Barbarzyńca w chmurze pyłu

Prowadziłem niedawno spotkanie z Danielem Kalderem, pisarzem urodzonym w Szkocji, który dziesięć lat mieszkał w Rosji i napisał książkę "Zagubiony kosmonauta", opublikowaną właśnie po polsku przez Wydawnictwo Czarne. Kalder określa w niej siebie jako antyturystę: kogoś, kto programowo nie odwiedza miejsc, które "należy zobaczyć". Wybiera takie, których nikt nie wybiera, udaje się w podróż bez planu, z niewielką ilością pieniędzy i "zawsze w niewłaściwej porze roku"...

18.11.2008

Czyta się kilka minut

Trwoni czas na wałęsanie się bez celu, na oglądanie telewizji i zabawianie się wymyślaniem scenariuszy filmowych (dodajmy: klasy C). Krótko mówiąc, robi wszystko, żebyśmy my, czytelnicy, uznali go za głupka, który nie wie, co ze sobą zrobić, i który marnuje okazję za okazją, by dowiedzieć się czegoś o otaczającym go świecie.

W Kalderze jest zapewne niemało bezczelności i dezynwoltury, ale jego koncept antyturystyczny to tylko kreacja. W gruncie rzeczy niesie go tęsknota, by poznać świat takim, jakim on jest naprawdę. A świat - tu konkretnie: świat rosyjskiej prowincji - jest nudny, brudny, pozbawia ludzi nadziei, a zarazem jest piękny przez swoją zwyczajność, swoistą niedostępność i melancholijny opór, jaki stawia nicestwiejącym go siłom. Kalder broni się przed tym, żeby patrzeć na rzeczywistość okiem estetyzującym; jest w jego książce wspaniała scena, kiedy wraz z przyjacielem fotografikiem wybiera się na targ w stolicy Kałmucji. Przyjaciel marzył o zrobieniu zdjęć w stylu "National Geographic": "rozumiecie, biedni ludzie w kolorowych chustach, szczerząc złote zęby, sprzedają dziwaczne owoce i zioła, w koło biegają dzieciaki z wystającymi żebrami i czekają na okazję, żeby uśmiechnąć się do obiektywu - jednym słowem: uroki biedy". To, co zobaczyli, znacznie odbiegało od oczekiwań. "Trafiliśmy w obłok pyłu, który skrywał dziesiątki namiotów i stołów. Stare kobiety handlowały butelkami mleka, skrawkami mięsa i słoikami z niezidentyfikowanymi produktami domowej roboty. Kałmucka dziewczynka sprzedawała tanie chińskie roboty i węże zabawki". Leżący nieopodal bazar okazał się z kolei "betonową, pełną smrodu stodołą, w której leżały na stołach oprawione zwierzęta, stosy wnętrzności i słoje z przyprawami. Yoshi nie zrobił żadnych zdjęć. - Co za syf - rzucił".

Można zasadnie podejrzewać, że Kalder stosuje chwyt znany od starożytności: jednej estetyzacji przeciwstawia drugą. Czy rzeczywistość kiedykolwiek ukazuje się nam naga, bez żadnego filtra, bez kadrowania? Bardzo wątpliwe... To, co budzi szacunek w opowieści Kaldera, to niechęć do podkolorowywania czegokolwiek, zwłaszcza nudy, brzydoty, rozpadu. Szkocki pisarz nie jest w ich opisach przezroczysty, nie jest "bezstronny", nie ukrywa emocji, jakie w nim budzą te obrazy. Ale jednocześnie znacząco powściąga własną bezczelność, co sprawia, że widok świata, w którym "nic się nie dzieje", staje się niespodziewanie widokiem zajmującym. I wzruszającym.

"Chwilami przemawiasz jak ksiądz", powiedziałem podczas spotkania. Bo rzeczywiście. Są w książce Kaldera takie momenty, kiedy ton głosu wyraźnie się podnosi, a narrator przestaje udawać słabo rozgarniętego włóczęgę. "W gruncie rzeczy i tak od zawsze pisałem książkę nie o Rosji, lecz o czymś zupełnie innym: o sekretnej podziemnej walce skazanych na niebyt, tych, którzy wstają, a nie są zliczani; tych, którzy proszą, lecz którym nie jest dawane; tych, którzy pukają, lecz nigdy im się nie otwiera. O niewidzialnych mieszkańcach niewidzialnych miast. O duchach gnieżdżących się w ruinach upadłych imperiów, skowyczących na próżno, bo nie słyszy ich nikt prócz innych duchów. (...) Wierzyłem też, że życie i doświadczenia tych widm są lustrzanym odbiciem naszego życia i doświadczeń. Nie sądźcie, że jesteście inni tylko dlatego, że mieszkacie na bogatym Zachodzie. Ty też, czytelniku, jesteś nikim. Ja także".

Historia? Żart? A może jednak ruch skalpela? "To mi sprawiło przyjemność - powiedzieć czytelnikowi: jesteś nikim. A zwłaszcza powiedzieć to sobie samemu", dodał Kalder, komentując ten fragment podczas spotkania. Przyjemność? Ale jaką? Nie zapytałem. Może się domyślam... Może...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2008