblia to nie jest prosta opowieść dla dzieci, a to, co najlepiej się dla najmłodszych nadaje, to mityczne opowieści z Księgi Rodzaju: o Adamie i Ewie w raju, o zwierzętach ratowanych przez Noego w arce, o budowie wieży Babel. To niemal samo się rysuje. Z późniejszymi księgami bywa już gorzej, rzadziej udaje się w wydaniach dla dzieci pokazać, czym są Psalmy, o czym mówią Księgi Prorockie. To, co nie jest narracją prostą w opowiadaniu, łatwiej znika. Mniej da się opowiadać dzieciom o wojnach prowadzonych przez Izrael, trudniej sensownie pokazać Apokalipsę, oddać teologię listów Pawła, prościej zatrzymać się na przygodach Jezusa i paru migawkach z życia pierwszego Kościoła. Ale chyba powinny istnieć jakieś reguły, co w Biblii być musi, nawet gdy jest to wersja dla juniorów. Jaka właściwie powinna być Biblia dla najmłodszych?

– Biblie w obrazkach czy Biblie dla dzieci stały się specyficznym, dostosowanym do wieku, ale często infantylnym gatunkiem literackim – mówi „Tygodnikowi” prof. Kalina Wojciechowska, biblistka z Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. – Ich wadą jest często wybiórczość. W związku z tym ogromna staje się rola tego, kto dokonuje wyboru. Uczciwie wobec Biblii byłoby przedstawić każdą księgę, pokazać całą historię biblijną, choć nie zawsze trzeba sięgać po najtrudniejsze opowiadania, jak to o żonie Lewity z Księgi Sędziów. Jednak warto opowiedzieć ciąg historyczny i ewolucję wierzeń, wyobrażeń o Bogu.

To wymagałoby jednak opowiadania nie tylko samych biblijnych opowieści, ale też pokazywania tła historycznego, kontekstu i możliwych interpretacji. Prof. Wojciechowska przyznaje, że to trud, ale też istotny zysk: – To pomogłoby zaszczepić już w dzieciństwie sposób czytania, który nie jest infantylny. A ten infantylizm potem pokutuje, bo ludzie formują sposób czytania na podstawie swojej pierwszej Biblii. Pokazywanie wszystkich ksiąg pozwala też uświadomić, ile ich jest, jaka jest ich niejednolitość, różnorodność historyczna, kontekstualna i gatunkowa. To pokazuje różne zagadnienia z wielu perspektyw. Zwłaszcza Stary Testament jest w gruncie rzeczy słabo znany i dokładne pokazywanie go miałoby wielką wartość.

Strzały w dziesiątkę

Wracam przed półki z Bibliami dla dzieci od lat. Ostatnio zwróciła moją uwagę „Biblia. Naród słuchający Boga” wydana przed prawie dwudziestu laty przez Apostolicum, która zaskakuje odwróceniem kolejności. Opowieści Księgi Rodzaju umieszcza w środku książki, tłumacząc, że dopiero na wygnaniu babilońskim naród wybrany zaczął zadawać sobie pewne pytania i odpowiadać na nie, tworząc opowieści. Tak wprowadzone historie z Księgi Rodzaju zaczynają inaczej funkcjonować w świadomości czytelnika. Aż podskoczyłam z entuzjazmu, widząc że można zrobić Biblię dla dzieci subtelnie tłumaczącą tematy, z którymi ma problem wielu dorosłych.

W tej kategorii zupełnie inną ligą są dwa tomy ilustrowanych biblijnych opowieści w interpretacji Serge’a Blocha i Frédérica Boyera, opublikowane przez Wydawnictwo Dwie Siostry. Francuski rysownik i pisarz proponują nam interpretację, która nie raz zaskoczy i zatrzyma nad niebanalną kreską Blocha. Tylko czy to jest Biblia dla dzieci?

– Nie lubię tego podziału, książki są dla ludzi, a nie dla dzieci czy dla dorosłych – mówi Jadwiga Jędryas, współwydawczyni w Dwóch Siostrach. I te dwa tomy, czyli wydana w 2017 r. „Biblia. Wielkie opowieści Starego Testamentu” oraz świeżo oddane do rąk czytelników „Jezus. Opowieść o Słowie”, to właśnie książki dla ludzi małych i dużych. Dla wszystkich, którzy pozwolą się poprowadzić nieoczywistym interpretacjom autorów. I chyba można zaryzykować, że to również książki i dla wierzących, i niewierzących, choć pierwszy tom kościelnego imprimatur nie dostał, a przy drugim wydawczynie już się nawet o to nie starały.

Pierwsza część ma układ bardziej klasyczny. Poświęca dużo miejsca opowieściom Księgi Rodzaju, interpretując je jednak i ilustrując bardzo współcześnie. Historia Abla i Kaina staje się opowieścią o trudnych początkach życia we wspólnocie, gdzie zazdrość psuje relacje. Opowieść o wieży Babel jest w gruncie rzeczy o totalitaryzmie, czyli sytuacji, gdy ludzie chcą mówić jednym językiem, mieć tylko jedno zdanie, spełnić sny o potędze, budując wieżę. Księgę Psalmów składają w opowieść o modlitwie jakby jednym, ale w sumie wieloma psalmami. Oba tomy zawierają krótkie, lecz mocno osadzone w biblistyce i filozofii komentarze do przedstawianych opowieści.

Bez infantylizmu

Odpowiadająca Nowemu Testamentowi druga część, „Jezus. Opowieść o Słowie”, to zgoła inny projekt. To pochwała interpretacji. Autorzy nie trzymają się podziału na księgi, ale też wcale nie próbują ułożyć ewangelicznej narracji w jednolitą opowieść. Podchodzą do opowieści o Jezusie poprzez jej różne aspekty, grupując przypowieści i sceny według tematu.


CZYTJ TAKŻE

CZY DZIECI POWINNY PRZYSTĘPOWAĆ DO SPOWIEDZI. Co stoi na przeszkodzie, aby chęć przystąpienia do pierwszej spowiedzi deklarowali sami młodzi ludzie? Bez presji społecznej i w momencie, który sami uznają za odpowiedni? >>>


Prof. Kalina Wojciechowska efektem jest zachwycona: – Szata graficzna jest zastanawiająca i pozbawiona infantylizmu, a przekaz niezideologizowany. Znakomite jest pokazanie ciągłości, osadzenie Jezusa w ówczesnym judaizmie i tradycji Tory, przedstawienie, że nie wziął się znikąd, że były różne wyobrażenia Mesjasza. Komentarze wprowadzające poszczególne części są świetne.

I dodaje: – Zachwyciła mnie zwłaszcza interpretacja zmartwychwstania, bardzo egzystencjalna, a przez to rewelacyjna. Sposób opowiedzenia tych historii pokazuje dojrzewanie tradycji teologicznej. Może to być wzór uczciwości historycznej i pokazywania możliwości interpretacyjnych. Bardzo dobry przykład, jak można podejść do Nowego Testamentu i Ewangelii w niezbanalizowany sposób.

Warto wyjaśnić, że tak przemyślane projekty nie wyrastają znikąd i na szybko. I może to pierwszy powód, dla którego biblijny ilustrowany projekt duetu Bloch i Boyer tak bardzo się wyróżnia. To nie jest Biblia w obrazkach dla dzieci, to próba wrzucenia starożytnych tekstów w ilustracyjną i interpretacyjną współczesność, by zaczepić naszą myśl i wyobraźnię.

Pismo na wygnaniu

Autor tekstu Frédéric Boyer jest redaktorem w wydawnictwie Bayard, sam jest też autorem i tłumaczem, również z greki. Przez siedem lat prowadził projekt wydanej w 2001 r. „La Bible. Nouvelle traduction”, w którym prawie pięćdziesięciu specjalistów od języków i tekstów biblijnych oraz współczesnych francuskich pisarzy razem wypracowało współczesne tłumaczenie, nazywane Biblią pisarzy. Przekład był głośny, dyskutowany, budzący opór, a jego zasadność i filozofię Boyer tłumaczył w wydanej rok później niewielkiej książce „La Bible, notre exil”, w której stwierdza, że „tłumaczenie jest pierwotnym ruchem chrześcijaństwa”.

Według niego Pismo Święte jest w naszym świecie na wygnaniu. Wynika to z nieznajomości ani hebrajskiej, ani greckiej Biblii i braku nowoczesnych odpowiedników bogatego słownictwa biblijnego, duchowego i teologicznego, ukształtowanego w ciągu tysiącleci przez powiązania kilku tradycji i krzyżowanie się kilku kultur. Uważa, że trzeba uwidocznić obcość tych słów w naszej kulturze, i przypomina, że prawdziwa zagadka tłumaczenia dotyczy nie języka oryginału, ale języka, w którym piszemy. To wygnanie tekstu poza naturalny kontekst zmusza go do translatorskiego i interpretacyjnego wysiłku. Tłumaczenie widzi właśnie jako wygnanie: „Tłumaczyliśmy, biwakując na ziemi niczyjej, otwartej między tradycjami religijnymi Biblii i współczesną kulturą świecką”.

Boyer widzi chrześcijaństwo jako kontynuację wielkiej żydowskiej tradycji przynależności do wspólnoty, której celem jest debata nad tekstami. Choć nie jest pewien, czy ten ogień debaty był w Kościele katolickim podtrzymywany. „Jezus. Opowieść o Słowie” jest zaproszeniem w świat nie tylko tłumaczenia, ale i głębokiej interpretacji przekazu Jezusa. Zaproszeniem, byście sobie i swoim dzieciom dali razem z książką przynależność do wspólnoty żywo debatującej teksty.

Z perspektywy rodzica

Pytam znajomych i nieznajomych, którzy już próbowali czytać Biblię w interpretacji Boyera i kresce Blocha. Ci, którzy czytali, przyznają, że najwięcej radości czerpią z tego wydania właśnie oni, dorośli. – Ale za pomocą tych rysunków nie da się opowiedzieć tych historii dzieciom po raz pierwszy – tłumaczy matka trzech maluchów. Rodzice nastolatków z kolei wskazują, że akurat kreska je wciągnęła. Ktoś inny dodaje, że jest sceptyczny wobec Biblii dla dzieci, i uważa, że trzeba czytać zwykłą i wyjaśniać.

– Uważam, że to nie jest dla dzieci, choć dzieciom kupuję – zastrzega dr Joanna Barcik, filozofka religii z UPJPII w Krakowie. – Dla mnie ciekawe jest to, że od początku i z założenia ta interpretacja jest możliwie szeroka, przy jednoczesnej wierności biblijnym opowieściom. Włączająca tych, dla których Biblia jest dziełem literackim, a Jezus mitem lub nauczycielem moralności – tłumaczy Barcik. – Jest moim zdaniem bardzo inkluzyjna i cieszę się, że moja córka Lolka ma szansę taką poznać.

Chwilę zastanawia się, po czym dodaje: – Odkąd wyszła pierwsza część tej Biblii, towarzyszy mi mocne wrażenie, że to podejście jest „humanistyczne”, a jednocześnie nie spłyca wymiaru religijnego. Takie poczucie mam jeszcze tylko przy czytaniu Kołakowskiego, który twierdzi, że podchodzi do religii z zewnątrz, a jednocześnie doskonale chwyta, o co w niej chodzi. To jest dopiero ciekawe!

– Moje dzieci są niereligijne, nie chodzą do kościoła ani na religię – mówi Michał, ojciec trzech synów. – Ale tę książkę wessały. Z punktu widzenia rodzica, któremu zależy, żeby dzieci były nieobojętne, to wielka pomoc. Jak oni to zrobili, że ten sposób opowiadania się broni? Nie wiem, może Duch Święty przez nich działa. To jest uratowanie Jezusa dla współczesnego świata i czytelnika.

Piekielnie trudne wyzwanie

Być może prawdziwym tematem rozmowy nie powinno być to czy inne wydanie Biblii, lecz nasza bezradność? Bezradność wobec starożytnego tekstu, której nie trzeba się wstydzić? W końcu Biblia to kilkadziesiąt ksiąg w różnych gatunkach literackich, powstałych dwa tysiące lat temu i wcześniej, pisanych na przestrzeni prawie tysiąca lat w różnych językach. Powstających w zupełnie obcych kulturowych kontekstach i bardzo odległych czasach. Słowem, to nie jest taka sobie książka do czytania. Jest trudna, wymaga kompetencji, których większość z nas nie ma, a jednocześnie zalecana nam jest jako pobożna lektura i ma zasilać życie wiary. Obrosła w szkoły krytycznej lektury i akademickich analiz, ale w biegu codzienności możemy nie wiedzieć, jak ją przeczytać, żeby karmiła. Nie mówiąc o tym, jak przeczytać ją odpowiedzialnie dzieciom.

Dlatego pytanie, jak ją opowiedzieć, zinterpretować czy zilustrować, jest jednak innej skali wyzwaniem niż pytanie o sposób wydania „Baśni” braci Grimm. Gdzieś między wierszami rozmowy o tym, czy Biblia dla dzieci działa czy nie, prześwituje nam większy problem. Czy nie jest tak, że to moment przekazu wiary dzieciom obnaża, czego sami nie rozumiemy, i wtedy okazuje się, że Biblia, która dobrze się sama tłumaczy, robi też robotę dla nas?

Biblia Blocha i Boyera powstała właśnie z zafrapowania problemem opowiedzenia Biblii w obcej dla niej ziemi współczesności, w nowych dla niej językach. I dlatego szarpie nas za myśl i serce, zostawia z tematami do przemyślenia. Przy okazji jednak można dostrzec problem, z którym mierzymy się i jako wierzący, i niewierzący: nierozumienie Biblii jest faktem – zmagamy się z nim my sami i nasze dzieci. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Uratować Jezusa