Powrót rygorów

Niedługo cieszyli się mieszkańcy Południowej Afryki ze złagodzenia wprowadzonych przez władze rygorów epidemiologicznych. Ludzka niefrasobliwość sprawiła, że najbogatszy i najlepiej urządzony kraj w Afryce zalewa druga fala epidemii COVID-19.
w cyklu STRONA ŚWIATA

17.07.2020

Czyta się kilka minut

Dezynfekcja taksówki, Johannesburg, maj 2020 r. / Fot. Nokuthula Mbatha / African News Agency / East News /
Dezynfekcja taksówki, Johannesburg, maj 2020 r. / Fot. Nokuthula Mbatha / African News Agency / East News /

Południowa Afryka, licząca prawie 60 mln ludności, od początku epidemii pozostaje jej epicentrum na Czarnym Lądzie. Kiedy pod koniec marca miejscowe władze wprowadziły najsurowszy na świecie reżim epidemiologiczny, chwalono je i stawiano za przykład zdecydowania i przedkładania dobra publicznego nad interes polityczny. Przez kwiecień i maj Południowa Afryka żyła spętana rygorami, przypominającymi areszt domowy. Mieszkańcom nie wolno było opuszczać domów i mieszkań bez obowiązkowych masek ochronnych, a jedynymi usprawiedliwionymi powodami dla opuszczenia domu były zakupy żywności i lekarstw oraz wizyty u lekarzy. Obowiązywała nocna godzina policyjna, zabronione były spotkania towarzyskie i zgromadzenia, zamknięto fabryki i kopalnie, restauracje i zakłady fryzjerskie. Wprowadzono ograniczenia w transporcie publicznym, a nawet zakaz sprzedaży alkoholu i papierosów (podobne ograniczenia w sprzedaży tytoniu wprowadziły – ale dawno już odwołały – u siebie tylko Botswana i Indie; zakazy sprzedaży alkoholu obowiązywały także w Botswanie, Sri Lance i Panamie).

Zaciśnij, rozluźnij

Pierwszą falę epidemii udało się powstrzymać, a przynajmniej złagodzić jej uderzenie. Ceną za to stało się jednak unieruchomienie całej gospodarki, przeżywającej i tak poważną zapaść. Aby ratować gospodarkę (ekonomiści wróżą jej w tym roku 7-procentowy spadek), a ludzi przed biedą (ekonomiści przepowiadają 50-procentowe bezrobocie), a także by ulżyć im w codziennym życiu, w maju południowoafrykańskie władze zaczęły powoli łagodzić rygory. 1 czerwca władze zniosły prohibicję.

Nie minął miesiąc, a liczba chorych zaczęła gwałtownie rosnąć. Na początku epidemii jej południowoafrykańskim epicentrum był Kapsztad. W czerwcu najwięcej przypadków wirusa zaczęto rejestrować w Gautengu (Johannesburg, Pretoria), najbogatszej i najgęściej zaludnionej z dziewięciu prowincji kraju. W niektórych, zwłaszcza uboższych, dzielnicach Johannesburga, a także w Port Elizabeth chorych zgłaszało się tak wielu, że w miejscowych szpitalach zaczęło brakować łóżek. 

Zachorowali szefowie prowincjonalnych rządów: z Kapsztadu Alan Winde, reprezentujący opozycyjny Sojusz Demokratyczny, z Johannesburga David Makhura i z Mafikengu Job Mokgoro z rządzącego Afrykańskiego Kongresu Narodowego oraz jego partyjny kolega, minister energetyki i zasobów naturalnych Gwede Mantashe. A kiedy w tym tygodniu zmarła niespodziewanie niespełna 60-letnia Zindzi Mandela (b. ambasador Południowej Afryki w Danii), również okazało się, że była zarażona wirusem. W pierwszym tygodniu lipca zanotowano rekordowo wysoką liczbę dziennych zarażeń – ponad 12 tys. 

W niedzielę z telewizyjnym orędziem wystąpił prezydent Cyril Ramaphosa i zapowiedział, że musi przywrócić niektóre uciążliwe rygory, bo inaczej Południowa Afryka zostanie zalana przez drugą falę epidemii, wskutek której do końca roku umrzeć może nawet 50 tys. ludzi. 

Nie pij, nie zdejmuj maseczki

Od poniedziałku w Południowej Afryce znów obowiązuje prohibicja (zakazu sprzedaży papierosów nigdy nie odwołano, a producenci i stowarzyszenia konsumenckie procesują się o to z rządem), nakaz noszenia masek ochronnych, zakaz spotkań towarzyskich i zgromadzeń, godzina policyjna (od dziewiątej wieczorem do czwartej nad ranem) i stan wyjątkowy, który ma potrwać przynajmniej do połowy sierpnia.


Czytaj także: Byleśmy zdrowi byli - Wojciech Jagielski o kraju wolnym (?) od epidemii


Nie kryjąc irytacji Ramaphosa wyrzucał rodakom nieodpowiedzialność. „Większość z nas robi wszystko, co może, by powstrzymać epidemię. Są jednak wśród nas także tacy, którym obca jest odpowiedzialność, szacunek i obowiązek chronienia innych – mówił. – Mają za nic ograniczenia i zakazy. My walczymy z wirusem, a oni urządzają pijatyki i wchodząc w tłum nie pomyślą nawet, by założyć maskę”. Prezydent powiedział też, że zagrożony epidemią kraj nie może sobie pozwolić na to, by szpitalne łóżka zajmowały ofiary pijackich awantur lub wypadków powodowanych przez pijanych kierowców. Według oficjalnych statystyk prawie połowa pacjentów zgłaszających się na szpitalne ostre dyżury to ofiary nagłych wypadków, do których dochodzi z powodu alkoholu.

Podczas kwietniowo-majowej prohibicji liczba przestępstw i wypadków drogowych pod wpływem alkoholu radykalnie spadła, a lekarze w szpitalach mogli poświęcić czas i uwagę chorym na COVID-19. Już w pierwszym tygodniu po zniesieniu prohibicji pogotowia i szpitale znów zapełniły się ofiarami bójek, nożowniczych jatek, strzelanin i wypadków drogowych powodowanych przez pijanych kierowców. Sytuacja pogorszyła się tak bardzo, że prezydent w telewizyjnym orędziu przyznał wprost, że w południowoafrykańskich szpitalach brakuje kilkunastu tysięcy lekarzy, pielęgniarek i sanitariuszy, a także, że kazał wydzielić prawie 30 tys. łóżek specjalnie dla pacjentów zarażonych wirusem. Przestrzegł też, że według wirusologów i epidemiologów apogeum epidemii przypadnie na zimowe miesiące (na południowej półkuli mają środek zimy), między lipcem a wrześniem.

Nie pal, nie przeklinaj

Za przywróceniem rygorów opowiadał się minister zdrowia Zweli Mkhize, a przede wszystkim Nkosazana Dlamini-Zuma, szefowa rządowego komitetu, powołanego przez prezydenta do walki z epidemią (to właśnie ona jest główną przeciwniczką alkoholu i papierosów). Zaostrzenie reżimu epidemiologicznego krytykuje natomiast opozycja. Julius Malema, przywódca populistycznych, skrajnie lewicowych Bojowników o Wolność Gospodarczą, zarzuca Ramaphosie i Afrykańskiemu Kongresowi Narodowemu brak zdecydowania i przekonuje władze, że prohibicji w ogóle nie należało znosić, a pootwierane szkoły trzeba zamknąć czym prędzej z powrotem. John Steenhuisen, tymczasowy przywódca Sojuszu Demokratycznego (największej partii opozycyjnej, dziedziczki białych liberałów, sprzeciwiających się przed laty apartheidowi), wytyka władzom zakłamanie. Twierdzi, że rząd Ramaphosy źle zagospodarował trzymiesięczną hibernację kraju i nie przygotował go na drugą falę epidemii, a dziś winę za wszystko usiłuje zrzucić na obywateli i ich niefrasobliwe podejście do epidemiologicznych rygorów. „Nie miejcie żalu do prezydenta i to nie jego przeklinajcie – napisała w komentarzu jedna z johannesburskich gazet. – Odkąd zniesiono prohibicję, a stało się to niewiele ponad miesiąc temu, otwarto restauracje i bary, zaczęliśmy zachowywać się tak, jakby epidemia się dawno skończyła, jakby jej nie było”. 

Jeszcze przed przywróceniem prohibicji minister zdrowia Mkhize również ostrzegał rodaków, że epidemia wcale się nie skończyła i że jeśli obywatele nie wykażą się odpowiedzialnością, w najgęściej zaludnionych i najuboższych regionach kraju wkrótce może zabraknąć miejsc w szpitalach. „Tym razem to już nie będą jakieś liczby, statystyczne dane, podawane w gazetach i telewizyjnych wiadomościach – mówił minister. – Tym razem to będą nasi ojcowie, matki, bracia, siostry, przyjaciele”.

Nie zapominaj, nie lekceważ

Według rządowych danych liczba zarażonych i chorych w Południowej Afryce zbliża się w błyskawicznym tempie do 350 tys., a zmarłych do 5 tys. Najtrudniejsza sytuacja panuje w prowincji Gauteng i prawie 5-milionowym Johannesburgu, zwłaszcza w najbardziej zatłoczonych, dawnych czarnych przedmieściach Alexandra i Soweto, gdzie mieszka ponad 2 mln ludzi, prawie połowa całej ludności Johannesburga.

Niemal połowa wszystkich zarażonych wirusem na całym kontynencie przypada na Południową Afrykę, najbogatszą i dysponującą najlepszą opieką medyczną. Tym m.in. – oraz sporą jak na Afrykę liczbą testów – tłumaczy się, dlaczego właśnie południe kontynentu stało się epicentrum epidemii. Innymi najciężej dotkniętym przez epidemię krajami w Afryce są Egipt (85 tys. chorych), Nigeria (35 tys.), Ghana (25 tys.), Algieria (ponad 20 tys.), Maroko i Kamerun (oba po ponad 15 tys.).

Ubóstwem, kiepską opieką medyczną i praktycznym brakiem testów tłumaczy się z kolei wyjątkowo niską w porównaniu z Europą, Azją czy Amerykami liczbę chorych i zmarłych z powodu wirusa w całej Afryce (ok. 650 tys. chorych, 14 tys. zmarłych, podczas gdy na całym świecie – prawie 14 mln chorych i prawie 600 tys. zmarłych). Według epidemiologów prawdziwa liczba chorych Afrykanów może być znacznie wyższa. Eksperci zwracają też uwagę, że epidemia, która na Czarnym Lądzie dotknęła głównie wielkie miasta, powoli obejmuje także tereny wiejskie, pozbawione często jakiejkolwiek opieki medycznej. Niepokój lekarzy budzi szybkość, z jaką rozwija się epidemia. Na to, by liczba zarażeń sięgnęła 100 tys., potrzeba było trzech miesięcy – do 200 tys. wzrosła w zaledwie trzech tygodni.

Polecamy: Strona świata - specjalny serwis "Tygodnika Powszechnego" z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej