Współczynnik smarowalności

Nawet nie wiedziałem, że tyle się na świecie namnożyło sosów majonezowych, chrzanowych i diabli wiedzą jeszcze jakich.

28.03.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Tim MacPherson / CORBIS / PROFIMEDIA
/ Fot. Tim MacPherson / CORBIS / PROFIMEDIA

Polska ma swoją Patagonię. A w każdym razie ten rodzaj ogłuszającego swoim opuszczeniem interioru, który czeka, aż jakiś rodzimego chowu Bronisław Czatwin opisze rzadkie zarośla sosenek, sterczących karłowato między gliniastymi wykrotami. Przez te właśnie bezkresne nieużytki, gdzie słowo „niż środkowoeuropejski” nabrzmiewa dołującym majestatem, poprowadzono Centralną Magistralę Kolejową. Ilekroć jadę nią do Krakowa, z początku liczę żurawie i zające, ale prędko zaczynam zaglądać z nudów przez ramię współpasażerom na ekrany ich laptopów. O, pracowity ludu Magistrali! Któż zliczy te profile dwuteowe walcowane z dostawą na trzeci kwartał i promocje krossmerczowe w segmencie smallmarketowym, które równie sumiennie, co hałaśliwie poprawiasz w prezentacjach. W zeszłym tygodniu moje wścibstwo zostało wynagrodzone. Pracownicy jednego z czołowych koncernów spożywczych mimochodem uświadomili mi, że w Polsce gotuje się rocznie 4 mld litrów zupy. Nie umiem sobie tego wyobrazić, największy garnek, jaki mam w swojej knajpie, mieści litrów 12… A z tych miliardów, jak wyczytałem ukradkiem, ledwo paręnaście procent powstaje z proszków, co pozostawia wielkie pole do rozwoju chemikom, przy których trzy czarownice z „Makbeta” to nieszkodliwe dziewczynki zabawiające się w kuchnię dla lalek.

Ciekawych slajdów było jeszcze mnóstwo. Nawet nie wiedziałem, że tyle się na świecie namnożyło sosów majonezowych, chrzanowych i diabli wiedzą jeszcze jakich. A każdy aż kipi pod zakrętką od potencjału wzrostu, byleby go dobrze upchnąć przed oczy. Diagramy układu półek supermarketowych były w tym wszystkim najciekawsze, jak wizje utopijnych placów z renesansowych rycin, gdzie wszystko stoi w nieruchomym spokoju zgodnie z porządkiem istnienia i hierarchią potrzeb.

Jak wiadomo z dziejów, trzeba potężnego despoty, żeby narzucić rozlazłej rzeczywistości miast spójną i racjonalną formę, harmonijny plan, regularną siatkę ulic. Trzeba było potęgi rynkowego kolosa jak Tesco, żeby zarządzić – na razie na rynku brytyjskim – że croissanty, czyli rogaliki z francuskiego ciasta, mają odtąd być proste. „Croissant” znaczy co prawda po francusku półksiężyc, więc jajogłowi podnieśli lament, że to gwałt na istocie rzeczy niemal równie zuchwały jak wtedy, gdy towarzysz Stalin jednym ruchem cybucha na mapie narzucał rzekom nowy bieg. Ale wygoda klienta najważniejsza. Przynajmniej w ten sposób uzasadnia decyzję rzecznik sieci: 75 proc. klientów życzyło sobie prostego kształtu, bo w grę wchodzi „współczynnik smarowalności”. Rzecz w tym, że przy zakrzywionym kształcie „większość klientów, aby rozsmarować dżem na całej powierzchni, musi wykonać co najmniej trzy ruchy, co zwiększa potencjał incydentów skutkujących lepkimi palcami albo poplamionym stołem”.

Nikt biedakom nie powiedział, że właściwym sposobem zjadania croissanta jest rwanie go na strzępy. Przekrojenie wypieku z ciasta francuskiego na pół to już nie lada sztuka, więc dalsze trzy ruchy nożem to już może być zbyt wielki wysiłek dla mięśni. Odpuśćmy Brytyjczykom, niech się odetną od Unii, o ile im sflaczałe nadgarstki pozwolą chwycić za długopis i postawić krzyżyk w referendum. Na tym przykładzie rozumiem ich żal do Europy, bo panują w niej zdecydowanie mętne reguły, zawsze na korzyść Francji. Otóż w Paryżu nikt nie widzi problemu z prostym lub prawie prostym croissantem. Francuzi, w poczuciu, że skoro stworzyli rzecz i jej nazwę, to mogą z nią robić, co dusza zapragnie, opracowali wręcz język obrazkowy: mniejsze zakrzywienie lub całkiem prosta forma wypieku oznacza w tym kodzie, iż jest czysto maślany – pur beurre. Croissanty na oleju muszą koniecznie mieć porządną krzywiznę.

Nie mogę jednak do końca zachować powagi wobec brytyjskich skarg na rozpaćkaną konfiturę. To są tak zwane problemy Pierwszego Świata. Co innego u nas, z dala od centrów zgnilizny. Ile trzeba mieć wiary i samozaparcia, żeby co rano rozcinać wzdłuż całego krakowskiego obwarzanka, smarować go masłem i obkładać łukowato dociętym plasterkiem szynki? Nie sądzę, żeby moje dzieci same to wymyśliły, ten rodzaj ułańskiej fantazji, pogardy dla pragmatyzmu wisi u nas w powietrzu, ciąży nad krajem jak czapa.

Nazwa obwarzanka bierze się z obwarzania, czyli parzenia ciasta. A zatem jego okrągłego kształtu, w odróżnieniu od „rogów” rogala, nie ochroni przed zakusami racjonalizatorów sens słowa. Bądźmy więc czujni. Trzeba nam strzec dziury w obwarzanku jak źrenicy tożsamości. ©℗

Jakże tu się dziwić, że Brytyjczyk nie umie smarować rogala, skoro od dzieciństwa jada do herbaty głównie okrągłe, nieforemne bułeczki zwane scones. 450 g białej mąki mieszamy z 6 płaskimi łyżeczkami proszku do pieczenia i łyżeczką soli i trzema garściami trzcinowego cukru. Dodajemy 75 g schłodzonego masła pokrojonego na kawałki, które rozdrabniamy palcami tak, żeby wszystko razem osiągnęło fakturę bułki tartej. Wlewamy 300 ml maślanki, mieszamy całość szerokim nożem, a potem zagniatamy na stolnicy, żeby osiągnąć zwartą bryłę. Formujemy placek gruby na 2,5 cm, wycinamy z niego krążki ok. 7 cm średnicy, kładziemy na papier do pieczenia, smarujemy maślanką, posypujemy cukrem i pieczemy w 200 stopniach 12–15 minut, aż się zrumienią i popukane od spodu wydadzą głuchy odgłos. Najlepiej smakują bardzo świeże, z serkiem i kwaśnym dżemem. Niektórzy wolą wersję prawie niesłodką, z większą za to ilością soli – wtedy smarujemy masłem, np. z roztartym anchois.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2016