Tęsknota za arcydziełem

Łukasz Maciejewski ubolewa, że od lat nic ciekawego nie objawiło się w polskiej kinematografii. Problem jest jednak szerszy: jaki w ogóle jest film w wolnej Polsce?.

23.10.2006

Czyta się kilka minut

"Kochankowie z Marony" w reż. Izabelli Cywińskiej /
"Kochankowie z Marony" w reż. Izabelli Cywińskiej /

"Ucieczka z kina »Wolność«". Tytuł filmu Wojciecha Marczewskiego z 1990 r. najlepiej oddaje stan ducha polskiego kina i jego twórców 17 lat po odzyskaniu niepodległości. Z jednej strony ogromne ambicje - z drugiej opory producentów i niemoc twórcza, prowadząca do kompromisów niszczących wolność artysty. Przez lata transformacji ustrojowej byliśmy świadkami kryzysu kinematografii, choć nie upadku, jak sugeruje Maciejewski. Nie zamierzam jednak utrzymywać się w retoryce pamfletu i narzekania, dlatego miłosiernie chcę wyłuskać z lat wolnej Polski to, co było wartościowe.

Superprodukcje

Maciejewski cytuje swą rozmowę z węgierską filmoznawczynią. Nie potrzeba jednak obcokrajowców, wystarczy polski student - jeden z nich kilka lat temu mówił mi, co mu się podobało w polskim kinie na przełomie wieków. Ku mojemu osłupieniu wymienił "Pana Tadeusza" Andrzeja Wajdy. Jeszcze bardziej zadziwił mnie, gdy zachwycił się "Szwadronem" Juliusza Machulskiego według prozy Rembeka. Sam uważam dzieło Wajdy za wybitne, mimo licznych utyskiwań krytyków. Lubię także "Szwadron", chociaż pamiętam, że Machulski został za ten film niemiłosiernie schłostany. Główny argument kierowany przeciwko takim obrazom brzmi: "po co realizuje się te ada-ptacje, topiąc w nich miliony złotych?". Zapomina się, że chodzi przede wszystkim o to, aby powstawały filmy niosące z sobą prawdziwy artyzm, myśl, emocje i uczucia. Czy jest to superprodukcja, czy film niszowy, nie ma znaczenia.

Wbrew utartym poglądom ludzie pragną filmów o polskiej historii. Trzeba mieć tylko pomysł, żeby powstawały obrazy nie o idei, ale o człowieku zanurzonym w dramat dziejów. Świetnie zatem, że to właśnie Wajda rozpoczął zdjęcia do filmu o Katyniu. Mam nadzieję, że Machulski znajdzie środki na realizację "Kuriera z Warszawy", filmu o Janie Nowaku Jeziorańskim. Szkoda, że Andrzej Trzos-Rastawiecki nie dostał odpowiedniej dotacji na film o Piłsudskim, przez co otrzymaliśmy jedynie kilkuodcinkowy teatr telewizji.

Ktoś powie, że większość takich produkcji zawiodła - "Przedwiośnie", "Quo vadis?", "Ogniem i mieczem", nie mówiąc już o "Starej baśni". Gdyby jednak zrezygnować z wielkich produkcji, doszlibyśmy do wniosku, że dziś nie mogłoby powstać dzieło na miarę "Rękopisu znalezionego w Saragossie" - tej wielkiej fantazji Hasa. A "Faraon" Kawalerowicza, "Popioły" lub "Ziemia obiecana" Wajdy? "Popioły" rozpętały w 1965 r. narodową dyskusję o patriotyzmie i tradycji; ataki na Wajdę były zapowiedzią Marca '68. Takie filmy nie spowodują, że, jak ironizuje Tadeusz Sobolewski ("Za blisko życia", "TP" nr 43), ekrany "zaludnią wkrótce żołnierze, powstańcy i wdowy żałobne". Aprioryczna próba deprecjacji wielkich produkcji o przeszłości nie ma sensu.

Zgadzam się natomiast z Sobolewskim, że potrzebne są też filmy o naszych korzeniach PRL-owskich. Sądzę, że każdy z pamiętających PRL wyczuwa jakiś fałsz i zakłamywanie tamtego czasu w ramach obecnej "rewolucji moralnej". Obejrzeć film o Hłasce, Komedzie, Kuroniu... doczekamy się tego!

Lista siedemnastolecia

Jednak to nie superprodukcje decydują o obrazie polskiego kina, ale zwykłe filmy dotykające ludzkich emocji. Próbuję odtworzyć sobie, jakie filmy pozostały w mojej pamięci z ostatnich lat i czy wyłania się z tej listy jakaś prawidłowość. W 1990 r. weszła na ekrany wspomniana "Ucieczka z kina »Wolność«" Marczewskiego, gorzkie rozliczenie z ledwo co minioną epoką. Ten sam reżyser w 1997 r. zrealizował świetny film, który przeszedł bez echa. Był to "Czas zdrady", na podstawie prozy Witolda Zalewskiego, filozoficzna przypowieść o Machiavellim i Savonaroli, konfrontacji między dwoma fundamentalizmami, pragmatycznym i moralnym, które - oba - ponoszą klęskę. Zdaje się, że dziś film ten nabiera coraz aktualniejszych znaczeń. Szkoda, że Marczewski zamilkł po zrealizowaniu "Weisera" według prozy Pawła Huelle.

Andrzej Wajda, o którym mówiono, że nie potrafi się odnaleźć w wolnej Polsce, zrealizował jednak kilka ważnych filmów. To nie tylko "Pan Tadeusz", ale także "Korczak", "Zemsta", "Wyrok na Franciszka Kłosa" według Rembeka. Wszystkie dotykają Polski, trudnych wyborów moralnych w obliczu dramatu historii. Jeśli dodamy do tego widowisko telewizyjne "Bigda idzie!" według Kadena-Bandrowskiego, to okaże się, że stary mistrz trzyma rękę na pulsie.

W szarzyźnie polskiego kina wyróżnia się Andrzej Barański, twórca osobny, znany tylko zwariowanym kinomanom, a szkoda. Wspaniały jest jego film "Nad rzeką, której nie ma" według prozy Stanisława Czycza - piękny, poetycki (wiersze Andrzeja Bursy!) obraz szarej, małomiasteczkowej atmosfery gomułkowskich lat. Nie da się zapomnieć "Dwóch księżyców", adaptacji powieści Marii Kuncewiczowej, przejmującego filmu o przemijaniu "Wszyscy święci", czy zrealizowanego ostatnio "Parę osób, mały czas", o przyjaźni Jadwigi Stańczakowej i Mirona Białoszewskiego.

Krzysztof Zanussi w minionych latach przedstawił "Dotknięcie ręki", o starym pisarzu przeżywającym kryzys twórczy. "Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową", dramatyczny film o poszukiwaniu Boga w obliczu śmierci, to jeden z najlepszych obrazów minionej dekady. W niedocenionym filmie "Persona non grata" reżyser sarkastycznie rozlicza pokolenie solidarnościowe - walczące kiedyś o niepodległość, a dziś niepotrafiące poradzić sobie z podstawowymi wyborami moralnymi.

Krzysztof Krauze w "Długu" dotknął problemu nienawiści do człowieka, która jest równie pierwotna jak nienawiść do siebie, i prowadzi do niechcianej zbrodni. Z kolei "Mój Nikifor" to jedno z nielicznych dzieł ostatnich lat pełne plastycznego uroku, ciepła i miłości. Cenię "Głośniej od bomb" Przemysława Wojcieszka, film brutalny w warstwie zewnętrznej, tak naprawdę - głos buntu, krzyk o miłość i sens, czy "Portret podwójny" Mariusza Fronta: drażniący obraz o jednostajności życia. "Cisza" i "Co słonko widziało" Michała Rosy, wielkiej nadziei polskiego kina, to przejmujące obrazy, poetyką bliskie Kieślowskiemu.

"Zmruż oczy" Andrzeja Jakimowskiego, "Pornografia", "Historia kina w Popielawach" i "Jasminum" Jana Jakuba Kolskiego mieszczą się w nurcie kina artystycznego, poetyckiego, trochę "nierealnego". "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" Marka Koterskiego to uderzenie między oczy widza, który samozadowolony myśli, że jest bez grzechu. Nie można pominąć "Wojaczka" Lecha Majewskiego, oryginalnie zrealizowanej biografii poety, będącej jednocześnie świetnym portretem PRL-u (na uwagę zasługuje wspaniała rola aktorska poety Krzysztofa Siwczyka). "Historie miłosne" Jerzego Stuhra są artystycznym spełnieniem nawiązującym do "Przypadku" Kieślowskiego. Krótko gościły na ekranach ciekawe, ale już zapominane: "Amok" Natalii Korynckiej-Gruz, "Przemiany" Łukasza Barczyka, "Bellissima" Artura Urbańskiego, "Tulipany" Jacka Borcucha, "Edi" Piotra Trzaskalskiego, "Warszawa" Dariusza Gajewskiego, "Pręgi" Magdy Piekorz. Ciekawy tandem twórczy stanowią Tomasz Konecki i Andrzej Saramonowicz. Z nadzieją czekam na ich "Testosteron", tak jak i na kolejne filmy Sławomira Fabickiego.

Ludzie z off-u

Trudno powiedzieć, który z tych tytułów pozostanie na dłużej. Nie ma nowej "szkoły polskiej", nie ma głównego nurtu, odnosi się wrażenie chaosu myślowego - powstają natomiast od czasu do czasu dobre filmy. Dominuje - niestety - miernota. Nie istnieje porządne kino klasy B. Większość filmów sensacyjnych i rozrywkowych (z wyjątkiem "Vinci" Machulskiego) to nieudolna imitacja. W "Sesji kastingowej" Zanussiego postać z off-u mówi do młodych aktorów próbujących sadystyczną scenę: "Panowie, przecież widz chce to oglądać. Z sondaży wynika, że widzowie w większości uważają, że jest mało sadyzmu i seksu w telewizji. Widz mówi nam, co lubi, i my mu tego dostarczamy". Cynizm i nihilizm ludzi z off-u - tak ich nazwijmy - powoduje, że chcą zaspokoić najniższe instynkty ludzkie, bo tak wyobrażają sobie potrzeby przeciętnego widza.

To obraz fałszywy. Wystarczy zobaczyć tysiące młodych ludzi na przeróżnych festiwalach filmowych. O wiele lepiej od Maciejewskiego oceniam polskiego widza, on nie tylko "je, śpi, kupuje »Fakt«, wypisuje obelżywe komentarze w internecie" - raczej często poszukuje prawdziwej sztuki. Niestety mam wrażenie, że ta pierwsza koncepcja widza dominuje wśród producentów i redaktorów; często jest to projekcja ich własnych potrzeb. Ktoś powiedział, że umysły pospolite nie dostrzegają różnic między ludźmi, a jedynie bezładną masę.

Maciejewski oburza się na krytykę filmową - że nie chce się buntować i wyjść z koteryjnych układów. Z drugiej strony nie dostrzega, że zbyt długo stosowano taryfę ulgową wobec tzw. kina off-owego, które rzekomo przynosiło nowego ducha - dzisiaj widać, że z off-u niewiele zostało, liczy się bowiem prawdziwe kino, a nie amatorskie wprawki. Autor pamfletu pisze, że "młodych się przecenia, za to w dobrym tonie jest umniejszać rangę starych". Mnie również irytuje próba odstawienia "dawnych koryfeuszy kinematografii" na boczny tor, mimo ich aktywności i ciekawości świata. Nie przejmowałbym się opiniami internautów, ważniejsze i niebezpieczniejsze są opinie kilku krytyków, którzy marzą o lustracji "starych", odsyłając ich do PRL-owskiego lamusa.

***

Podobnie jak Maciejewski nie tęsknię ani za młodością w kinie, ani za starością. Obaj tęsknimy po prostu za dobrymi filmami. A może za arcydziełem, choćby jednym. Zachwyciłem się ostatnio pomijanym przez większość gremiów jurorskich filmem Izabelli Cywińskiej "Kochankowie z Marony". Perfekcyjnie zrealizowany, wysmakowany obraz o samotności, umieraniu i namiętnościach dających chwile szczęścia, a jednocześnie niszczących człowieka. Piękny, akademicki film, czyli - jakby niektórzy napisali - nikomu niepotrzebny.

KS. ANDRZEJ LUTER jest kapłanem diecezji łowickiej, wykłada w Wyższym Seminarium Duchownym w Łowiczu. Prowadzi pracę duszpasterską w środowisku dziennikarskim, jest publicystą "TP", "Więzi", "Kina".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2006