Dzień z fanami Trumpa

Gdy Demokraci walczą w pocie czoła o prezydencką nominację, Donald Trump jeździ na kolejne wiece wyborcze. Niektórzy kochają go bez względu na wszystko.
z Phoenix (Arizona, USA)

02.03.2020

Czyta się kilka minut

Paris Theather, Las Vegas, 19 lutego 20202 r. / Marta Zdzieborska
Paris Theather, Las Vegas, 19 lutego 20202 r. / Marta Zdzieborska

Środa, 19 lutego, Las Vegas. W Paris Theater trwa debata demokratycznych kandydatów do nominacji prezydenckiej. To wyjątkowy wieczór, bo politycy – znani dotąd z mało emocjonujących starć – skaczą sobie do gardeł. Celem większości ataków staje się Michael Bloomberg, ósmy najbogatszy człowiek w USA, który niedawno dołączył do prawyborów Partii Demokratycznej i zwyżkuje w sondażach. Konkurenci zarzucają Bloombergowi, że jest obrzydliwie bogaty, nie szanuje kobiet i jest rasistą.

Zarzuty te brzmią znajomo dla Donalda Trumpa, który tego samego wieczoru przemawia na wiecu wyborczym w Phoenix – półtoramilionowej stolicy stanu Arizona. W gmachu Arizona Veterans Memorial Coliseum, gdzie gościli niegdyś Jan Paweł II i Barack Obama, prezydent szydzi z potencjalnych rywali. Podobnie jak kandydaci Partii Demokratycznej, najwięcej czasu poświęca Bloombergowi. Ze względu na wzrost (172 cm) nazywa go „Mini Mikiem” i kpi, że podczas debat powinien stać na skrzynce. Prezydent śmieje się, że na kampanię w mediach miliarder wydał już ponad 400 mln dolarów. Sam, jak twierdzi, na kampanię w 2016 r. przeznaczył z własnej kieszeni „zaledwie” 70 mln dolarów.

– Bo jak zawsze mówił mi ojciec: po co przepłacać, skoro można mieć coś za niższą cenę? – przekonuje Trump. – Zresztą nie obchodzi mnie, kto tym razem będzie moim rywalem. Przecież i tak wygramy. Musimy! – krzyczy.

Zebrany na sali tłum skanduje: „Four more years! Four more years!” (kolejne cztery lata). Zwolenników Trumpa nie interesują postawione mu zarzuty w procedurze impeachmentu. Nie przeszkadzają im jego ataki na Twitterze, rasistowskie wypowiedzi na temat imigrantów przybywających nielegalnie do USA czy obraźliwe hasła wobec kobiet. To Ameryka, której z Trumpem jest po prostu dobrze.

Republikanka z Wirginii

– Nie mogę uwierzyć, że zobaczę dziś prezydenta – mówi podekscytowana Shelby. 65-latkę z Floyd w stanie Wirginia spotykam na przystanku autobusowym przy West McDowell Road. Nie wygląda na stereotypową zwolenniczkę Trumpa: nie ma czerwonej czapki z hasłem „Make America Great Again” ani koszulki z napisem „Trump”. Ubrana w szary T-shirt i beżowe luźne spodnie pyta zestresowana, czy wiem, jak dojechać na wiec. Tłumaczy, że w Phoenix jest po raz pierwszy. Przyjechała tu w celach służbowych, ale gdy usłyszała o wiecu Trumpa, bez wahania przedłużyła pobyt w Arizonie.

– Nie mogłam przegapić takiej okazji – tłumaczy. – Kocham Trumpa za to, że jest bezpośredni i nie trzeba się domyślać, o co mu chodzi. Ameryka potrzebuje biznesmena, a nie polityków dbających tylko o polityczną poprawność – dodaje.

Gorąca zwolenniczka Republikanów denerwuje się, że jej rodzimy stan Wirginia staje się bastionem Demokratów. Jesienią 2019 r., po ponad 20 latach, Partia Demokratyczna zdobyła tam całkowitą kontrolę: oprócz swojego gubernatora ma teraz większość w obu izbach parlamentu stanowego. W Wirginii zawrzało też kilka miesięcy wcześniej, gdy Demokraci rozważali kontrowersyjny projekt ustawy znoszący restrykcje dotyczące aborcji w trzecim trymestrze ciąży. – Nie wierzę, że coś takiego dzieje się w naszym kraju! – Shelby podnosi głos. – Demokraci nie znają granic! Gdzie się podziały tradycyjne amerykańskie wartości?

Zbliżamy się do gmachu, w którym odbędzie się wiec. Wzdłuż ogrodzenia mijamy stoiska z czerwonymi przypinkami, czapkami i koszulkami. Wszędzie hasła: „Keep America Great”, „Liberal Free Zone” czy „Trump 2020 the Sequel. Make Democrats Cry Again” (Niech Demokraci znów zapłaczą).

Gdy jesteśmy na miejscu, pytam Shelby, czy mogłaby mi zająć miejsce w kolejce. Choć wiec zacznie się dopiero za pięć godzin, ludzie już wypełniają cały plac i jest ryzyko, że nie każdy wejdzie do środka.

Pogranicznik kocha Chinkę

Wśród tłumu moją uwagę przykuwa drobna Azjatka w różowej czapce z napisem „Trump”. Gdy podchodzę, uśmiecha się nerwowo i łamanym angielskim odsyła mnie do swojego męża Jeffa. Niski brunet z dużym brzuchem tłumaczy, że Helen pochodzi z chińskiej prowincji Szantung i do Stanów przyjechała dopiero cztery miesiące temu. Para poznała się przez internet i jest świeżo po ślubie.

– Prezydent nie ma nic przeciw imigrantom, którzy tak jak Helen przyjechali do USA legalnie – podkreśla nieco usprawiedliwiającym tonem. Mężczyzna mówi, że jest funkcjonariuszem straży granicznej z Yumy i rzecz jasna popiera budowę muru na granicy z Meksykiem.

– Wiesz, że to pierwszy polityk, dla którego idę na wiec? – oznajmia. – Nie mam z tego żadnych korzyści, musiałem specjalnie wziąć dzień wolny w pracy. Czekamy z Helen już od czterech godzin. Ostatni raz stałem w takiej kolejce w 1987 r., gdy chciałem dostać bilety na koncert Rolling Stonesów.

Jeff zdolny jest do takich poświęceń, bo, jak mówi, Trump to „prawdziwy Amerykanin”. – On nie boi się być patriotą! – podkreśla. – W przeciwieństwie do Obamy na pierwszym miejscu stawia interesy Stanów i nikogo za nic nie przeprasza.

Nie każdy imigrant to „zwierzę”

Dwóch chłopców trzyma tabliczki: „Mexicanos for Trump”. W kolejce na wiec prezydenta, który forsuje budowę muru na granicy z Meksykiem, taki widok może dziwić. Podobnie zresztą jak poglądy Michelle, 48-letniej Meksykanki i młodej babci obu chłopców. Kobieta przekonuje, że budowa muru jest słuszna, a prezydent „robi wiele dobrego dla Meksykanów”.

Dopytuję, co sądzi o słowach Trumpa, który w maju 2018 r. wyzwał nielegalnych meksykańskich imigrantów od „zwierząt”.

– Czy Trump mówił tak o wszystkich Meksykanach? Nie – twierdzi Michelle. – Prezydent miał na myśli przestępców odpowiedzialnych za przemyt narkotyków i handel ludźmi przez meksykańską granicę. Dlaczego lewicowe media tak mało mówią o Amerykanach umierających z przedawkowania fentanylu? Tylko Donald Trump chce nas uchronić przed zalewem narkotyków z Meksyku! – kobieta już krzyczy.

Michelle jest jednak mniej kategoryczna w sprawie imigrantów forsujących nielegalnie południową granicę USA. – Jeśli ktoś zarabia w Meksyku równowartość pięciu dolarów dziennie, trudno oczekiwać, że będzie starał się o amerykańską wizę – mówi. – We wniosku trzeba przecież wykazać, że dysponuje się wystarczającymi środkami do przeżycia w Stanach. Dziękuję Bogu, że mam amerykańskie obywatelstwo i nie muszę dokonywać takich wyborów.

Taki żart

Jeszcze trudniejsza do zaszufladkowania od Michelle jest Bridget. 46-letnia lekarka i matka dziewięciorga dzieci tłumaczy, że nie od zawsze była zagorzałą zwolenniczką Trumpa. Przyznaje, że gdy nowojorski miliarder ogłosił udział w wyborach prezydenckich w 2016 r., myślała, że to żart. Jednak gdy otrzymał nominację Partii Republikańskiej, to na niego oddała swój głos.

Bridget mówi, że nie miała innego wyboru, bo Hillary Clinton – rywalka Trumpa w 2016 r. – to dla niej symbol politycznego establishmentu. – Oczywiście oburza mnie fakt, że Trump zdradzał obie żony i skandalicznie wypowiada się o kobietach – mówi lekarka. – Ale to biznesmen, a nie kolejny rasowy polityk, który bez względu na przynależność partyjną chce utrzymać się przy władzy. Podoba mi się też to, że Trump stawia na pierwszym miejscu Amerykanów. To my potrzebujemy wsparcia, a nie nielegalni imigranci, którym Demokraci chcą zagwarantować nawet bezpłatną opiekę zdrowotną!

Bridget nie podoba się projekt bezpłatnej opieki zdrowotnej Medicare for All, której autorem jest Bernie Sanders, obecnie faworyt w walce o nominację Partii Demokratycznej. – Opieka zdrowotna za darmo to mrzonka, za którą zapłaci amerykański podatnik – twierdzi. – Mój mąż służył w amerykańskiej armii i korzysta teraz z bezpłatnej opieki zdrowotnej dla weteranów. I jaki jest tego efekt? Na każdą wizytę czeka co najmniej miesiąc i wciąż musi prosić się o skierowania do specjalistów. To jest Ameryka, jakiej chce Bernie Sanders.

To tylko haki

Przeciwna bezpłatnej opiece zdrowotnej jest też Kenya, 43-letnia agentka nieruchomości, której podoba się twardy kapitalizm i dobra sytuacja ekonomiczna za rządów Trumpa.

– Coraz więcej osób stać na kupno domu i nie narzekam na brak zleceń – tłumaczy Kenya. – Demokraci tak bardzo nienawidzą Trumpa, że nie dostrzegają, jak wiele dobrego robi dla kraju. To oburzające, że Partia Demokratyczna szuka na niego haków od początku jego prezydentury! – krzyczy.

Kenya odnosi się do Russiagate, śledztwa w sprawie ingerencji Rosji w wybory prezydenckie w 2016 r. Komentuje też procedurę impeachmentu, która na początku lutego zakończyła się oddaleniem przez Senat postawionych Trumpowi zarzutów nadużycia władzy i utrudniania śledztwa Kongresu. – Zarzuty postawione prezydentowi są niedorzeczne! – przekonuje. – Czytałam zapis jego rozmowy z prezydentem Ukrainy i nie ma tam nic, co podlegałoby procedurze usunięcia z urzędu.

Chodzi o rozmowę telefoniczną z 25 lipca z 2019 r.: wynika z niej, że Trump prosił Wołodymyra Zełenskiego o wszczęcie śledztwa w sprawie syna byłego wiceprezydenta Joe Bidena, dziś potencjalnego rywala Trumpa w wyścigu o Biały Dom.

Wymiar duchowy

Zbliża się siedemnasta i gmach Arizona Veterans Memorial Coliseum wypełnia się po brzegi. Ci, którzy przeszli pomyślnie kontrolę bezpieczeństwa (ochroniarze przeszukują każdemu torbę, trzeba też przekroczyć bramkę do wykrywania metali), walczą o miejsca z najlepszym widokiem na scenę. Niektórzy ustawiają się w kolejce do budek z jedzeniem. Zaopatrzeni we frytki, kubełki kurczaków lub ogromne paczki z popcornem, są gotowi na przemówienie prezydenta.

Rebecce i Davidowi, małżeństwu z Tempe w Arizonie, nie w głowie tłoczenie się w kolejce. Choć nie jedli nic od rana, uważnie śledzą każdy punkt programu.

Trzy minuty po siedemnastej wiec zaczyna się od modlitwy. Rebecca zamyka oczy i wraz z innymi powtarza: – Przyznajemy przed Bogiem i ziemią, że nasza walka ma wymiar duchowy. Modlimy się o dalszą mądrość i łaskę dla prezydenta, wiceprezydenta i ich współpracowników. Dziękujemy za ich odwagę, siłę i wiarę. Prosimy Cię, Boże, o zdrowie dla prezydenta i opiekę aniołów, które czuwają nad jego walką z ludźmi podążającymi za szatanem. Prosimy Cię o siłę i jedność, abyśmy nie padli ofiarą podziałów. Amen.

Godzina 17.07: Kelli Ward, przewodnicząca Partii Republikańskiej w stanie Arizona, przekonuje, że Stany to najbardziej wyjątkowy kraj na świecie. Zbiera owacje.

Godzina 17.09: zebrani śpiewają hymn USA.

Godzina 17.15: kongresmenka Partii Republikańskiej Debbie Lesko miesza z błotem Adama Schiffa, szefa komisji ds. wywiadu Izby Reprezentantów i lidera procedury impeachmentu. Rebecca i David krzyczą wraz z tłumem: – Kłamca! Kłamca! Aresztować go!

Godzina 17.23: zaczyna się godzinna przerwa techniczna. Z głośników rozbrzmiewa „YMCA”, dyskotekowy przebój zespołu Village People z 1978 r.

Robotnik docenia Trumpa

Emocje sięgają zenitu, gdy ok. 18.30 na scenie pojawia się syn prezydenta, Donald Trump Junior. W płomiennym wystąpieniu przekonuje, że ojciec interesuje się problemami zwykłych Amerykanów. Dowód? Jako deweloperski magnat zatrudniał robotników przy budowie hoteli.

– Donald Trump to nie Michael Bloomberg, który zatrudnia ludzi pracujących przy komputerze! – mówi Junior (nawiązując do tego, że miliarder założył agencję informacyjną Bloomberg News). – Mój ojciec nigdy nie był jak te nadęte głupki z Waszyngtonu i nie boi się powiedzieć, że najważniejszy jest interes Ameryki. Prezydent chce sprawić, by spełnił się wasz American Dream!

Rebecca i David skaczą z radości. David, emerytowany operator maszyn w fabryce broni, mówi, że Trump jest prezydentem, który od czasów Ronalda Reagana najlepiej rozumie robotników. Małżeństwo mieszka w przyczepie kempingowej i żyje ze skromnej emerytury. Choć dotąd nie odczuli poprawy sytuacji ekonomicznej, o której mówi Trump, cenią go ze względu na wsparcie dla ruchu pro-life.

Pytam Rebeccę i Davida, czy nie razi ich, że Trump opowiadał się kiedyś za prawem do aborcji. – Grunt, że prezydent zmienił w tej sprawie zdanie – ucina David.

„Polowanie na czarownice”

Jest 19.15 i nieco zniecierpliwiony już tłum słucha utworów „Beat it” Michaela Jacksona oraz „Macho Man” (to także zespołu Village People).

Gdy z głośników płynie piosenka Lee Greenwooda „God Bless the USA” – symbol amerykańskiego konserwatyzmu – dla wszystkich staje się jasne, że zaraz zobaczą Trumpa. I faktycznie: w granatowym garniturze i z czerwonym krawatem, wychodzi na scenę i macha z uśmiechem do tłumu. Cała sala skanduje: „USA, USA, USA!”.


Czytaj także: Jan Smoleński: Pierwszy test w Pasie Rdzy


– Dziękuję, Phoenix! – zaczyna prezydent. – Cieszę się, że mogę być dziś w Arizonie, gdzie ciężko pracujący patrioci wierzą w Boga, rodzinę i swój kraj. Z waszą pomocą w listopadzie pokonamy socjalistycznych Demokratów. To wspaniały czas dla Ameryki! – woła Donald Trump, który wielokrotnie tego wieczoru będzie odnosił się do procedury impeachmentu. – Podczas gdy Demokraci tracili czas na to polowanie na czarownice, my tworzyliśmy nowe miejsca pracy, podwyższaliśmy płace, chroniliśmy granice USA, podpisywaliśmy umowy handlowe i dbaliśmy o rozwój amerykańskich obywateli, bez względu na ich rasę czy wyznawaną religię – przekonuje. – Pomimo ciągłych ataków zrobiliśmy więcej w ciągu trzech lat niż każda inna administracja w historii USA!

Podczas prawie półtoragodzinnego wystąpienia prezydent mówi też często o rekordowo niskim bezrobociu (3,6 proc.), świetnie prosperującej gospodarce i polityce „America First”, dla której liczy się przede wszystkim to, co amerykańskie.

Gdy mowa zbliża się do końca, zmęczeni są nawet najbardziej zagorzali fani. Dla zabicia czasu Rebecca pokazuje mi ekran swojego telefonu. Na tapecie widnieje zdjęcie Trumpa, jak tańczy z żoną Melanią podczas inauguracji prezydentury w styczniu 2017 r.

Walka o Arizonę

Donald Trump odwiedził Phoenix w ramach kilkudniowej wizyty po zachodnich stanach USA. Właściwie mógłby tego nie robić, bo w Arizonie – podobnie jak m.in. w Nevadzie czy Kansas – Partia Republikańska nie organizuje prawyborów, służących tradycyjnie do wyłonienia kandydata do nominacji prezydenckiej. Nikogo nie trzeba przekonywać, że ubiegający się o reelekcję Trump jest w Partii Republikańskiej faworytem.

Jednak Trumpa może niepokoić fakt, że Arizona, dotąd bastion Republikanów, coraz bardziej dryfuje w kierunku Partii Demokratycznej. W wyborach do Kongresu w 2018 r. po raz pierwszy od 30 lat fotel senatora zdobyła tu polityczka Demokratów. Arizona, w której przybywa Latynosów (uznawanych za elektorat Partii Demokratycznej), została już okrzyknięta jednym z tzw. stanów wahających się – i może odegrać ważną rolę w listopadowych wyborach.

To, na ile zaciekła będzie walka o Biały Dom, zależy również od tego, kto będzie nominatem Partii Demokratycznej. Czy obecny faworyt, socjalista Bernie Sanders, ma szansę pokonać Trumpa? Tego zadania na pewno nie ułatwią wysokie notowania prezydenta: mimo procedury impeachmentu 49 proc. Amerykanów popiera dziś jego prezydenturę (to najwyższy wynik od objęcia przez niego urzędu). Z sondażu Gallupa wynika, że aż 63 proc. respondentów jest też zadowolonych z sytuacji ekonomicznej kraju.

Trump w lepszym wydaniu

Reelekcji Trumpa boi się Caroline, którą spotykam w punkcie informacyjnym na lotnisku w Phoenix. Niegdyś zagorzała Republikanka, po wygranej Trumpa w 2016 r. zarejestrowała się w geście protestu jako niezależny wyborca.

Gdy pytam Caroline, który z kandydatów Partii Demokratycznej przemawia do jej centrowych poglądów, trudno jej jednoznacznie odpowiedzieć. – Bernie Sanders odpada, bo jest socjalistą – wylicza. – Pete Buttigieg to gej, a Joe Biden i Elizabeth Warren mnie nie przekonują. Może więc Michael Bloomberg? To przecież miliarder i na pewno zna się na zarządzaniu. To trochę jak Trump, ale w lepszym wydaniu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2020