Krwawe lwy Damaszku

Rodzina Asadów rządzi Syrią od półwiecza. Mimo popełnionych zbrodni, trwającej od dekady wojny i strasznej sytuacji humanitarnej, dyktator czuje się pewnie.

08.03.2021

Czyta się kilka minut

Generał Hafiz al-Asad na froncie podczas wojny z Izraelem w 1967 r. / TALLANDIER / RUE DES ARCHIVES / FORUM
Generał Hafiz al-Asad na froncie podczas wojny z Izraelem w 1967 r. / TALLANDIER / RUE DES ARCHIVES / FORUM

Trwał trzeci rok wojny w Syrii, gdy tłumy gości zjawiły się w pałacu prezydenckim w Damaszku, syryjskiej stolicy. Wybrany w fikcyjnych wyborach Baszar al-Asad chciał, by jego zaprzysiężenie na kolejnych siedem lat odbyło się z pompą. Zależało mu, by ceremonia wyglądała tak jak zaprzysiężenie Władimira Putina dwa lata wcześniej.

Baszar al-Asad zachwycał się prezydentem Rosji, zanim jeszcze ten stał się jego kluczowym sojusznikiem i wybawcą. Szedł więc teraz po długim czerwonym dywanie – jak wcześniej Putin – wzdłuż którego stali na baczność żołnierze. Triumfalnie wkroczył do pałacu, minął oklaskujących go gości, a następnie udał się na scenę, gdzie złożył przysięgę.

Chciał być postrzegany jako silny przywódca i tego dnia mógł pokazać się w takiej roli. Z nieśmiałego młodzieńca wyrósł na dyktatora, trzymającego kraj żelazną ręką – jak wcześniej jego ojciec Hafiz, zmarły w 2000 r. Nie zmiotło Baszara powstanie, które wybuchło w połowie marca 2011 r. i przerodziło się w wojnę z udziałem innych krajów. Ogromną większość z przynajmniej pół miliona jej ofiar zabili żołnierze Baszara oraz jego sojusznicy, zwłaszcza Rosjanie i Irańczycy.

W tym roku mija nie tylko 10 lat od wybuchu tej wojny, ale także 50 lat, od kiedy klan Asadów rządzi Syrią.

Młody kraj w burzliwych czasach

Był rok 1930, gdy w wielodzietnej i ubogiej alawickiej rodzinie w pobliżu Latakii przyszedł na świat Hafiz al-Asad. Alawici to jedna z mniejszości religijnych w Syrii; przed wojną stanowili mniej więcej jedną dziesiątą populacji. Alawizm wywodzi się z szyickiego islamu, ale czerpie z różnych religii Bliskiego Wschodu. W przeszłości jego wyznawcy często byli poddawani represjom, bo nieufnie patrzą na nich ortodoksyjni przedstawiciele głównych nurtów islamu – sunnickiego i szyickiego.

Hafiz chodził do szkoły średniej, gdy w 1946 r. Syria uzyskała niepodległość. Zwijające się w pośpiechu imperia pozostawiały młode państwa w Afryce i Azji w nieładzie, po czym nowe klasy polityczne z reguły pogrążyły je w chaosie. Syria nie była wyjątkiem: szybko następowały po sobie kryzysy polityczno-gospodarcze.

W tym czasie władza koncentrowała się w rękach posiadaczy ziemskich i miejskich elit. W Syrii składały się one głównie z sunnickiej większości lub z chrześcijan. Do tego wszystkiego niedługo po ogłoszeniu niepodległości Syria przegrała wojnę z powstałym po sąsiedzku Izraelem.

Burzliwa sytuacja, w której znalazł się jego kraj, wywarła ogromny wpływ na młodego Asada.

Wojsko szansą na awans

Polityka zainteresowała go już w szkole średniej. Trafił do nowo powstałej partii Al-Baas (ostatecznie przyjęła nazwę Hizb al-Baas al-Arabi al-Isztiraki, Socjalistyczna Partia Odrodzenia Arabskiego – choć pełna nazwa nie jest powszechnie stosowana). Była to egzotyczna na pozór mieszanka ideologii nacjonalistycznej i socjalistycznej, zakładająca zjednoczenie wszystkich Arabów bez względu na religię i pochodzenie.

Idee równości i bardziej sprawiedliwej dystrybucji dóbr trafiały zwłaszcza do ludzi, którzy nie należeli do wpływowych środowisk – czyli takich jak Hafiz. Nastolatek angażował się w życie partii i z czasem stał się jej wschodzącą gwiazdą. Zdolny i pilny, chciał studiować na uniwersytecie, ale nie mógł sobie na to pozwolić. W jego zasięgu pozostawała jedynie akademia wojskowa. Taką ścieżkę wybierało wielu alawitów, którzy w armii upatrywali jedną z niewielu szans na awans społeczny.

Początki kariery partyjnej i wojskowej Asada zbiegły się z nieudaną próbą zaprowadzenia demokracji parlamentarnej. W 1949 r. doszło do pierwszego przewrotu wojskowego. W tym samym roku wojsko obalało władzę jeszcze dwukrotnie. Od tego czasu pucze stały się nieodłączną częścią życia politycznego Syrii. Przynajmniej do czasu.

Zwycięstwo mimo porażki

W międzyczasie Hafiz al-Asad stawał się coraz ważniejszą figurą w partii. Dlatego gdy związani z Baas wojskowi doszli wreszcie do władzy, on na tym skorzystał: piął się na kolejne szczeble w państwie. Po jednym z przewrotów został ministrem obrony; był rok 1966. Krajem rządził wtedy faktycznie – nie obejmując formalnie żadnego stanowiska – inny wojskowy, Salah Dżadid. Obaj byli alawitami i współpracowali przy organizacji przewrotu, ale zarazem rywalizowali o wpływy i władzę.

Każdy przewrót wiązał się z tym, że kolejni wojskowi byli usuwani ze służby, a państwo przeżywało wstrząs za wstrząsem, co osłabiało potencjał armii. Miało to wpływ na przegranie kolejnej wojny z Izraelem – wojny sześciodniowej, w 1967 r. – w rezultacie której Syria utraciła wzgórza Golan.

Mimo tej porażki odpowiadający za resort obrony Hafiz al-Asad nie tylko utrzymał stanowisko, ale trzy lata później aresztował Dżadida i przejął niepodzielnie władzę. To był ostatni udany przewrót w historii niepodległej Syrii.

Syndrom Hamy

Swoje rządy sformalizował: został prezydentem. Po raz pierwszy od ćwierćwiecza Syria wkroczyła w czas stabilności i rozwoju gospodarczego. Jednak Syryjczycy zapłacili za to wolnością.

Prezydent usunął ze swojego otoczenia wszystkich, którym nie ufał. Większość kluczowych stanowisk otrzymywali odtąd alawici – w polityce, wojsku, tajnych służbach. Pod jego rządami Syria zamieniała się w państwo policyjne. Nie było wyborów, bo startował jeden kandydat. Tajna policja Muchabarat miała wszystkich na oku. Podejrzanym o sprzeciw wobec reżimu groziły więzienie, tortury i śmierć. Wszelki sprzeciw był krwawo tłumiony.

Tak stało się również na początku lat 80., gdy na skutek kryzysu gospodarczego doszło do protestów. Najpierw represje dotknęły pracowników, związkowców i działaczy lewicy. Wreszcie jedyną zorganizowaną grupą pozostali islamiści. W kraju narastała przemoc, na celowniku znaleźli się przedstawiciele władz i alawici, za co reżim dokonywał odwetów.

W 1982 r. siły rządowe spacyfikowały Hamę, jedno z największych syryjskich miast. Był to przyczółek rebelii fundamentalistów. Według niepewnych szacunków zginęło 10 tys. ludzi; mieszkańcy Hamy zaznali egzekucji, tortur, gwałtów. Znaczną część miasta zrównano z ziemią. Po Hamie nie było już miejsca na bunt. Przynajmniej dopóki rządził Hafiz.

Asad po arabsku znaczy „lew”. O Hafizie mówiono „lew Damaszku” ze względu na jego długoletnie rządy. Jawił się jako przywódca świata arabskiego, choć nie udało mu się go zjednoczyć ani nawet odzyskać wzgórz Golan, do dziś okupowanych przez Izrael.

Stalin w wersji mini

Brutalne rozprawianie się z własną ludnością przez Hafiza al-Asada nie wzbudzało zainteresowania na świecie, który skupiał się na zagrożeniu terrorystycznym pochodzącym z innych miejsc regionu (w Europie częste były wtedy zamachy organizowane przez Palestyńczyków).

Choć Asad uzależnił Syrię od wsparcia Kremla, pozostawał w dość ciepłych relacjach także z Zachodem. Po upadku Związku Sowieckiego chętnie współpracował ze zwycięzcami zimnej wojny. Był dla nich – jak wielu despotów – gwarantem stabilności, szczególnie odkąd zrezygnował z planów zaatakowania Izraela.

W Syrii panował względny spokój, szczególnie gdy porównało się ją z innymi państwami Bliskiego Wschodu. Choć sytuacja w kraju nie zmieniała się na lepsze, to otwierał się on na świat zewnętrzny, stawał się też coraz popularniejszym kierunkiem turystycznym. „Syryjski prezydent Asad wciąż jawi się jako mini-Stalin, ale poza tym niepochlebnym wizerunkiem w zachodnich media jest to kraj o ogromnym bogactwie historycznym i bardzo gościnnych ludziach” – pisali autorzy przewodnika Lonely Planet z 1999 r.

Dziedzic

Starzejąc się, Hafiz podupadł na zdrowiu. Zdawał sobie sprawę, że musi przygotować następcę. Od połowy lat 80. pozbywał się tych, którzy mogliby utrudnić operację przekazania władzy. Miał ją przejąć jego najstarszy syn Basal, który był typem przywódcy.

Jednak w 1994 r. Basal zginął w wypadku samochodowym. Na dziedzica został więc wyznaczony drugi syn, który zdawał się niezbyt nadawać do tej roli. Wycofany, wstydliwy i stroniący od wojska, Baszar al-Asad (rocznik 1965) pozostawał zawsze w cieniu starszego brata. W tamtym czasie kształcił się na okulistę w Londynie. Gdy zginął Basal, musiał porzucić marzenia o karierze medycznej.

Do roli prezydenta był szykowany w tempie ekspresowym. Błyskawicznie awansowano go w hierarchii wojskowej i pracowicie budowano jego wizerunek: machina propagandowa głosiła, że zajmie się komputeryzacją, promocją biznesu i przyciąganiem inwestorów zagranicznych.

Hafiz zmarł w 2000 r. Naprędce zmieniono konstytucję, aby umożliwić Baszarowi bezzwłoczne objęcie urzędu prezydenta (do ukończenia 35 lat, wymaganych wcześniej, brakowało mu kilku miesięcy). Młody wiek, wykształcenie zdobyte za granicą, obietnice reformy i demokratyzacji, a także subtelna krytyka rządów ojca – wszystko to sprawiało, że nadzieje wiązało z nim i wielu Syryjczyków, i wielu na Zachodzie.

Zmiany, ale inne

Przez krótki moment wydawało się, że takie zmiany są realne. Zamknięto jedno z okrytych złą sławą więzień, zwolniono setki więźniów politycznych. Przebąkiwano, że nadeszła damasceńska wiosna. Rychło nastał jej kres. Syria pozostała królestwem Muchabaratu. Demokratyczni aktywiści, zachęceni deklaracjami nowego prezydenta, szybko spotkali się z represjami. Więzienia znów się zapełniły.

Choć powstały pierwsze prywatne media, były związane z otoczeniem prezydenta. Sektor pozarządowy okazał się być bardzo rządowy. Na czele działań pomocowych stała pierwsza dama – Asma, Brytyjka pochodzenia syryjskiego, która do wybuchu wojny wzbudzała zachwyt na Zachodzie.

Liberalizacja gospodarki nastąpiła, lecz skutkowała głównie tym, że to rodzina i otoczenie prezydenta obrastały bogactwem. Większość obywateli nie odczuła pozytywnych zmian. Ale choć Syryjczycy zrozumieli, że demokratyzacji nie będzie, Baszar długo cieszył się popularnością. Wciąż panowała stabilność, którą doceniano po tym, jak w 2003 r. USA zaatakowały irackiego dyktatora Saddama Husajna, a w kolejnych latach Irak pogrążył się w chaosie.

Arabska Wiosna

Organizacja Human Rights Watch określiła pierwszą dekadę rządów Baszara al-Asada mianem straconej. „Podczas gdy turyści odwiedzający Damaszek mogą zatrzymać się w eleganckich hotelach butikowych i zjeść posiłek w lśniących nowych restauracjach, zwykłym Syryjczykom nadal grozi więzienie za samo krytykowanie swojego prezydenta, założenie bloga lub protestowanie przeciw polityce rządu” – pisali autorzy raportu HRW.

Gdy musiał, Asad tłumaczył się, że na razie skupia się na gospodarce, albo że sytuacja w regionie utrudnia przeprowadzanie zakładanych zmian. W istocie syryjskie władze pozostawały głuche na oczekiwania ludzi – i pewnie trwałyby w swojej beztrosce, gdyby nie rozlewające się od końca 2010 r. po Afryce Północnej i Bliskim Wschodzie fale protestów, które nazwano Arabską Wiosną. Wywołały ją zamordyzm, bezrobocie, korupcja i brak nadziei na przyszłość, cechujące liczne kraje w tej części świata.

Podczas gdy w Egipcie i Tunezji ulica obalała dyktatorów, Asad wydawał się początkowo niewzruszony. Był przekonany, że jego kraju protesty nie dotkną. W wywiadzie, którego pod koniec stycznia 2011 r. udzielił amerykańskiemu „Wall Street Journal”, mówił, że tamte protesty sygnalizują „nową erę” na Bliskim Wschodzie, i że rządzący muszą brać pod uwagę rosnące oczekiwania polityczne i ekonomiczne ludności. Sytuację w krajach ogarniętych protestami przeciwstawił Syrii. Przekonywał: „Syria jest stabilna. Dlaczego? Dlatego że musisz [jako prezydent] być bardzo blisko związany z przekonaniami ludzi. To podstawa”.

Przekroczona linia

Półtora miesiąca po publikacji tego wywiadu sytuacja w Syrii eskalowała. Iskrą stało się aresztowanie nastolatków za malowanie antyrządowych haseł na murach. Było to w mieście Dara, uważanym dotąd za bezpieczną twierdzę reżimu.

Nastolatkowie byli torturowani, władze nie chciały ich wypuścić mimo narastających protestów. Oburzeni mieszkańcy domagali się początkowo tylko dymisji burmistrza Dary, a także dymisji Atefa Nadżiba, prywatnie kuzyna prezydenta, który odpowiadał za tajne służby w Darze. Potem ruszyła fala, a Syryjczycy zaczęli domagać się już czegoś więcej: wolności od zamordystycznego systemu. Demonstrowali pokojowo. Ich protesty tłumiono z użyciem ostrej amunicji.

Przemoc rodziła przemoc. Coraz częściej ruch antyrządowy sięgał po broń. Kraj pogrążał się w chaosie, poszczególne regiony przechodziły pod kontrolę antyasadowskich powstańców (w kolejnych latach w relacjach medialnych będzie się używać wobec nich różnych określeń: powstańcy, rebelianci, bojownicy).

W pierwszych latach wojny rebelianci przypuszczali ofensywy na Damaszek. Choć nie udało im się osiągnąć celu, reżim chwiał się w posadach i wydawało się, że jego upadek to kwestia czasu. Szczególnie po tym, gdy armia rządowa użyła broni chemicznej przeciw rebeliantom w Ghucie; zginęło tam prawdopodobnie ponad 1,4 tys. ludzi. Użycie broni chemicznej było przekroczeniem czerwonej linii, którą Asadowi wyznaczył ówczesny prezydent USA Barack Obama. Jednak po Ghucie Obama – i wraz z nim świat – pozostał bierny. Asad trwał, choć był w defensywie.

Asad odbija Syrię

Wybawieniem dla prezydenta-dyktatora stały się dwie okoliczności.

Po pierwsze, pomoc Putina: jesienią 2015 r. Rosja włączyła się do wojny po stronie Asada i wysłała silny kontyngent lotniczy oraz lądowy. Także fakt, że armia rządowa zachowała zdolność bojową (po tylu latach walk i strat, również materialnych), zawdzięczała w dużym stopniu rosyjskim dostawom sprzętu.

Po drugie, jeszcze przed decyzją Putina na rozległych terenach Iraku i Syrii powstał nowy twór. Początkowo miał charakter ekstremistycznej organizacji muzułmańskiej (tworzonej przez sunnitów), po czym latem 2014 r. jej lider proklamował powstanie „państwa bożego”. Państwo Islamskie miało aspiracje wykraczające poza region, zaczęło organizować zamachy w Europie. Dżihadyści popełniali też spektakularne zbrodnie, wręcz ostentacyjnie. I choć liczba ich ofiar stanowiła ułamek liczby ofiar reżimu Asada, w efekcie świat skupił się na walce z Państwem Islamskim. W wojnę w Syrii zaangażowały się bezpośrednio także Stany Zjednoczone – choć tylko przeciw dżihadystom.

Gdy więc świat skupiał uwagę na Państwie Islamskim, Asad – wspierany przez Rosję, Iran, libański Hezbollah i irackie milicje szyickie – brutalnie wykańczał bardziej umiarkowane pozostałości rebelii. Permanentne naloty (również na obiekty cywilne) i następujące po nich ofensywy lądowe łamały ogniska oporu w kolejnych miastach i regionach. Na ruinach miast jego żołnierze pisali hasło: „Asad – lub spalimy kraj”.

Prezydent uzależnił się od Rosji bardziej niż kiedyś jego ojciec od Związku Sowieckiego, ale najwyraźniej taka cena jest dla niego do przyjęcia – wszak utrzymał się przy władzy. Dziś kontroluje na powrót znakomitą większość kraju. Reszta pozostaje w rękach mniej lub bardziej radykalnych grup antyrządowych, a także sił kurdyjskich. Oni nie stanowią już dla niego zagrożenia.

W tym roku odbędą się kolejne niedemokratyczne wybory. Zwycięzca jest już znany. Baszar al-Asad może spokojnie planować swoje kolejne zaprzysiężenie. Być może z większą pompą niż poprzednie. ©

Korzystałem z książek: Sam Dagher „Assad or We Burn the Country” (New York 2019); David W. Lesch „Syria” (Cambridge 2019); Robin Yassin-Kassab, Leila Al-Shami „Burning Country. Syrian in Revolution and War” (London 2018); Jerzy Zdanowski „Historia Bliskiego Wschodu w XX wieku” (Wrocław 2010).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2021