Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sam zetknąłem się z jej pisarstwem dawno temu. „Ślepak” (1982), tom krótkich próz nieznanej mi wtedy autorki, poruszył i zaintrygował, zwłaszcza że trudno było nie wyczuć autobiograficznego charakteru tej książki. A biografia Jadwigi Stańczakowej (1919–1996) obfitowała w dramatyczne zwroty akcji. Córka kupca Adolfa Strancmana i Marii z domu Weinfeld, przed wojną zaczęła studia ekonomiczne. Rok 1939 wszystko zmienił. Kolejne wydarzenia: pobyt w getcie, z którego najpierw wyszła sama, a potem wyprowadziła rodziców, ślub ze Zdzisławem Stańczakiem, który zdobył dla Strancmanów fałszywe papiery, zdiagnozowanie nieuleczalnej choroby oczu. Po wojnie: praca dziennikarska, całkowita utrata wzroku, redagowanie brajlowskiego pisma „Pochodnia”.
Pierwszy tom poetycki, zatytułowany „Niewidoma”, wydała dopiero w roku 1979. Była już wtedy zaprzyjaźniona z Białoszewskim, czego świadectwem jej „Dziennik we dwoje”, a także dziennik samego poety. „Miron stał się w jej życiu postacią numer jeden – pisał Tadeusz Sobolewski. – Stał się dla niej oparciem, guru, bratem, wszystkim naraz. On, niby taki osobny, również potrzebował jakiejś nieformalnej rodziny, siostrzano-matczynego związku z oddaną mu kobietą. Trafili na siebie w momencie, gdy siebie najbardziej potrzebowali. Na progu starości”. I dodawał: „Jadwiga była osobą niepogodzoną ze sobą, niepogodzoną ze swoim kalectwem. Miron był inny. Jego poezja jest nieustannym aktem afirmacji, godzenia się na siebie, na życie, na swój los i na śmierć. Jadwiga miała naturę depresyjną”. I ważne uzupełnienie – wypowiedź Anny Sobolewskiej, córki Jadwigi, w niedawnej debacie zorganizowanej przez „Kulturę Liberalną”: „Widzę ją jako osobę niesłychanie silną, zmuszoną stale walczyć o własne pisarstwo, której towarzyszyło poczucie wielkiego niedocenienia”.
„Haiku” to kolejna sposobność, by w Jadwidze Stańczakowej dostrzec samodzielną, oryginalną pisarkę. Na książkę składają się dwa cykle – „Japońska wiśnia. Haiku dla Michi Tsukada” i „Odwieczne drzewo. Haiku dla Szi Taoni” – opublikowane 20 lat temu w niszowej oficynie, oraz niedrukowany dotąd cykl trzeci – „Kalejdoskop. Haiku europejskie”. Autorka używa tu formy najbardziej ascetycznej z możliwych, a zarazem odchodzi daleko od poetyki Białoszewskiego. Precyzyjne obrazy o wielkiej urodzie, nasycone barwą i niezwykle zmysłowe, uderzająco wyraziste zapisy wewnętrznego widzenia łączą się czasem z lekkim humorem, czasem z poważną refleksją. Nie będę cytował, bo nie potrafiłbym wybrać jednego czy dwóch – wybierzcie sami! ©℗
Jadwiga Stańczakowa, „Haiku”, Wydawnictwo Warstwy, Wrocław 2015, ss. 86