Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tylko ktoś, kto doskonale czuje przewrotną naturę kina, mógł nakręcić taki film. "Cztery noce z Anną" opowiedziane są z chirurgiczną precyzją, wciągają nas bez reszty w mechanizm opowiadania. Reżyser dobrze zna grzechy filmowego widza: jego skłonność do podpatrywania przez dziurkę od klucza czy rzutowania na ekran własnej historii. Skolimowski prowadzi nas jak po sznurku, podsuwając rozmaite sugestie, które za każdym razem tracą swoją moc bądź nabierają zupełnie odmiennego sensu. Dobrze jest obejrzeć film, który tak subtelnie gra z naszymi oczekiwaniami, pozostawiając nam jednocześnie przestrzeń dla własnych rozważań i osądów.
W zrujnowanej scenerii opowiada Skolimowski jedną z najpiękniejszych w polskim kinie historii o miłości. Opowiada surowym pejzażem, delikatną muzyczną frazą, czułym zbliżeniem twarzy Artura Steranki, który w filmie wcielił się w postać Leona - małomiasteczkowego odmieńca skrycie podkochującego się w miejscowej pielęgniarce (Kinga Preis). Ta niezgrabna, śmieszna, nikomu niepotrzebna miłość znajduje wyraz niecodzienny, ocierający się o perwersję. Nieśmiały kotłowy z przyszpitalnej spalarni odpadów zakrada się nocą do domu swojej wybranki i podpatruje ją podczas snu. Uczucie wyraża tkliwymi gestami: maluje śpiącej kobiecie paznokcie u nóg, przyszywa guziki u fartucha, naprawia zegar. Lekko upośledzony mężczyzna po wyroku nie ma szans na inny rodzaj spełnienia. Cztery noce spędzone w pokoju Anny to prawdopodobnie najlepsze chwile w całym jego marnym życiu. I prawdopodobnie najlepsze chwile w życiu Anny, choć pewnie nigdy się do tego nie przyzna. Nawet sama przed sobą.
Kto jednak zrozumie najczystsze intencje lokalnego dziwaka? Podejrzliwie niczym mieszkańcy miasteczka śledzimy każdy ruch bohatera. Dopatrujemy się w nim psychopatycznych cech. Próbujemy nasze obserwacje złożyć w spójny portret psychologiczny. Dopełniamy go zewnętrznymi znakami. Oto niesiona przez rzekę martwa krowa, zdezelowany samochód pchany przez grupę mężczyzn, bura jesień na przemian z kłującą zimą, dźwięk syren na przemian z dźwiękiem kościelnych dzwonów - to wszystko wydaje nam się brzemienne w dodatkowe, "ciemne" znaczenia. Współtworzy krajobraz beznadziei i samotności wcielonej w postać najsmutniejszą z możliwych, bo całkowicie bezbronną.
Skolimowski komplikuje swoją opowieść, wprowadzając doń trzy zachodzące na siebie płaszczyzny czasowe. Sami musimy uporządkować je w fabularny ciąg. Lecz kiedy w finale wyjaśniają się wszystkie tropy, film właściwie się nie kończy. Zaczynamy odtwarzać go w sobie na nowo. Odnajdujemy szlachetność w tym, co wydawało się anormalne. Co wymykało się trywialnym sądom o miłości.
CZTERY NOCE Z ANNĄ - reż. Jerzy Skolimowski, scen. Jerzy Skolimowski, Ewa Piaskowska, zdj. Adam Sikora, muz. Michał Lorenc, wyst. Kinga Preis, Artur Steranko, Jerzy Fedorowicz, Redbad Klynstra i inni. Prod. Polska/Francja 2008.