Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ich znakiem rozpoznawczym pozostają bujające, surowe kompozycje, zrealizowane w oparciu o brzmienia organów hammonda, basu i perkusji, ale grupa ma na koncie także albumy bardziej skomplikowane, akustyczne, pełne improwizacji, a także niesione wielkomiejskim pulsem, flirtujące z elektroniką.
"Let’s Go Everywhere" wnosi kolejne novum: grupa postanowiła nagrać album dla dzieci i przez nie inspirowany. Pomysł sam w sobie mógłby okazać się twórczy - wszak sam Arvo Pärt mawia, że zanim chwyci się za instrument, warto popatrzeć na bawiące się pociechy - ale muzyka nowojorczyków nie porywa dziecięcą fantazją i wyobraźnią. Tym razem formacja korzysta z bogatszego instrumentarium, a ponadto towarzyszy jej kilku wokalistów i - rzecz jasna - harcujące latorośle. Mamy więc utwory bliższe formule piosenkowej, sporo bluesa czy rhythm’n’bluesa, funk, a nawet szczyptę latino i world music. Dominują dość naiwne tematy, choć są także urzekające bezpretensjonalnością ponadgatunkowe miniaturki. Generalnie jednak lekki charakter znacznej części płyty pozbawia ją pazura i charyzmy, nie dając wiele w zamian. Ot, ciekawostka.
"Let’s Go Everywhere"
Medeski Martin & Wood
Little Monster Records