Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Słuchajcie nie mnie, lecz naukowców” – mówiła niedawno w amerykańskim Kongresie budzicielka sumień Greta Thunberg. Masowe demonstracje, jakie odbyły się w miniony piątek pod hasłem „Strajku dla Klimatu”, świadczą o tym, że akurat młodzież nie ma problemu ze słuchaniem. Naukowcy zaś mają młodym do przekazania coraz gorsze prognozy. Światowa Organizacja Meteorologiczna podała właśnie, że wzrost poziomu mórz znacznie przyspieszył, a w latach 2015-19 wyemitowaliśmy o 20 proc. więcej dwutlenku węgla niż w ciągu poprzednich pięciu lat.
Zniecierpliwienie widoczne w oczach młodej Szwedki nie mogło znaleźć lepszego kontrapunktu niż w słowach, które Angela Merkel wypowiedziała w dniu, gdy uczniowie maszerowali ulicami, domagając się prawa do przyszłości. Po specjalnej sesji rządu nazwanej szumnie „gabinetem klimatycznym” kanclerz Niemiec ogłosiła działania mające sprzyjać dalszej redukcji emisji – działania z konieczności wyważone i rozłożone na etapy (m.in. system handlu uprawnieniami do emisji, niższy VAT na bilety kolejowe, zakaz instalowania pieców opalanych olejem). Na koniec dodała: „Jest coś, co różni politykę od nauki, a także od niecierpliwości młodych ludzi. Polityka to jest to, co jest możliwe”.
A są to słowa przywódczyni kraju na tyle bogatego, że w zasięgu jej „możliwego” jest wydanie ok. 50 mld euro na wsparcie dla firm energetycznych zmuszanych do szybkiego rezygnowania z węgla. Dla porównania, reszcie górniczych regionów Europy uda się zapewne uzyskać od Unii w ramach siedmioletniego budżetu pomoc rzędu 4 mld euro.
Polecamy: Pytania o naszą przyszłość w specjalnym serwisie "Tygodnika", poświęconym kryzysowi klimatycznemu
Jeśli protesty klimatyczne mają mieć sens, muszą powrócić do hasła z 1968 r.: „żądajcie niemożliwego”. Także od siebie. Znaleźliśmy się w miejscu, w którym uczciwe stanięcie za nauką oznacza, że zamiast czekać, aż ograniczeni elektoratem i lobbystami politycy rozważą np. wyłączenie elektrowni węglowych za ćwierć wieku, trzeba zacząć żyć tak, jakby tych elektrowni już nie było. Mieć w sobie zgodę na drakońskie tąpnięcie stopy życiowej i dostępu do wielu dóbr – takie, jakie zwykle kojarzy się z gospodarką przestawioną na tory wojenne. Bo w istocie czeka nas podobny do wojennego rozpad świata. Czy w buncie młodych jest też determinacja do koniecznych wyrzeczeń? Tylko to może wzbudzić w rządzących odwagę podejmowania decyzji strasznych z punktu widzenia status quo, rozkładających na wszystkich po równo ciężary. Decyzji postrzeganych jako arbitralne i niedemokratyczne. To będzie także test na to, czy mamy w sobie zgodę, by widzieć granice obecnej demokracji, wspartej raczej na manipulacji nastrojami niż ateńskich ideałach głosowania ludzi roztropnych. Nauka nie uzgadnia prognoz w referendach, wiedza ekspercka ma zawsze w sobie coś z „dyktatu elit”.
W przeciwnym razie, jeśli wszyscy dalej pozostaną na poziomie targów o wyjątki, miliardy, dopłaty i ułamki stopni, przyrodnicze kataklizmy w końcu i tak sprowadzą na nas wojnę – tyle że prawdziwą. Obecne protesty klimatyczne zwane są „młodzieżowymi”, ale to w nich jest dziś esencja polityki.