Ziarnka prawdy w fabrykach kłamstwa

Albańscy partyzanci z Kosowa mordowali jeńców, aby sprzedawać na Zachód ich organy - tak twierdzą od lat Serbowie. Czy to kolejny bałkański mit?

10.11.2008

Czyta się kilka minut

W ostatnich dniach pojawiła się szansa na rozświetlenie jednej z najbardziej zagadkowych spraw związanych z wybijaniem się Kosowa na niepodległość. Chodzi o podejrzenie, że partyzanci z Armii Wyzwolenia Kosowa (Ushtria Çlirimtare e Kosovës, UÇK) zorganizowali handel organami, zaś przymusowymi "dawcami" mieli być jeńcy - i nie tylko.

Proceder miał trwać od 1999 do 2001 r.: partyzanci z UÇK mieli porywać nie tylko Serbów, ale także kosowskich Romów, a nawet rodaków - Albańczyków (tych uznanych za nielojalnych). Następnie przetrzymywali ich w obozach szkoleniowych UÇK, potem transportowali do północnej Albanii i tam zabijali, zaś pobrane od nich narządy sprzedawali, drogą lotniczą, na Zachód - zyskując dodatkowe źródło finansowania.

Zwłoki w kopalni?

Pogłoski, że Armia Wyzwolenia Kosowa nie tylko walczy z Serbami, ale również handluje narządami, pojawiły się już w 1999 r. Jeszcze w 2004 r. dochodzenie w tej sprawie wszczął haski Międzynarodowy Trybunał ds. Zbrodni w byłej Jugosławii. Ale nie znalazł dość dowodów, aby kogokolwiek oskarżyć.

W marcu tego roku swoje śledztwo zaczęła prokuratura w Belgradzie. Odtąd w serbskich mediach pojawiać zaczęły się informacje - będące być może efektem przecieków z prokuratury - o ciałach kosowskich Serbów, ciałach pozbawionych narządów (zwłaszcza nerek), które mają do dziś spoczywać w masowych grobach w kilku miejscach na terenie północnej Albanii, m.in. w nieczynnej kopalni.

Pod koniec października serbski prokurator specjalny ds. zbrodni wojennych, Vladimir Vukčević, pojechał do Tirany, gdzie spotkał się z prokurator generalną Albanii Iną Ramą. Spotkanie - w jego organizacji pośredniczyła ambasada USA w Belgradzie - obie strony określiły dyplomatycznie jako "owocne". Ale albański wymiar sprawiedliwości odrzucił prośbę o wszczęcie postępowania. Tymczasem biuro serbskiego prokuratora poinformowało potem, że owszem, są nowe dowody, które pozwoliłyby na prowadzenie takiego wspólnego, serbsko-albańskiego śledztwa - na terenie Albanii.

Zapewne z biura belgradzkiego prokuratora przeciekły do mediów kolejne informacje. I tak, według stacji radiowej B92, o procederze wiedzieć mieli Ramush Haradinaj (w latach 2004-05 premier Kosowa, a przed 1999 r. jeden z dowódców UÇK) i albański premier (od 2005 r.) Sali Berisha: Haradinaj miał naciskać na Berishę, by ten zlecił usunięcie wszystkich dowodów handlu organami, jakie mogą jeszcze znajdować się na terenie Albanii. Z kolei belgradzki dziennik "Blic" pisze, że jest dwóch świadków, Serbów, którzy wiosną 1999 r. zostali wzięci do niewoli i przewiezieni do północnej Albanii - mieli szczęście, bo udało im się uwolnić, po czym trafili do Czerwonego Krzyża. Ich relacja potwierdza, że serbscy jeńcy byli przerzucani przez granicę kosowsko-albańską. To jeszcze nie dowód, ale poszlaka.

Carla Del Ponte oskarża

Ale poszlak jest więcej. I nie tylko poszlak.

Wiosną tego roku - prawie w tym samym momencie, gdy serbska prokuratura zaczęła swoje śledztwo - burzę na Bałkanach wywołały wspomnienia Carli Del Ponte, w latach 1999-2007 prokurator generalnej Trybunału Haskiego. Del Ponte opisuje również i taką oto sytuację: w styczniu 2001 r., podczas pierwszej wizyty w Belgradzie, spotkała się z rodzinami zaginionych w Kosowie. Przewodniczący Stowarzyszenia Osób Zaginionych w Kosowie, Ranko Đinovic, powiedział jej wtedy, że jego organizacja ma dowody na zbrodnie UÇK, w tym porywanie Serbów; porwania miały trwać nawet po tym, jak Serbia podpisała rozejm, a do prowincji wkroczyły wojska międzynarodowe KFOR - dzięki nim Kosowo stało się de facto niezależne od Serbii.

Del Ponte wspomina dalej, że do Hagi dotarły informacje - uzyskane na terenie Kosowa przez Tymczasową Misję Administracyjną ONZ (UNMIK) - iż tylko latem 1999 r. kosowscy Albańczycy przewieźli ciężarówkami przez granicę do północnej Albanii od 100 do 300 porwanych osób. Informacje te przekazali UNMIK-owi miejscowi albańscy dziennikarze, powołując się na swych poufnych informatorów.

Del Ponte pisze: "Porwane osoby najpierw były przetrzymywane w magazynach i innych obiektach, włączając w to obiekty w miejscowościach Kukes i Tropoje. (...) Niektórzy z młodych i zdrowych więźniów, którzy byli dobrze odżywiani, badani przez lekarzy i nigdy nie zostali pobici, zostali przeniesieni do innych budynków w miejscowości Burrel i okolicy, także do obiektu za tzw. żółtym domem, oddalonym 20 km na południe od Burrel. Wg albańskich dziennikarzy jedno z pomieszczeń w »żółtym domu« było wyposażone jak polowa sala chirurgiczna i właśnie tam więźniom usuwano narządy wewnętrzne. Te narządy później były przemycane przez lotnisko Rinas w pobliżu Tirany, a stąd na Zachód".

W "żółtym domu" miały być też przetrzymywane kobiety z Kosowa, Albanii i Rosji. Del Ponte twierdzi, że zdaniem informatorów UNMIK handel narządami odbywał się przy współpracy UÇK i że osoby, które miały być źródłami dziennikarzy albańskich, zaginęły na terytorium Kosowa.

Białe ściany, zwierzęca krew?

W 2004 r. śledczy Trybunału Haskiego i UNMIK pojechali (w towarzystwie albańskiego prokuratora) w okolice Burrel, aby sprawdzić ów "żółty dom". Budynek był pomalowany na biało, a właściciel zaklinał, że zawsze był biały. Ale śledczy odkryli żółtą farbę na ścianach, a podczas przeszukania posesji znaleziono gazę i strzykawki, dwa puste woreczki po kroplówkach i wiele leków, m.in. na rozluźnianie mięśni. Znaleziono też ślady krwi na ścianach i podłodze. Właściciel różnie wyjaśniał jej pochodzenie: najpierw, że jego żona rodziła w domu dzieci; potem (gdy żona zaprzeczyła), że w domu zabijano rytualnie zwierzęta podczas świąt muzułmańskich.

Del Ponte podkreśla, że wszystkie informacje dotyczące tej sprawy były mętne. Historie o porwaniach i nielegalnym handlu narządami pojawiają się często na terenie takich konfliktów. W tym wypadku brakowało dowodów; strzykawki i leki spod Burrel to za mało. Śledczy nie mogli zbadać, czy krew na ścianach "żółtego domu" jest pochodzenia zwierzęcego, dziennikarze nie chcieli zdradzić źródeł informacji, a poza tym nie znaleziono ciał. Ale też trudno było liczyć na współpracę z albańską prokuraturą - pisze Del Ponte - skoro prokurator bez żenady chwalił się, że jego kuzyni zajmują ważne pozycje w UÇK, i powiedział, że "tu nie jest zakopany żaden Serb. Ale jeśli faktycznie przewozili [Albańczycy z UÇK - red.] Serbów i zabijali, to dobrze zrobili".

Władze Kosowa i Albanii odrzuciły zarzuty Del Ponte, a albańska prokuratura deklarowała gotowość współpracy z Trybunałem Haskim.

Lepiej nie pytać

W Prisztinie temat podejmowany jest niechętnie. - To dzięki UÇK państwo zdobyło niepodległość - podkreśla Rasim, 25-letni inżynier z małego miasteczka, który robi karierę w nowej stolicy. - Słyszałem o sprawie, ale jestem pewny, że to nieprawda. UÇK nigdy by tego nie robiła, była zajęta walką, nie miała czasu na takie rzeczy.

- Serbowie chcą odwrócić prawdę - taką opinię jak Rasima słyszy się często. - Oni zabili moich dwóch kuzynów i nikt tego nie wyjaśnia. Oczywiście do zbrodni dochodziło po obu stronach, niektórzy Albańczycy na pewno nie są bez winy. Ale to przestępstwa pojedynczych ludzi, często cywili, a nie żołnierzy UÇK.

Po chwili Rasim przyznaje, z ociąganiem, że jego przyjaciel z lat dziecięcych siedzi w więzieniu w Macedonii - oskarżony o zbrodnie wojenne na Serbach.

30-letnia Selma, córka jugosłowiańskiego dyplomaty, jest radcą prawnym w zagranicznej firmie w Prisztinie. Słyszała o książce Del Ponte. - U nas w Kosowie UÇK to bohaterowie, nikt nie może im nic zarzucić - przekonuje. Owszem, przypadki zemsty czy przestępstw nawet ze strony żołnierzy UÇK mogły mieć miejsce, ale usuwanie organów? Selma: - To jest tak, jak mi mówili znajomi z Bośni. Tam wszyscy wiedzą, że zbrodnie miały miejsce, ale kto by spamiętał, gdzie, kiedy, kto, kogo itd. Lepiej za dużo nie wypytywać, możesz sobie zepsuć opinię.

Czas obrachunków

Inaczej widzi to Serb Dragan Gmizić, reporter "Głosu Ameryki". - Historia o handlu narządami serbskich więźniów datuje się jeszcze z czasu rządów prezydenta Slobodana Miloševicia - mówi. - Niestety Milošević nie rozumiał, że jego "fabrykom kłamstw" nikt nie wierzył, nawet jeśli w niektórych tezach było ziarenko prawdy. Na szczęście dzisiejsze przywództwo Serbii zdało sobie sprawę, że zanim zacznie śledztwo w sprawie zbrodni, których ofiarami byli Serbowie, musi zbadać zbrodnie, w które uwikłane były poprzednie serbskie władze.

Gmizić przypomina, że w ostatnich latach Serbia, ulegając nie tylko presji zewnętrznej, ale też naciskom części własnego społeczeństwa, wydała Hadze oprócz Miloševicia, winnego rozpętania w latach 90. wojen z Chorwacją, Bośnią i w Kosowie, także ponad 40 innych podejrzanych, w tym liderów bośniackich i chorwackich Serbów. Dziennikarz zaznacza, że także serbski wymiar sprawiedliwości zaczął w końcu śledztwa dotyczące zbrodni wojennych, a także innych nielegalnych działań, jak handel narkotykami czy ludźmi.

Czegoś podobnego w Kosowie dotąd nie ma. Gmizić: - Także społeczeństwo Kosowa będzie musiało zmierzyć się z prawdziwym obliczem swoich wojennych "bohaterów". Ten proces nie będzie łatwy, tak jak nie był łatwy w Serbii czy Chorwacji.

Na razie serbska prokuratura zyskała nieoczekiwanego sojusznika: sprawę handlu organami przez UÇK ma przebadać również specjalny wysłannik Rady Europy Dick Marty. Ten sam 63-letni szwajcarski senator, który niedawno badał sprawę tajnych więzień CIA w Europie. Na sporządzenie swojego raportu Marty ma dwa lata.

Cytaty z książki Carli Del Ponte "Gospođa Tužiteljica - suočavanje s najtežim ratnim zločinima i kulturom nekažnjivosti" (Sarajevo 2008). Autorka dziękuje za pomoc Zuzannie Wnuk i Mai Vladović.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2008