W pojedynkę do tłumów

05.09.2022

Czyta się kilka minut

Czytamy ostatnio w liturgii mszy kolejne fragmenty Pierwszego Listu do Koryntian. Słyszeliśmy m.in. takie zdania: „Niech uważają nas ludzie za sługi Chrystusa i za szafarzy tajemnic Bożych. A od szafarzy już tutaj się żąda, aby każdy z nich był wierny” (1 Kor 4, 1-2).

Podczas medytacji nad tym tekstem uderzył mnie drobiazg: zarówno w greckim oryginale Pawłowego tekstu, jak i w łacińskim tłumaczeniu św. Hieronima użyte w naszym tłumaczeniu słowo „ludzie” pada w liczbie pojedynczej (grec.logizostho antropos ; łac. existimet homo ). Taki zwrot można zapewne tłumaczyć bezosobowo („niechby się uważało nas”). Ale może też to delikatne potwierdzenie zasady, iż ewangelizacja – czyli przekaz wiary – musi być ostatecznie skierowana do osoby, musi dotrzeć do konkretnego człowieka, indywidualnie, z pytaniami, orędziem i obietnicą, które dotykają go osobiście i głęboko rezonują w jego wnętrzu i życiu.

Z kolei o tych, którzy przekazują orędzie zbawienia, tekst mówi w liczbie mnogiej: „nas”, „sługi”, „szafarzy”. I to znów – być może – nie musi od razu przykuwać uwagi czytelnika; z drugiej strony jednak może podkreślać to, że Ewangelię ostatecznie zawsze przekazuje wspólnota – Kościół. O ile przyjęcie Dobrej Nowiny rozstrzyga się w pojedynczej osobie, to jej skuteczne głoszenie zlecone jest przez Pana wspólnocie: nie bez powodu Jezus posyłał na każdą misję swoich uczniów „po dwóch”, i nie bez powodu w taki sam sposób przedstawiają nam misję chrześcijańską Dzieje Apostolskie – zawsze dwójkami: Piotr i Jan, Barnaba i Paweł, Barnaba i Marek, Paweł i Sylas itd. Trudno nie zauważyć, jak dalece nasze działanie pastoralne odbiega od tego modelu; może nawet najczęściej stanowi jego odwrotność!

Jesteśmy skoncentrowani na przemawianiu do zbiorowości – najlepiej do tłumów. Ale nawet, jak ich nie ma, to cieszymy się, zwracając się do „klasy”, do „szkoły”, do takiej czy innej grupy. Jeśli na ogłoszone kościelne spotkanie przyjdzie jedna czy dwie osoby (zamiast spodziewanych pięćdziesięciu, stu czy dwustu), mamy poczucie straty czasu. Widzimy klęskę – tam gdzie właśnie się otwarła możliwość prawdziwej ewangelizacji.

Z kolei ruszając ku ewangelizacji – podejmując ją z większym czy mniejszym entuzjazmem – najchętniej czynimy to w pojedynkę (w końcu sami „najlepiej wiemy, co i jak należy zrobić”; „nikt też nie zrobi tego lepiej od nas”…). Zamiast pójść razem (dając w ten sposób czytelne świadectwo miłości), potrafimy wręcz wzajemnie między sobą konkurować – ścigać się, kto lepszy, i absolutyzować (jako jedyne właściwe) swoje własne formy przekazu.

Stawiamy więc na głowie całą logikę przekazu Dobrej Nowiny. I dziwimy się, że „nie działa”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kardynał, arcybiskup metropolita łódzki, wcześniej biskup pomocniczy krakowski, autor rubryki „Okruchy Słowa”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła. W latach 2007-11… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2022