Wiara drąży skałę

By odkryć tajemnice pierwszych pokoleń chrześcijan, trzeba się udać do muzułmańskiej Turcji. Tam zejść pod ziemię i krążąc w labiryncie kapadockich skał szukać najstarszych na świecie kościołów.

24.10.2016

Czyta się kilka minut

Wnętrze jednej ze skalnych kaplic w Göreme, Kapadocja, Turcja / Fot. Marcelina Szumer
Wnętrze jednej ze skalnych kaplic w Göreme, Kapadocja, Turcja / Fot. Marcelina Szumer

Nevşehir, centralna Anatolia. Na przełomie 2014 i 2015 r. rusza budowa – za kilka miesięcy ma tu powstać osiedle mieszkaniowe dofinansowane z budżetu państwa (tzw. TOKI). Po kilku tygodniach prace zostają wstrzymane. Robotnicy trafiają na spory podziemny tunel i nauczeni doświadczeniem wzywają na miejsce archeologów. Słusznie. Tunel prowadzi do imponującego, wykutego w litej skale miasta, które rozmiarami przewyższa najsłynniejsze w tym regionie Derinkuyu (odkryte podczas powiększania piwnicy przez pewnego Turka w latach 50.). Znacznie bardziej imponujący okazuje się też kościół.

Podczas gdy tam jest to niewielka kaplica na planie krzyża, tu obszerne pomieszczenie z doskonale zachowanymi freskami przedstawiającymi m.in. Wniebowstąpienie Jezusa i – jak czytam w jednej z miejscowych gazet – jego walkę ze złymi duchami. Choć w Kapadocji kościołów nie brakuje, nowo odkryty może stać się największą „atrakcją” w regionie. Poprzednie datowane są na IX-XI wiek, ten powstał aż pięć wieków wcześniej! Prace przy renowacji jeszcze się nie rozpoczęły, włoscy konserwatorzy zabytków z Uniwersytetów w Viterbo i Neapolu dopiero niedawno odwiedzili znalezisko. Teraz trzeba ustalić harmonogram prac, które z pewnością potrwają kilka lat. Na razie wiernym muszą wystarczyć inne kościoły. W skałach Kapadocji kryje się ich podobno około 3 tys.

Syn Maryi

Do Göreme, jednego z najciekawszych miast regionu, docieram o poranku po ośmiu godzinach podróży. Niedługo w krajach chrześcijańskich obchodzony będzie dzień Wszystkich Świętych – przypominające o zwycięstwie Chrystusa nad śmiercią.

Pierwsze promienie słońca oświetlają pojedyncze ostańce w kształcie grzybów i nieregularnych stożków oraz długą wulkaniczną Dolinę Róż. Kolorowe, pełne turystów balony zawieszone nad wymarłym podziemnym miastem wyglądają nierealistyczne, mimowolnie jednak kojarzą się z myślą o Zmartwychwstaniu. Miejscowi nie mają takich skojarzeń. Choć Isa – jak nazywa Jezusa Koran – jest w ich życiu obecny jako zrodzony z Maryi największy z proroków, nie uważają Go za Syna Bożego. Nie mógł też zmartwychwstać, skoro nie umarł na krzyżu. „Powiedzieli: »Zabiliśmy Mesjasza, Jezusa, syna Marii, posłańca Boga« – podczas gdy oni ani Go nie zabili, ani Go nie ukrzyżowali, tylko im się tak zdawało; i, zaprawdę, ci, którzy się różnią w tej sprawie, są z pewnością w zwątpieniu; oni nie mają o tym żadnej wiedzy, idą tylko za przypuszczeniem; oni Go nie zabili z pewnością. Przeciwnie! Wyniósł Go Bóg do Siebie! Bóg jest potężny, mądry!” – czytamy w czwartej surze Koranu, napisanego wszakże siedem wieków po przybyciu na te ziemie chrześcijan.

Wszyscy święci tureccy

Tereny centralnej Anatolii zamieszkiwali najpierw Hetyci (2 tys. lat przed Chrystusem), później – za sprawą podbojów Aleksandra Wielkiego – Grecy. Z Antiochii, w której w I w. n.e. powstała pierwsza gmina chrześcijańska poza Palestyną, blisko już do Kapadocji. To do jej mieszkańców jest adresowany 1 List św. Piotra. Apostoł nazywa ich tymi „którzy wybrani zostali według tego, co przewidział Bóg Ojciec, aby w Duchu zostali uświęceni, skłonili się do posłuszeństwa i pokropieni zostali krwią Jezusa Chrystusa” (1P 1, 1). Rzymianie zdobyli te ziemie w 17 r. n.e. I choć nie ustawali w prześladowaniu chrześcijan, nawet połowę mieszkańców niektórych miast tego regionu stanowili wyznawcy Chrystusa. Nie było jeszcze w Kapadocji skalnych kaplic, a podziemne kompleksy nie zdążyły jeszcze przybrać imponujących współczesnych rozmiarów. Chrześcijańskie zbory powstawały w miastach (m.in. Cezarei, dzisiejszym Kayiseri). Rejon miał swojego biskupa, a niedługo doczekał się nawet męczennika, św. Hieronima. Gdzieś tu św. Jerzy walczył ze smokiem. Tutaj też urodzili się św. Grzegorz z Nyssy, św. Piotr z Sebasty, św. Makryna Młodsza i w końcu – najbardziej znany z czwórki rodzeństwa, św. Doktor Kościoła Bazyli Wielki (którego rodzice, a nawet babka, również zostali wyniesieni na ołtarze).

Kapadocyjskie skały swój kształt zawdzięczają erupcjom wulkanów, ale charakter – naukom Bazylego.

Samotność chrześcijanina

Chrześcijańscy mieszkańcy Anatolii nie bez przyczyny zaczęli przenosić się z miast na odludne tereny. Wynikało to m.in. z chęci bycia wiernym ideałom Bazylego, który zachęcał braci w wierze do życia w ascezie. Pierwsi pustelnicy zdążyli co prawda już wykuć w baśniowych kominach Göreme i stromych ścianach nieodległej doliny Ihlara swoje samotnie i umartwiać się w nich, jednak Bazyli wprowadził nową jakość w te idee. Samotnie, asceza, modlitwa i medytacja – tak, ale najlepiej we wspólnotach zakonnych. I to takich, które żyjąc w odosobnieniu, nie stronią od zaangażowania się w życie lokalnych społeczności, ewangelizację czy działalność charytatywną.

Z czasem zaczęły powstawać wręcz kolonie mnichów, którzy prócz domostw wykuwali też w skałach mniejsze i większe kościoły. Gdy nastało Bizancjum, ośrodek tętnił życiem i prężnie się rozwijał. W ciągu kolejnych wieków okazał się też schronieniem dla chrześcijan prześladowanych przez... innych chrześcijan. Poszło o tworzenie podobizn Jezusa i świętych, czego zakazał Leon III, cesarz Bizancjum (sam zresztą w swoim pałacu obraz Chrystusa zastąpił zwykłym krzyżem, dając tym samym początek tzw. ikonoklazmowi).

Murat Ertuğrul Gülyaz, dyrektor muzeum archeologicznego w Nevşehir, wyjaśnia, że w tej sytuacji mnisi, duchowni i artyści znaleźli schronienie w Kapadocji, gdzie kontynuowali prace nad malowidłami przedstawiającymi sceny biblijne. Inni usłuchali cesarza i zamiast obrazów malowali chrześcijańskie symbole (np. ryby) i rozmaite wzory.

Choć terenem zawładnęli w końcu Turcy (najpierw seldżuccy, później osmańscy), chrześcijanie i muzułmanie żyli tu we względnej symbiozie aż do lat 20. XX w. W dolinie Ihlara do dziś istnieje kościół, w którym sąsiadują ze sobą inicjały sułtana i bizantyjskiego władcy, a na skalnych malowidłach św. Jerzemu towarzyszą postaci w seldżuckich strojach. Obecnie chrześcijańskich zborów już tutaj nie ma (prócz niewielkiego zgromadzenia włoskich zakonników), a mszy nie odprawia się od lat 50., kiedy to władze tureckie zamieniły teren w wielkie muzeum. Pojedynczy chrześcijanie to na ogół obcokrajowcy prowadzący własne hotele. I setki pielgrzymów, którzy co roku przybywają do miejsca, w którym muzułmanie mają na wyciągnięcie ręki całą historię chrześcijaństwa.

Skalne mieszkania

Do Parku Narodowego Göreme dostaję się z centrum pieszo. Podczas spaceru dociera do mnie, że dawne skalne „mieszkania” chrześcijan pełnią tę rolę do dziś. Chodzi nie tylko o hotele, restauracje czy sklepy z pamiątkami, lecz o zwykłych mieszkańców. Przy niewielkich okienkach widać anteny satelitarne. Mieszkanka „wysokiego parteru” w pośpiechu zdejmuje pranie z prowizorycznej, zaokiennej suszarki (w nocy spadł śnieg). Na wylanym pod skałą betonie spokojnie stoi traktor. Zagaduję właściciela mijanej piekarni. – My nie jaskiniowcy. W tych mieszkaniach jest prąd i światło, a latem nawet nie trzeba używać klimatyzacji, bo jest miły chłód.

Gdy rozglądając się na boki, dochodzę do kasy, uświadamiam sobie, że nie mogę tu wejść z psem. Obsługa idzie mi na rękę. – Pies też stworzenie boże – mówi bileter. Życzy miłego zwiedzania i obiecuje zająć się szczeniakiem.

Kto spodziewa się ujrzeć w Kapadocji zwykłą dziurę w skale z kilkoma obrazkami na gołych ścianach, rozczaruje się. Choć z zewnątrz kościoły wyglądają niepozornie, ich wnętrza to prawdziwa uczta dla oczu i ducha.

Niektóre malowidła rzeczywiście powstały bezpośrednio na nieotynkowanej skale, ale nawy, łuki, kolumny i kopuły tych – postawionych na ogół na planie krzyża – budowli są imponujące. Tak jest w przypadku XI-wiecznej kaplicy św. Barbary. Brak tu (oprócz Chrystusa Pantokratora, św. Jerzego i św. Teodora) imponujących fresków, za to całe ściany pokryte są geometrycznymi wzorami, kojarzącymi się raczej ze sztuką ludów Ameryki Południowej. Oprócz krzyży w różnych postaciach mamy tu więc „ząbkowane” trójkąty, prostokąty, ptaki i rośliny. Ceglasta czerwień farby kontrastuje z piaskowym kolorem skał, sprawiając, że całość wygląda pięknie i groźnie zarazem.

Węże i światło w ciemności

Ale ten kościół to wyjątek. Pozostałe, nawet wcześniejsze, są już w całości pokryte wielobarwnymi freskami. Z dziewięciu kopuł i wszystkich ścian szarooliwkowego kościoła Jabłkowego spoglądają więc na mnie postacie staro- i nowotestamentowe: Abraham, Łazarz, apostołowie łącznie z Judaszem zdradzającym Pana i oczywiście Jezus. Wszyscy w białych i pomarańczowych szatach ze świetlistymi aureolami w kolorze bursztynu. Jasne kolory odwracają uwagę od faktu, że jedynym źródłem światła jest wąskie wejście wydrążone w skale. Słabiej zachowały się freski w kościele Wężowym (inaczej: św. Teodora), zwanym tak pewnie dlatego, że smok, którego św. Jerzy przeszywa włócznią, przypomina wielkiego gada. Ręce, nogi, a nawet detale zbroi świętego zachowały się w dobrym stanie, namalowana postać – zresztą nie ona jedna – pozbawiona jest oczu.

– Muzułmanie mają silnie zakodowany lęk przed „złym spojrzeniem”, dlatego wywiercali oczy postaciom na malowidłach sakralnych – mówi mi polski ksiądz, który od przeszło dziesięciu lat opiekuje się nielicznymi już, anatolijskimi chrześcijanami. Autorzy książki „Seductions of Pilgrimage”, Michael A. Di Giovine i David Picard twierdzą z kolei, że to efekt potraktowania fresków przez zaopatrzone w kamienie dzieci jako tarcz.

Bodaj najbardziej imponujący jest kościół nie bez przyczyny nazywany Ciemnym lub Ukrytym. Nie da się do niego wejść inaczej niż po schodach (kiedyś kamiennych, dziś metalowych), na których tłoczy się kolejka. Ustawiam się w niej, bo podobno „tego nie można przegapić”. Rzeczywiście: brak światła słonecznego sprawił, że barwy fresków nie wyblakły, całość wygląda, jakby namalowano ją wczoraj. Stalowoszare tło pokrywa całe wnętrze, jedyne jasne elementy to szaty niektórych postaci. Zachwycają detale: wzory na szatach, subtelne rzemyki sandałów czy wielobarwne anielskie skrzydła.

Po dwóch godzinach podziwiania tych cudów – wpisanych na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO – została mi jeszcze tylko jedna budowla sakralna: kościół Tokali, który znajduje się przed wejściem do muzeum (trzeba kupić oddzielny bilet). Dobrze, że zostawiłam go sobie na koniec. Dwa piętra, łuki, kilkanaście kolumn, wszystko w kolorach królewskiego błękitu i ultramaryny.

Szarozłote postaci apostołów w łodziach na dokładnie namalowanych, srebrnych falach Jeziora Galilejskiego budzą już nie tylko zachwyt, ale i wzruszenie.

Chrześcijańskie Archiwum X
Na drugi dzień po śniegu nie ma już śladu. To doskonały moment, by udać się do rozległej doliny Ihlara. Jej potężne ściany stały się schronieniem dla mnichów ukrywających się przed hordami Arabów i Turków Seldżuckich. Z perspektywy ścieżki widać okna i ozdobne portale wejść do części kościołów rozrzuconych po obu stronach dziesięciokilometrowej doliny. Do niektórych wchodziło się po wykutych w skale stopniach, które już nie istnieją; jedne łączyły się z innymi, tworząc niemal osiedla mieszkaniowe. Te, które znajdują się niżej, bywają zasypane, a krzaki, drzewa i wielkie głazy utrudniają wejście do środka.

Po kilku kilometrach spaceru poddaję się, choć turyści żądni przygód rodem z „Poszukiwaczy zaginionej Arki” idą dalej. Przede mną jeszcze Derinkuyu, podziemne miasto sprzed naszej ery, które swój rozkwit „zawdzięcza” najazdom, przed którymi chrześcijanie chronili się, schodząc pod ziemię nie na dzień lub dwa, lecz na długie miesiące. Fresków brak, ale kręte korytarze, krypty, pokoje i stajnie (pod ziemią trzymano nawet konie) wyglądają lepiej niż scenografia niejednego filmu fantasy (wzorowana zresztą często na Kapadocji!).

Opuszczam podziemia i wracam do Göreme i ruszam na „zwykły” spacer po okolicy, tej nieopisanej w przewodniku. Pierwsza niespodzianka: samotny kościół „na piętrze” skały. Na niższej kondygnacji ktoś mieszka, uprawia ogródek i trzyma psa. Tutejszych fresków nikt nie odnowił. O tym, że miejsce – zapomniane najwyraźniej przez chrześcijan – służy dziś muzułmanom, świadczą napisy w stylu „Kocham Cię Mehmet” – nabazgrane na lub pod fragmentami dawnych malowideł. Okazuje się, że ruiny kościołów są niemal na całym, rozległym terenie okolicznych dolin. Zniszczyła je erozja miękkich, wulkanicznych skał, ale ślady zostały: fragment czerwonego zdobienia okna, wykuty w skale krzyż. To znacznie ciekawsze od „uporządkowanego” muzeum. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, korespondentka „Tygodnika Powszechnego” z Turcji, stały współpracownik Działu Zagranicznego Gazety Wyborczej, laureatka nagrody Media Pro za cykl artykułów o problemach polskich studentów. Autorka książki „Wróżąc z fusów” – zbioru reportaży z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2016