Wspólna wędrówka

W czterdzieści lat po Szmaciarzach i bohaterach, pierwszej książce krytycznej Jacka Łukasiewicza, ukazał się nowy zbiór jego szkiców.

11.01.2004

Czyta się kilka minut

Literatura powstaje w towarzystwie krytyków. Ich obecność stała się od dawna nieodłączną częścią społecznego funkcjonowania literatury. Akademickie, a zwłaszcza medialne instytucje krytyki mają coraz większy wpływ na rynkową pozycję książki.

Nie można też lekceważyć wpływu krytyki na proces tworzenia, tak debiutantów, jak i - świadomych koniunktur - doświadczonych autorów. Krytycy są zwykle pierwszymi odbiorcami nowego dzieła, a ich wypowiedzi tworzą pierwszą warstwę interpretacyjnej i wartościującej “otuliny", w jakiej utwór zjawia się czytelnikom. Antologie z cyklu “pisarz w oczach krytyki" są świadectwem wspólnej wędrówki. A gdyby tak odwrócić punkt widzenia i zapytać, jak się pisze w towarzystwie krytyków? Rozsiane uwagi o krytykach znajdziemy niemal u wszystkich pisarzy z Gombrowiczem na czele.

Przestrzeń przyjaciół

Pretekstem dla podobnych myśli jest najnowsza książka Jacka Łukasiewicza “Ruchome cele" - zbiór szkiców o literaturze najnowszej. Gdyby chcieć zapytać autorów, co sądzą o swoim krytyku, byłby z tym spory kłopot. W samych latach 90. było ich co najmniej pięćdziesięciu. Czterdzieści krótkich rozdziałów dotyczy twórczości powstałej między rokiem 1989 a 2001; dwiema datami historii politycznej, którymi pewnie będzie się mierzyć także okresy historii literatury. Liczba rozdziałów jest z kolei sygnaturą prywatnej historii autora. “Ruchome cele" zamykają czterdziestolecie krytycznoliterackiej działalności Jacka Łukasiewicza, zapoczątkowanej klasyczną już książką “Szmaciarze i bohaterowie".

Zgodnie z militarnym znaczeniem tytułu, krytycy to swoisty zwiad historii literatury. Oni dokonują rozpoznania, zanim ruszy ciężkozbrojna armia historyków, aby zrobić porządek z kapryśnym, nieokreślonym i ruchliwym przedmiotem. Prowadzone przez zwiad “rozpoznanie walką" jest szczególnie ryzykowne, łatwo tu o pomyłkę, zasadzkę, błędną decyzję, pochopne użycie broni. Szczęśliwie krytyk “nie myli się tylko raz" i odpowiedzialność za głoszone sądy nie jest aż tak poważna.

Atrakcyjne są te militarne metafory, a jednak fałszywe, ponieważ przeczy im zawartość książki, której autor - strona po stronie - pokazuje, że literatura lat 90. nie jest dla niego terenem łowieckim, ale przestrzenią, gdzie spotyka swoich dawnych oraz nowych przyjaciół i znajomych. Sam zresztą wyznaje w ostatnim, najbardziej intymnym rozdziale książki, że jej bohaterowie to goście, którzy “spacerują swobodnie to tam, to tu, a ja kręcę się między nimi". Pisze więc o tych, z którymi pomieszkiwał w mglistej “współczesności". Pomieszkiwał, bo kilka rozdziałów wypełniają pożegnania z autorami, którzy nie opuścili omawianej dekady i ostatecznie “wynieśli się ze współczesności, już jej nie współtworzą bezpośrednio".

Niespójna całość

Przede wszystkim jednak stara się Łukasiewicz uchwycić kształty dopiero co powstającej całości - literatury najnowszej, podkreślając równocześnie jej niespójność i zróżnicowanie. Nie sposób znaleźć tu prostej formuły, skoro najważniejsi - jego zdaniem - poeci lat 90. to Miłosz i Różewicz. Ale nie widać też, aby zależało mu na jednolitym obrazie opisywanej dekady. Przeciwnie, z przekornym zadowoleniem stwierdza poetycką “tyranię" starców; fascynuje go, że - żyjąc długo - przekraczają granice epok, zmieniają poetyki, komplikują pokoleniowe typologie.

Sam zresztą reprezentuje “długie trwanie krytyka". Pięćdziesiąt lat uprawiania tego fachu uczy pokory wobec historii, także literatury. Pokazuje, że krytyka literacka może być pisaniem długodystansowym, a nie tylko doraźnym; pozwala być świadkiem trafności własnych przewidywań, ale także pomyłek, nad- i niedowartościowań. Mimo tej świadomości, Łukasiewicz nie chroni się w bezpiecznym cieniu wielkich pisarzy, ale nadal pisze o debiutantach, twórcach “niszowych", lokalnych. Świadom pokrętnych dróg literackich karier, nie ufa rankingom i wielkim nagrodom kształtującym literackie hierarchie.

W krytycznym rejestrowaniu zmienności literatury dwie kwestie wydają się dla Łukasiewicza podstawowe. Pierwsza - to poszukiwanie metafizycznej inspiracji literatury, śladów potrzeby pisania, które prowadzą poza gry języka, poza ego pisarza i poza ekonomię twórczości. Nie da się o tym wiele powiedzieć; komentujące pisanie krytyka jest w tym przypadku jedynie jakimś pośrednim sposobem wskazywania na “to", mówieniem obok zamiast milczenia wprost. Patronem poszukiwania metafizycznych składników tworzenia jest dla Łukasiewicza Różewicz, mówiący, że “skończyła się epoka piękna bez sacrum" (esej “Zwiastowanie poezji").

Drugie kluczowe zagadnienie książki to staroświeckie upominanie się o podmiot literatury, osobę twórcy i bohatera komentowanych tekstów. Łukasiewicz upomina się o to bez sentymentów, ale w imię rozumienia utworu. Jak przydatna to kategoria lektury, widać najwyraźniej w rozdziale o “Tryptyku rzymskim". Bez wahań, bez przestępowania z nogi na nogę, hipokryzji, włączania pozaestetycznych kryteriów, Łukasiewicz stwierdza, że “wielkość człowieka jest nieproporcjonalna do wierszy, których materia poetyckiej wyobraźni czy forma w skali poezji nie stoi tak wysoko". Klucz do rozumienia “Tryptyku" tkwi, jego zdaniem, w autodefinicji podmiotu, którym nie jest Andrzej Jawień ani Karol Wojtyła, ale Jan Paweł II - papież sięgający na powrót po literaturę. To poza wszystkim także triumf poezji, która obiecuje wyrazić coś, z czym nie radzi sobie teologia.

Autoportret krytyka

Mocno wyeksponowanej podmiotowości pisarzy i bohaterów odpowiada wyraźnie zarysowana osoba autora “Ruchomych celów". Nie ukrywa on swego zaangażowania w bliskie mu teksty, spiera się w ich obronie (np. “Fotografia z 11 września"). Pisze o tym, co wzbudza w nim podziw, mniej o tym, co go drażni. Nawet kiedy nie przekonuje go - jak w przypadku Karpowicza - poetycki światopogląd, podziwia kunszt rzemiosła i osobność konstruktywistycznej obsesji autora “Słojów zadrzewnych". Najwyraźniej jednak osobę autora ujawniają fragmenty dziennika krytycznego drukowane w “Arkuszu". Znajdziemy tam osobiste impresje lekturowe, krytyczne silva rerum, bezpańskie wałęsanie się po rozmaitych, niekoniecznie literackich tekstach. To kontrapunkty recenzji i studiów, wytchnienie dla autora zwykle wycofanego w funkcję zawodowego czytelnika i recenzenta.

Właśnie owo “dziobanie eseisty" pokazuje najpełniej, że “Ruchome cele" to książka proteuszowa, pełna masek czy może lepiej ról jej autora. Obok typowych recenzji są tu studia, eseje, wyznania, fragmenty i impresje. Kapryśna różnorodność tych szkiców miarkowana jest staranną kompozycją, właściwą bardziej książkom poetyckim niż krytycznym. Ale jej autor jest przecież także poetą, dlatego rozwichrzenie stylów krytycznych harmonizują poetycko zrytmizowane potrojenia tematyczne i gatunkowe: trzy eseje wstępne, po trzy szkice o Miłoszu, Różewiczu, Pollakównie, Herbercie, Terleckim. W finale rytm przyspiesza, więcej tam Łukasiewicza prywatnego, bliskich mu spraw z jego - wrocławskiego i dolnośląskiego - podwórka, aż do siebie “podskórnego", kiedy w rozdziale zamykającym książkę próbuje odpowiedzieć na pytanie: “po co piszę?".

Sposób uprawiania krytyki literackiej przez Jacka Łukasiewicza określiłbym jako “miękki", podobnie jak mówi się o “miękkiej technologii" czy “miękkiej" lub “słabej" teorii (weak theory). Mam na myśli jego niearbitralne, wyzbyte absolutnej pewności sądu podejście do omawianego utworu.

Takie osłabienie “krytycznej instytucji" w sobie zwiększa podmiotowość autora tekstu, pozwala zasygnalizować obecność innego niż głos krytyka “głosu" autora, postaci, języka. Podobne “osłabienie" własnej pozycji wypowiedzi ma też inną, bardzo poważną dla autora korzyść. Po 1989 roku literatura polska nagle stała się częścią drapieżnego rynku, a w konsekwencji krytyka literacka zjawiła się w nowej dla nas i dziwnej postaci mieszaniny oceny, komentarza i wydawniczego “komiwojażerstwa". Obecnie, bez względu na własną obiektywność i niepodległość sądu, krytyk musi mieć świadomość, że jego najbardziej złożony i umotywowany sąd estetyczny niesie także trywialny komunikat: “można to sprzedać" (lub nie). Widoczna w wielu tekstach Łukasiewicza rezygnacja z wartościowania pozwala mu umknąć roli komiwojażera, choć być może w tej roli wielu autorów chciałoby go widzieć, co sarkastycznie odnotowuje: “Pisarze też lubią, gdy krytyk ustala hierarchie, ale tylko wtedy, gdy umieści ich przynajmniej w pierwszej dziesiątce".

***

Mimo kapitalizacji życia literackiego, Łukasiewicz zdaje się nie obawiać o przyszłość krytyki. Na pytanie czy potrzebuje go twórczość: Majzla, Miłosza, Różewicza, Feusetta, Pollakówny, Sonnenberg i innych, “Ruchome cele" dają wystarczająco wiele odpowiedzi. Najważniejsza, niewypowiedziana wprost, tkwi w samej osobie autora, pół wieku towarzyszącego powstawaniu XX-wiecznej literatury. Jako że dużo pamięta, doświadcza też szczególnie dotkliwie, że treści życia i twórczości, jeszcze niedawno czytelne i oczywiste, obsuwają się już do przypisów, a historycznienie kolejnych “współczesności" doznaje coraz większego przyspieszenia. Świat, a tym samym literatura tak szybko się zmienia i komplikuje, że zawsze przyda się “przewodnik w życiu osiadłym i w podróży".

Jacek Łukasiewicz, “Ruchome cele". Warszawa 2003, Biblioteka “Więzi".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Literaturoznawca, eseista, profesor w Instytucie Literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego, od 2020 r. jego rektor. W 2010 roku otrzymał Nagrodę Literacką Gdynia w kategorii „Eseistyka” za książkę „Ciała Sienkiewicza. Studia o płci i przemocy”. Wydał również… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2004