Wszyscy są Norwegami

Właśnie ukazuje się polskie wydanie „Odpływu” Larsa Saabye Christensena – prozaika i poety od lat wymienianego wśród faworytów do Nobla.

09.02.2015

Czyta się kilka minut

Lars Saabye Christensen / Fot. Magnus Stivi / WYDAWNICTWO LITERACKIE
Lars Saabye Christensen / Fot. Magnus Stivi / WYDAWNICTWO LITERACKIE

Christensen, którego wielokrotnie nagradzana powieść „Półbrat” została przełożona na kilkadziesiąt języków, jest przedstawicielem literatury tylko na pozór marginalnej – literatury małego narodu, która odnosi wielkie sukcesy w świecie zdominowanym (zdawałoby się, że na zawsze) przez twórczość anglojęzyczną.
Prócz Saabye Christensena wymienić warto innego Norwega, znakomitego Pera Pettersona, znanego w Polsce z takich tytułów jak „Przeklinam rzekę czasu”, „Kradnąc konie” i „Na Syberię”, czy Herbjørg Wassmo, autorkę m.in. „Księgi Diny”, „Domu ze ślepą werandą” i rewelacyjnego „Stulecia”.
Norwegiem jest także najmodniejszy pisarz ostatnich sezonów, gwiazda, prowokator i – wedle licznych opiniotwórczych gremiów – kontynuator Wielkich, Karl Ove Knausgård. Wokół jego osoby i ostentacyjnie bluźnierczo zatytułowanego wieloksięgu „Moja walka” rozpętało się coś na kształt globalnej histerii dziennikarsko-czytelniczo- -krytycznej. Nierozstrzygnięta pozostaje (zwłaszcza u nas, gdzie ukazała się tylko pierwsza księga cyklu) kwestia, czy w przypadku „Mojej walki” mamy naprawdę do czynienia z arcydziełem i bezkompromisowym autobiografizmem godnym Thomasa Bernharda lub Witolda Gombrowicza, czy może tylko z książką dobrą, miejscami bardzo dobrą, ale za to umiejętnie podpompowaną marketingowo i sprzedaną czytelnikom jako brutalny rozrachunek pisarza z bliskimi, społeczeństwem, ojczyzną.
Jeśli do tego zestawu nazwisk dodać Jo Nesbo, jednego z najpopularniejszych twórców powieści kryminalnej, to jaśniejszym się stanie, o jakiego kalibru fenomenie literackim mówimy.

Wszerz i w głąb

Słynny „Półbrat” Christensena łączy się z najgłośniejszymi książkami ostatnich dwóch dekad i – szerzej – z obiegiem literacko-medialnym naszej współczesności. Powieść wyróżnia się objętością (wydanie polskie liczy ponad 900 stron), której konsekwencją jest mnogość pojawiających się wątków, postaci, rozwiązań formalnych i tematów. Do tego dochodzi perspektywa czasowa narracji, obejmująca kilka dekad.
Jest w tym „Półbrat” podobny do takich książek jak „Szkarłatny płatek i biały” Michela Fabera, „Łaskawe” Jonathana Littella, „Wyznaję” Jaume’a Cabrégo, „Wolność” i „Korekty” Jonathana Franzena czy trylogii Javiera Maríasa „Twoja twarz jutro”. No i oczywiście do liczącej łącznie ponad trzy i pół tysiąca stron „Mojej walki” Knausgårda. To powieści niełatwe w odbiorze, gęste od literackich tropów, aluzji i korespondencji. Niektóre z nich przedstawiają szerokie panoramy społeczne, inne starają się być zapisem burzliwych i krwawych momentów historii, świadectwem przemian narodów; jeszcze inne są rozbudowaną wiwisekcją „ja” człowieka-pisarza, ciągnącą się przez dziesiątki stron psychomachią.
W czasach pośpiechu i zgiełku, w epoce skrótu, przekazu ograniczonego do elektryzującego sedna, mogłoby się wydawać, że artystyczna proza o wymiarze epickim, która wymaga od czytelnika intelektualnego zaangażowania i wielogodzinnego siedzenia na tyłku w odcięciu od pulsującego newsami i rewelacjami świata, jest z góry skazana na bycie niczym więcej ponad totem grupki zdziwaczałych hobbystów-fascynatów. A jednak wymienione wyżej książki odniosły gigantyczny sukces finansowo-literacki, sprzedały się w setkach tysięcy egzemplarzy, stały się impulsem gorących debat, wstrząsały życiem publicznym. Udowadniały ponadto, że jednorazowe, skrojone pod gust większości produkty dzisiejszego przemysłu kulturalnego wcale nie zaspokajają apetytów wszystkich odbiorców – że wielu z nich (wielu z nas!) wciąż potrzebuje frapujących, misternie skonstruowanych długich opowieści, dzięki którym otrzymuje się wgląd do psyche pojedynczego człowieka i do psyche społeczeństw.

Wstyd i hańba

„Półbrat” to powieść o rodzie i jednostce, osadzona w realiach powojennej Norwegii. Wprawdzie treść prologu i pierwszego rozdziału pochodzi z późniejszego czasu (takie triki kompozycyjne to znak rozpoznawczy Christensena), właściwa narracja rozpoczyna się jednak 8 maja 1945 r., w chwili, kiedy skończyła się gehenna Europy, a zaczęła tragedia pewnej rodziny mieszkającej w Oslo na ulicy Kirkeveien. Nie jest to pełnowymiarowa, mieszczańska familia, ale trzy samotne kobiety – Stara, Boletta (córka Starej) i Vera (córka Boletty). Owego dnia Vera zostaje zgwałcona przez nieznanego sprawcę. Dzieckiem tego aktu przemocy będzie Fred, przyrodni brat narratora i głównego bohatera, Barnuma Nilsena. Freda i Barnuma połączy szczególna więź – będą na przemian rywalami, przyjaciółmi, sojusznikami. Zakompleksiony, karzełkowaty Barnum, etatowa ofiara i pośmiewisko rówieśników, odkryje z czasem artystyczne powołanie – będzie pisał scenariusze filmowe. Fred, ktoś z nieusuwalnym piętnem hańby i wstydu, zostanie buntownikiem, niespokojnym duchem, którego życie toczy się od klęski do ucieczki, od ucieczki do klęski.
Książka Christensena nie ma wiodącego tematu – jak każda wielka powieść istotnych tematów ma przynajmniej kilka. To saga rodzinna, będąca rozliczeniem dwuznacznych relacji Norwegów z niemieckimi okupantami (zajęcie mienia po społeczności żydowskiej, postawa i dziedzictwo Knuta Hamsuna, kolaboracja), opowieścią o wieloletnich zmaganiach z najboleśniejszymi tajemnicami i z traumami (kalectwo, poczucie niespełnienia, alkoholizm, strata), znakomitym studium psychologicznym. A wreszcie: to książka o tym, że w praktyce nie ma czegoś takiego jak prawda, nadrzędna, oficjalna – że wszyscy żyjemy tylko w jednym z jej wariantów, w pasującej nam akurat złudzie, w najkorzystniejszej interpretacji. „Mundus vult decipi” naucza ojciec Barnuma – „Świat pragnie być oszukiwany”. I powtarza mu: „Najważniejsze jest nie to, co widzisz, lecz to, co ci się wydaje, że widzisz”.

Mrok i utrata

Wydany właśnie w Polsce „Odpływ” jest od „Półbrata” późniejszy o ponad dekadę, ale ma z nim sporo wspólnego tematycznie i formalnie. I tu zgłębia Saabye Christensen mrok natury ludzkiej i nieuchronność ludzkiego przeznaczenia.
Głównego bohatera, Christiana Fundera, poznajemy jako nastolatka, który w trakcie wakacji w letnim domku uczestniczy w typowych dla swojego wieku odkryciach i inicjacjach. Christian to chłopiec skryty, pełen urazów, kompleksów i frustracji, doświadczony kalectwem – za sprawą krzywej stopy nazywany „Chaplinem”. Nie tylko dzięki temu może kojarzyć się z Barnumem z „Półbrata” – jak i on jest utalentowany literacko, pisuje wiersze. Christian poznaje Ivera Malta, chłopca z rodziny określanej przez sąsiadów jako patologiczna. Jego ojciec ma być agresywnym pijakiem, matka – „dziwką”, której niemiecki żołnierz zrobił dziecko. To prawda – przyrodnim bratem Ivera jest trzymane w jamie niedorozwinięte monstrum o imieniu Henry. Kulminację opowieści o tej części życia Christiana stanowi scena oglądania – w makabrycznych okolicznościach – relacji z lądowania na Księżycu. Opowieść na dobre wraca do Christiana, gdy ten osiągnął wiek średni i – wydaje się – przegrał swoje życie. To wyjątkowo gorzka część „Odpływu”; część, w której Christian opowiada o stracie: bliskich, dzieła literackiego, wreszcie – rozumu.
Pomiędzy narracją o Christianie nastoletnim a Christianie dojrzałym autor umieścił obszerną partię zatytułowaną „Pośrednik”. To realistyczno-alegoryczna fabuła o tajemniczym, podupadłym amerykańskim miasteczku Karmack; bohaterem jest Frank Farrelli, posłaniec z urzędu, którego praca polega na zawiadamianiu członków lokalnej społeczności o śmierci lub wypadku ich krewnych. Można się tylko domyślać, kto jest autorem tej przypowieści – lub poszukać i odkryć go w pajęczynie aluzji, motywów i nazw, spowijającej całą książkę.
„Odpływ” wydaje się być słabszy od mistrzowskiego „Półbrata” – zwłaszcza „Pośrednik” na przemian irytuje i nuży nachalnym symbolizmem i kiczowatą ckliwością, a i przygody nastoletniego Christiana mogłyby przybrać bardziej zwięzłą postać. Wciąż jednak jest to literatura wysokiej próby – wyrafinowana w formie opowieść, która traktuje zarówno o doświadczeniach uniwersalnych, jak i tych właściwych dla norweskiego kontekstu. ©

Lars Saabye Christensen „Odpływ”, przeł. Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2015