Z dziejów makaronu. Przepis na farfalle a’ la Gorbatchev

Prawie każdej włoskiej pannie młodej wręcza się jako ślubny prezent kolosalną, ponad tysiącstronicową książkę kucharską.

27.02.2023

Czyta się kilka minut

 / KUVONAIOZF / ADOBE STOCK
/ KUVONAIOZF / ADOBE STOCK

Talizman szczęścia – każdy i każda z was zna odpowiedź, czym to coś jest, o ile ktoś byłby na tyle bezczelny, żeby zadawać wam tak intymne pytanie. Ale jest też za górami naród, dla którego sprawa jest od stu lat rozbrajająco prosta i najzupełniej publiczna. Prawie każdej włoskiej pannie młodej wręcza się jako ślubny prezent kolosalną, ponad tysiącstronicową książkę kucharską o tym tytule. Jedną z zaledwie kilku, które w tym opętanym regionalizmem kraju mogą pretendować do miana wzorcowej (w dowolnym sondażu zebrałaby na pewno większe poparcie niż jakakolwiek partia u szczytu swojej potęgi). Cóż, znaczna część społeczeństwa nie ma najmniejszego problemu z identyczną jak u progu nowoczesności mapą ośrodków nagrody w mózgu kobiety i mężczyzny, o czym świadczy dowodnie statystyka sprzedaży tej ciągle wznawianej pozycji, notująca znaczny skok na wiosnę, kiedy też następuje spiętrzenie ślubów.

Ale za to ślubów jest z dekady na dekadę coraz mniej, mogłaby zauważyć osoba skłonna widzieć raczej społeczne przemiany niż trwanie. Czy jednak w związku nieformalnym o dowolnej kombinacji płciowej lub gospodarstwach jednoosobowych dobrze przygotowany obiad traci na znaczeniu? Wątpię. Ale faktem jest, że w niezmiennych ramach włoskiego zafiksowania na kuchni dzieją się niesłychane ewolucje, w sumie nawet dość szybkie, tyle że nieuświadamiane. Z wierzchu mamy zaś dla niepoznaki nieustanne gadanie o tradycji. Ta recepta na konserwatywny postęp sprawdza się w wielu innych dziedzinach obyczaju.

O czym przekonuje choćby lektura „Historii makaronu w dziesięciu daniach” Luki Cesariego. Książka erudycyjna, ale z werwą napisana, pełna pysznych cytatów z receptur i zbiorów przepisów sprzed stuleci (ich przekład, stylizowany nie zawsze fortunnie na staropolszczyznę, jest bodaj jedynym mankamentem polskiego wydania). Nawet u czytelnika jako tako oswojonego z wieczną zmiennością techniki, estetyki oraz społecznych kontekstów potraw budzi zawrót głowy. Oczywista dla nas kombinacja makaronu z sosem i uzyskanie przezeń statusu pełno­prawnego ciepłego dania to proces zauważalny dopiero w połowie XIX wieku, kiedy to, co prywatne, „domowe”, żywe w przekazie ustnym, staje się powoli również publiczne, czyli „wysokie”, godne rozkolportowania drukiem. Albowiem z całym szacunkiem dla książek nadwornych kuchmistrzów, w dziedzinie gotowania zaklętego w tekst robi się dopiero ciekawie, gdy na front wychodzi kuchnia niekoniecznie całkiem „uboga”, ale jednak niższa, nieostentacyjna, raczej miejska niż dworska.

To w jej ramach doszło do rozmycia się w trakcie XVIII w. wzorca klusek z byle czym – najczęściej był to ser i prosta omasta albo w najlepszym razie sos spod wczorajszej pieczeni – jako prostego zapychacza brzucha. Śledząc fascynujące postępy nowego dania będącego przodkiem dzisiejszego sosu bolońskiego widzimy, jak XIX-wieczni Włosi wzięli makaron na serio, jako niezbywalny element kulinarnego zadowolenia i ambitnych poszukiwań. Co nie znaczy, że dziś lubilibyśmy jeść go w ten sam sposób, większość ówczesnych zbiorów kazała go gotować pół godziny, a nawet i dłużej. A pesto genueńskie, do którego dziś puryści pozwalają dawać jedynie bazylię, i to koniecznie wyrosłą w Ligurii, bo inaczej to haniebna podróbka, przewidywało bez skrępowania jeszcze sto lat temu natkę pietruszki i majeranek.

Zręczność pisarską Cesariego widać, gdy zabiera się za ociosywanie mgły, czyli próbę rzetelnego opisu carbonary. Ten sos (a raczej sposób omaszczania) pojawił się w trakcie ostatnich parudziesięciu lat nie wiadomo jak i skąd, wciąż nie ma jasnych granic zwłaszcza co do składników, np. nieszczęsnej i moim zdaniem psującej cały efekt śmietany.

W audycji „Droga przez mąkę” Łukasz Modelski sprowokował niedawno Tessę Capponi-Borawską, by dyskutując o „Historii makaronu” wyznała, iż zdarza jej się dodać śmietany. Jestem w kropce. Moja tolerancja dla tego, jak kto sobie chce zepsuć obiad, jest ogromna i obejmuje nawet keczup na pizzy, ale tutaj kark mi się usztywnia. Mam jednak czołobitny stosunek dla wielkich zasług Tessy w krzewieniu dobrych obyczajów, jest prawdziwą księżniczką naszych podniebień. Dlatego utnę te dywagacje: Tessie wszystko wolno. Ale nam, śmiertelnym, od śmietany wara! ©℗

 

Brak umiaru ze śmietaną to typowa cecha kuchni, jaką imigranci z południa dręczą w knajpach Niemców, a także sytuacji kulinarnej w samych Włoszech dań z lat 80., kojarzących się z kiczem i rozbuchaną konsumpcją, które obecni 40-, 50-latkowie wspominają z pewnym rozrzewnieniem. Oto np. bardzo modne wówczas farfalle a’ la Gorbatchev, czyli zwykłe kokardki z łososiem wzbogacone o wódkę, która właśnie przeżywała okres popularności. Na dużej patelni topimy 40 g masła, dodajemy pokrojonego w kostkę 100g wędzonego łososia, podsmażamy na średnim ogniu minutę, rozprowadzamy 50 ml czystej wódki, odparowujemy, zmniejszamy ogień do minimum i powoli dolewamy, ciągle mieszając, 200 ml śmietanki 36%, dusimy jeszcze ze dwie minuty. Przekładamy ugotowane al dente kokardki, łączymy na ciepło, ewentualnie dodając nieco śmietanki, posypujemy na wydaniu pieprzem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2023