Białoruskie przebudzenie

Bezprecedensowa aktywność społeczna Białorusinów pokazuje, że na miesiąc przed wyborami prezydenckimi wielu – może większość – ma dość Alaksandra Łukaszenki. Ale on nie chce odejść.

06.07.2020

Czyta się kilka minut

Protest (tzw. flash mob) na rowerach w okolicy sklepu z białoruską odzieżą patriotyczną i antyreżimową po tym, jak milicja aresztowała osoby stojące przed nim w kolejce. Mińsk, 23 czerwca 2020 r. / VASILY FEDOSENKO / REUTERS / FORUM
Protest (tzw. flash mob) na rowerach w okolicy sklepu z białoruską odzieżą patriotyczną i antyreżimową po tym, jak milicja aresztowała osoby stojące przed nim w kolejce. Mińsk, 23 czerwca 2020 r. / VASILY FEDOSENKO / REUTERS / FORUM

Prawie dziesięć lat temu od znajomej Białorusinki usłyszałem nieco makabryczną anegdotę. Oto w czasie II wojny światowej Niemcy powiesili trzech partyzantów: Ukraińca, Polaka i Białorusina. Dwaj pierwsi próbowali się opierać, ale po chwili oddali ducha. Natomiast Białorusin wisiał i wisiał, i nie miał zamiaru wybrać się na tamten świat. W końcu zdziwieni Niemcy zdjęli go z szubienicy i dopytują się, dlaczego nie umarł. Ten zaś odpowiada: „Początkowo było ciężko, ale potem się przyzwyczaiłem”.

Ta popularna na Białorusi czarna humoreska była gorzkim komentarzem mojej znajomej do pasywności społeczeństwa, które pozwala na fałszowanie wyborów i godzi się ze swoim losem zgodnie z założeniem „aby tylko nie było gorzej”.

Podobny stereotyp na temat Białorusinów jest dość rozpowszechniony w naszej części Europy. Jednak wydarzenia z ostatnich miesięcy pokazują, że wymaga on zasadniczej rewizji.

Epidemia jako sprawdzian

Poza utartymi stereotypami w zasadzie mało wiemy o społeczeństwie białoruskim. Niezależna socjologia na Białorusi nie istnieje – ostatni pozarządowy ośrodek badań opinii publicznej został zamknięty kilka lat temu. Nie dysponując ani badaniami akademickimi, ani sondażowymi, nie jest łatwo zgadnąć, co myślą Białorusini. Może dlatego tak dużym zaskoczeniem jest dziś fakt, że w okresie pandemii społeczeństwo obywatelskie pokazuje swoją siłę i zaskakującą sprawność.

Gdy prezydent Alaksandr Łukaszenka powtarzał, że najlepszym środkiem zabezpieczającym od koronawirusa są sauna i wódka, a minister zdrowia mu przytakiwał, Białorusini masowo szyli maseczki, wspierali pracowników służby zdrowia i organizowali pomoc dla szpitali. Wszystko wskazuje na to, że społeczeństwo obywatelskie zdaje nieoczekiwany egzamin, wyręczając nieefektywne państwo.

Epidemia stała się impulsem, który ośmielił aktywność społeczną, co znalazło odbicie także w rozpoczętej w maju kampanii wyborczej przed wyborami prezydenckimi, rozpisanymi na niedzielę 9 sierpnia. Nagle w centrach miast stanęły długie kolejki chętnych, aby złożyć podpis na listach poparcia dla kilku rywali Łukaszenki. W Mińsku ciągnęły się one na ponad kilometr, pojawiły się też w mniejszych miastach. Podobnej mobilizacji nie było przed żadnymi wyborami w ostatnim ćwierćwieczu. Stało się jasne, że w społeczeństwie pojawił się potencjał protestu.

Co rozzłościło Białorusinów?

Bezpośrednią przyczyną było bagatelizowanie przez reżim zagrożenia związanego z epidemią (trwające do dziś) i niewprowadzenie środków zapobiegawczych. Tylko według danych rządowych na COVID-19 zachorowało już ponad 63 tys. osób, czyli – proporcjonalnie do liczby ludności – więcej niż we Włoszech i w Niemczech. Na to nałożyła się trudna sytuacja gospodarcza. Symptomy kryzysu były widoczne już wcześniej, a epidemia go przyspieszyła. Jedną z przyczyn był trwający na początku roku spór z Rosją o cenę dostaw ropy; na kilka tygodni Moskwa przykręciła kurek naftowy. Mimo narastającego niezadowolenia społecznego władze nie mogą więc rozwiązać worka z wydatkami socjalnymi, jak robiły to przed poprzednimi wyborami. Tym razem sytuacja budżetowa na to nie pozwala.

Jednak głównym powodem irytacji Białorusinów jest zmęczenie władzą Łukaszenki, który właśnie obchodzi 26-lecie swoich autorytarnych rządów. O ile przez większość tego okresu mógł liczyć na autentyczne poparcie dużej części wyborców, obecnie niewiele z tego zostało. 65-letni prezydent nie budzi już ani szacunku, ani strachu. W oczach wielu Białorusinów staje się coraz bardziej karykaturalny, a stworzony przez niego system – anachroniczny. Dotyczy to zwłaszcza młodego pokolenia, które dorosło już po spacyfikowanych protestach wyborczych w 2010 r. i żyje w innym świecie niż rodzice.

Co więcej, w międzyczasie znacząco zmienił się krajobraz medialny, a władze straciły monopol na przekaz informacyjny. Internet nie jest już dobrem luksusowym, rozwinęły się sieci społecznościowe. Część społeczeństwa w niewielkim stopniu czerpie wiedzę z telewizji, za to aktywnie korzysta z Facebooka, VKontakte (rosyjskojęzycznego odpowiednika Facebooka) czy Telegramu, które stały się też ważnymi kanałami informacyjnymi.

Spontaniczny ruch protestu

Bezprecedensowa aktywizacja społeczeństwa okazała się dla władz dużym zaskoczeniem. Reżim przyzwyczaił się, że większość Białorusinów nie interesowała się polityką i akceptowała sytuację, iż w państwie jest tylko jeden polityk. A tu nagle Wiktar Babaryka, do niedawna bankier, zbiera (w niespełna 10-milionowym kraju!) 430 tys. podpisów poparcia pod swoją kandydaturą.

Na reakcje reżimu nie trzeba było długo czekać. Nagle okazało się, że rywale Łukaszenki w wyścigu prezydenckim to kryminaliści. Dwaj z nich – wspomniany Babaryka oraz Siarhiej Cichanouski, popularny bloger – od kilku tygodni siedzą w areszcie z wydumanymi zarzutami; grozi im do kilkunastu lat więzienia. Wszystko wskazuje, że tym razem władze postanowiły nie czekać z represjami do wieczoru wyborczego, lecz na swój sposób doceniły siłę kumulującego się protestu – i postanowiły zdusić go w zarodku, zanim rozwinie skrzydła.


Czytaj także: Maciej Piotrowski: Póki my źyjemy, ona żyje w nas


Białorusinów to jednak nie zraziło. Wiece solidarności z zatrzymanymi rozlały się po całym kraju – od stolicy po niewielkie miejscowości, jak 10-tysięczne miasteczko Skidel koło Grodnaczy 14-tysięczne Hancewicze. Do chóru krytyków Łukaszenki dołączyło kilku dziennikarzy mediów państwowych, celebrytów i sportowców. W każdym z tych przypadków to rzecz niebywała.

W efekcie represje zaczęły zataczać coraz większe koła. W ostatnich tygodniach do aresztów trafiło niemal 700 ludzi: aktywistów, dziennikarzy, ludzi ze sztabów wyborczych rywali Łukaszenki. Milicja zatrzymała nawet kilkanaście osób stojących w kolejce do sklepu Symbal.by w Mińsku, sprzedającego odzież patriotyczną i antyreżimowe koszulki. Dzięki internetowi po kilku godzinach wiedziało o tym pół Białorusi. Służby zarekwirowały m.in. 419 koszulek z napisem „ПСІХОЗ%”, co jest grą słów, którą należy czytać „Psych 3%”. To bezpośrednie odwołanie do urzędującego prezydenta, który rzekomo może liczyć na poparcie 3 proc. wyborców. Na reakcję Białorusinów nie trzeba było długo czekać. Gdy tylko sklep ponownie się otworzył, w kolejce ustawiło się ponad 500 osób.

Ten rodzący się antyreżimowy ruch nie ma ani centrum koordynacyjnego, ani liderów. „Stara” opozycja antyłukaszenkowska jest niepopularna i zmarginalizowana. Ludzie wychodzą na ulice spontanicznie, choć nikt ich nie wzywa. Nigdy wcześniej nic podobnego na Białorusi nie obserwowano. Co istotne, protesty nie mają charakteru ideologicznego. Nie chodzi o spór dotyczący programów politycznych czy gospodarczych, ani tym bardziej o to, co lepsze: integracja z Rosją czy Zachodem. Na tym etapie chodzi tylko o Łukaszenkę.

Władze przedstawiają całą tę sytuację oczywiście inaczej. Prezydent regularnie oznajmia, że „odbywa się zagraniczna ingerencja w sprawy wewnętrzne”, a „osoby za to odpowiedzialne znajdują się w Rosji, ale i w Polsce”. Rządzącym nie mieści się w głowach, że ludzie sami z siebie mogą okazywać niezadowolenie.

Reżim zwiera szeregi

Fali zatrzymań towarzyszą otwarte groźby ze strony Łukaszenki – niechybny znak, że reżim zaczął się bać. W trakcie transmitowanego w telewizji spotkania z Walerym Wakulczykiem, szefem KGB (tajna policja nosi tu wciąż taką nazwę jak w czasach sowieckich), prezydent stwierdził: „Wiemy, co chcą nam zorganizować – majdan w dzień wyborów prezydenckich (…) Chcę wszystkich ostrzec – majdanów na Białorusi nie będzie! Nie dopuścimy, aby szajki i bandy kryminalistów brodziły po kraju, bo jeszcze ludzie pomyślą, że gestapo wróciło!”.

Doszło też do zmian w rządzie: nowym premierem został Raman Hałouczanka, dotąd szef Komitetu Przemysłu Zbrojeniowego. Inne przetasowania kadrowe potwierdzają silny wzrost wpływów KGB i instytucji siłowych w aparacie państwowym. W obliczu zagrożenia reżim zwiera szeregi i sięga po najbardziej zaufane kadry.

Przy okazji zmian rządowych Łukaszenka kontynuował kampanię zastraszania. „Zapomnieliście już, jak były prezydent Karimow w Andiżanie zdławił pucz, rozstrzeliwując tysiąc osób?! (…) My tego nie przeżyliśmy, dlatego nie chcemy tego rozumieć – przynajmniej niektórzy. Dlatego przypominam!”. To nawiązanie do wydarzeń w Uzbekistanie z 2005 r., gdy wojsko otworzyło ogień do pokojowej demonstracji, zabijając ponad tysiąc osób. Słowa Łukaszenki trudno odebrać inaczej niż jako sygnał: „jeśli trzeba, będziemy strzelać”. Jakby tego było mało, na początku lipca szef Rady Bezpieczeństwa oświadczył, że „wojsko ma prawo brać udział w obronie porządku konstytucyjnego na terenie Białorusi”.

Choć do wyborów pozostał miesiąc, nie ma wątpliwości, kogo Centralna Komisja Wyborcza ogłosi zwycięzcą. Jednak ważniejsze jest pytanie: co będzie potem? Nie wiadomo, jakiej reakcji społeczeństwa można się spodziewać. Zresztą sami Białorusini wyglądają na zaskoczonych tym, jak wielu z nich wyraża w różnych formach niezadowolenie z reżimu. Tak jakby w ostatnich tygodniach dowiedzieli się o sobie czegoś, czego nawet nie podejrzewali.

Niezależnie od tego, co wydarzy się po 9 sierpnia, jedno już widać: obowiązujący wcześniej kontrakt społeczny Łukaszenka–Białorusini został bezpowrotnie zerwany. ©

Autor jest wicedyrektorem Ośrodka Studiów Wschodnich imienia Marka Karpia w Warszawie, stale współpracuje z „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Specjalizuje się głównie w problematyce politycznej i gospodarczej państw Europy Wschodniej oraz ich politykach historycznych. Od 2014 r. stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Autor… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2020