Złość lepsza niż smutek

Z przedszkolnych korytarzy, lekcyjnych sal i domowych zasad savoir vivre’u wyrugowaliśmy dziecięcą złość. Na jej miejscu usadowił się fetysz grzeczności. Fetysz, który szkodzi naszym dzieciom.

27.05.2013

Czyta się kilka minut

 / il. Konrad Nowicki
/ il. Konrad Nowicki

Niedaleko szukać. Wystarczy zdjąć z półki własnego dziecka książkę – np. popularne, lubiane przez dzieci (o tym, dlaczego lubiane, pod koniec tekstu) „Dobre wychowanie” z serii „Obrazki dla maluchów” wydawnictwa Olesiejuk.

W ledwie kilkudziesięciu zdaniach wypełnionej scenkami książki słowo „grzecznie” pada dwadzieścia dwa razy. Na kartach bajki poradnika współistnieją ze sobą – a nawet sąsiadują strona w stronę, wszak zasadą każdego rozdziału jest kontrast – dwa światy. Świat grzeczności oraz niegrzeczności.

W rozdziale „Na ulicy” ten pierwszy świat reprezentuje uśmiechnięta i przytulająca pluszaka Zosia, drugi zaś – wyraźnie nabzdyczony Sławek (zmarszczone brwi; ręce założone jedna na drugiej w obrażalskim geście). „Zosia wita się na ulicy ze znajomą swojej mamy, którą właśnie spotkały, i grzecznie odpowiada na pytania. (...) Gdy panie się rozstają, grzecznie mówi do widzenia. Jak myślisz, czy Zosia była grzeczna? Sławek nie chce mówić dzień dobry, a zapytany, jak się nazywa, nie odpowiada, tylko niegrzecznie odwraca się tyłem. (...) Czy, twoim zdaniem, to jest grzeczny chłopiec?” – czytamy.

Odpowiedź – przynajmniej ta „pożądana” – jest oczywista. Podobnie jak niewypowiedziane założenie, że ładowane jak łopatą do dziecięcych głów czarno-białe komunały przybliżają je do ideału grzeczności. Cokolwiek by on oznaczał.


Grzeczność idealna tymczasem – świat spokojnych dzieci, które nigdy nie wpadają w złość – nie istnieje. Zosię możemy więc spokojnie uznać za literacką fantasmagorię i zająć się Sławkiem – ten ma w życiu swoje liczne odpowiedniki.

Agnieszka Krawczyk – psycholog z wykształcenia, opiekunka przedszkolna, prywatnie matka trzyletniej dziewczynki i piętnastoletniego chłopca – ma na ten temat wiele do powiedzenia. – „Spójrz, jak Weronika grzecznie zachowuje się w przedszkolu. Wita się z panią” – czyta na głos fragment „Dobrego wychowania”. Siedzimy w przestronnej sali przedszkola na obrzeżach Krakowa. Sala opustoszała: dzieci z najmłodszej grupy, którymi opiekuje się na co dzień Krawczyk, wyszły jakąś godzinę temu, zostawiając po sobie wszechobecny nieład.

– Standard to raczej sytuacja, że dziecko się nie wita, bo to jest moment rozstania z rodzicami. Po prostu dzieci w tym wieku, a nawet starsze, nie wiedzą, co w takiej sytuacji jest ważne i dlaczego – mówi kobieta.

– „W czasie zajęć podnosi rękę, gdy czegoś potrzebuje lub chce o coś spytać. Weronika nie bierze zabawek innych dzieci bez pytania i grzecznie wykonuje polecenia pani” – czyta dalej kobieta, siedząc „po turecku” na wyłożonym w kącie sali materacu. – W prawdziwym życiu zwykle jednak nie podnosi, bierze i nie wykonuje. My możemy oczywiście stawiać granice, i to robimy, ale do głowy by mi nie przyszło, żeby nazywać takie zachowania niegrzecznymi.

W świecie „niegrzecznych” dzieci Agnieszka Krawczyk obraca się też po pracy. Na przykład gdy jej trzyletnia Zosia rzuca się w konwulsjach na podłogę, bo nie dostała czegoś, co bardzo chciała. Gdy na spacerze odmawia dalszego marszu w wyznaczonym przez dorosłych kierunku – również kładąc się na ziemi lub podążając w kierunku przeciwnym. Albo gdy od nastoletniego syna słyszy przykre słowa, włącznie z „głupia jesteś”, które wypowiedział w złości.

– Przy naszym ostatnim starciu pobudzenie mojego syna było tak duże, że zrobił rundkę wokół domu – uśmiecha się Krawczyk. – Jak reaguję? Nigdy: „Nie mów tak do matki!”, raczej mówię, że coś mnie zabolało albo zraniło.

„Dzikie Dzieci” – tak swoją stronę internetową poświęconą wychowaniu zatytułowały dwie warszawskie psycholożki dziecięce, prywatnie matki: Agnieszka Stein i Małgorzata Strzelecka. Na stronie m.in. blog w formie listów – „Agnieszka do Małgosi, Małgosia do Agnieszki”.

„W potocznym mniemaniu złość jest czymś złym, często zaliczanym (błędnie!) do przedziwnej kategorii uczuć negatywnych. Zgodnie z tym przekonaniem, nikt nie powinien się złościć, a już na pewno nie małe dzieci. (...) To z kolei stoi w jawnej sprzeczności z powszechnym doświadczeniem rodziców” – pisze Małgorzata Strzelecka w części poświęconej złości.

Agnieszkę Stein pytam o jej najbardziej spektakularne przejawy. – Rzucanie czym popadnie gdzie popadnie, i to w wykonaniu ośmio-, dziewięciolatków; rówieśnicy, którzy rzucają się na siebie tak, jakby jeden drugiego chciał rozszarpać; starsze dziecko mówiące do rodzica: „Możesz mnie zabić, a ja i tak tego nie zrobię” – wylicza psycholożka.

I proponuje podział objawów złości na te mniej dojrzałe oraz bardziej konstruktywne. – Jeśli małe dziecko uderzyło matkę, nie należy robić z tego tragedii – mówi Stein. – Ale lepsze dla niego będzie nazwanie tej złości, nawet jeśli będą to słowa przykre dla rodzica. Jeszcze lepiej, jeśli na dalszym etapie rozwoju dziecko będzie potrafiło swoją złość nazwać dojrzalej, np. mówiąc: „Jestem na ciebie wściekła”.


„Niegrzeczność” dzieci – a głównie jej skrajne przejawy: złość, agresja – przeraża dorosłych. „Rodzice, którzy widzą złoszczące się dziecko, często mówią: wymusza, buntuje się, chce rządzić, no to się zaczęło. Tymczasem według mnie powinni czuć raczej radość i satysfakcję z tego, że ich dziecko prawidłowo się rozwija” – pisze na blogu Agnieszka Stein.

– Złość jest w odczuciu wielu rodziców po prostu zła – mówi z kolei Agnieszka Krawczyk, ilustrując obiegowe przekonania o złości autentyczną sceną ze swojego przedszkola.

Po raz pierwszy przychodzi do niego nieco ponad dwuletnia dziewczynka. Na nową sytuację reaguje złością. Wchodzi do łazienki i wyrzuca z niej wszystko, co wpadnie jej w ręce. – Kiedy spotkaliśmy się później z mamą, była zaniepokojona – relacjonuje Krawczyk. – Powiedziałam jej, że lubię złość. Bo ona jest lepsza niż smutek, który może pojawić się na miejsce złości, gdy ją w dziecku tłumimy. Mama się uspokoiła.

– Kiedy małe dziecko uderza rodzica, często pojawia się niedowierzanie: „Skąd się to wzięło? Przecież go nie bijemy” – relacjonuje częsty motyw rozmów z rodzicami Agnieszka Stein. – Odpowiedź jest prosta: z natury. Rodzice są tym zaskoczeni, bo wielu z nich ma przekonanie, że wszystko, co w życiu robimy, jest wyuczone. A skoro tak, to złość dziecka musi wynikać z rodzicielskiego błędu.

Remedium na ten „błąd” jest często „przykręcanie śruby”. „Karne jeżyki”, izolacja w ciemnym pokoju, „wróć do nas, gdy się uspokoisz” – arsenał rodzicielskich metod wychowawczych, który sprowadza się do sygnału: „Nie chcę widzieć i słyszeć twojej złości”. Tymczasem, jak przypomina Agnieszka Stein, dziecięca złość to zwykle sygnał, że mały człowiek potrzebuje pomocy. – Jeśli jej odmawiamy, nakręcamy złość – mówi psycholożka. – Bo dziecko w tym ciemnym pokoju jeszcze bardziej potrzebuje naszej pomocy.

Kolejna strategia wobec dziecięcej złości to, według warszawskiej terapeutki, „usuwanie przeszkód”. – Ulegamy złudzeniu, że da się tak zorganizować świat, by nie było w nim powodów do wybuchu – mówi Stein. – A dziecko powinno przeżywać złość, choćby po to, by zobaczyć, że po jej okazaniu świat się nie skończy. Żeby mechanizm przeżywania emocji prawidłowo się rozwijał, potrzebuje „poligonu” doświadczalnego.

„Poligonów” tymczasem naokoło brak. Złość, jak zauważa Agnieszka Krawczyk, wypierana jest nie tylko z domów, ale też z przedszkola, szkoły, nawet ze studiów, które mają przygotowywać do zawodu tych, którzy będą oprowadzać po świecie emocji nasze dzieci. – Na psychologii nie uczyliśmy się rozmawiać – mówi Krawczyk. – Uczono nas metod diagnostycznych w teoretycznym ujęciu, ale nigdy tego, jak sobie radzić choćby z dziecięcą złością.


„Dostaniesz, jeśli będziesz grzeczna” – podobny refren przeciętne dziecko słyszy z ust dorosłego często. Między innymi o źródłach fetyszu grzeczności pisze w swojej najnowszej książce Jesper Juul („Agresja – nowe tabu?”; więcej pisze o niej obok Agata Kula). Znany duński pedagog odnotowuje tendencję do potępiania nie tylko dziecięcej agresji – stygmatyzujemy też według niego „wszelkie intensywne emocje w życiu rodzinnym – oczywiście poza uczuciem »szczęścia«. (...) Ideał, który leży u podstaw tej tendencji i określa, jak powinien zachowywać się »porządny człowiek« albo »człowiek sukcesu«, jest czymś w rodzaju botoksu dla duszy”.

Z „Dobrego wychowania”: „Ola i Marek są dzisiaj po raz pierwszy w restauracji. Grzecznie składają zamówienie i bardzo ładnie zachowują się przy stole. (...) Mama i tata są z nich bardzo zadowoleni, a kelnerka przyniosła im w nagrodę po lizaku”.

– Ja bym takie książki najchętniej paliła – wzdycha po kilkusekundowej pauzie Agnieszka Stein. – Dziecko nawet nie dostaje informacji, na czym właściwie ta grzeczność miałaby polegać. Dzieci nie łapią kontekstu, morału. W efekcie taka książka może być instruktażem, co „niegrzecznego” można jeszcze wymyślić.

Kolejny kłopot z książką „Dobre wychowanie” – ale też z reakcjami dorosłych, których narracja książki jest karykaturą – to niezachwiana wiara w moc kar i nagród. – Nagroda za „grzeczność” wynika z błędnego założenia, że dziecko przeżywa emocje „specjalnie” – zauważa Agnieszka Stein.

Jako antytezę „Dobrego wychowania” terapeutka przywołuje popularną „Lottę z ulicy Awanturników” Astrid Lindgren. – Mówi o mamie „głupia”, wyprowadza się z domu, w ogóle okropnie się zachowuje – mówi Stein. – To dla dziecka swego rodzaju wentyl bezpieczeństwa. Dowiaduje się, że pewne emocje nie są zakazane, że świat też je przeżywa, że czasami dziecko ma ochotę pewne rzeczy powiedzieć albo zrobić.


„Niegrzeczność”, złość, dziecięca agresja są – jak zauważa Juul – tabu. Czymś spychanym w obszar „patologii”, „zwyrodnienia”.

Autentyczna scena z autobusu, którą opisuje Agnieszka Krawczyk. Kobieta jedzie z dwuletnią wówczas córką. Ta zaczyna krzyczeć, gdy matka nie pozwala jej stać na wózku. – Ludzie się dziwią: „Dlaczego to dziecko tak krzyczy?” – wspomina Krawczyk. – Była nawet pani, która powiedziała, że skoro nie potrafię opanować tego wrzasku, to nie powinnam być matką.

– Chcemy, żeby nasze dzieci były samodzielne, miały swoje zdanie, a jednocześnie, by były za wszelką cenę grzeczne – dodaje Agnieszka Stein. Na współtworzonym przez nią blogu znajdujemy ślady tego oczekiwania w wersji instytucjonalnej. „Sześciolatek reaguje adekwatnie do sytuacji (bez wybuchania złością, bez płaczu, drażliwości, agresji, nadwrażliwości, niepewności, lękliwości)” – takie zdanie Stein przeczytała w specjalnym informatorze, który jako mama dostała w przedszkolu.

– Ta instrukcja jest niewykonalna nawet dla dorosłego! – mówi terapeutka. – Tyle że w typowym środowisku przedszkolnym czy szkolnym złość jest niedopuszczalna, bo dezorganizuje „pracę”. Nie uczymy dzieci tego, co się dzieje tu i teraz, ale tego, co jest w programie. Tymczasem konflikt, wybuch złości to wspaniała okazja, by się czegoś nauczyć.


Grzeczność bezwarunkowa ma służyć nie naszym dzieciom, ale nam. W „Dobrym wychowaniu” czytamy: „Gdy już czas wracać do domu, Ewa nie urządza scen. Jak myślisz, czy mama chętnie przyjdzie z nią znowu do domu?”. W świecie mroku pozostaje za to Iza, która na huśtawkach popycha dzieci („nawet młodsze od niej”), nigdy nie mówi przepraszam, a „gdy czas wracać do domu, urządza sceny, krzyczy i płacze”. „Jak myślisz, czy jej mama jest zadowolona z zachowania córki?” – pyta dramatycznie narrator.

– Grzeczność w tym ujęciu to budowanie w dziecku poczucia winy i lęku – mówi Agnieszka Stein. – To sygnał: „Jeśli nie będziesz grzeczna, nie będziesz akceptowana”. A przecież nie wychowujemy dziecka dla siebie, tylko w jakimś sensie dla świata.

Według terapeutki, wielu rodziców gubi złudzenie władzy absolutnej: są przekonani, że „zakaz” i „pozwolenie” to ostateczne sankcje, które kształtują życie dziecka. – Przecież jak nasze dziecko będzie chciało coś powiedzieć albo zrobić, zrobi to mimo zakazu – mówi Stein. – A już na pewno nie jesteśmy mu w stanie zabronić myślenia i odczuwania. Tak jak lepiej, żeby dziecko powiedziało nam „Chcę umrzeć”, niż by miało popełnić samobójstwo, tak lepiej, żeby nazwało swoją złość, niż by miało tłumić ją w sobie. Mówiąc: „Nie życzę sobie, byś tak do mnie mówił”, dajemy sygnał, że nie interesuje nas ból naszego dziecka.


„Niegrzeczność”, złość – jeśli w ogóle są akceptowane – mają w naszej kulturze twarz chłopca. Grzeczność ubrana jest w różową sukienkę. – Wiele różnic wynika z natury, ale jeszcze więcej z płci kulturowej – mówi Agnieszka Stein.

Wychowanie „do grzeczności” to zjawisko dotykające w większym stopniu dziewczynki. Rzadziej akceptujemy u nich złość i agresję. – Chłopcy dostają akceptowaną społecznie możliwość walki, wyładowania swojej agresji w zabawie. Dziewczynki mają być od początku grzeczne – dodaje Stein.

Terapeutka przytacza wyniki badań pokazujących, jak dorośli postrzegają płacz małego dziecka: – Kiedy odbiorca dostaje informację, że płacze chłopiec, częściej odpowiada, że powodem jest złość. Kiedy dowiaduje się, że płacze dziewczynka, większość odpowiada, że na pewno jest smutna.

Nieśmiertelnymi symbolami płci kulturowej u dzieci pozostają kolory: przypisany dziewczynkom róż oraz kojarzony z chłopcami niebieski. Do tej symboliki, jak zauważa psycholożka, dostosowują się np. producenci zabawek, którzy w kolorze różowym produkują często zabawkowe naczynia, kuchenki czy wózki: atrybuty „grzecznej”, zajmującej się domem kobiety.


Grzeczność za wszelką cenę – tłumienie złości, wściekłości – przynosi emocjonalne szkody. Wybucha po latach agresją, która wcześniej nie miała doświadczalnego „poligonu”. Empatyczne uczestnictwo w złości dziecka, choć trudne, daje rodzicowi po latach premię.

Agnieszka Krawczyk opowiada o relacji ze swoim nastoletnim synem: emocjonalne rozmowy, w których pojawia się złość, nie są łatwe dla żadnej ze stron. Ale wzmacniają więź, pozwalają zrzucić maski. – To procentuje zaufaniem – mówi Krawczyk. – Wiem, że syn mnie w żadnej ważnej sprawie nie oszuka, i że wykrzyczy to, co mu leży na sercu.

To niby oczywistość, a jednak w świecie dorosłych często zapominana: złości tłumionej nie widać, co nie znaczy, że znika. – Dziecko nie przestanie przeżywać emocji dlatego, że nam się one nie podobają – zauważa Agnieszka Stein. – Znacznie lepsza jest praca nad okazywaniem złości, by w którymś momencie zamiast „jesteś głupia” dziecko powiedziało: „Jestem na ciebie wściekły”.

Jakie są konsekwencje grzeczności absolutnej, grzeczności poświęconej innym – mamie, tacie, cioci – pokazuje metaforycznie „Grzeczna” Gro Dahle. Książka opowiada o Lusi, dziewczynce, która – zgodnie z oczekiwaniami otoczenia – jest idealnie grzeczna, w konsekwencji czego zaczyna... znikać. Dostosowuje się do wymagań świata kosztem siebie. Zanim zniknie do końca, przejdzie jednak przemianę, w wyniku której odzyska swoje „ja”.

– Dziecko jest w stanie poświęcić wszystko, by innym z jego powodu nie było przykro – mówi Agnieszka Stein. – Ta książka mówi rodzicom, by nie cieszyli się tak z grzeczności dzieci, a nie trapili z powodu niegrzeczności. Mówi też, że dzieci nie są po to, by nam było miło.

Że idealna, wymyślona przez dorosłych grzeczność lubi znikać, można się – paradoksalnie – przekonać po efektach lektury „Dobrego wychowania”. Dziecko – jako się rzekło – tę książkę lubi, ale raczej za fragmenty dotykające życia z krwi i kości. Za Tomka, który „wcale nie słucha pani”, za Marysię i Marka, którzy „zabłocili wejście”.

Dzieci idealnie grzeczne zlewają się za to w nieokreśloną całość.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2013