Wyrok na włoskie niedźwiedzie

Włochy pozbędą się niedźwiedzi, które wywołały najżarliwszy tutaj od lat spór o to, kto ma czuć się bezpieczniej w lesie – ludzie czy inne zwierzęta.

04.06.2023

Czyta się kilka minut

Tuż po schwytaniu niedźwiedzicy „JJ4” i oddzieleniu jej od młodych. Val Meledrio, okolice Trydentu, 17 kwietnia 2023 r. / PROWINCIA AUTONOMA DI TRENTO / MATERIAŁY PRASOWE
Tuż po schwytaniu niedźwiedzicy „JJ4” i oddzieleniu jej od młodych. Val Meledrio, okolice Trydentu, 17 kwietnia 2023 r. / PROWINCIA AUTONOMA DI TRENTO / MATERIAŁY PRASOWE

Odciągnąć uwagę Niemców od piłki nożnej – zwłaszcza wtedy, gdy w ich kraju trwa mundial – to trudna sztuka. Latem 2006 r. udała się jednak pewnemu niedźwiedziowi.

Mówiono na niego „Bruno”. Właśnie przywędrował do Bawarii z austriackich Alp i, zdaniem ludzi, czuł się tu nazbyt pewnie: włamywał się do kurników i uli, atakował i zabijał owce, a któregoś dnia uciął sobie nawet drzemkę przed wiejskim komisariatem. Szybko uznano, że zagraża człowiekowi, i że należy go uśpić, pojmać i następnie odstawić gdzieś, gdzie nie będzie groźny, np. do ogrodu zoologicznego.

Przez dwa tygodnie bezskutecznie tropili go łowcy zwierząt z Finlandii. Z amerykańskiej Montany przysłano zmyślną pułapkę. W internecie pojawiła się gra „Złapać Bruna”. Ale zwierzę wciąż umykało, więc w końcu władze nakazały je zabić. Bruno – pierwszy od 171 lat niedźwiedź widziany w Niemczech na wolności – zginął od kul myśliwych w poniedziałek 26 czerwca 2006 r. tuż przed piątą rano, w zagajniku koło miejscowości Zell.

Oficjalnie nazywał się „JJ1” – takie oznaczenie nadały mu służby leśne. Do dziś nie ustalono, czy rzeczywiście był powód, aby go zabijać.

Kilka tygodni temu, po włoskiej stronie Alp, podobne pytania i publiczną dyskusję wywołała młodsza siostra Bruna – niedźwiedzica znana jako „JJ4”.

I atak, i obrona

Choć pochodził z gór, Andrea Papi raczej nie miał ich dość. Przyjaciele tego 26-latka ze wsi Calve, położonej w jednej z dolin niedaleko Trydentu w północnych Włoszech, mówili potem reporterom, że Andrea często chodził na wycieczki, i że lubił fotografować szczyty.

Musiał świetnie znać okoliczne lasy. W środę 5 kwietnia, jak to miał w zwyczaju, wybrał się po południu do lasu na krótką przebieżkę.

Jego ciało znaleziono po zmroku. Od razu było jasne, że zabił go niedźwiedź. Starcie musiało być bardzo gwałtowne i trwać długo, skoro pierwsze ślady krwi odkryto dopiero pięć metrów od ścieżki. Kilkanaście metrów dalej leżały: telefon, kijki do biegania i okaleczone zwłoki mężczyzny. Po zakrwawionej gałęzi śledczy poznali, że Andrea walczył. Prawdopodobnie gdy wybiegał z ciasnego zakrętu, nagle znalazł się w bliskiej odległości od zwierzęcia, które, uznając to za atak, zaczęło się bronić.

Andrea Papi stał się w ten sposób pierwszą w czasach nowożytnych ofiarą niedźwiedzia we Włoszech.

Próbki DNA potwierdziły, że za atak odpowiedzialna jest 17-letnia dziś niedźwiedzica „JJ4”. W dniu pogrzebu Papiego prezydent prowincji Trydent-Górna Adyga, polityk Ligii Maurizio Fugatti, nakazał zabicie zwierzęcia. Sąd unieważnił tę decyzję, zezwalając wyłącznie na schwytanie niedźwiedzicy. W połowie kwietnia, nocą, gdy żerowała z trójką swoich młodych kilka kilometrów od miejsca tragedii, „JJ4” weszła do pułapki zastawionej przez człowieka.

Czy Gaja ma żyć

Bruno i Gaja – bo gdy sprawa stała się znana w całych Włoszech, takie właśnie imię nadali „JJ4” jej obrońcy – byli wychowywani przez Jurkę, niedźwiedzicę przewiezioną do Włoch w 1999 r. z sąsiedniej Słowenii, z tamtejszych Alp ­Julijskich.

W ramach finansowanego przez Unię Europejską programu LIFE, którego celem było przywrócenie tego gatunku w rejonach, gdzie występował kiedyś (również w Austrii i Pirenejach), dokonano tzw. szerokiej reintrodukcji – aby zwiększyć pulę genetyczną w populacji, przywieziono dużo zwierząt.

Program odniósł sukces – niedźwiedzie się przyjęły i zaczęły rozmnażać. Dwa lata temu szacowano, że w samym tylko regionie Trydent-Górna Adyga żyje już około setki tych zwierząt, i że co roku populacja zwiększa się o kolejne 10 procent. Z tego co najmniej 70 niedźwiedzi – to dane szacunkowe, ponieważ zwierzęta się przemieszczają – żyje w dolinach niedaleko Trydentu.

Maurizio Fugatti oraz wielu mieszkańców tego regionu uważa, że to co najmniej dwukrotnie za dużo jak na teren, w którym – mimo wysokich gór i rozległych lasów – intensywnie obecny jest także człowiek.

Tym bardziej że – argumentuje polityk, który od początku żądał śmierci niedźwiedzicy – do incydentów z udziałem tych zwierząt dochodzi coraz częściej. Samą „JJ4”/Gaję służby leśne uznały za „osobnika problematycznego”, czyli takiego, który boi się człowieka mniej, niż powinien, już trzy lata temu. Na zboczach niedalekiej Monte Peller raniła wtedy ojca z synem.

30 kwietnia – w apogeum sporu o życie Gai – w lesie znaleziono ciało „M62”, innego „osobnika problematycznego”, który w 2021 r. przez 10 minut nie chciał odejść od odganiających go myśliwych. O zabicie drapieżnika podejrzewa się kłusowników.

Czyj to błąd

Kłopot w tym – powtarza zaangażowana w spór po stronie niedźwiedzi organizacja praw zwierząt LAV – że wciąż nie ma jasnych kryteriów, co to znaczy „osobnik problematyczny”. A co do tego, czy sprawiedliwe jest zabijanie zwierzęcia, które być może po prostu się broniło, wątpliwości ma coraz więcej uczestników dyskusji.

Jeszcze przed tym, jak sąd ogłosił ostateczny wyrok w sprawie losu „JJ4”, do redakcji lokalnego portalu w Trydencie przyszedł list. „Czuję gniew i smutek, myśląc o biednej niedźwiedzicy pozbawionej potomstwa i uwięzionej jak przestępczyni w miejscu, zdaniem wielu, zbyt ciasnym; o trójce jej młodych, jeszcze niesamodzielnych, porzuconych w lesie, których prawdopodobnie czeka śmierć” – pisała 47-letnia Margherita Gabbrielli, mieszkanka Livorno.

I choć podobne głosy łatwo zbyć (w mediach społecznościowych wyśmiewa się z nich m.in. Fugatti) jako naiwne bądź formułowane przez ludzi, którzy nie mieszkają tam, gdzie można spotkać niedźwiedzie, spór o „JJ4” różni się od podobnych, stereotypowo postrzeganych jako kłótnie między ekologami a myśliwymi czy władzami lokalnymi.


OPIEKUN CZY KAT

ARTUR SPORNIAK: Kościół katolicki odgrywa rolę głównego hamulcowego w przyznaniu etycznej wartości i praw zwierzętom. W ten sposób daje alibi dla najgorszych zachowań.


Po pierwsze, nie dotyczy obszaru chronionego, lecz terytorium, na którym od stuleci działa i funkcjonuje człowiek – z licznymi miejscowościami i rozbudowaną infrastrukturą. Po drugie, niedźwiedzie zostały tu reintrodukowane, trudno więc argumentować okrągłymi zdaniami w rodzaju: „las należy do zwierząt, a człowiek jest w nim tylko gościem”.

Trzeci, być może najciekawszy wymiar sporu dotyczy właśnie odczuć ludzi. „To niesprawiedliwe i nieetyczne, aby zwierzęta musiały płacić za ludzkie błędy, czy to z powodów dezinformacji, niewłaściwego zarządzania projektem, czy z uwagi na politykę” – pisała dalej Gabbrielli. I dodawała: „Nie ma czegoś takiego jak problematyczne zwierzę”.

Rozprawa odroczona

Przeciwko zabijaniu „JJ4”/Gai wypowiedzieli się rodzice i partnerka Andrei Papie- go oraz obecny przy schwytaniu niedźwiedzicy weterynarz. A także, jeśli wierzyć wynikom ankiety przeprowadzonej tuż przed ogłoszeniem wyroku, większość mieszkańców prowincji Trydent-Adyga.

Ostatecznie, po manifestacjach i dwukrotnym odkładaniu rozprawy, sąd administracyjny w Trydencie zdecydował 26 maja, że nie ma powodu, aby zabijać niedźwiedzicę – przynajmniej na razie.

Kolejną rozprawę wyznaczono na koniec czerwca, a ostateczna decyzja zapadnie dopiero w grudniu. Jednak już dziś widać, że jest mało prawdopodobne, aby Gai groziła śmierć. Przy okazji sąd podtrzymał też zakaz zabijania innego niedźwiedzia, oznaczonego jako „MJ5”. Ten 18-letni samiec, który na początku marca zranił w Val di Rabbi mężczyznę spacerującego z psem, nadal żyje na wolności.

W minioną środę 31 maja, w ślad za wyrokiem i po spotkaniu z władzami prowincji, włoski rząd centralny obiecał władzom prowincji przeniesienie najbardziej „problematycznych” niedźwiedzi za granicę. Wciąż jednak nie wiadomo, w jaki sposób zaliczać je do tej kategorii.

Memoriał imienia Andrei

Bilans całej sprawy jest przygnębiający. Zginął człowiek, Andrea Papi, zapewne bez własnej winy. Niewykluczone, że umarły trzy oddzielone od matki młode niedźwiedzie. W górach pod Trydentem niedługo może się zacząć odławianie tych zwierząt. A pytanie o sens oraz o sposób przywracania niedźwiedzi w miejscach, gdzie pod ich nieobecność swój ślad zaznaczył już człowiek, pozostaje bez odpowiedzi.

W lasach nad Caldes, gdzie zginął ­Andrea Papi, za miesiąc odbędzie się memoriał jego imienia. Organizatorzy zapraszają na bieg poświęcony 26-latkowi, którego, jak piszą, „śmierć spotkała w lesie, w którym dorastał i traktował jak swój dom”. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 24/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Nie dla wszystkich starczy miejsca