Mój Iwaszkiewicz

2 marca mija 25. rocznica śmierci Jarosława Iwaszkiewicza. 86-letni, odchodził w pełni sił twórczych. Jeden z najpiękniejszych jego wierszy, Urania, powstał w lutym 1980. Outsider w grupie Skamandra, jest dziś może najbardziej żywym pośród pisarzy tej pięknej plejady.
 /
/

Był także postacią życia publicznego: przed wojną dyplomata, po wojnie poseł na Sejm PRL, wieloletni prezes Związku Literatów Polskich. Krytykowano go za uległość wobec władz i przywiązanie do zaszczytów. Ale pozycję swoją umiał wyzyskać, choćby jako redaktor “Twórczości" - najlepszego miesięcznika literackiego w krajach “obozu".

Tamte spory należą do przeszłości - pozostał świetny poeta, mistrz opowiadania, autor “Czerwonych tarcz". Wedle słów Jerzego Kwiatkowskiego: jeden z najbardziej “europejskich" i najbardziej przy tym zanurzonych w żywiole polskości pisarzy w naszej literaturze.

Julia Hartwig

Poetka i tłumaczka; ostatnio wydała tom "Bez pożegnania"

Bardzo mnie przejęły fragmenty z dziennika Iwaszkiewicza wydrukowane w “Gazecie Wyborczej". Znalazło się tam takie wyznanie: “Najgorsze jest w moim życiu - zwłaszcza na starość - to, że nie mam się do kogo przymierzyć. Niewątpliwie jestem postacią na miarę największą. Ale wyrosłem jak olbrzymia pieczarka przykryta małym słoikiem. Stąd wszystkie zniekształcenia. Zamiast pięknego wielkiego grzyba, szklanka napełniona białą masą. (...) Dlaczego moją indywidualność muszę uważać za zmarnowaną? Dlatego, że dla mnie nie ma nic naprawdę ważnego. (...) Po prostu pustka wewnętrzna mnie zmarnowała. Jakiś brak siły (moralnej?), jakiś brak doskonałości (wewnętrznej?) są jak pęknięcia na krysztale moich dzieł. Jak w dniu jubileuszu, tak i dziś mam żałosne uczucie, że nic nie napisałem".

Milczenie, jakie otacza dziś twórczość Iwaszkiewicza, mogłoby potwierdzać tę konkluzję. Nie można go postawić ani obok Witkacego, ani obok Gombrowicza. Zdobywcza rewolucyjność ich prozy zawładnęła umysłami krytyków i czytelników literatury pięknej. W przypadku Iwaszkiewicza mamy do czynienia z pisarzem, który jest kontynuatorem europejskiej tradycji prozatorskiej, w poezji zaś wywodzi się z modernizmu: bliski Tadeuszowi Micińskiemu i Stefanowi George, zachowuje jednak własną, rozpoznawalną nutę. Jeśli jego nazwisko nie popadło w zapomnienie podczas tych 25 lat, jakie upłynęły od jego śmierci, to stało się tak również dzięki dwu znakomitym filmom Wajdy: “Pannom z Wilka" i “Brzezinie".

Chyba nie popełnię pomyłki mówiąc, że z poezji skamandryckiej poezja Iwaszkiewicza przechowała się do dziś najlepiej. Kiedy mówi się o Iwaszkiewiczu, usłyszeć można od razu: “O, tak! ostatnie wiersze!". Zapewne, ale ile fragmentów z dawnych jego wierszy zakarbowała do dziś nasza pamięć:

“Plejady to gwiazdozbiór już październikowy"...

“Wszystko jest bez sensu / Wszystko pogmatwane / Jak te winorośle / Gąszcze cmentarniane // Wszystko, co się złączy, / Znowu się rozłączy. / Na kształt pogmatwanych / Na cmentarzach pnączy"...

“O jakże szybko / Maleńka lipko / Ogromnym staniesz się drzewem".

“Woda zielona i głęboka / powoli mi zalewa usta"...

Czy tak dziś się pisze? Czy wiersze Iwaszkiewicza może naśladować albo “kontynuować" współczesny poeta? A jednak Iwaszkiewicz wciąż wzrusza. To przecież nie kto inny jak Miłosz, przedstawiciel Drugiej Awangardy, a więc niechętny Skamandrowi, udał się jako młody człowiek do Stawiska, żeby złożyć hołd poecie.

Iwaszkiewicz to nazwisko, które kojarzy się nie tylko z tytułami jego książek. Przyjaźnił się z najwybitniejszymi artystami swojego czasu, z muzykami, kompozytorami, wielkimi aktorami. Po powstaniu warszawskim jego posiadłość stała się przytuliskiem dla pisarzy, których przyjmował z najwyższą życzliwością, cierpliwie znosząc codzienne niewygody w przepełnionym uciekinierami domu. To jedna z najpiękniejszych kart w dziejach Stawiska.

Rosja, Ukraina, Warszawa, Paryż, Sycylia, Rzym, Wenecja, spotykani na co dzień i od święta ludzie, którzy dziś są już dla nas mitem. Cóż więc w tym dziwnego, że z taką niecierpliwością czekamy na ogłoszenie “Dzienników" Iwaszkiewicza? Oczekiwanie to niepozbawione jest czasem posmaku niezdrowej sensacji, której doszukiwano się już w udostępnionych nam fragmentach. Wyłania się z nich obraz człowieka szarpanego wieloma namiętnościami, pisarza o wielkiej wrażliwości i pragnieniu sławy, cierpiącego z powodu braków duchowych, które sobie przypisuje i które jego zdaniem nie pozwoliły mu osiągnąć wielkości. Jego utyskiwania na codzienne kłopoty czasem nas niecierpliwią, ale być może one właśnie okażą się jako dokument najcenniejsze. Tym, co najbardziej przejmuje, jest powracająca wciąż skarga samotności.

Izabella Cywińska

Reżyser teatralny i filmowy, autorka serialu telewizyjnego "Boża Podszewka"; była m.in. dyrektorem Teatru Nowego w Poznaniu i ministrem kultury w rządzie Tadeusza Mazowieckiego

Czytelnicy różnią się między sobą w sposób zasadniczy. Każdy czego innego szuka w tekście literackim, na coś innego jest wrażliwy. Mnie zdarza się czytać niektórych autorów, tak jakbym oglądała gotowy już film. Wynika to pewnie z moich zainteresowań, ze specyficznego sposobu oglądania otaczającego świata, z szukania, chcąc nie chcąc nawet, w cudzej twórczości tematów do własnych scenariuszy. Takie zawodowe spaczenie...

Tak dzieje się, kiedy czytam opowiadania Iwaszkiewicza. I poezja, i proza Pana Jarosława jest niezwykle sensualna: tatarak naprawdę pachnie, słońce na Podolu praży nie do wytrzymania, ból boli do żywego, a miłość naprawdę “jest wielka jak śmierć". Podobnie z opisem historii: też jest sensualna.

Krytycy próbują odpowiedzieć na pytanie, jak to się dzieje, że tak a nie inaczej zestawione słowa wyrażające myśl pozwalają u niektórych pisarzy słyszeć, widzieć i czuć to, co opisane. Nie zawsze mnie przekonują ich dywagacje, ale z Iwaszkiewiczem tak na pewno jest. Pamiętam Iwaszkiewiczowskie obrazy, dźwięki, zapachy jakby zapamiętane z własnego życia. Nieprzywoływane, wracają samowolnie, kojarzone w jakiejś chwili z krajobrazem lub człowiekiem.

W przeszłości przymierzałam się do realizacji w Teatrze Telewizji trzech jego opowiadań. Pisałam adaptacje (“Tatarak", “Biłek" i “Młyn nad Utratą", który proponowałam do realizacji w 1968 roku. Uznano wtedy, że lepiej tego nie ruszać). Żadnego z tych pomysłów w końcu nie zrealizowałam, ale teraz, po latach, mimo że nie został zapisany żaden obraz, że nie było żadnego ujęcia, żadnego klapsa na planie, myślę o nich jak o skończonych filmach. Słyszę szum rzeki Utraty, gwizd pociągu, czuję przemożny strach ukrywającej się Żydówki. Dzieje się tak, bo już w momencie czytania tych opowiadań scenariusz, normalnie konieczny jako etap realizacji filmu, w tym przypadku wydawał się potrzebny tylko jako pomoc techniczna.

Teraz kończę film na podstawie “Kochanków z Marony", jednego z późniejszych opowiadań Iwaszkiewicza. Po raz pierwszy w mojej przygodzie z tym pisarzem słowa ożyją, miłość się spełni, kolba tataraku rozsypie na wietrze tysiącem nasionek. Ile w tym będzie nas, którzy ten film realizujemy, a ile Pana Jarosława, który był winowajcą, bo ten film napisał swoim życiem (“Dzienniki"!) i jego kreacją w opowiadaniu?

Marcin Król

Historyk idei, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, członek zespołu "TP"; Iwaszkiewicz dedykował mu "Podróże do Polski"

U Iwaszkiewicza najbardziej mnie zachwyca rodzaj demonicznego panteizmu. W bardzo wielu wierszach - może zbyt wielu; marzę o tym, by ktoś zlecił mi dokonanie wyboru stu najlepszych jego wierszy, a wtedy byłoby widać, jak bardzo wybitnym był poetą - a także w prozie tak zwana miłość do przyrody przybiera skrajną i niesłychanie kuszącą postać. Przyroda Iwaszkiewicza jest wszechobecna i my jesteśmy w nią całkowicie wtopieni. Przyroda jest zdrowa, to ludzie bywają chorzy, słabi i wpadają w szaleństwo. Przyroda nęci, ale w tle, gdzieś za lasem, na grobli, w brzezinie, ponad łąkami czai się diabeł piękna. Przyroda jest w utworach Iwaszkiewicza czynnym uczestnikiem wydarzeń, a jej opisy nigdy nie stanowią zaplecza, lecz raczej istotę, człowiek jest zapleczem. Spośród znanych mi pisarzy tylko Iwan Bunin potrafił tak myśleć i pokazać, jak bardzo mali i marni jesteśmy, kiedy otacza nas ciemny las, idzie burza lub wciąga bagno. Takiego Iwaszkiewicza powinno się uczyć w szkołach, może udałoby się wtedy podważyć banał przyrody.

Piotr Mitzner

Poeta i krytyk, autor m.in. książek "Hania i Jarosław Iwaszkiewiczowie" oraz "Na progu. Doświadczenia religijne w tekstach Jarosława Iwaszkiewicza"

Mój Iwaszkiewicz. Co to znaczy? Gdybym umiał określić wyraźnie, kim jest dla mnie jako człowiek, jak czytam jego teksty, pewnie bym się nim już nie zajmował. A robię to. Wracam do książek, do rękopisów. Próbuję zrozumieć, skoro na to pozwolił zostawiając tak wiele: rzeczy drukowane, listy, dzienniki, rozmaite zapiski. Jest w nich szczerość i nieszczerość, jest on sam ze skłonnością do grzechu i pragnieniem świętości, z łapczywością i obsesją nicości. Jest ten, który czuje związek z całym żyjącym światem, a nie potrafi się z nim porozumieć. Wielki egocentryk o niesłychanie skłębionej duszy. Równocześnie - ktoś, dla kogo tradycja europejska (zachodnia i wschodnia) jest oczywistością, w której się żyje od zawsze do zawsze. Dlatego w chaosie przemian warto odwoływać się do Iwaszkiewicza, na przykład do wierszy z tomu “Powrót do Europy" i do “Książki moich wspomnień", w której jest zapach ziemi i obraz kultury tworzonej przez pokolenia, a także opis dorastania do świata.

Olga Tokarczuk

Pisarka, autorka m.in. powieści "Podróż ludzi Księgi", "E.E.", "Prawiek", "Dom dzienny, dom nocny"; ostatnio wydała "Ostatnie historie"

Iwaszkiewicz pozostaje dla mnie prawdziwym mistrzem opowiadania. Do jego lektury dawno temu cierpliwie wprowadzała mnie moja mama, która go uwielbiała. Ale teraz wydaje mi się, że Iwaszkiewicza nie można porządnie czytać przed, powiedzmy, czterdziestką.

Jeżeli założyć, że każda proza ma swoją tajemnicę, to taką tajemnicą w opowiadaniach Iwaszkiewicza jest subtelne wyczuwanie tragizmu w błahej codzienności, w zwyczajnych, potocznych wydarzeniach. Świat małych miasteczek, prowincjonalnych dworów, miejsc oddalonych o noc jazdy koleją, zawsze podszyty jest czymś mrocznym, nieuniknionym, niewysłowionym, tragicznym. Jego bohaterowie, mimo zaangażowania w tę codzienność, przypominają widzów w muzeum. Od własnego życia, od samych siebie dzieli ich niepokojący dystans. Nieświadomie domagają się wtajemniczenia.

Przypomina mi się genialny “Tatarak". Dwa ostatnie akapity. Obraz całowanego ciała topielca, jego “góra" i “dół" oddzielone od siebie szokująco realistycznym “rąbkiem żółtych slipów", na zawsze zostaje w pamięci. Dwie sfery ludzkiego doświadczenia, nieodłączne od siebie, ale dramatycznie od siebie oddzielone, piękno i rozpad, młodość i śmierć - to środek Iwaszkiewiczowego uniwersum, kwintesencja tego pisarstwa.

Nikomu nie udało się tak jak jemu w krótkich, zwartych formach, które przywodzą na myśl okruchy, momenty z życia, zawrzeć tyle intensywności.

Iwaszkiewicz miał zapewne jakiś naturalny instynkt narracyjny, talent tworzenia rzeczywistości, która od pierwszego zdania anektuje czytelnika. Dziś, po latach, odsłania się jeszcze jedna zaleta tych opowiadań - zmysłowy opis świata, ludzi, ich obyczajów, te detale i szczególiki sprzed pół wieku. Dla współczesnego czytelnika staje się ta cecha dowodem ciągłości świata, którą - jak sądzę - udaje się zachować tylko dzięki literaturze.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2005