A wśród ludzi była cisza

Dzięki mieszkańcom Gdańska słowo „obywatel” odzyskało właściwe znaczenie. To już ktoś więcej niż ten, kto raz na kilka lat chodzi na wybory.

21.01.2019

Czyta się kilka minut

Na gdańskiej Ołowiance, 17 stycznia 2019 r. / Piotr Hukało / EAST NEWS /
Na gdańskiej Ołowiance, 17 stycznia 2019 r. / Piotr Hukało / EAST NEWS /

To nieprawda, że Gdańsk był w ostatnich dniach „inną Polską” – był taką Polską, jakiej na pewno chce większość z nas: miejscem dla wszystkich. A to dzięki jego obywatelom.

Zaczęło się w poniedziałek 14 stycznia, zaraz po tym, gdy podano, że prezydent miasta zmarł. Kiedy mieszkańcy przyszli na Długi Targ, pierwszy raz wybrzmiało „The Sound of Silence”, teraz już nieoficjalny hymn Gdańska. A wśród ludzi była cisza – słychać było tylko szloch i szelest kurtek. Obywatele europejskiego miasta przyszli pożegnać Pawła Adamowicza bez pompatycznego zadęcia, martyrologii i narracji o polskich ofiarach. Właśnie ciszą, dyskrecją i opanowaniem – brakiem wielkich haseł i obietnic rzucanych na wyrost – zaskoczyli wielu. Tych, którzy solidaryzowali się z nimi w innych miastach, i tych, o których pewnie wtedy nie myśleli – np. polityków liczących na to, że tak małymi gestami jak nieobecność podczas minuty ciszy w Sejmie zdołają zacietrzewić swoich przeciwników.

Tak samo było przez pozostałe dni żałobnego tygodnia. W bezprzedziałowych wagonach pociągów jadących do Gdańska spontanicznie rozmawiali pasażerowie – o gminie, o sąsiadach, z którymi da się pogadać nawet o polityce; o burmistrzu, który „niby z PiS-u, ale przecież sensowne rzeczy zrobił, więc na niego głosowaliśmy”. W noc poprzedzającą pogrzeb, w kościele św. Jana odbył się kaszubski obrzęd pustej nocy – między żałobnymi pieśniami opowiadano o udanej integracji ludności Gdańska, tej po 1945 r., i tej dziś, kiedy dzięki polityce otwartych drzwi do miasta przyjeżdżają imigranci.

Kiedy mieszkańcy odprowadzali trumnę z ciałem Pawła Adamowicza z Europejskiego Centrum Soldarności do bazyliki Mariackiej, pod słynną bramą Stoczni Gdańskiej mijali napis: „Dziękujemy za dobrą pracę”; w oknie I LO, które kończył, stali uczniowie i nauczyciele; w witrynach sklepów i punktów usługowych – wywieszono portrety i hasła pożegnalne. W rozmowach (a wielu miało osobiste wspomnienie spotkania) nikt na siłę nie kanonizował nieżyjącego prezydenta.

Chwilę wcześniej kilkuset wójtów, burmistrzów i prezydentów miast zgromadziło się w sali BHP Stoczni Gdańskiej na nadzwyczajnym zebraniu Związku Miast Polskich. I trudno było uciec od pytań, czy to, co przeżywają, wygra nad partyjnymi podziałami, odnowi obyczaje w polskiej polityce. Jeśli nie teraz – mówiono – może się nie udać nigdy.

Miniony tydzień sprawił więc, że dzięki gdańszczanom słowo „obywatel”, obrzydzane za czasów komunizmu, a później przez lata oznaczające kogoś, kogo jedyną powinnością jest chodzenie raz na kilka lat na wybory, odzyskało prawdziwe znaczenie.

I choć Polska pozostaje zawieszona między dwiema wrażliwościami – tą reprezentowaną np. przez abp. Sławoja Leszka Głodzia, witającego podczas mszy „panów prezydentów”, i tą Aleksandry Dulkiewicz, p.o. prezydenta miasta, która mówiła do „gdańszczanek i gdańszczan” – to podczas pogrzebu w bazylice Mariackiej uważnie słuchano słów o. Ludwika Wiśniewskiego. „Cała Polska czeka, ażeby z Gdańska wyszło przesłanie, które dotrze do każdego Polaka, i które przywróci moralną równowagę w naszym kraju i w naszych sercach” – apelował dominikanin, dodając: „Trzeba skończyć z nienawiścią! Trzeba skończyć z nienawistnym językiem! Trzeba skończyć z pogardą! Trzeba skończyć z bezpodstawnym oskarżaniem innych!”. „Zachęcałeś do czynienia dobra, wierzę, że to dobro rozleje się dalej, na cały świat, że podziały zaczną się zacierać, że skończy się fala nienawiści” – mówiła Magdalena Adamowicz, wdowa po prezydencie.

Na pożegnania, kondukt pogrzebowy i „światełko do nieba” – które na Targu Węglowym odbyło się dokładnie tydzień po zamordowaniu prezydenta – nikt nie musiał zwozić ludzi autobusami. Przyszli tu sami. ©℗


SZYMON HOŁOWNIA: Co można zrobić, by tragiczna śmierć prezydenta Pawła Adamowicza była zakrętem, za którym pojedziemy w nieco inną stronę, a nie emocjonalnym rondem, na którym pokręcimy się chwilę, by wrócić w stare koleiny?

ANNA i PAWEŁ MACHCEWICZOWIE: Oto miasto, jakie zapamiętamy. Chcielibyśmy, by ten świat przetrwał, mimo tego, co się stało 13 stycznia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 04/2019