Wszyscy mówią: kochaj mnie

Realizując "Kochanków z Marony Izabella Cywińska podjęła niemałe ryzyko. Bowiem adaptowanie prozy Iwaszkiewicza zmusza do konfrontacji nie tylko z wielką literaturą, ale i z filmową tradycją.

04.07.2006

Czyta się kilka minut

Nie można dziś oglądać "Kochanków z Marony" bez odniesienia do wybitnych filmów Iwaszkiewiczowskich - "Brzeziny" i "Panien z Wilka" Andrzeja Wajdy, "Matki Joanny od Aniołów" Jerzego Kawalerowicza. W zestawieniu z tak wielkimi dziełami film Cywińskiej broni się głównie siłą literackiego pierwowzoru.

Ola prowadzi skromne życie prowincjonalnej nauczycielki: praca, czytanie książek, spacery z uczniami. Jej życie zmienia się wraz z poznaniem Janka, mężczyzny przebywającego w miejscowym sanatorium. Związek ze śmiertelnie chorym mężczyzną zniszczy spokój jej bezbarwnej egzystencji. Szare i puste dotąd mury szkoły wypełni wkrótce głos Janka i zakochanego w nim Arka. Tak rozpoczyna się spektakl na dwóch aktorów, grany przez ulubiony Iwaszkiewiczowski duet: Erosa i Tanatosa. W twórczości autora "Brzeziny" miłość i śmierć złączone są niczym syjamskie bliźnięta; odrębne, a zarazem nierozłączne. Także w "Kochankach z Marony" wzajemnie się uzupełniają, jednocześnie tocząc ze sobą walkę.

Już od pierwszych minut dostajemy się w sam środek miłosnego wielokąta. Obserwujemy rodzenie się bliskości pomiędzy Olą i Jankiem, dyskretną czułość i ostentacyjną zazdrość Arka, dziecięcą miłość Józia do swej nauczycielki, opiekuńczą Eufrozynę próbującą ratować Janka, wreszcie Hornową - starzejącą się kobietę, która łapczywie pragnie miłości. Wszyscy pogrążeni w miłosnym marzeniu, szukający bliskości i ciepła.

Cywińska dyskretnie zarysowuje istotne paralele między bohaterami. Mały Józio ucieka z domu, tak jak niegdyś czynił to Arek. Ola, tak jak Hornowa, poświęci się w imię miłości, odda się Jankowi czyniąc ofiarę ze swych uczuć. Dalszy ciąg jej opowieści dostrzegamy w historii Hornowej - a znaczą ją samotność i tęsknota.

W tym miłosnym dramacie nie ma zwycięzców, każdy płaci wysoką cenę za uczucie. Miłość, która ma być sposobem na zniwelowanie lęku przed śmiercią, nie spełnia swej roli. Bo u Cywińskiej (oraz Iwaszkiewicza) jest ona zaledwie ucieczką. To w niej szuka ratunku chory Janek, to miłość ma być sposobem na przełamanie smutnej codzienności młodej nauczycielki, dzięki niej Arek chce pokonać traumy z przeszłości, a mały Józio - przetrwać trudy życia z wiecznie pijanym ojcem. Żaden z bohaterów nie odnajdzie ukojenia, bo miłość jest zarazem zniewoleniem, śmiertelnym zobowiązaniem. Nie ma ucieczki przed śmiercią, nie da się zagłuszyć strachu przed nią.

W filmie Cywińskiej relacja miłości i śmierci przekracza poziom banalnego morału o związku Erosa i Tanatosa. Reżyserka kładzie akcent na inny element tej opowieści: najważniejszy staje się motyw życia jako ucieczki przed śmiercią. Trywialna i pusta egzystencja bohaterów niejako domaga się uzasadnienia. W świecie "Kochanków..." nie ma niczego, co mogłoby legitymizować jego istnienie. Ucieczka Janka z sanatoryjnej "umieralni" do zewnętrznego świata jest symbolicznym przejściem ze śmierci do życia. To właśnie świadomość śmierci pozwala mu cieszyć się życiem. Miłość do kobiety jest jedynie sublimacją tej radości.

Już od pierwszych ujęć film wydaje się ostentacyjnie staroświecki. Liternictwo, kolorystyka kadrów i charakterystyczna faktura obrazu wywołują skojarzenia z kinem lat 70. minionego wieku. Pierwsze wrażenie okazuje się słuszne, bowiem "Kochankowie..." są filmem na wskroś "niewspółczesnym". Cywińska, znana dotąd jako reżyserka teatralna i telewizyjna, przeniosła na ekran filmowy teatralną konstrukcję dzieła. Nie czyniłbym jednak z tej "teatralności" zarzutu, to nie ona decyduje o słabości "Kochanków...". Przesądza o niej patos i psychologiczne przerysowanie.

Cywińska nie znalazła złotego środka pomiędzy filmowym rozmachem a atmosferą intymności i podniosłości. Aktorki tej klasy co Danuta Stenka, Ewa Kasprzyk i Karolina Gruszka wypadają poniżej swych możliwości. Zamiast wyciszonych dialogów otrzymujemy pełne egzaltacji okrzyki, zamiast dopiero rodzącej się, dyskretnej bliskości Oli i Janka obserwujemy niezrozumiałą otwartość i bezpośredniość młodej dziewczyny, zaś Danuta Stenka w roli Hornowej niemal bezustannie prezentuje aktorskie szarże właśnie tam, gdzie oczekujemy ekspresyjnej oszczędności. Oszczędnością nie grzeszy także autor muzyki Jerzy Satanowski: napisane przez niego wokalizy ociekają patosem.

Słabości te równoważą dwie role męskie: Krzysztof Zawadzki w roli Janka i Łukasz Simlat jako Arek ukazują aktorski kunszt. Ich kreacje można wręcz porównywać z historycznymi rolami Olbrychskiego i Łukaszewicza w "Brzezinie" Wajdy. Klasą dla siebie jest także autor zdjęć, Marcin Koszałka. "Kochankowie..." to bez wątpienia jedno z najpiękniej sfilmowanych dzieł w polskim kinie ostatnich lat: plastycznie wysmakowane, rozmywające się kadry tworzą oniryczną atmosferę. Szkoda, że ów sen nie wyśnił się do końca...

"KOCHANKOWIE Z MARONY" Reż.: IZABELLA CYWIŃSKA; scenariusz na motywach opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza: Izabella Cywińska, Cezary Harasimowicz; zdj.: Marcin Koszałka; muz.: Jerzy Satanowski; wyk.: Karolina Gruszka, Krzysztof Zawadzki, Łukasz Simlat, Danuta Stenka. Prod.: Polska 2005. Dystryb.: SPInka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2006