Z widokiem na tor

Mieszkańcy Chałupek żyli z koleją – na dobre i złe – przez dziesiątki lat. Teraz niektórzy z nich mówią, że za wypadek odpowiada modernizacja.

05.03.2012

Czyta się kilka minut

Na utwardzonym kilkustopniowym mrozem polu słychać szczęk wleczonej po ziemi blachy i kliknięcia telefonów komórkowych. Niedzielne popołudnie, kilkanaście godzin po katastrofie pod wsią Chałupki: wokół strażackich wozów, samochodów policyjnych oraz dziennikarzy z kamerami i mikrofonami gromadzą się setki ludzi. Z okolicznych wsi i powiatów, ze Śląska, z Krakowa; z aparatami, telefonami i lornetkami na szyjach.

Dwieście metrów stąd jest wieś Chałupki, a w kilkunastu domach mieszka garstka ludzi. Żyją biednie: z hodowli krów i świń, z dzierżawy pól, z pracy w okolicznych powiatach. Żyją z koleją – na dobre i na złe – od kilkudziesięciu lat. Z czasem coraz mniej są jej świadomi, żyją w symbiozie z dźwiękiem przejeżdżających pociągów i ledwo słyszalnym odgłosem naczyń drgających w kuchennych kredensach.

– Światło puścili w pięćdziesiątym ósmym, a niedługo potem zaczęły jeździć pociągi – przypomina sobie Janina Kwiecień (przed siedemdziesiątką), stojąc przy furtce do swojego obejścia i opierając się na ramie roweru. – Z początku ludzie pytali, czy idzie wytrzymać to życie przy torach. I najpierw nie szło. A potem powiedziałam sobie: „Niech sobie ludzie jeżdżą, gdzie chcą, skoro muszą”. Chociaż my z tej kolei nic akurat nie mieliśmy. Dawniej była chociaż stacja w Szczekocinach, potem się spaliła, więc został nam Sędziszów i Koniecpol. Tyle z tych torów mieliśmy, co zobaczyliśmy przez okno.

***

Zaczęło się od huku, kiedy w Chałupkach ludzie szykowali się do spania albo oglądali telewizję.

– Jakby butla z gazem wybuchła w sąsiednim pokoju. – wspomina Wiesława Kaźmierczak, we wsi od 42 lat. – Potem było kilka minut ciszy.

Po tej ciszy Kaźmierczakowie usłyszeli dochodzące z ulicy krzyki. Żeby biec na tory i ratować ludzi. Pobiegł więc mąż Kaźmierczakowej – to on z kilkoma innymi wyciągał pierwszych rannych z wagonów – a za nim ona. Zapamiętała ciche z początku odgłosy dochodzące z pociągów i całkowitą ciemność. Aż do chwili, gdy po kilku minutach zjawiły się pierwsze wozy strażackie.

Janina Kwiecień – teściowa sołtysowej Chałupek – w sobotni wieczór oglądała telewizję. Też pomyślała w pierwszej chwili o gazie. Aż ktoś, biegnąc po ulicy, zaczął krzyczeć „ratunku!”. Za pół godziny do jej domu – na herbatę, po szklankę wody, koc – zaczną przychodzić pierwsi pasażerowie.

Jeszcze przed 21.30 na miejscu zjawiają się strażacy – ochotnicy z pobliskich Goleniów, potem z oddalonego o cztery kilometry Wywła. Wśród tych drugich jest Tomasz Banach, rosły, po trzydziestce. To właśnie Banach jest w grupie tych, którzy jako pierwsi przeszukują jedną z lokomotyw, odnajdując ciało maszynisty.

– Byłem na miejscu ponad pół godziny po katastrofie – mówi. – Najpierw był chaos, bo pasażerowie mieszali się z mieszkańcami, a ci – z pierwszymi ratownikami. Ale po chwili sytuacja została opanowana.

Przed 22.00 na miejsce docierają karetki i kolejne wozy strażackie, tym razem należące do jednostek zawodowych. Nieco później – funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei, którzy mają zabezpieczać miejsce wypadku.

Świadkowie są zgodni: działania służb wyglądały na szybkie i sprawne. Przedstawiciele służb mówią z kolei o ofiarności i poświęceniu mieszkańców Chałupek (w niedzielę dziękował im m.in. prezydent Bronisław Komorowski). O pomocy, zwłaszcza w pierwszych minutach, przy wydobywaniu ludzi, o podtrzymywaniu na duchu, herbacie, kocach i gościnności w wiejskich domach.

Janina Kwiecień u siebie naliczyła ze trzydzieści osób. Polaków, obcokrajowców, dorosłych, dzieci. Niektórych sadzała na ganku, bo nie mieścili się w salonie. Zapamiętała kilkuletnią dziewczynkę z poszarpanymi rajtuzami, która nie chciała jeść ani pić.

***

Niedzielne opowieści z Chałupek przypominają te znane z innych podobnych wydarzeń. O bezsilności, telefonach komórkowych dzwoniących gdzieś w trawie, pierwszych krewnych zajeżdżających samochodami na miejsce katastrofy...

Opowieści mieszają się z wyrazami wściekłości na kolej. Bo na kim, na czym innym mogą ją wyładować? Wiesława Kaźmierczak wspomina ostatnie miesiące poprzedniego roku, kiedy przez wieś przejeżdżały koparki i samochody ciężarowe do modernizacji torów. – Przez lata szło się jakoś zżyć z pociągami, ale modernizacja – mówi – same szkody wsi przyniosła.

– Wypadek – dodają inni mieszkańcy – to właśnie wynik modernizacji.

Z podobnych głosów we wsi wyłania się paradoks sobotniej katastrofy i towarzyszących jej komentarzy. Oto kolej nowa, modernizowana, szybka, jest dla mieszkańców Chałupek jakby gorsza od tej starej. Statecznej, wlokącej się 30 kilometrów na godzinę, ale przez to jakoś w Chałupkach oswojonej. – Bo po diabła nam były – mówią we wsi – modernizacje, prędkości, systemy, skoro przez lata było jak było, ale najgorsze, co mogło się przydarzyć, to trzęsąca się w kuchennym kredensie szklanka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2012