Czkawka po Lukácsu

Nikt już nie pamięta poezji wpuszczanej w kanał ideologiczny czy propagandowy. W historii pozostała tylko ta dzika i niezaprogramowana. To jest tajemnica, którą niewiele obchodzą pokrzykiwania przekupniów, bóle wydawców i groźne pochrząkiwania ideologów.

13.03.2007

Czyta się kilka minut

rys. M. Owczarek /
rys. M. Owczarek /

Chciałbym się odnieść do obydwu tekstów Igora Stokfiszewskiego, zaistniałych prawie jednocześnie i tworzących pewną wyrazistą całość. W artykule opublikowanym w "Gazecie Wyborczej" (8 lutego br.) krytyk ten zachowuje się jak komisarz ludowy, szkic opublikowany zaś w "TP" (nr 10) jest już spokojnym głosem reprezentanta nowej lewicy, delikatnie sugerującego, że poezję da się czytać również przez pryzmat ujawnianej w niej dynamiki społecznej. Pewnie tak, ale jaka z tego korzyść? Czy czytelnik tego od niej oczekuje? Najbardziej pociągające w niej jest to, co wymyka się kwalifikacjom, a już szczególnie tym o proweniencji marksistowskiej. Sądzę, że nie tylko dla mnie poezja jest ostoją szlachetnej bezinteresowności w czasach rządzonych przez podaż, popyt i tym podobne imponderabilia. A oto młody krytyk chce ją zdjąć z piedestału i umieścić na straganie, chce na gwałt wpisać w społeczny pejzaż i koniecznie uwiązać u nogi kulę interwencyjnej mimesis. Bo chyba tak można odczytać projekt Stokfiszewskiego ujawniony w drugim szkicu: jedynie ta poezja, na którą wskazuję, ma szansę na przetrwanie, na trwałe umocowanie w centrum kulturowych przemian, resztę zmiecie historia, bowiem taki jest los wszelkich metafizyczno-egzystencjalnych dyrdymałów, nieukierunkowanych na poszukiwanie "treści społecznej".

---ramka 491085|lewo|1---O sadzeniu drzewek

Po lekturze tekstu z "Wyborczej" można było mieć skojarzenia z postawą aktywisty z lat 50. lub animatora kultury z lat 60., organizującego w studenckim klubie turniej jednego wiersza na temat sadzenia drzewek na osiedlu. Próba budowania hierarchii w oparciu o wyniki owego turnieju wydaje się nieporozumieniem. Zawsze się nim wydają działania kogoś, kto chciałby poezji coś narzucić, zaprojektować "kierunki rozwoju". Zawsze są nim próby rozumienia poezji jednotorowo i prostolinijnie. Nikt już nie pamięta poezji korygowanej, dekretowanej, wpuszczanej w kanał ideologiczny czy propagandowy. W historii pozostała tylko ta dzika i niezaprogramowana. To jest tajemnica, którą niewiele obchodzą pokrzykiwania przekupniów, bóle wydawców i groźne pochrząkiwania ideologów.

Nie twierdzę, że poezji nie służy zanurzenie w doczesność i jej kapryśne kształty. Ona pchając się ku wieczności, z doczesności wyrasta. Byle z tym nie przesadzić. Nie zamienić wiersza w publicystyczny komunikat, klecony ku uciesze socjologicznie zorientowanych krytyków. Prozie to może wystarcza, w poezji jest to zaledwie poziom podstawowy. Realizm drobiazgów, topografia, empiria czy rys socjalny (wedle życzenia mogą być zaangażowane i to niekoniecznie w stylu Broniewskiego) służą jako odskocznia, są przestrzenią transferu, obok wielu innych także metafizycznego. Nie rozumiem, dlaczego młodemu krytykowi zależy tylko na pierwszym poziomie, tylko na produkcji zaangażowanych pocztówek. Czy to powrót do Lukácsa, czy może socrealizm ? rebours (realizm kapitalistyczny)? Jak można rozmawiać z poetami, sugerując im zestaw tematów do wykorzystania? "Społeczeństwo, warunki ekonomiczne i nieustanna walka światopoglądowa". Przypominają się pisma Plechanowa, Bucharina czy Łunaczarskiego.

Zresztą, po co sięgać daleko. Spójrzmy na ostatnie lata i los młodej prozy, którą wmanewrowano w tzw. "zaangażowanie". Ekscytacja trwała krótko i niewiele się już z tego pamięta. Czy Igor Stokfiszewski chce podobnie strywializować nową poezję? Może jednak zostawmy ją w niszy. Kto jej będzie naprawdę potrzebował, tam ją odnajdzie. I znajdzie w niej wszystko, także społeczno-ekonomiczne reminiscencje. Reszcie wystarczą telenowele i proza społeczna, masowo robiona według metrycznego wzorca zaangażowania.

Nie przeczę, są w obydwu szkicach sądy dość mi bliskie, jednak na podstawie podobnych obserwacji dochodzę do diametralnie różnych konkluzji. W pierwszej fazie rozwoju nowa poezja po 1989 r. wikłała się w paradoks: miała zrywać z etosem i misją społeczną, a jednocześnie dawać świadectwo przemian kulturowych, czyli inaczej mówiąc odrywać się od rzeczywistości, a jednocześnie jakoś ją opisywać. Lata 1989-94 to moim zdaniem czas dominacji wiersza o'harystycznego (reportażowego), zdającego sprawę z sytuacji podmiotu pośród otaczającej go, drobiazgowo odtwarzanej rzeczywistości. Poetą wybijającym się na tle swego pokolenia był wówczas Marcin Świetlicki i to jego wtedy naśladowano najczęściej. W tym kręgu wiersz był rozumiany jako lusterko (czy wręcz narcystyczne lustereczko) przechadzające się po gościńcach współczesności i jego liryczna akcja rozgrywała się w miejskiej scenerii knajp, dworców, ulic, wynajętych pokoi, billboardów, hipermarketów, klubów młodzieżowych. Można było odnosić wrażenie, że rzeczywistość (zazwyczaj w opisie nacechowana ujemnie) jednak funkcjonowała jako rzeczywistość, nie sprawiając wielu kłopotów z jej rozpoznaniem i zakwalifikowaniem.

Po roku 1994 nasiliły się tendencje przeciwne i zaczęły pojawiać się wiersze sygnalizujące kłopoty ontologiczne, zaczęła zamazywać się nie tylko anarchistyczna pasja, ale również wyrazista kwalifikacja ontologiczna. Wraz z zanikaniem wpływu poetyki Świetlickiego zaznaczał się coraz większy wpływ Andrzeja Sosnowskiego. Moim zdaniem obecność tej właśnie poezji spowodowała modę na ontologiczną niejasność. Obecność tej poezji mitygowała i mityguje mimetyczne zapędy młodych poetów. Tak działo się w drugiej połowie lat 90. i dzieje się nadal, dodatkowo łącząc się w tej chwili z wpływem nagle odrodzonego modelu poezji lingwistycznej. Stendhalowski gościniec stał się rzeczą niepewną i niejasną, a bezpośrednie referowanie zaczęło w niektórych kręgach symbolizować poetycką naiwność i nieudolność.

Pipkiewicz zamiast Fąfary

I w tym miejscu Igor Stokfiszewski widzi początek kryzysu, czas dominacji eskapizmu w najnowszej poezji polskiej. Czy tak jest naprawdę? Trudno jednoznacznie ustalić, co dominuje na poetyckim rynku. Zbyt jest migotliwy, zmienia się i faluje. Pierwszym dojmującym wrażeniem jest poczucie zgodnej polifonii. W cieniu "skrzydła Sosnowskiego" wyrosło wiele zjawisk młodopoetyckich, łącznie z "nurtem wyzwolonej wyobraźni" ? la Honet czy Majzel i z prężnie rozwijającym się neolingwizmem warszawskim (Joanna Mueller, Maria Cyranowicz czy Paweł Kozioł). Centrum tak rozrysowanej sceny stylów i idei poetyckich zajmują pogrobowcy Świetlickiego, kontynuatorzy Foksa, uczniowie Jaworskiego, "realiści", poeci bezpośredni, często pomysłowi i dowcipni. Tutaj lista nazwisk byłaby najobszerniejsza, a gdybyśmy ją chcieli określić skrótowo, posłużylibyśmy się frazesem "od Macierzyńskiego do Kapeli". I wreszcie na przeciwległej flance, obok "skrzydła Sosnowskiego" i centrowej "poppoezji", stoją ci, którzy poświadczają o udanych schadzkach języka ze światem i jako tacy są fetowani przez czcigodne gremia żądne poważnej poezji w starym stylu, w pełni oznaczającej i pewnie stojącej na gruncie wyrażalności świata. To skrzydło nazwałbym hasłowo "kierunek klasycyzm!" i widziałbym w jego obrębie nie tylko Jacka Dehnela czy Wojciecha Wencla i Krzysztofa Koehlera, ale również Tadeusza Dąbrowskiego, wiedząc doskonale, że są to różne klasycyzmy.

Nawet w świetle uproszczeń spreparowanych na użytek tego tekstu widać, że z miłym Stokfiszewskiemu realizmem i społecznym świadczeniem nie jest źle. Eskapizm i parnasizm jako, przyznajmy, wątpliwe zarzuty dotyczyć mogą zdecydowanie mniejszej grupy twórców. Żeby wypowiadać okrągłe sądy, jak te zaproponowane przez Igora Stokfiszewskiego, trzeba siłą rzeczy pominąć wiele faktów literackich, te zaś przytaczane oświetlić tendencyjnie (np. znakomita poezja Edwarda Pasewicza nie powinna być upraszczana w ten sposób), przystrzyc do wymagań tezy. Inaczej mówiąc, współczesna poezja polska nie zasługuje na taką powierzchowność, jaką proponuje jej Stokfiszewski. Jest zbyt bogata, zawikłana, mieni się odcieniami, a tu zaproponowano jej jedynie szarość, czyli utylitaryzm. To tak, jakby ktoś labirynt chciał opisać, idąc bocznym korytarzykiem z wymalowanymi na ścianach socjologicznymi sloganami. To być może dobre dla odczytania i zrozumienia pewnego typu produkowanej dzisiaj prozy, ale niewiele ogarnia z bogactwa produkcji poetyckiej. Nie róbmy tego poezji! Nie próbujmy jej przeorientować w kierunku proponowanym przez prozatorską serię "Ha!artu", nie sugerujmy jej zaangażowania w tym stylu. Niech pozostanie we własnej przestrzeni, na iskrzącym styku egzystencji, tajemnicy i języka, bez sztucznie podsycanej ekscytacji społecznej.

I dziwi mnie merkantylno-medialny punkt widzenia: bo kogoś nominowano bądź nie nominowano, w związku z czym czegoś lub kogoś nie ma w obiegu społecznym. Nic bardziej błędnego. To punkt widzenia przekupnia, a nie wytrwałego czytelnika poezji, która rządzi się swoim prawami, prawda o niej ma się do wielkości okrzyczanego nakładu jak pięść do nosa. Czytelnik poezji buduje własne hierarchie często na przekór recenzjom, nominacjom, nagrodom i medialnej hucpie. Czytelnictwo poezji jest domeną kasty w niewielkim stopniu czułej na rynkowe strategie. Zainteresowanie medialne nie ma większego wpływu na dynamikę zmian w obrębie poezji, na falowanie trendów i dotyczyć może tylko egzotycznych obrzeży. Autentyczny ruch metafor i języków, przemieszczanie się znaczeń i stylów zachodzi w strukturach głębokich i procesach rozciągniętych w czasie słabo związanych z faktem, że jury poważanej nagrody nominowało w 1997 r. kolegę Pipkiewicza miast kolegi Fąfary.

***

Jasne, teza usiłująca poruszyć musi być grubo ciosana, musi dźwięczeć jak stal. Asy wyciągane przez Stokfiszewskiego z rękawa nie przekonują, gdy się wie o istnieniu innych talii. Sporo trzeba nie przeczytać, żeby mieć śmiałość wypowiadania tak jednoznacznych sądów. W poezji trudno o jednoznaczne sądy, jeśli chce się być uczciwym. Jeśli Igor Stokfiszewski chce prostolinijnego odbicia czy zaangażowania, znajdzie je w wielu tomikach, których nie zdążył jeszcze przewertować. (Ryszard Chłopek nie przedstawia dynamiki społecznej? Marek Baczewski nie przedstawia? Tomasz Gerszberg? Darek Foks? Szczepan Kopyt? Adam Kaczanowski? Krzysztof Śliwka? Marcin Baran? Wojciech Giedrys? Arkadiusz Kremza? Cezary Domarus? Jarosław Jakubowski? Dariusz Sośnicki? Grzegorz Olszański? Adam Pluszka? Marta Podgórnik? Mariusz Grzebalski? Radosław Wiśniewski? Marcin Jagodziński? Miłosz Biedrzycki? I Zbigniew Machej też nie przedstawia?). Nawet w tych, które zafiksował sobie jako niegodne poważnego potraktowania. Zdawkowo skwitowany Dehnel jest mu w stanie dostarczyć niebywałych rozkoszy w upragnionym socjologicznym stylu. W "Brzytwę okamgnienia" trzeba się wczytać i dostrzec też wątek wyprawy na Pragę, do innego świata i próbę opisu społecznej inności. Ale czy to już będzie ta dynamika, o którą się tu walczy?

Jak brzmi definicja dynamiki społecznej i co mają ze sobą począć nieszczęśni, z gruntu metafizyczni, poeci polscy, którym jakoś ciarki po plecach nie chodzą w związku z wyżej wzmiankowaną dynamiką? Od dynamiki są media i szalejący reporterzy. Niech poeci pozostaną przy statyce, dynamikę zaś oddajmy szołmenom i slamerom. Nie wątpię w środowiskowe znaczenie ich zabaw, ale nie potrafię tego postrzegać w ważnej dla poezji perspektywie.

Karol Maliszewski (ur. 1960 r.) jest poetą, prozaikiem i krytykiem literackim, nauczycielem języka polskiego i historii.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2007