Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W dziesiątkach miejsc w świecie – w silosach rakietowych zakopanych w naszej ziemi, na okrętach podwodnych płynących przez nasze oceany i na pokładach samolotów lecących wysoko na naszym niebie – znajduje się 15 tys. obiektów, które mogą zniszczyć ludzkość”. Tymi słowami Beatrice Fihn z Międzynarodowej Kampanii na rzecz Zniesienia Broni Nuklearnej (ICAN) rozpoczęła 10 grudnia wykład noblowski. Kilka dni wcześniej, podczas konferencji nt. rozbrojenia atomowego w Watykanie, mówiła o tym, że cywilizacja oparta na strachu (taką, jej zdaniem, jest świat żyjący w cieniu broni jądrowej) nie ma przed sobą długiej przyszłości. Wtórowała jej Masako Wada, Japonka, która, gdy miała niecałe dwa lata, przeżyła wybuch bomby atomowej w Nagasaki: „Istnienie takiej broni – mówiła – uwłacza dziś godności człowieka”.
W uzasadnieniu przyznania ICAN Pokojowej Nagrody Nobla napisano, że żyjemy dziś w świecie, w którym ryzyko użycia broni atomowej jest największe od wielu lat. Jednak z każdym rokiem droga do likwidacji jej arsenałów wydłuża się. W 2017 r. do listy państw zdolnych razić bronią nuklearną na duże odległości dołączyła Korea Północna. Kraje posiadające pociski i bomby jądrowe lub znajdujące się, jak Polska, pod nuklearnym „parasolem” NATO nie przystąpią w tej sytuacji do podpisanego we wrześniu przez 53 państwa traktatu o zakazie broni jądrowej. Czy się nam to podoba czy nie, zasada wzajemnego odstraszania pozostanie w tej kwestii najskuteczniejszym sposobem utrzymywania pokoju. Pytanie tylko, jak długo wśród mechanizmów zapobiegających użyciu broni nuklearnej pozostanie świadomość jego katastrofalnych skutków. Świadków tragedii Hiroszimy i Nagasaki niedługo nie będzie już wśród nas. ©℗