Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W naszej świeżej pamięci na pierwszy plan wysuwa się zmarły w 1991 r. abp Marcel Lefebvre, który w imię ratowania tradycji doprowadził do schizmy. Uważał, że on i jego ruch płyną w nurcie tradycji Kościoła, Rzym zaś po Soborze Watykańskim II popłynął jakimś bocznym kanałem bez ujścia. Emerytowany arcybiskup Karagandy Jan Paweł Lenga też chce ratować Kościół przed poczynaniami papieża Franciszka – przepraszam, Bergoglia (tak zawsze mówi o Franciszku). Szkoda, że osadzony w Licheniu zesłaniec – jak sam się określa – nie zna powiedzenia wielkiego jezuickiego teologa Henriego de Lubaca, że „tylko wrogowie Kościoła pragną, aby się nie zmieniał”. To zdanie cytuje i problem zmian w Kościele omawia Zbigniew Nosowski w medytacji na pierwszy tydzień Wielkiego Postu („Najlepiej nic nie zmieniać, czyli jakoś to będzie”; w tym numerze publikujemy kolejny odcinek). Podejrzewam jednak, że abp Lenga nie zaszczyca lekturą naszego pisma. Zresztą, wsłuchując się w jego liczne wywiady zamieszczane na YouTubie, odnoszę wrażenie, że nie czyta tekstów papieża Franciszka, z którym wciąż polemizuje. Tymczasem biskup ordynariusz diecezji włocławskiej, na której terenie zamieszkuje arcybiskup-emeryt – bp Wiesław Mering – na podstawie KPK (kan. 392 i 763) zakazał arcybiskupowi (poprosił o wstrzymanie się od) publicznych wystąpień medialnych, głoszenia kazań i publicznych celebracji. Sprowokowany tym zakazem spór kompetencyjny – abp Lenga twierdzi, że bp Mering nie jest władny czegokolwiek mu zakazać – zostawmy kanonistom.
Mnie zaintrygował fragment listu, w którym biskup włocławski uzasadnia swoją decyzję (list upublicznił adresat). Wyraża tam przekonanie, że abp Lenga: „nie chce się chyba stać odpowiednikiem księdza Kazimierza Sowy i ks. Wojciecha Lemańskiego”. To zdanie dziwnie mi się zrymowało z relacją prof. Dariusza Stoli (rozmowa w „TP” 9/2020) o zarzutach stawianych mu przez wiceministra kultury Jarosława Sellina, mianowicie o zarzucie „zapraszania niewłaściwych duchownych, zresztą w związku ze spotkaniem z ks. Bonieckim”. Tak więc w oczach wiceministra kultury duchowni dzielą się na „właściwych” i „niewłaściwych”, w oczach biskupa włocławskiego zaś uosobieniem zła, które powinno budzić zgrozę, są dwaj wymienieni po nazwisku księża. Nie są oni suspendowani, ich książki nie są na indeksie, są podporządkowani biskupom i wykonują kapłańskie obowiązki, ale według biskupa Meringa z pewnością i oni są „księżmi niewłaściwymi”.
Bardziej niż moje nazwisko w ustach ministra Sellina zaskoczyły mnie nazwiska tych księży w urzędowym liście biskupa. Choć nie użył określenia „niewłaściwi”, z kontekstu wynika, że ci dwaj księża „właściwi” nie są. Wiem, że podział na „właściwych” i „niewłaściwych” księży nie jest niczym nowym. Dla prałatów z Kongregacji Nauki Wiary „niewłaściwym” księdzem był zmarły w 1995 r. dominikanin o. Yves Congar. W książce „Teolog na wygnaniu. Dziennik 1952-1956” (W drodze 2008) opisał, na czym to w jego życiu polegało. Cóż, Congar potem się okazał jedną z ważniejszych postaci Soboru Watykańskiego II i w roku 1994 został mianowany kardynałem. Dla jednych „niewłaściwy”, dla innych nigdy nie przestał być mistrzem. Albo błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko: słyszałem biskupa, który wyraźnie dawał do zrozumienia, że to ksiądz jak najbardziej „niewłaściwy”.
Wiele przykładów pokazuje, że wielkiej ostrożności wymaga – jeśli w ogóle jest w Kościele dopuszczalne – wpisywanie księży (i nie tylko) do kategorii „właściwych” lub „niewłaściwych”. Nie twierdzę, że wszyscy księża są w porządku ani że w Kościele nie są potrzebne środki dyscyplinujące duchownych. Ale jednak nie przez przylepianie etykietek: „ksiądz właściwy”, „ksiądz niewłaściwy”. Może jest to sposób przyjęty w Ministerstwie Kultury – ale w Kościele? ©℗
Czytaj także: Kartki z niedawnej historii - ks. Adam Boniecki o dziennikach o. Yves Congara