Życie na przepadłe

W XVI wieku zakonnice i zakonnicy bez słowa reagowali na nakazy i zakazy przełożonych, zgodnie z lansowanym wówczas modelem posłuszeństwa trupa. Wolę opata lub przeoryszy utożsamiano z Objawieniem. Dziś, zwłaszcza po przełomie 1989 roku, zaczyna się to zmieniać.

19.12.2004

Czyta się kilka minut

S. Małgorzata Borkowska przywołuje w książce “Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII-XVIII w." przykład karmelitanki krakowskiej, która posłuszna była nie tylko przełożonej, ale i każdej siostrze, “tak starszych jako i młodszych wolę czyniła, w każdej prawie okazji woli swej nie używała". Kilka wieków później zmieniło się niewiele: posłuszeństwo znajdowało wyraz w obowiązkowym całowaniu butów przełożonej. Formalnie dopiero Sobór Watykański II odebrał władzom zakonnym mandat boski. Czy skutecznie?

- Gdy znajoma zakonnica została przełożoną, była przerażona - opowiada duszpasterz i rekolekcjonista wielu żeńskich zgromadzeń. - Spytałem, dlaczego. Odpowiedziała, że przeraża ją, iż teraz będzie musiała dla swoich współsióstr rozeznawać wolę Bożą. Odparłem, że wcale nie musi! Ma tylko zastanowić się, co jej zdaniem jest potrzebne danej siostrze, a gdy zakomunikuje swoje postanowienie, to bynajmniej nie sama musi odkryć, czy jest to wola Boża, lecz tamta siostra.

Siostra Grażyna jest ostrożna, gdy idzie o negowanie idei świętego, absolutnego posłuszeństwa. Wstępując do zgromadzenia już w pierwszym podaniu zadeklarowała chęć wyjazdu na misje. Potem wracała do swojej prośby, ale bezskutecznie. Propozycja wyjazdu do Moskwy przyszła znienacka, po wielu latach. Przyjęła ją z zadowoleniem. W Moskwie gros czasu spędzała w zakrystii albo w pralni. Utkwiła jej w pamięci jedna scena: siedemdziesięciu księży w świeżo upranych i wyprasowanych albach wyszło z procesją dookoła kościoła. Był akurat czas wiosennych roztopów. - Wrócili w stanie opłakanym, szaty schlapane do kolan, wszystko ciekło. No więc ja znowu do pralek.

Tak upływały całe dnie. Z ludźmi prawie nie miała kontaktu, z rzadka ktoś dzwonił. Ale nigdy nie miała wątpliwości, że jest na swoim miejscu; że to, co robi, jest też misją, apostolstwem: - Mimo iż skończyłam studia i mogłabym oczekiwać pracy w kulturalnych warunkach, na przykład z dziećmi, co przecież w Moskwie byłoby jak najbardziej przydatne.

Bo nieracjonalność posłuszeństwa ma swoje korzenie w Ewangelii. - Chrystus, gdy poszedł na krzyż, był młodym człowiekiem. Przecież po ludzku to absurd! Ile mógłby jeszcze zrobić dobrego, ilu ludzi nawrócić, gdyby pożył jeszcze dziesięć lat... To jeden z absurdów posłuszeństwa: poddanie się Bogu przez niekoniecznie zrozumiałą wolę innych ludzi - mówi siostra Grażyna.

Ludzkie prawo

Ów “absurd posłuszeństwa" traci niekiedy nadprzyrodzony wymiar w kontakcie z najbardziej drobiazgowymi i przyziemnymi kwestiami codzienności. Siostrze Alicji skonfiskowano zeszyt z notatkami i telefonami. Usłyszała, że prowadzenie pamiętnika jest zabronione. Jakoś to przebolała, ale bardziej uciążliwa była kwestia dezodorantu: pozwolenie na jego używanie otrzymywały siostry, których nadmierna potliwość została zatwierdzona przez mistrzynię nowicjatu.

- To drobiazgi, ale one najbardziej uprzykrzają życie - mówi zakonnica. - Nikt nie zmuszał mnie do stania boso na śniegu ani do łykania oleju. Co z tego? Stokroć gorsze wydawało mi się, że nie mogę wyjść poza ogród, chyba że do sklepu po sprawunki dla klasztoru. Spacer? Zwyczajny, bez celu, a co gorsza samotny? Niedozwolony, uchodził za niebezpieczną fanaberię.

W jednym z klasztorów żeńskich władza przełożonej sięgnęła... kuchni. Starszej wiekiem, wytrawnej kucharce przeorysza kazała wedle swojego uznania sypać sól do zupy.

- Posłuszeństwo nie powinno dotyczyć takich drobiazgów - mówi jedna z moich rozmówczyń, zakonnica, która w życiu świeckim ukończyła psychologię. - Tam, gdzie granice są zbyt wyraźnie określane, budzi się wewnętrzny sprzeciw. Ale czasem drobne rzeczy, nawet ta sól, ujawniają większy problem, np. niechęci do jakiegokolwiek ograniczenia swojej autonomii.

Jednak określenie szerokości pola tej autonomii pozostaje w gestii przełożonych, nie zawsze baczących na bariery, na przykład: na drzwi do celi. - Wiem, że ktoś grzebał mi w rzeczach - mówi s. Alicja. - I to nie raz, ale dość regularnie. Zdarzało się też, że przełożona zaglądała do mojej celi w nocy - zamykać się nie mogłam, bo klucza nie dostajemy. Wchodziła bezszelestnie, aż ciarki przechodziły.

Ksiądz-rekolekcjonista mówi, że w zakonach starej daty tezę, iż w prawach ludzkich objawia się Bóg, traktuje się z podejrzliwością: - A uważając, że prawa ludzkie to jakiś świecki, groźny wymysł, nie sposób ich szanować. Chociażby prawa do tajemnicy korespondencji. Otwieranie listów czy przetrząsanie szafek przez mistrzynię nowicjatu lub magistra (bo zjawisko dotyczy nie tylko klasztorów żeńskich) jest przecież nienormalne.

Soborowy dekret “Perfectae Caritatis" mówi o posłuszeństwie “w duchu wiary", który to duch oświetlany ma być przez rozum. Jednak w gorliwym wypełnianiu ślubu posłuszeństwa niektóre siostry zdają się wyrzekać nie tylko własnych upodobań, ale i najprostszych odruchów rozumu. Posłuszeństwo, które na pewno nie zawiedzie, nie zostawia pola do zrobienia “czegoś nie tak", wyraża się najpełniej w groteskowej wręcz pasywności.

- Jedna nowicjuszka nie odważyła się podnieść papierka z korytarza, ponieważ najpierw chciała zapytać o zgodę przełożoną - opowiada ks. Jacek Prusak, psycholog, przed kilkoma laty spowiednik sióstr. - Brzmi to jak złośliwa anegdota, ale niestety jest prawdą.

Zdaniem siostry Grażyny wypełnianie tych najbardziej trywialnych obowiązków nie może być schematyczne. Stanie przy pralkach nie wyklucza myślenia. - Nie o to chodzi, żeby biegać jak mrówka i milcząco, przez posłuszeństwo wszystko robić za kogoś. Ja księży nie wyręczałam. Gdy ornaty rozrzucali po zakrystii, nie poprawiałam, tylko pokazywałam, gdzie jest wieszak.

Tymczasem czytamy: “Ślub posłuszeństwa wymaga od nas podporządkowania własnej woli prawowitym przełożonym w tym wszystkim, co dotyczy bezpośrednio lub pośrednio życia w zgromadzeniu. Jesteśmy gotowe do przyjęcia każdego zadania, nawet wtedy, gdy nie odpowiada ono naszym zapatrywaniom. Posłuszeństwo to nieograniczona dyspozycyjność [podkreślenie moje - K.W.] wobec Boga" (“Ratio institutionis: wytyczne dla formacji początkowej i ustawicznej w Zgromadzeniu Sióstr Św. Elżbiety", 2000 r.").

Z posłuszeństwa biorącego górę nad rozumem pokpiwała już w “Księdze Fundacji" św. Teresa: “Pewnego razu podano nam do stołu w refektarzu ogórki; mnie się dostał jeden bardzo cienki i wewnątrz zepsuty. Z udaną tedy powagą zawołałam jedną z sióstr, odznaczającą się rozumem i wykształceniem, i dla doświadczenia jej posłuszeństwa kazałam jej pójść i zasadzić ten ogórek w ogródku, jaki miałyśmy przy domu. Zapytała mię, jak go ma zasadzić: czy na sztorc, czy w poprzek. Odpowiedziałam jej, że w poprzek. Poszła więc i zasadziła go, ani chwili nie dopuszczając tej myśli, że niepodobna, by nie usechł; to jedno miała na myśli, że działa przez posłuszeństwo i służy Chrystusowi. Ślepe to posłuszeństwo tak zagłuszyło w niej rozum przyrodzony, iż pewna była, że czyni rzecz najrozumniejszą".

Pod bezpieczny parasol polecenia wydanego z góry siostry starają się niekiedy schronić przed refleksją nad sprawami “świeckimi", dotyczącymi życia obywatelskiego. - Zdumiałem się, kiedy siostry przyszły raz do mnie przed wyborami, zapytać, na kogo mają głosować - mówi kapelan sióstr z Krakowa. - Ale one zdumiały się jeszcze bardziej, gdy odpowiedziałem: skąd ja mam wiedzieć? Pomyślcie same, na kogo chcecie.

- Ślub posłuszeństwa ma dotyczyć mojego powołania. Czepianie się drobiazgów jest tak naprawdę jego ograniczaniem - mówi s. Aneta Kołodziejczyk, werbistka i mistrzyni nowicjatu. - Odczytywanie woli Bożej? Owszem, ale wspólnie, w rozmowie. Moje podopieczne uczę, aby nie wypełniały ślubu posłuszeństwa przez pytanie: czy mogę? Raczej: co siostra sądzi na ten temat?

Wola Boska

Nazywanie kaprysami wszystkich, nawet tych na pierwszy rzut oka niezrozumiałych poleceń przełożonych, jest zdaniem s. Marii Krystyny Rottenberg wielkim uproszczeniem. - Muszę się liczyć z tym, że moja wizja może się rozminąć z wizją przełożonych. Wstępując do zakonu nie racjonalizuję, ostatecznie nie szukam swojego, idę na przepadłe.

Ona sama wstąpiła do franciszkanek z jednym marzeniem: służyć niewidomym. Marzenia nigdy nie zrealizowała. Przed wstąpieniem mieszkała 14 lat w Paryżu, tam studiowała bibliotekoznawstwo i romanistykę, pracowała na Sorbonie. Mówi o sobie, że jest wychowana w atmosferze Soboru i rodzącego się ekumenizmu. Mieszkała w rodzinie Marka Boegnera, wybitnego pastora Kościoła ewangelicko-reformowanego, członka Akademii Francuskiej. U niego poznała ks. Józefa Sadzika, potem na jej oczach tworzyło się Paryskie Centrum Dialogu. Brała udział w Soborze Młodych w Taizé. Teraz swoje doświadczenia wykorzystuje w pracy w Ośrodku Ekumenicznym im. Jana XXIII przy warszawskim kościele św. Marcina. Ale trafiła tu późno i, jak mówi, trochę przypadkiem. - Na pewno nie dlatego, żeby ktoś nagle zapragnął dać mi możliwość samorealizacji. Moja poprzedniczka była po prostu w tak zaawansowanym wieku, że trzeba było znaleźć zastępczynię.

Siostra Maria Krystyna zna kilka języków obcych. Wie, że mogła urządzić sobie życie inaczej. Ale ona właśnie nie chciała żyć po swojemu: - Przecież w małżeństwie też nie jest tak, że jedna strona ślepo dąży do samorealizacji, nie mając na nic względu. Życie zakonne, choć upływa we wspólnocie, jest zawsze drogą samotną, drogą przez krzyż, jak mówimy w Laskach. Przy najlepszej nawet woli przełożeni kierują się przesłankami życia wspólnotowego, które niekoniecznie pokrywają się z tymi indywidualnymi. To bywa trudne i bolesne, ale nie trzeba doszukiwać się wszędzie złej woli - nawet wtedy, gdy się różnimy. To wcale nie jest łatwe, “różnić się pięknie".

Zdarza się, że dobre skutki poleceń z góry widać później, nawet jeśli pierwotnie budzą tylko niechęć.

Po nowicjacie przełożona zaproponowała siostrze Sybilli studia historyczne, żeby w przyszłości mogła pracować w archiwum zgromadzenia. Odmówiła: powiedziała, że nauka historii ją przerasta i że chce studiować teologię. - Wróciłam do pokoju i pomyślałam: pierwsze polecenie, które jest mi nie w smak, a ja już odmawiam? Po paru godzinach poszłam z ciężkim sercem do przełożonej, że zgadzam się, spróbuję.

Historia, za którą nie przepadała, teraz ją fascynuje. W archiwach wertuje księgi Urzędu Bezpieczeństwa. Pamięta, jak cieszyła się ze znalezienia pożółkłych listów od wysiedlonych z Wrocławia sióstr-Niemek. Albo ze swojego niedawnego odkrycia: zakonnice z Berlina Zachodniego kontaktowały się z siostrami zza muru przenosząc informacje w podeszwach butów. - Dzisiaj nie wyobrażam sobie życia bez historii - to najlepsze, co mogło mnie w życiu spotkać. A wyniknęło właśnie z “zachcianki" przełożonej: Ja bym ciebie widziała w archiwum...

Jak twierdzi siostra Maria Krystyna, w słuchaniu tych przypadkowych decyzji pojedynczych ludzi kryje się głęboka teologia. - Szaweł po nawróceniu mógł oczekiwać konkretnego posłania od Pana Jezusa, że On sam skieruje go w tak doniosłym momencie w odpowiednią stronę. I co usłyszał? “Wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić". Nagle miał zacząć słuchać tych, których jeszcze wczoraj prześladował. Można sobie wyobrazić, co w głębi duszy przeżywał.

Stan doskonałości

Ślub posłuszeństwa nie zawsze przybiera formę dynamiczną, budowaną na rozmowie, wspólnym decydowaniu. Łatwo ograniczyć go do kurczowego trzymania się paragrafów konstytucji zakonnych. Zwłaszcza w starych zakonach gdzie za siostrami stoi bardzo długa tradycja, ale nieraz przez małe “t". Hołdowanie przestarzałym prawom nie wynika ze złej woli. Po prostu zawsze tak było, działało, więc niech działa dalej.

Pewna młoda siostra cierpiała na poważne schorzenie kręgosłupa. I chociaż często musiała dźwigać ciężkie księgi, nie pozwalano jej nosić plecaka. Powód? W statutach zakonnych nie ma ani słowa o używaniu plecaków. Ustawy - powstałe kilkaset lat temu! - przewidują jedynie czarne sakwy.

W prawie kanonicznym z 1917 r. znajdziemy zapis o życiu zakonnym nazwanym “stanem doskonałości". Idea ciągłego okiełznywania siebie w myśl dążenia do świętości królowała w Kościele zwłaszcza od czasów Soboru Trydenckiego. Jednak i dzisiaj dla osiągnięcia “doskonałości" niektóre siostry wypełniają najróżniejsze polecenia, starając się w niczym nie uchybić.

- Nie tak dawno z nowicjatu wyrzucono dziewczynę właśnie za “niedoskonałość" - opowiada duszpasterz i rekolekcjonista zakonnic. - Gdy była w szpitalu, dostała 20 złotych od rodziców i nie powiedziała o tym przełożonej. Siostry swoją decyzję opatrzyły komentarzem: “Skoro teraz tak postępuje, to co dopiero, gdy będzie profeską". Na Boga: doskonałość jest punktem dojścia, a nie wyjścia.

Do tego dochodzi pogląd, że “stan doskonałości" osiągnąć można tylko w klasztorze: między tzw. “światem" a klauzurą zieje przepaść. Ks. Prusak: - “Wystąpisz, to przepadłaś. Jak masz cierpieć, cierp dla Jezusa" - tak siostry ostrzegają się nawzajem. Stereotyp, że klasztor jest rodzajem ucieczki, niestety ma w sobie wiele prawdy.

Iwona: - Gdy wystąpiłam (a byłam w trakcie kursu na prawo jazdy), puszczono plotkę, że sypiam z instruktorem. Wcześniej wystąpiło jeszcze parę dziewczyn. O jednej słyszałam z ust sióstr, że się prostytuuje, o innej - że chodzi pijana po mieście.

W niektórych klasztorach do formy wpycha się również codzienne modlitwy, starając się, by zmieściło się ich jak najwięcej. Siostra Klara: - Biegając między łazienkami a kaplicą musiałam znaleźć jeszcze czas na różaniec, koronkę, brewiarz, Anioł Pański... Czasem było mi wszystko jedno, co recytuję. Idąc do kaplicy nie zawsze wiedziałam, czy idę na nieszpory, czy na Mszę. I szczerze mówiąc, nie zastanawiałam się nad tym. Chciałam po prostu odpocząć. Zdarzało mi się zasypiać z różańcem w ręku.

- W Kościele posoborowym mówi się, że podstawą życia duchowego jest trójnóg: wspólnota, Pismo, sakramenty - mówi kapelan i rekolekcjonista sióstr. - W zakonach żeńskich zdecydowanie najsilniejszą nogą jest życie sakramentalne, które bez pozostałych elementów łatwo staje się pobożną praktyką, zamiast rzeczywistym spotkaniem z Bogiem.

Gdy gorliwy pęd do doskonałości napotyka na przeszkody w postaci własnych ułomności, rodzi się poczucie winy, które, w opinii spowiedników sióstr, bierze górę nad poczuciem grzechu. Zakonnice spowiadają się skrupulancko, z przewinień przeciwko wewnętrznemu prawu lub z niedopełnienia pobożnych praktyk. Pojawiają się wyznania o zjedzeniu jednego cukierka za dużo, o przedłużonej o pięć minut rozmowie po ciszy nocnej.

Sama forma spowiedzi nie umożliwia duchowego rozwoju, jeśli pozostaje na płaszczyźnie cotygodniowej obowiązkowej klepanki. Przełożone niechętnie zgadzają się też na samodzielne szukanie przez siostry spowiednika czy kierownika duchowego.

S. Alicja: - Zaraz wzbudzało to podejrzenia. Co tydzień przychodził ksiądz-staruszek, a matka ustawiała nas rządkiem przed kaplicą. Powtarzała: spowiadajcie się dokładnie. Nikt nie pytał, czy rzeczywiście mamy potrzebę cotygodniowej spowiedzi.

***

Wraz z przemianami 1989 roku zaczęła się w polskich zakonach ewolucja w podejściu do ślubu posłuszeństwa. Zmienia się styl wychowania - dziewczyna, która w domu była przyzwyczajona do partnerskich układów z rodzicami, nie będzie w nowicjacie potulną owieczką. Wiele moich rozmówczyń podkreśla, że dziś więcej się z siostrami rozmawia, więcej uzasadnia.

Siostra Aneta Kołodziejczyk: - Do pewnych zmian trzeba dojrzewać. Gdy mieszkałam w Rzymie, nie było problemu, jeśli na przykład chciałam pójść na basen. Warto więc dyskutować, szczególnie o sprawach drażliwych, szukać rozwiązań.

Nic tak nie chroni przed formalizmem, jak bycie “w drodze", to metaforyczne: nie zatrzymywanie się nad każdą doznaną krzywdą, nie rozpamiętywanie, ale i dosłowne: w zakonach czynnych pobyt w jednym domu nie trwa z reguły więcej niż parę lat.

Za najgorszą zmorę życia zakonnego siostra Rottenberg uważa zgorzknienie. - Widziałam zakonnice, nieraz nawet młode, które całymi latami roztrząsają i rozpamiętują doznane przykrości. Wydaje im się, że wszyscy dookoła też tylko o tym myślą. To może być bardzo groźne, prowadzić do psychicznych załamań. Przełożeni są ludźmi, mogą mieć swoje słabości, mogą się mylić.

Jak być zakonnicą dzisiaj? Żadna z sióstr nie chce ograniczać odpowiedzi do określania jakiejkolwiek “techniki": efektywnie pracować, nosić wyprasowany habit, uśmiechać się itp. To tylko wciąż pokutujące stereotypy. Jak mówi siostra Sybilla: - Chodzi o to, żeby forma nie zastępowała treści. To chyba jedyna godna uwagi technika bycia zakonnicą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2004