Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Duet White Stripes to jeden z symboli tzw. New Rock Revolution. Co ciekawe - uznawani za jeden z filarów tego nurtu, niewiele mają wspólnego z większością jego reprezentantów. Bo co łączy przesiąknięty na wskroś bluesową tradycją oraz czerpiący garściami z surowego pre-punka i rock'n'rolla lat 60. zespół z pretensjonalnie wystylizowanymi epigonami nowej fali?
Nową płytą Mag i Jack White tylko potwierdzają swój absolutnie autonomiczny status na współczesnej scenie, sytuujący ich ponad wszelkimi modami czy trendami. W postawie tych artystów nie ma cienia pozy, jest za to świadoma kreacja (od image'u przez ikonografię po mnożenie niejednoznaczności wokół relacji pani i pana White), dodająca grupie pikanterii i na swój sposób wpisująca się w rockową mitologię.
Podobnie jak poprzednie albumy, "Icky Thump" przynosi solidną dawkę szlachetnej gitarowej surowizny. To sama esencja rocka, brudna, szorstka, podana z należytą nonszalancją, a zarazem dużą klasą
i feelingiem. Nie znaczy to, że płyta niczym nie zaskakuje. Obok minimalistycznych, acz szalenie nasyconych, garażowych petard czy piosenek czerpiących z folku i głębokiej tradycji południa Stanów (a także Meksyku), do jakich White Stripes zdążyli nas już przyzwyczaić, mamy utwory napisane i zaaranżowane z większym rozmachem, nawiązujące m.in. do ludowej muzyki Szkotów (pojawiają się nawet dudy!). Wszystko to spaja jednak przeżarta bluesem osobowość Jacka.
Gwoli uczciwości przyznać trzeba, że w historii było kilka nie mniej rasowych formacji łączących korzennego blues rocka z punkową ekspresją - by wspomnieć choćby Blues Explosion Jona Spencera. Jednak dopiero White Stripes wprowadzili tę szkołę grania na salony, nie zatracając przy tym należytej szorstkości, nieoswojonego, niemal atawistycznego pierwiastka. I być może w tym tkwi ich największy sukces.