W roli służącego

Wolę zdejmować ludziom problemy z głów, a nie je dokładać.

15.01.2018

Czyta się kilka minut

Na dzień przed wylotem do Zambii (gdzie moja Fundacja Kasisi finansuje największy w tym kraju dom dziecka prowadzony przez polskie siostry służebniczki) dostaję wiadomość: mamy nagły kryzys w rozkręcającej się dotąd wolno od października epidemii cholery. Liczba zachorowań w ciągu kilku dni wzrosła lawinowo. Szybki skan pamięci, co wiem o cholerze: wysoka szansa na przeżycie pod warunkiem wczesnego rozpoczęcia leczenia; pierwsze objawy pojawiają się od dwóch godzin do pięciu dni po spożyciu zakażonej wody lub żywności; objawy: biegunka, wymioty, odwodnienie. Cholera (zabijająca na świecie kilkadziesiąt tysięcy ludzi rocznie) jest wprost sprzężona z biedą. Szerzy się w obozach uchodźców, na ubogich przedmieściach, wszędzie tam, gdzie stłoczeni ludzie nie mają możliwości w godny sposób załatwić swoich fizjologicznych potrzeb, gdzie nie sposób utrzymać higieny, a ujęcia wody sąsiadują z latrynami. Dokładnie tak wygląda to teraz w Lusace. Epidemia zaczęła się od biednych przedmieść zambijskiej stolicy, co roku notuje się sporadyczne zachorowania; tym razem coś poszło jednak nie tak i fala zachorowań rozlała się po okolicy. Oficjalne rejestry podają, że zachorowało trzy tysiące osób, niespełna setka zmarła (nieoficjalnie mówi się, że te wartości trzeba by pomnożyć co najmniej przez pięć).

Rząd staje na rzęsach: stadion narodowy zamieniono w szpital, na miejsce wezwani zostali spece ze Światowej Organizacji Zdrowia i epidemiolodzy z Izraela. Wprowadzono godzinę policyjną, zakaz zgromadzeń (w ubiegłą niedzielę wyganiano nawet ludzi z kościołów). Wojsko – w bojowym rynsztunku – nadzoruje akcję burzenia ulicznych straganów, co spotyka się z protestem tych, dla których uliczny handel jest jedynym źródłem utrzymania. Wybuchają zamieszki, bo ludzie widzą, że bieda, która doprowadziła do epidemii, skończy się dla nich jeszcze większą biedą. Życie stało się logistycznym wyzwaniem. Ludzie z ubogich dzielnic często pracują przecież w bogatszych okolicach jako stróże, opiekunki do dzieci, robotnicy i dostawcy. Teraz, z dnia na dzień, mogą stracić źródła utrzymania. Gdzie mają kupić żywność, skoro zlikwidowano stragany, zamknięto piekarnie, a władze chwalą się, że zasypały już ponad dwa tysiące chałupniczo wykopanych studni (w prawie połowie z nich znaleziono bakterie przecinkowca cholery)? Ludzie próbują normalnie żyć, ale jak tak dalej pójdzie, Lusaka za parę tygodni zmieni się w miasto widmo.

Kasisi (odległe do centrum Lusaki o 30 km) odcięliśmy na razie od świata. Mamy tu ponad dwusetkę dzieci. Siostry wprowadziły zakaz odwiedzin, pracownicy mają wstrzymane wyjścia i urlopy albo dostali dni wolne. Chleba nie ma, zapasy jedzenia wystarczą na miesiąc, zapasy „wojenne” (mąka, olej) na jakieś dwa. Mając parę godzin do wyjazdu, zdążyłem jedynie zapakować do walizek, ile się dało preparatów ratujących życie w przypadku odwodnienia.

Podczas podróży po Afryce wiele razy przerabiałem już graniczne kontrole sanitarne, z mierzeniem temperatury ciała, myciem rąk i butów dezynfektantami czy obowiązkowym doszczepianiem nieszczęśników, którzy zapomnieli zrobić to w domu. Tym razem jednak na lusackim lotnisku spokój i cisza. Jedyna zmiana to lateksowe rękawiczki na rękach personelu. W Kasisi wszystkie siostry, również miejscowe i te, które są tu od wielu dekad, zgodnie twierdzą, że tak poważna sytuacja zdarza się po raz pierwszy.

W ciągu ostatnich paru lat pracy w Afryce wiele razy miałem bezpośrednio do czynienia z HIV, trądem, przeróżnymi chorobami; pierwszy raz jestem jednak w środku aktywnej pandemii. Jasne, przede wszystkim staram się wykonać swoją pracę: zorganizować jak najszybciej dostawę wszystkich leków i preparatów oraz środków do dezynfekcji (miejscowe apteki i sklepy są już puste), dzięki którym będziemy w stanie zabezpieczyć nasz dom w razie „W” (co prędzej czy później nastąpi: przecież nie odmówimy przyjęcia chorego dziecka albo takiego, którego rodzice zmarli na skutek epidemii). Z tyłu głowy wciąż jednak pracuje dziwne uczucie, które – gdybym w 1986 r. nie był ledwie dziesięciolatkiem – pamiętałbym pewnie z historii z Czarnobylem. Gdy idzie na ciebie widoczna armia, czołgi, samoloty, facet z kałachem, wiesz, co jest grane. Gdy chce cię zabić coś, czego nie widzisz – coś, co wisi w otaczającym cię powietrzu, przenika tkanki, co czai się w kubku wody albo na kanapce – zupełnie inaczej patrzysz na niezmieniający swoich fizycznych właściwości świat. Nadal świeci słońce, wiatr gania po niebie chmury, woda tak samo chlupie, ziemia identycznie chrzęści pod nogami. A ty wiesz, że gdzieś w tym jest twoja potencjalna śmierć. Z godziny na godzinę obserwujesz swoje kolejne reakcje przy stole, w łazience, przy witaniu się z innymi i uczysz się, jak w takiej sytuacji nie wpaść w histerię, jak normalnie żyć. Tak jak ci, którzy tu zostaną, gdy ty wrócisz do swojej sterylnej Europy. Dla których coś, co dla ciebie jest obecnie laboratorium patogenów, w którym ćwiczysz epidemiologiczny survival, jest jedynym domem, jaki mają.

Podejmuję decyzję, że tym razem skrócę swój pobyt do minimum. Postaram się wrócić za chwilę z potrzebną pomocą, ale znów na krótko. Mimo że to autentycznie kusi wciąż jeszcze jakoś dziennikarską duszę – być w środku zdarzeń, mieć później materiał na reportaż, do CV i do gawęd. Ale to nie jest historia o mnie, ale o tych, którym z każdym dniem mojego pobytu wyjadam zapasy jedzenia, które za chwilę będą na wagę złota. Którzy – gdy zachoruję – będą mieli na głowie kolejny problem, i którzy naprawdę mają teraz na głowie inne rzeczy, niż sprawdzać co pół godziny, czy władze nie zamknęły drogi na lotnisko… Wolę zdejmować ludziom problemy z głów, a nie je dokładać. Trzeba pogodzić się z rolą znającego swoje miejsce służącego. Bohaterem próbować być sobie kiedy indziej. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2018