Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Frank i Ginny Osgood od kilku godzin stoją w pełnym słońcu. Parze 80-latków, obserwującej paradę z okazji Dnia Niepodległości (na zdjęciu), kalifornijski upał zdaje się jednak nie przeszkadzać. Do Coronado, miasta słynącego z bazy marynarki wojennej, przyjechali już o piątej rano. Wszystko po to, by mieć najlepszy widok na uroczysty przejazd weteranów i członków amerykańskich sił zbrojnych.
Determinacji nie zabrakło też tysiącom Amerykanów w Waszyngtonie, którzy w strugach deszczu słuchali przemówienia Donalda Trumpa. Przed pomnikiem Abrahama Lincolna prezydent mówił o sile amerykańskiego narodu, historii USA, równości płci oraz... o planach podboju Marsa. Uroczystości, którą prezydent zorganizował pod hasłem „Salute to America”, towarzyszył m.in. przelot myśliwców.
Tegoroczne obchody w Waszyngtonie zostały okrzyknięte przez niektórych krytyków próbą „zawłaszczenia” Dnia Niepodległości. Wygłaszając swe orędzie, Trump zerwał bowiem z praktyką poprzednich prezydentów USA, którzy 4 lipca ograniczali się do obecności podczas spotkań dla weteranów i pokazu fajerwerków. I choć jego orędzie – wbrew przewidywaniom oponentów – miało apolityczny charakter, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że było elementem kampanii wyborczej. Do walki o reelekcję w listopadzie 2020 r. prezydent wykorzystał nawet patriotyczne i ponadpartyjne święto. ©