Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Słabość do Instagrama – serwisu w internecie, gdzie umieszcza się zdjęcia – już wiele celebrytek przypłaciło bólem głowy: gdy upubliczniły coś pochopnie. W sierpniu Asma al-Asad umieściła tam zdjęcia: w ślicznej bladoniebieskiej bluzce Asma gotuje posiłki dla Syryjczyków, którzy uciekli z terenów objętych walkami.
Być może było to posunięcie PR, mające przywrócić sympatię wobec niej. Ale się nie udało. Uśmiech „pierwszej damy”, otoczonej przez nastolatki i starsze kobiety, nie wygląda przekonująco po tym, jak niewiele wcześniej światowe media pokazały długie rzędy dziecięcych ciał: ofiar broni chemicznej, prawdopodobnie użytej przez męża Asmy. Opowieść o „Róży pustyni”, która miała zmienić Syrię, brzmi dziś i groteskowo, i niesmacznie.
Żona nowoczesna
Asma urodziła się i wychowała w Londynie, w syryjskiej rodzinie. Poszła do prywatnej szkoły dla dziewcząt (koleżanki nazywały ją Emmą), jeździła konno, spędzała godziny w sklepach na Oxford Street. Potem skończyła studia w londyńskim King’s College i zaczęła pracę jako ekonomistka.
Śliczna, smukła i czarująca – pewnie zrobiłaby karierę w City, wyszłaby dobrze za mąż i cieszyłaby się życiem jako jedna z rzeszy dobrze sytuowanych kobiet w brytyjskiej stolicy. Ale spotkała Baszara al-Asada: syn ówczesnego prezydenta Syrii, lekarz z wykształcenia, pracował w londyńskim szpitalu. W 2000 r. zmarł ojciec Baszara, a on sam wrócił do kraju, by zostać następcą. Wkrótce potem wzięli ślub.
Asma została więc „pierwszą damą” Syrii, a świat zachłysnął się wychowaną w zachodniej kulturze, elegancką kobietą. I po Baszarze, i po Asmie spodziewano się reform. Dziś można się zastanawiać: właściwie dlaczego? Dlaczego sam fakt, że Asma wychowała się w Londynie, miałby uczynić z niej bojowniczkę o demokrację i prawa człowieka? Umiejętność dobierania butów do sukienki nie przekłada się na moralność czy poglądy. A jednak – Asma uwiodła wszystkich. Ówczesny prezydent Francji Nicolas Sarkozy powiedział, podczas dyskusji o Baszarze al-Asadzie: „Z tak nowoczesną żoną, on nie może być całkiem zły”.
Pustynna róża
W lutym 2011 r. „Arabska Wiosna” nabierała rozpędu: w Egipcie obalono już Mubaraka, w Libii zaczynał się bunt przeciw Kadafiemu. Tymczasem „Vogue”, najważniejsze kobiece pismo o modzie, opublikowało artykuł o „Pustynnej róży”, czyli Asmie al-Asad. Wkrótce także w Syrii zaczęła się rewolucja, a „Vogue” pośpiesznie usunął ze swej strony internetowej artykuł o anielskiej prezydentowej i najbezpieczniejszym kraju na Bliskim Wschodzie.
Wielu zastanawiało się, co dzieje się z Asmą, która dzięki urokowi osobistemu i zachodniemu wychowaniu uosabiała przecież właśnie nadzieję na zmianę. Wiosną 2012 r. światło dzienne ujrzały jej maile: okazało się, że zajmują ją głównie zakupy. W Harrodsie mają wyprzedaż! A meble, które zamówiła w Chelsea? O zgrozo, po dostarczeniu okazało się, że szuflady mają inny odcień niż wykończenia! Ale biżuteria jest wspaniała... Na uwagę Asmy zasłużyły też buty za kilka tysięcy funtów i designerskie świeczniki.
W Syrii trwała już na całego wojna domowa, a ona robiła zakupy za setki tysięcy funtów. Skomplikowała się tylko logistyka: po wprowadzeniu sankcji, konta Asadów w Unii Europejskiej zostały zamrożone i Asma musi realizować swoją pasję z pomocą przyjaciół, zaś towary trafiają do niej przez Liban. Według informatorów z pałacu, na których powołuje się brytyjska prasa, Asma stara się nie czytać doniesień o walkach w Syrii, bo są „przygnębiające”. I nadal uważa się za szanowaną żonę prezydenta.
Jedwabne sumienie
„Droga Asmo, niektóre kobiety walczą o swój wygląd, a inne walczą o przetrwanie” – tak zaczyna się niezwykły list-wideo, który w ubiegłym roku dla Asmy nagrały żony brytyjskiego i niemieckiego ambasadora przy ONZ. Apelowały, by przestała stać biernie i spróbowała przerwać przelew krwi. „Co się z tobą stało, Asmo?” – pytały, przywołując jej dawne przemówienia o prawie ludzi do życia w pokoju i godności.
List, szlachetny w intencji, wychodzi jednak z założenia, że Asma jest osobą o pewnej podstawowej wrażliwości, którą np. porusza śmierć dzieci. Zapewne łatwiej szukać wyjaśnienia, że może nie wie, co się dzieje w Syrii, że może ma ograniczony dostęp do niezależnych mediów, że może boi się o swoje dzieci.
Trudniej uznać, że ją to wszystko nie obchodzi, że jej największy problem to kłopot z robieniem zakupów w Europie i że jej pociechą są kryształowe żyrandole z Pragi. I że wcześniej wszyscy padli ofiarą skutecznego PR. A także, co może najsmutniejsze, powierzchownego postrzegania człowieka: że jak piękna i dobrze ubrana, to na pewno dobra i mądra.
Asma al-Asad nie zrobiła dotąd nic, aby przerwać masakrę w Syrii. Przeciwnie: podkreślała, że trwa wiernie przy mężu. Nie ma powodów, aby wyłączać ją od odpowiedzialności za to, co dzieje się w Syrii.
Fakt, że żony dyktatorów „tylko” robią zakupy – Asma nie jest pierwszą, która puszcza fortunę, gdy kraj tonie we krwi – nie sprawia, że są lepsze od mężów.
Brigitte Frank – żona Hansa Franka, szefa Generalnego Gubernatorstwa, skazanego w Norymberdze na śmierć za zbrodnie popełnione w okupowanej Polsce – notowała w 1948 r.: „My, kobiety, przewyższamy naszych mężów, ponieważ nasze sumienie jest utkane z niemnącego jedwabiu”.
Asma może by się z nią zgodziła.