Żyć mową na umór

Słowa - mówił Marian Pankowski - powinny być uśmiechnięte, ironiczne i ruchliwe, bo tylko za pomocą takich słów można tworzyć dobrą literaturę.

05.04.2011

Czyta się kilka minut

Kiedy skończył 90 lat, ktoś na spotkaniu autorskim zapytał go o uciążliwość długiego życia. Odparł, że wciąż czuje się młody, dzięki ustawicznej pracy w języku, która mobilizuje wszystkie jego siły, a także dzięki dobrym relacjom z tym, co zmysłowe, namacalne, cielesne. Przez całe życie próbował tę zmysłową stronę świata wydrzeć z narodowych i religijnych wnyków, bronił jej przed moralnym potępieniem. Najpierw jest ciało - mówił - potem mowa, która z ciałem pozostaje w ścisłym związku, a później pojawiają się inne istnienia, wobec których ani ciało, ani język nie mają wrogich zamiarów.

Smagła swoboda

Często powtarzał, że ilekroć przyjeżdża do Polski z Brukseli, gdzie zamieszkał po wojnie, ludzie pytają go, jak zdołał zachować taką polszczyznę, pełną elegancji, a zarazem żywiołową. Tłumaczył, że wciąż ją pielęgnuje, czytając listy od matki. Kiedy domownicy zasypiają, na głos odczytuje wiadomości od matki, która przez długie lata pisała do niego regularnie. Obawiała się, że jeśli przestanie, to wyjdzie z wprawy, dając mu do zrozumienia, że także on powinien dbać o język. Nie chodziło o przywiązanie do reguł gramatyki czy stylu, lecz o szczególną energię, którą tętniły nieoczywiste - raz zabawne, innym razem niepokojące - wypowiedzi matki. To właśnie pod ich wpływem narodziło się u Pankowskiego pragnienie pisania - najpierw wierszy, lirycznych notatek o otaczającym go świecie, a później coraz bardziej niepokornej i wywrotowej prozy.

Jego temperament pisarski kształtował się w wieloetnicznym tyglu przedwojennego Sanoka, gdzie mieszkali Polacy, Żydzi i Ukraińcy. Trzy języki, trzy kultury, odmienne zwyczaje i rytuały, które mieszały się ze sobą. Polskie, żydowskie i ukraińskie dzieci podróżowały między światami, doświadczając czegoś, co Pankowski nazwie "zbawiennym przejściem", dzięki któremu można zawiązać pokojową relację z innymi. Był do tego doświadczenia bardzo przywiązany. Doceniał jego rolę w kształtowaniu swej postawy światopoglądowej i estetycznej. Bez tego impulsu nie byłoby jego powieści i dramatów, w których odzierał polską rzeczywistość ze skóry przesądów, zaściankowości, ksenofobii i stadnego otępienia.

Wychował się w rodzinie robotniczej. Matka - Maria Pankowska - była katoliczką, ale nie narzucała mu katolicyzmu jako powinności. Przeciwnie - dawała dowody, że można wierzyć, trzymając się z dala od rytuałów kościelnych. Była niepokorna i odważna, a przy tym potrafiła zachować umiar w relacjach z ludźmi. Nieustępliwie stała po stronie zmysłowości i radości życia. I właśnie na tę stronę przeciągała syna. Ojciec odegrał podobną rolę, choć jego wpływ na przyszłego pisarza był dużo mniejszy. Jako robotnik i socjalista był dla syna ucieleśnieniem otwartego światopoglądu. Późniejszy agnostycyzm Pankowskiego i jego krytyka pielgrzymkowego katolicyzmu polskiego mają swe źródło w postawie ojca, który marzył o świecie całkowicie zsekularyzowanym, wolnym od sakralnej pompatyczności.

Sanockie dzieciństwo było czasem "smagłej swobody" (taki tytuł nosiła pierwsza prozatorska książka Pankowskiego, w której dał obraz kosmopolitycznej prowincji). Mimo że poważne konflikty etniczne i polityczne omijały przedwojenny Sanok, nie był to czas arkadyjskiej naiwności. Dzięki rodzicom Pankowski rozwijał szczególną wrażliwość, która ochroniła go przed konsekwencjami nasilonego patriotyzmu i dogmatycznej religijności. "Na dobre - mówił - uwolniłem się z tych dybów dopiero po wyjeździe do Brukseli, gdzie ostatecznie ukształtował się mój estetyczny i polityczny światopogląd".

Jak ja to wyrażę?

Tuż przed wojną wyjechał do Krakowa, gdzie studiował najpierw prawo, a potem polonistykę. Naukę musiał przerwać w wyniku wojny. Został wcielony do wojska, następnie aresztowany i zwolniony przez hitlerowców, wrócił do Sanoka, gdzie zaangażował się w działania ruchu oporu. Powtórne aresztowanie skończyło się obozem, a w zasadzie przymusową wędrówką po obozach: od Auschwitz przez Gross-Rosen aż do Bergen-Belsen.

Po wojnie wybrał emigrację, choć nigdy nie uważał się za klasycznego emigranta. Tłumaczył, że powodem wyjazdu było "milczenie dawnego świata". Z Sanoka nie docierały żadne wiadomości, nie wiedział, co się tam dzieje. Postawił zatem na uporządkowaną rzeczywistość belgijską, która dawała nadzieję na wytchnienie po doświadczeniu wojennego chaosu.

Do połowy lat 50. zajmował się głównie pisaniem wierszy, czyli - jak mówił autoironicznie po latach - "pochwałą drzew liściastych i szpilkowych z domieszką pstrej ornitologii... i czasowników w pierwszej osobie". W Brukseli ukazały się dwa tomy poetyckie - "Pieśni pompejańskie" (1946) i "Wiersze alpejskie" (1947). Nie zapowiadają one późniejszej rozróby w polszczyźnie, którą zrobiły prozatorskie książki Pankowskiego.

Przełom nastąpił w drugiej połowie lat 50. i miał związek z wydarzeniami obozowymi. Okazało się, że poetycka forma jest nieadekwatna wobec potwornego doświadczenia, które domaga się opisu. Jeszcze w obozie zastanawiał się, jak wyrazić to, co widzi, jak opowiedzieć o splocie śmierci, bólu, bezmyślności, ale też niepokojącej fascynacji przemocą, śmiechu i wyrachowania. Stopniowo dojrzewała w nim świadomość, że musi uciec przed patetycznym stylem i rymami. Jak bowiem w ich sąsiedztwie - to pytanie postawił później - użyć słowa "rozwałka"?

W 1956 roku zaczął pisać powieść "Matuga idzie", w której umieścił dedykację: "Maniusiowi Pankowskiemu, autorowi lirycznych wierszy poświęcam". To było ironiczne pożegnanie z dawną poetyką, która z perspektywy czasu sprawiała wrażenie naiwnej i sztucznej. Bohaterem powieści jest tytułowy Matuga, który z polskiej prowincji wyrusza w świat. Studiuje, trafia do obozu, a potem wyjeżdża na Zachód, gdzie na pozór odnajduje swoje miejsce. Piszę "na pozór", ponieważ im bardziej Matuga oddala się od rodzinnego domu, tym bardziej odczuwa jego wpływ, jak gdyby prowincjonalny wirus z latami dokonywał coraz potężniejszych zniszczeń w jego świadomości i wrażliwości. W tym pierwszym dojrzałym dziele Pankowski przedstawił swoje elementarne założenie pisarskie. W obozie Matuga szuka słów, którymi mógłby opisać to, czego doświadcza. Zastanawia się, czy to lagier, czy raczej coś innego. "Zgoda, to lagier, ale nietypowy lagier, a w epopei trzeba dać rzeczy typowe, a reszta na opowiastki, na anegdotki (…)". Od tej pory w powieściach, opowiadaniach i dramatach Pankowski będzie przedstawiał rzeczywistość nietypową, wydartą literackim konwencjom i narracyjnym schematom, niepokojącą i jątrzącą, niezgodną z opowieściami, którymi żywi się wspólnota. To będzie jego... wieczna rozróba.

W napisanym pod koniec lat 80. "Rudolfie" najpełniej przedstawił problem, jaki dla polskiej kultury stanowi konfrontacja z innym. To historia trudnej znajomości polskiego emigranta, akademika, który wiedzie wygodne życie w Brukseli, z 70-letnim niemieckim homoseksualistą. Spotkanie kata i ofiary, hedonisty i niepewnego swej tożsamości mężczyzny, zderzenie światopoglądów i racji, które nie pasują do niczego, co znane z oficjalnych narracji. Konkretne zdarzenie rozsadza ramy narodowej mitologii i zaprasza do przemyślenia samych fundamentów naszego myślenia o historii ostatnich kilkudziesięciu lat.

Również w latach 80. powstała powieść "Pątnicy z Macierzyzny", w której Pankowski uderzył w przaśną formę narodowej religijności, pielgrzymkowy katolicyzm wciągający w swe tryby całe społeczeństwo, otępiający je i wysyłający w drogę o nieokreślonym celu. Pankowski pisał tę książkę w okresie, gdy w Polsce toczyła się wspomagana przez Kościół walka z komunizmem. Nawet ci, którzy mieli do Kościoła stosunek krytyczny, uważali, że należy przymknąć oko na jego problemy, ponieważ tego wymaga sprawa. Patrząc na polską rzeczywistość z dystansu, pisarz mógł sobie pozwolić na krytykę - nie zwracał uwagi na patriotyzm Kościoła, lecz na wywołujący w nim obrzydzenie klerykalizm.

Pankowski miał alergię na wszelkie formy historycznej, społecznej i kulturowej sakralizacji. Toczył walkę z "piastunami narodowego bohaterstwa i kaźni", którzy w jego przekonaniu wciągają społeczeństwo do czarnej jamy, gdzie odprawiony ma zostać pokazowy rytuał zbiorowej samozatraty. Historyczne pomniki, katolicyzm, tradycyjny kształt rodziny, silny antysemityzm Polaków, lęk przed innością, pogarda dla zmysłowego wymiaru życia - wszystko to poddane zostało przez pisarza dekonstrukcji, ukazane w zwierciadle "uśmiechniętego języka", czyli najskuteczniejszej odtrutki na wspólnotowe zaczadzenie. Piastunom narodowej sprawy przeciwstawił "ludzi nietypowych", którzy nie ustają w wysiłkach, by zakorzenić się w materialnym świecie.

W 1965 roku ukazał się w Brukseli zbiór opowiadań pt. "Kozak i inne opowieści". Tytułowy tekst ma charakter autobiograficzny. Pankowski opowiada o dniu spędzonym na uniwersytecie. Po pracy nie wraca do domu, lecz odwiedza pobliski park, w którym uwalnia się od krępujących go akademickich konwenansów i - jak niegdyś - biega swobodnie między drzewami. "I kolan dociskam i po trawniku parkowym, tuż przy murze puszystej grabiny samotnie sobie galopuję". Ta niezwykła energia, która przejawiała się w jego pisaniu, w sposobie mówienia, w ciętym dowcipie, w drobnych gestach, nie opuszczała go do samego końca. Zgasła gwałtownie, tak jak tego chciał.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1978 r. Aktywista literacki, filozof literatury, eseista, redaktor, wydawca, krytyk i tłumacz. Dyrektor programowy Festiwalu Conrada. Redaktor działu kultury „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor programów literackich Fundacji Tygodnika Powszechnego.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2011