Wspólnota leczy

Epidemia przypomniała nam o kruchości naszego życia i zarazem wskazała wartość solidarności między ludźmi.

17.03.2020

Czyta się kilka minut

Rzym, 8 marca 2020 r. /  / ALFREDO FALCONE / LAPRESSE VIA AP / EAST NEWS
Rzym, 8 marca 2020 r. / / ALFREDO FALCONE / LAPRESSE VIA AP / EAST NEWS

Wgrudniu ubiegłego roku prawie nikt w Polsce o nim nie wiedział. Miesiąc później, na przełomie stycznia i lutego, czytaliśmy o nim jako o zjawisku zmieniającym życie milionów ludzi – ale daleko od nas, gdzieś w Chinach. Do chwili wysłania tej strony do druku w Polsce było już ponad 60 potwierdzonych przypadków zachorowania na COVID-19, jedna ofiara śmiertelna, premier ogłosił wprowadzenie stanu zagrożenia epidemicznego, a już wcześniej w hipermarketach zaczynało brakować makaronu, ryżu i papieru toaletowego. Społeczna atmosfera, która panuje w chwili, gdy można czytać najnowszy numer „Tygodnika” jest z pewnością jeszcze bardziej dramatyczna


POLECAMY TAKŻE: SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>


Zarażone myślenie

Oprócz tego, że koronawirus SARS-CoV-2 pustoszy płuca, ważne jest też, co z jego przyczyny dzieje się w naszych głowach.

Rozprzestrzeniająca się epidemia postawiła przed nami nie tylko problemy zdrowotne czy gospodarcze. Staje się także wyzwaniem moralnym, a nawet egzystencjalnym. Staje przed każdą i każdym z nas pytanie, czy swoim zachowaniem nie narażamy innych na utratę zdrowia (a może i życia). Z drugiej strony pojawia się pokusa traktowania drugiego człowieka nie jako bliźniego, z którym wspólnie trzeba przejść trudną sytuację, lecz jako potencjalne zagrożenie – nie jak człowieka, tylko ewentualne źródło zarazków.

To moralne wyzwanie może wyzwalać również piękne, ludzkie odruchy, jak zawieszone na klatce schodowej sąsiedzkie ogłoszenie, wyrażające gotowość robienia zakupów starszym mieszkańcom bloku, dla których ryzyko ciężkich powikłań po chorobie jest znacznie większe niż dla młodych. Jednak, nie oszukujmy się, cała sytuacja jest psychicznie trudna. Nic w tym dziwnego – uderza bowiem w nasze podstawowe egzystencjalne struktury.

Wydaje się, że obecną sytuację dobrze opisuje jedna z przypowieści Jezusa: „Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: »Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów«. I rzekł: »Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!«. Lecz Bóg rzekł do niego: »Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?«. Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem” (Łk 12, 16-21).

Rozwój naukowy i techniczny sprawił, że zaczęliśmy postrzegać świat jako – zasadniczo – opanowany i zależny od naszych działań. Żyjemy otoczeni własnymi tworami, a nawet fragmenty przyrody, z którymi mamy kontakt, są już przez nas przetworzone. Coś się zepsuje – na pewno jest jakiś fachowiec, którego możemy wezwać, by zepsutą rzecz naprawił. Kłopoty ze zdrowiem – idziemy do lekarza, a jeśli nie otrzymujemy skutecznej pomocy, najczęściej narzekamy na stan służby zdrowia. Nawet o nadciągającej katastrofie klimatycznej myślimy jako o naszym dziele – skutku naszego sposobu życia i braku odpowiednich zmian w funkcjonowaniu naszej cywilizacji.

Sytuacja bogacza z przypowieści – bezpieczeństwo finansowe do końca życia – jest także naszym pragnieniem oraz celem dążeń i zabiegów. Nie dopuszczamy przy tym do siebie myśli, że brak materialnych kłopotów do końca życia może oznaczać bezpieczeństwo finansowe do najbliższej północy. Gdybyśmy dowiedzieli się, że tak to będzie w naszym przypadku wyglądać, większość z nas za­- dr­żała­by z trwogi.

Bezpieczeństwo, do którego dążymy, oznacza bowiem w miarę komfortową stabilność na przestrzeni wielu lat, najlepiej dziesięcioleci. W całym długim życiu ma być jak codziennie rano: wstajemy i – jeszcze trochę zaspani – pewnie zmierzamy do łazienki drogą z naszego łóżka, która jest od wielu, wielu dni taka sama. Zadomowiliśmy się w swojej tutejszej egzystencji, w otaczającym nas świecie, który uznajemy za trwały, składający się z solidnych rzeczy, rządzony przez niezmienne prawa.

Logos i wirus

Sytuacje takie jak obecna uświadamiają nam jednak, że poczucie, iż opanowaliśmy przewidywalną, solidną rzeczywistość, to złudzenie. Jak mówił Jezus: „jeśli kto chce zachować życie na tym świecie, straci je” (por. np. Mt 16, 25). Nie chodzi tu wcale o złośliwość demiurgicznego Boga, który wypatruje tych, co kochają życie i je im odbiera. Po prostu taka jest natura otaczającego nas świata, którego my sami jesteśmy cząstką: przemija. Próba opanowania go i zbudowania w nim trwałych zabezpieczeń jest równie sensowna, co usiłowanie zatrzymania na zawsze w płucach któregoś z oddechów.

Co zatem dzisiaj się dzieje? Sypki piasek w klepsydrze bez granic wzięliśmy za litą skałę. Epidemia koronawirusa w kilka tygodni zmiotła to złudzenie. Rzeczywistość przebiła się przez pozór.

Czy to jednak nie Bóg stworzył taki właśnie świat? Jeśli epidemia ujawnia jego prawdziwą naturę, czy nie znaczy to, że On za nią stoi? Że COVID-19, na którą zapadło już ponad sto tysięcy osób, jest Jego znakiem, sądem czy przesłaniem? Są już kaznodzieje, którzy głoszą podobne poglądy.

I prawda to, i bzdura. Prawda w takim sensie: Bóg jest stwórcą świata, także SARS-CoV-2; jako wszechobecny Logos wszystko zaś napełnia swym sensem i znaczeniem. Nie mają jednak najmniejszej racji bytu żadne teorie, jakoby nas chciał karać, albo wysyłał wirusy jako specjalne przesłanie. Jak mówi Księga Mądrości: „śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących” (Mdr 1, 13) i nazywa Go „miłośnikiem życia” (Mdr 11, 26). Ewangeliczne wersety o tym, że tracimy teraźniejsze życie zabiegając o jego zachowanie, mają swój ciąg dalszy: „kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (por. Mt 16, 25).

Pomyłka co do miejsca, które może stać się naszym trwałym domem, nie oznacza, że na bezdomność jesteśmy skazani. Trzeba, wzorem stoików, rozróżnić sprawy od nas niezależne i te pozostające w naszej mocy. Istnieje w nas przestrzeń wolności, której nic i nikt oprócz nas samych nie może zakazić złem, w której możemy zachować swoją godność, niezależnie co będzie dziać się wokół nas, a nawet co będzie z naszym ciałem. W przestrzeni tej możemy pracować nad swoim myśleniem, nad tym, czego pragniemy i od czego z lękiem lub odrazą chcemy uciekać.

To w tej przestrzeni możemy w wolny sposób tracić życie z powodu Jezusa – czyli autentyczne życie znaleźć. A życie, jedyne które mamy, dzieje się właśnie – i tylko – teraz. Teraz znika w ­przeszłości, ale i teraz – w każdej chwili nowe – się pojawia. Jako szansa, sposobność.


 „TYGODNIK” NA KWARANTANNĘ

Zostańcie w domu. Zadbajcie w ten sposób nie tylko o siebie i swoich najbliższych, ale także o całą naszą wspólnotę. Zadbajcie jednak nie tylko o zdrowie w jego najbardziej elementarnym, fizycznym wymiarze, ale także o kondycję psychiczną i duchową. W trosce o te ostatnie przygotowaliśmy dla Was „Tygodnik na kwarantannę” – wybór najlepszych tekstów publikowanych w ciągu ostatnich dekad w „Tygodniku Powszechnym”; tekstów, co do których mamy poczucie, że są odpowiednie właśnie na ten czas.

Wszystkie wywiady, reportaże, eseje i artykuły publikowane w serwisie „Tygodnik na kwarantannę” są dostępne bezpłatnie. Serwis będziemy aktualizować codziennie >>>


Eucharystia

W chrześcijańskiej perspektywie najważniejsza sposobność, która otwiera się wraz z każdą chwilą życia, to możliwość kochania. Spędzania upływającego czasu nie tyle na próbach zdobycia i zachowania czegoś ze świata dla siebie, co w procesie hojnego poszerzania perspektywy, nawiązywania relacji i rozprzestrzeniania dobra oraz w swobodnym oddawaniu tego, co nieustannie przemija.

Chrześcijanie rozpoznają, że taka właśnie była egzystencja Jezusa oraz że stworzył On nam możliwość współuczestnictwa – odwzorowania Jego postaci w naszym życiu. Tym właśnie jest Eucharystia: „To jest moje ciało za was wydane” (por. Łk 22, 19). „Ciało” w języku biblijnym oznacza osobę w jej relacjach z innymi. Jedzenie tego Ciała, trawienie Go i przyswajanie oznacza przemianę formy własnego życia w postać eucharystyczną, czyli w życie dające siebie innym.

W tym właśnie sensie Eucharystia jest „źródłem i szczytem życia chrześcijańskiego” (jak stwierdził ostatni Sobór). I ten właśnie sens trzeba mieć na względzie, gdy pojawia się – jak dzisiaj – pytanie, czy zamknąć kościoły i nie odprawiać mszy (jak zdecydowano we Włoszech), czy też utrzymać choćby częściowo gromadzenie się na liturgii. Ten sens każda i każdy z nas powinien osobiście rozważyć, gdy podejmuje decyzję, czy wybrać się na mszę w sytuacji pandemii.

Tak, chrześcijaństwo jest religią wspólnoty i jest to wspólnota eucharystyczna. Jednak liturgiczna celebracja wyraża rzeczywistość znacznie głębszą i szerszą. To rzeczywistość całej sieci relacji, wzajemnej troski i wsparcia, rezygnacji z własnego pożytku – nawet duchowej pociechy – jeśli miałby on być zyskany kosztem dobra bliźniego.

Tak, w liturgii karmimy się słowem Objawienia, lecz ono właśnie nam mówi zarówno o miłości jako najwyższym prawie i fundamentalnej zasadzie życia, jak i o tym, gdzie są prawdziwe źródła naszej wolności, trwałej tożsamości i szczęścia (ujawniając jednocześnie naturę złudzeń, którym w tej kwestii częstokroć ulegamy). Ponadto w samym Piśmie czytamy: „Wprowadzajcie słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie” (Jk 1, 22). Liturgiczne słuchanie słowa nie jest samooszustwem tylko wtedy, gdy to, co słowo nam mówi, realizuje się w naszym życiu.

Może więc czas tej epidemii jest – z religijnego punktu widzenia – okresem postu od naszych religijnych przyzwyczajeń i wspólnotowych pobożnych praktyk dających pociechę, a bardziej czasem osobistego duchowego ćwiczenia, w którym leczymy się ze złudzenia, że nasza tożsamość i bezpieczeństwo zależą od opanowania świata, który jest wokół. Ćwiczenie to zapewne niełatwe. Trzeba zmierzyć się z lękiem zamykającym w egocentryzmie, głęboko utrwalonymi schematami myślenia, ociężałością serca. Ćwiczenie to ma jednak również pozytywny wymiar: odnajdywania wewnątrz swego serca boskiej Obecności – jedynej trwającej wśród niespodziewanych zawirowań codzienności, źródła wolności i pokoju, choćby nie wiadomo co się wydarzało.

Ćwiczenie to nie jest też pozbawione wymiaru wspólnotowego: uczenia się eucharystycznej (w najgłębszym sensie tego słowa) troski o ludzi, z którymi wiążą nas rzeczywiste relacje. To na przykład wysiłek nawet drobnych gestów solidarności i pomocy tym, którzy najbardziej narażeni są na skutki choroby (jak choćby zrobienie zakupów starszym sąsiadom), albo tym, którzy cierpią z powodu choroby bliskich. Tu właśnie może sprawdzić się wspólnota Kościoła – zwłaszcza na poziomie parafii.

Wcale więc nie jest niewyobrażalne, żebyśmy nie modlili się w kościołach. Niewyobrażalne jest, żebyśmy w ogóle się nie modlili – nie powracali do „swojej izdebki” (por. Mt 6, 6), co jednak możliwe jest „na każdym miejscu” (1 Tm 2, 18), a nawet, gdy nie bardzo umiemy to robić, ponieważ „Duch przychodzi z pomocą naszej słabości; gdy bowiem nie wiemy, jak się modlić, sam Duch błaga w nas niewyrażalnym wołaniem” (Rz 8, 26).

I nie jest niewyobrażalne, by w czasie zarazy wspólnota nie gromadziła się na liturgii mszalnej. Niewyobrażalne jest, byśmy zapomnieli, że ze wszystkiego „najważniejsza jest miłość” (1 Kor 13, 13), a „kto wytrwale kocha, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim” (1 J 4, 16). ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2020