Zadanie istnienia

Jeśli istnieje z góry zapisana liczba ciastek, które w życiu mam ulepić, to lepiej, bym nie czekał, aż wróci jakaś normalność.

22.02.2021

Czyta się kilka minut

 / INNA / ADOBE STOCK
/ INNA / ADOBE STOCK

Pięćset dwa. Tyle wynosi wartość liczbowa słów arur Haman (przeklęty Haman) i baruch Mordechai (błogosławiony Mordechaj). Mamy właśnie Purim, jak co roku wraca do nas historia z Księgi Estery, w której obie te postaci odgrywają kluczową rolę. Pierwszy jako inicjator planu zgładzenia wszystkich Żydów żyjących w granicach Persji, drugi jako ten, który pomógł plan ten udaremnić. Tak naprawdę znacznie ważniejsza i dzielniejsza była tytułowa Estera, ale trudno, żeby mędrcy roztrząsający głębokie znaczenia Pisma wspominali szczegółowo o kobiecie. A idzie o kwestię najwyższej wagi, przywołane słowa padają w komentarzu na temat tego, jak mianowicie konkretnie ma wyglądać „uczta i zabawa”, którą nakazano Żydom w związku z ocaleniem od zagłady.

W Talmudzie babilońskim czytamy więc, iż należy w święto Purim pić ad lo jada, czyli tyle, by nie być w stanie rozróżnić między przeklętym Hamanem a błogosławionym Mordechajem. Szereg późniejszych komentarzy próbowało poradzić sobie z tym dość jednak kłopotliwym społecznie czy nawet zdrowotnie nakazem. Znany wybieg interpretacyjny zaleca, by wypić tylko tyle, by utracić zdolność zsumowania w pamięci poszczególnych liter w słowach talmudycznej formuły, co daje wspomnianą na początku wartość. Nie jest to do końca skuteczny środek zapobiegający głębokiemu zamroczeniu, bowiem są ludzie o umysłach tak bystrych, że prosta algebra pozostaje w zasięgu ich możliwości, nawet kiedy ich członki odmówiły posłuszeństwa. Poza tym raz zapamiętana, ta liczba już zostaje w człowieku na zawsze. Ilekroć wsiadam pod dworcem w autobus 502, by dojechać do domu, traktuję to jako okazję do kontemplacji zagadnień dobra i zła. Na szczęście droga trwa tylko pięć przystanków, więc nie ma ryzyka, że dojdę do wniosków, po których mógłbym wybrać pętlę lub wypaść na amen z trasy.

A może wszystkie te kombinacje późniejszych rabinów lepiej cisnąć w kąt i potraktować rzecz dosłownie? Wina ma być tyle, żeby pobożny człowiek miał odwagę stanąć oko w oko ze świadomością, że codzienne kategorie moralne są konwencją, którą jest mu dane przekroczyć. Skoro ją dalej stosuje, to dlatego, że sam sobie nadaje takie zadanie (lub je otrzymuje od Boga, który pozostaje poza dobrem i złem). Zadanie istnienia – to jest jedyna możliwa odpowiedź na zło radykalne, takie, które chce cofnąć, upchnąć kolanem z powrotem w nicość całe stworzenie.

Może nadaję niepotrzebnej głębi temu, co jest po prostu karnawałowym wentylem bezpieczeństwa, przez który raz do roku spuszczamy ciśnienie, jakie wytwarza nasza psychika przymuszona do stosowania norm czy wręcz szczegółowych regulaminów moralnych. Nie będę się spierał, przygnębia mnie jednak taka wizja, w której wszystko, co przeżyć okołowiarowych dotyczy, da się wyjaśnić funkcjonalnie w perspektywie potrzeb i zachowań stada naczelnych ssaków. Pozostanę po stronie metafizyki, choćby dlatego, że bez odrobiny pokory przed nieznanym nie dałbym rady ogarnąć zjawisk związanych z jedzeniem, jakie nie mieszczą mi się w żadnej wizji interesów i struktur stada choćby najzłośliwszych małp.

A może po prostu korzystam z okazji i skaczę po kulturach i religiach w poszukiwaniu zgrabnego pretekstu do otwarcia dobrego wina? Znam jednak inną z tym świętem związaną praktykę, również pobudzającą ośrodki w mózgu niczym terapia sensoryczna – składanie palcami drobnych hamantaszy. Jest to jeden z niewielu wypieków, w których moje niezgrabne palce są w stanie osiągnąć efekt dość bliski wzorca bez tuzina prób i marnowania składników. Znajduję wolny wieczór, biorę ciasto, nadzienie z maku lub konfitury figowej i składam te śmieszne trójkąciki. Aż przy którymś z rzędu, kiedy palce zyskają automatyzm ruchu, świadomość powoli przestaje uważać na to, co się dzieje na stole, i błąka się po szarej strefie między smutkiem a wesołością.

Poprzednie święto Purim przypadło 9 marca, dokładnie w dzień, który w moim prywatnym kalendarzu jest początkiem pandemii. Od roku więc chodzę – jak to mówi psycholożka, z którą rozmawiamy w tym numerze – zmęczony niczym. Tyle ważnych i dobrych rzeczy przystopowało. Tylko że na taśmie moich dni nikt nie nacisnął klawisza „pauza”. Jeśli istnieje z góry zapisana liczba ciastek, które w życiu mam ulepić, to lepiej, bym nie czekał, aż wróci jakaś normalność. Choćby zostało mi ich do wyrobienia już tylko pięćset dwie sztuki. ©℗

Przepisów na dobre ciasto na hamantasze jest mnóstwo, to taki typowy punkt w przysłowiowym zeszycie każdej żydowskiej babci. Sam nie pamiętam, od kogo i jak skompilowałem tę wersję. Lekko utrzepujemy 4 jajka z 225 ml oleju, 250 g cukru i łyżeczką pasty waniliowej – można też dodać zamiast niej skórkę pomarańczową. Dosypujemy stopniowo 850 g mąki, 3 łyżeczki proszku do pieczenia i szczyptę soli. Mieszamy szerokimi ruchami, zagniatamy, chowamy na pół godziny do lodówki. Wałkujemy na placek grubości 3 mm, z którego wycinamy kółka o średnicy ok. 7 cm. Na środku każdego kółka układamy łyżeczkę nadzienia. Wyznaczamy na każdym kółku trzy cięciwy i zaginamy wzdłuż tak powstałej linii, sklejając w miejscach łączenia fałd. Jeśli się źle sklejają, miejsca styku smarujemy roztrzepanym jajkiem. Pieczemy ok. 15 min. (do ozłocenia) w 180 stopniach. Żeby ciastka miały właściwą kruchość, trzeba dać im odpocząć dobę. Klasyczne nadzienie to masa makowa – ja zwykle w pośpiechu biorę z puszki, czasem ją doprawiam wedle fantazji kroplą czegoś mocnego. Czasem daję konfiturę figową, próbowałem kiedyś też mieszać ricottę z miodem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2021