Droga światła

15.05.2012

Czyta się kilka minut

Akademicka Droga Światła z Wawelu na Skałkę, 12 maja 2012 r. / fot. Andrzej Bialik
Akademicka Droga Światła z Wawelu na Skałkę, 12 maja 2012 r. / fot. Andrzej Bialik

I. JEZUS POWSTAJE Z MARTWYCH

1 Kor 15, 1-8

Czy trzeba nam przypominać Nowinę, która jest dobra i zbawcza? I w której trwamy?

Tak. Trzeba! Potrzebujemy przypominania spraw najbardziej podstawowych – tych, które przekazywane są „na początku” – jako najważniejsze i decydujące! Właśnie dlatego, że przekazywane są „na początku”, z upływem czasu tracą swoją nowość, siłę zaskoczenia, świeżość. Stanowią fundament – wiemy o tym; ale kto z nas codziennie ogląda fundamenty własnych czy cudzych domów? Naszą uwagę przykuwają ściany i powieszone na nich obrazy, postawione obok meble, dekoracje, kwiaty. Choć wszystko to można w każdej chwili zmienić... Wszystko to staje się zagrożone, gdy fundament okazuje się wadliwy... Właśnie tak: zaczynamy myśleć o jakości fundamentu, gdy na świeżo malowanej ścianie widzimy pęknięcie lub rozwijający się grzyb...

Oto fundament: umarł za nasze grzechy, zgodnie z Pismem; został pogrzebany, zmartwychwstał trzeciego dnia – zgodnie z Pismem. Ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu. Wydarzenie paschalne Chrystusa – zawierzone Kościołowi! Dla nas: wyzwolenie z grzechu.

Cóż, kiedy na co dzień myślimy i rozmawiamy o czymś zupełnie innym: o takich czy innych decyzjach personalnych w Kościele, o „tematach dyżurnych” (finanse Kościoła, celibat, uwikłanie w politykę), o „sprawach” niewątpliwie ważnych (katecheza w szkole, stan małżeństwa i rodziny, jakość życia sakramentalnego, np. bierzmowania). Zauważamy takie czy inne pęknięcia, rysy, plamy. Jedni widzą je ostrzej; inni łagodniej; jeszcze inni mówią, że da się zamalować albo przykryć tapetą. A Paweł mówi: przypomnijcie sobie to, co przekazałem Wam „na początku”. Bo właśnie to stanowi Ewangelię – Dobrą Nowinę! Motyw, dla którego warto trwać. Wtedy przypominamy sobie, że przyszedłeś nie do bezgrzesznych, ale w związku z grzechem. Że poza Twoim nie ma żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni. Że Twoja miłość jest silniejsza niż śmierć.

II. UCZNIOWIE PRZY PUSTYM GROBIE

J 20, 1-10

Jan pisze o sobie (bo to on jest uczniem, „którego Jezus kochał”): „Ujrzał i uwierzył”. A Szymon Piotr? Czy też ujrzał i uwierzył? Św. Łukasz w równoległym tekście stwierdza jedynie: „Piotr wybrał się i pobiegł do grobu; schyliwszy się, ujrzał same tylko płótna. I wrócił do siebie, dziwiąc się temu, co się stało”.

Czy to nie zdumiewające? Jan wrócił „do siebie” wierzący, a Piotr tylko zdziwiony? A przecież wiara Jana zrodziła się dopiero po wejściu Piotra do grobu. To prawda – był pierwszy przy grobie. Biegł szybciej – nie dlatego, że był młodszy, ale dlatego, że gnała go miłość. Jednak gdy patrzył w grób przed przyjściem Piotra, niczego jeszcze nie rozumiał. Kiedy wszedł za Piotrem – ujrzał i uwierzył. A sam Piotr tylko się zdziwił?

Czy może budzić wiarę w drugim ktoś, kto sam jest tylko zdziwiony? Czy może naprowadzić na najwłaściwsze odpowiedzi ktoś, kto sam w sobie pozostaje raczej na poziomie stawiania pytań? Czy temu, kto kocha (i kieruje się miłością), może się przydać przewodnik, o którego miłości jeszcze nic nie wiadomo? Czy świętego może prowadzić grzesznik?

Na wszystkie te pytania właściwa odpowiedź brzmi: tak! I taki jest Kościół. Z ustanowienia Bożego. Z miłosierdzia Bożego. Zbudowany na apostołach, powoływanych dla nas przez Boga. Ich wybranie i urząd nie czynią ich supermanami, ludźmi bez grzechu i wahań. Święci – jak Jan – wiedzą, że ich potrzebują!

III. ZMARTWYCHWSTAŁY PAN OBJAWIA SIĘ MARII MAGDALENIE

J 20, 11-18

„Nie zatrzymuj mnie!” – jeden z najsławniejszych cytatów biblijnych; jeden z najczęstszych tematów sztuki religijnej. Noli me tangere – znaczy dosłownie: „Nie dotykaj Mnie!”. I tak też jest w greckim oryginale Jana: Me mou háptou: „Nie dotykaj Mnie!”.

Dlaczego?

Dlaczego nie chciał, by Go dotknęła? Skoro przy tylu kolejnych swoich spotkaniach na to pozwala. Wręcz od tego je zaczyna: „Dotknijcie się Mnie, i przekonajcie! To Ja jestem”. A do Marii Magdaleny: „Nie dotykaj Mnie!”. Dlaczego nie pozwala jej doświadczyć tego, że zmartwychwstał, i że żyje?

Czy rzeczywiście?

A może, po prostu, dla niej przeznaczone jest inne doświadczenie? Doświadczenie Jego żywej obecności w skierowanym do niej osobiście słowie: „Mario!”. A następnie doświadczenie Jego obecności i współdziałania w zleconej jej misji: „Udaj się do moich braci i powiedz im”. Jest u Ojca, ale tu i teraz mówi do niej. Jest już w niebie, ale tu, na ziemi, wyznacza jej zadanie; posyła ją, by współtworzyła Kościół, w którym On jest obecny.

Doświadczenie wiary Marii Magdaleny jest bliskie każdemu z nas – każdy z nas może się w nim odnaleźć: nie dotykamy fizycznie Jezusa; ale doświadczamy Go żywego, gdy mówi do nas po imieniu (na modlitwie, przy lekturze Pisma); gdy odkrywa przed nami nasze powołanie (gdy w ogóle uczy nas rozumieć swoje życie w kategoriach powołania!); gdy potem wyraźnie towarzyszy nam w naszym działaniu; gdy – wreszcie – wprowadza nas w żywy Kościół i zawierza nam w nim jakąś cząstkę odpowiedzialności.

Bądź uwielbiony, zmartwychwstały Panie, żyjący i obecny na tyle sposobów! Otwieraj nam oczy, byśmy Cię rozpoznawali. Bądź nam światłem!

IV. ZMARTWYCHWSTAŁY PAN UKAZUJE SIĘ UCZNIOM NA DRODZE DO EMAUS

Łk 24, 13-27

Dlaczego właśnie do Emaus? Nic nie wiemy o tej wsi poza tym, że znajdowała się w odległości 12 kilometrów od Jerozolimy. W historii zbawienia i na kartach Pisma pojawia się tylko raz.

Nazwa „Emaus” – znaczy „Ciepłe Kąpieliska”. Zapewne nie była przypadkowa. Więc co? Szli zażyć relaksującej kąpieli? Zanurzyć się w basenie z gorącą wodą i zapomnieć? Odreagować? Zrzucić z siebie stres i napięcie, którego już nie byli w stanie unieść? Choć na chwilę odpocząć? Uciec?

Od czego? Wcale nie tylko od tego, co stało się w Jerozolimie w Wielki Piątek, że „arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali”. Ostatecznie, z Jerozolimy wygnało ich co innego: „oto niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje”. Właśnie ta nowina była już ponad ich siły. Przeczucie, że wszystko zacznie się na nowo. Że cała ta historia, którą potrafią dokładnie opowiedzieć, wcale się nie skończyła. Że jest nowe otwarcie.

Nietrudno ich zrozumieć. Wiele razy jestem zmęczony nie tylko swoim grzechem, ale także słuchaniem o tym, że mogę z niego powstać. Sam już nie wiem, co mnie bardziej przeraża: czy śmierć, w której tkwię (i którą jakoś oswoiłem), czy perspektywa możliwej odmiany i przewrotu w życiu. Od czego chcę bardziej odpocząć: od wyrzutów sumienia czy od wezwania do nawrócenia?

Najlepiej: od jednego i od drugiego! Gdyby się tylko dało! Zanurzyć się w ciepłym basenie, odurzyć gorącą wodą, odsunąć od siebie decyzje. Uciec od siebie, od Ciebie, od potrzeby wyboru. Nie dałeś im uciec. Dopadłeś ich na drodze do pozornych rozwiązań.

Nie daj i mnie uciekać. Znajdź mnie na mojej drodze do Emaus. Zabierz mi z serca przerażenie na myśl, że zmartwychwstałeś. Że życie zaczyna się na nowo: Twoje i moje.

V. ZMARTWYCHWSTAŁY PAN OBJAWIA SIĘ PRZY „ŁAMANIU CHLEBA”

Łk 24, 28-35

Tradycja nie zapamiętała, gdzie było Emaus. Archeologia wskazuje przynajmniej trzy różne miejsca w Ziemi Świętej, gdzie mogłoby się znajdować w czasach Jezusa. Czy to nie dziwne, że nie można precyzyjnie umiejscowić tak ważnego w Ewangelii wydarzenia?

Emaus jest wszędzie tam, gdzie Chrystus siada z uczniami przy stole i „łamie z nimi chleb”. Emaus to każdy kościół, każda kaplica, każde miejsce sprawowania Eucharystii. Archeologiczna pasja szukania historycznego Emaus może łatwo iść w parze z kompletną obojętnością na jego dzisiejszą wszechobecność. To prawda, że Chrystus z mocą wkroczył w ludzką historię. Nie znaczy to jednak, że do niej wyłącznie należy – że jest tylko przeszłością. Jest żyjący! Liczy się w naszym dziś (choć pozwala nam zrozumieć również nasze „wczoraj”).

Jezu Chryste żyjący, daj nam na nowo odkryć Eucharystię. Nie jako niedzielny obowiązek, ale jako wydarzenie. Spotkanie, które otwiera nam oczy – pozwala inaczej zobaczyć siebie i całą rzeczywistość. Jako doświadczenie serca pałającego, gdy wyjaśniasz nam Pisma. I jako moment posłania – zdolny nas uruchomić, popchnąć na drogę do Jerozolimy. Jako doświadczenie, którego nie można zatrzymać dla siebie – ale trzeba się nim koniecznie podzielić z innymi uczniami.

VI. ZMARTWYCHWSTAŁY PAN UKAZUJE SIĘ APOSTOŁOM

Łk 24, 36-43

Wulgata mówi (w ślad za niektórymi starymi rękopisami), że uczniowie dali Mu do jedzenia nie tylko kawałek pieczonej ryby, ale także plaster miodu.

Czy nie dlatego także w pierwotnym Kościele nowo ochrzczonym podawano na koniec liturgii do picia mleko i miód? Na znak, że w zjednoczeniu z Chrystusem zmartwychwstałym wchodzą do ziemi mlekiem i miodem płynącej? Że ziemia, na której żyją (bo przecież nigdzie z niej nie emigrują!), staje się naraz ziemią obietnic Boga – obietnic spełnionych w Jezusie?

Czy nie o to właśnie chodzi w tym posiłku? Nie tylko o ukazanie tego, że prawdziwie zmartwychwstał, ale także tego, co to znaczy dla każdego z nas po kolei.

Czy to nie za łatwa nadzieja? Czy rzeczywiście nasza ziemia – ta, na której trzy dni temu zabiliśmy Boga – staje się dzisiaj rajem? Czy rzeczywiście staliśmy się obywatelami Królestwa Bożego? Czy nasz chrzest aż tyle zmienia? W nas? Przez nas – dzięki nam – także w rzeczywistości, która nas otacza? Którą współtworzymy?

Czy wyryte w nas niezatarte znamię chrztu rzeczywiście jest słupem granicznym Bożego świata – wyznaczającym z woli Boga granicę postawioną złu w świecie?

VII. ZMARTWYCHWSTAŁY PAN PRZEKAZUJE UCZNIOM WŁADZĘ ODPUSZCZANIA GRZECHÓW

J 20, 19-23

Znam te drzwi. Zamknięte. Zaryglowane – ze strachu przed ludźmi. Przed tymi, którzy mnie skrzywdzili. Albo skrzywdzili moich bliskich. Albo skrzywdzili (zabili!) Ciebie. Nie chcę ich więcej widzieć! Nie chcę być znowu skrzywdzony! Znam ten lęk...

Ty nie wyważasz tych drzwi. Nie otwierasz ich. Ani nie każesz ich otwierać. Przechodzisz przez drzwi zamknięte. I w to moje zamknięcie przynosisz mi pokój. Nie moralizujesz; nie mówisz z wysokości własnej cnoty: „Jesteś Moim uczniem: musisz otworzyć!”. >

> Za to tchniesz na mnie. Przekazujesz mi Ducha. I mówisz, bym w Twoim Duchu – kierując się Duchem Świętym – spróbował się zmierzyć z ludzkim grzechem. Nie mówisz nawet wprost: „Wybacz!”. Mówisz tylko: „Weź Ducha. Komu odpuścisz – będzie miał odpuszczone; komu zatrzymasz (nie odpuścisz!) – będzie miał zatrzymane”. Ale: weź Ducha! Przestań myśleć wyłącznie swoim strachem, uprzedzeniem, fatalnymi doświadczeniami.

Weź Ducha. Inaczej nawet Wieczernik nigdy nie przestanie być kryjówką i nigdy nie stanie się znowu Wieczernikiem.

VIII. ZMARTWYCHWSTAŁY PAN UMACNIA WIARĘ TOMASZA

J 20, 24-29

Razem z Tomaszem patrzę na Twoje ręce, Panie. I przypominam sobie Twoje słowa, zapisane wiele wieków wcześniej przez proroka Izajasza: „Mówił Syjon: »Pan mnie opuścił; Pan o mnie zapomniał«. Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu?... A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o Tobie. Oto wyryłem cię na obu moich dłoniach”. Właśnie tak. Wyryłeś mnie sobie na dłoniach. Gwoździem z krzyża. Nie „wypisałeś”, lecz wyryłeś. Jak się ryje rylcem napis na skale. By pozostał na niej na zawsze. Nie na chwilę. Na wieki wieków. Moje imię jest na Twojej dłoni rozpaloną raną. Nie pozwala Ci o mnie zapomnieć.

Chcę zapamiętać Twoje dłonie. Chcę je mieć przed oczyma – zwłaszcza w takich chwilach, gdy mi się wydaje, żeś o mnie zapomniał, żeś mnie porzucił, albo że Cię zwyczajnie nie ma (przynajmniej: nie ma Cię w moim życiu). Gdy myślę, że to zło i cierpienie – a nie Twoja miłość – nigdy się nie skończą.

Sam w sobie też mam wyryte Twoje imię. Głęboko. Na zawsze. To niezatarte znamię chrztu. Wyryte na mojej duszy. Przypominaj mi o nim, proszę. Nie pozwól, bym od niego odwracał wzrok. Spraw, bym nim żył.

Rany na Twoich dłoniach i znamię na mojej duszy – będą trwać wiecznie. Jak nasza miłość.

IX. ZMARTWYCHWSTAŁY PAN SPOTYKA UCZNIÓW NAD JEZIOREM GALILEJSKIM

J 21, 1-14

Najpierw ich pyta, czy mają coś do jedzenia, a potem to On sam zastawia im stół. Stawia się wpierw w pozycji tego, który jest głodny i prosi; ale zaraz odwraca role – i sam przygotowuje posiłek. Nie z tych ryb, które złowili (a i te przecież zostały im podarowane wskutek Jego interwencji, w cudowny sposób); ale daje im rybę i chleb, które – no właśnie: nie wiadomo, skąd się naraz wzięły – są pokarmem, w którym kryje się jakaś tajemnica. Są pokarmem oznaczającym Jego samego: chleb i ryba(IXΘΥΣ: Iesous Xristos Theou Hios Soter). Podaje go więc gestem eucharystycznym: „wziął chleb i podał im; podobnie i rybę”.

Każde spotkanie z Tobą rządzi się tą samą logiką. Na wstępie jest Twoim pytaniem, prośbą, propozycją, oczekiwaniem. Niczego nie udajesz, gdy takim – potrzebującym – zwracasz się do nas. Oczekujesz na odpowiedź, na podjęcie rozmowy, na jakąś deklarację. Bez tego nic się nie stanie. Pokazujesz, jak dalece jesteśmy wolni (bo umarłeś po to, by nas wyzwolić), i że traktujesz nas jak partnerów. Potem jednak już nigdy nie pozwolisz się prześcignąć w dawaniu. Dajesz bez opamiętania, bez ograniczeń. Sam jesteś darem. Dajesz nie „coś”, lecz siebie.

Nie potrafimy odpowiedzieć tym samym – przynajmniej nie na taką samą miarę. Chcemy Ci dać siebie, ale nasz dar rzadko jest całkowity (nawet jeśli w ten sposób jest deklarowany): są w nas, i w naszym życiu, obszary, których nie chcemy Ci dać lub które chcemy Ci oddać tylko częściowo. Są dary, którymi chcemy Cię raczej kupić niż bezinteresownie ucieszyć; są i takie, którymi chcemy samych siebie wykupić, by należeć całkowicie do siebie, a nie do Ciebie.

Prosimy Cię wszakże przy tej stacji o przenikliwość wzroku Jana i o spontaniczność Piotra. Prosimy o zdolność odpowiadania darem na Dar. Życiem za Życie; osobą za Osobę; ciałem za Ciało; krwią za Krew; miłością za Miłość.

X. ZMARTWYCHWSTAŁY PAN PRZEKAZUJE PRYMAT PIOTROWI

J 21, 15-19

Dziwi mnie łatwość, z jaką rozgrzeszasz Piotra.

I cóż to za miara pokuty: powiedzieć trzy razy „kocham” za trzykrotne wyparcie się wiary? Starożytny Kościół za jeden (!) taki grzech nakładał pokutę dożywotnią, dopuszczając rozgrzeszenie jedynie na łożu śmierci...

A Ty?

Nie tylko rozgrzeszasz, ale jeszcze przekazujesz Piotrowi obiecaną wcześniej władzę nad całym Kościołem?

A jednak. Po chwili zdziwienie ustępuje zrozumieniu. Przychodzi ono z serią pytań: A gdybyś nie przekazał Piotrowi władzy? Czy miałby prawo w ogóle myśleć, że mu przebaczyłeś? Czy nie miałby prawa myśleć, że tak naprawdę nie odzyskał Twojego zaufania? I że już nigdy go nie odzyska? Czy bez powierzenia obiecanego mu kiedyś działania – Twoje przebaczenie (nawet wyraźnie wypowiedziane) miałoby moc wewnętrznie go odbudować? Czy można podźwignąć z ruin grzechu człowieka, mówiąc mu równocześnie, że już do niczego i nigdy nie będzie potrzebny?

Ty – rozgrzeszając – naprawdę wskrzeszasz człowieka, podnosisz go naprawdę z martwych. Podnosząc go z martwych, przywracasz mu życie, a nie wyłącznie wegetację. Przywracasz mu wiarę w siebie, i zdolność do miłości i odpowiedzialności za dobro, a nie tylko zdolność do oddychania, jedzenia i spania.

Uwielbiamy Cię Jezu Chryste zmartwychwstały. Prosimy, daj nam najpierw pojąć logikę Twojego miłosierdzia. A potem daj nam także łaskę, by się nią kierować we własnym życiu. Daj nam zdolność do takiego przebaczania. Gdyż – na razie – nie odnajdujemy jej w sobie...

XI. ZMARTWYCHWSTAŁY PAN ZAWIERZA UCZNIOM SWOJĄ MISJĘ WOBEC ŚWIATA

Mt 28, 16-20

Oto misja: czynić innych uczniami!

Czy można ją wypełnić inaczej, niż tylko samemu pozostając na zawsze uczniem?! Czy można kogokolwiek prowadzić w kierunku prawdy, która mnie samego przestała już interesować? Jak można obudzić w drugim pasję szukania, jeśli samemu ma się poczucie znudzenia lub bycia u celu? Czy najlepszymi nauczycielami – prawdziwymi mistrzami – nie okazują się zawsze ci, którzy mają ciągle więcej pytań niż gotowych odpowiedzi?

Wszyscy jesteśmy uczniami. Współ-uczniami. Jeden jest tylko nasz Nauczyciel: Chrystus!

Razem z Apostołami z wieczernika chcemy wyznać: Ty jeden, Panie, „wiesz wszystko, i nie potrzebujesz, by Cię ktoś pytał”. My, nie tylko nie wiemy wszystkiego, ale – jakże często – mylimy nasze szczątkowe poznanie prawdy z całą prawdą. Prosimy więc: pytaj nas! Zadawaj nam pytania wyrywające nas z samozadowolenia, z poczucia wszechwiedzy, z iluzji bycia „posiadaczami prawdy”. Ratuj nas od pychy. Pokazuj z mocą (ale i miłością), czego nie wiemy, co wiemy źle, i co bez żadnej konsekwencji.

XII. ZMARTWYCHWSTAŁY PAN WSTĘPUJE DO OJCA

Łk 24, 44-53

Tak jest napisane: w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach – Wy jesteście świadkami tego. Pismo i świadectwo – dwa narzędzia przekazu prawdy o Jezusie Chrystusie. Czy Pismo nie wystarczy? Najwyraźniej nie! Nie wystarczy „Księga Pisma”, by przekazać wiarę; potrzebna jest także „Księga” świadectwa wspólnoty wierzących. Trudno zresztą powiedzieć, którą z tych „Ksiąg” człowiek dzisiejszy czyta najpierw. I chętniej. Która go szybciej otwiera na Boga? Pismo czy Świadectwo? Słowo spisane czy ukazane?

Jedna i druga „księga” jest dziełem Ducha Świętego. Pismo – wiemy o tym – zostało spisane pod Jego natchnieniem. Ale świadectwo również nie dokonuje się bez „Obietnicy Ojca” i bez „mocy z wysoka”. Bez pomocy Ducha Świętego nie można nawet powiedzieć: „Panem jest Jezus”. Cóż dopiero – bez mówienia – pokazać to swoim życiem?

Spisanie Pisma jest już skończonym dziełem Ducha. „Księga świadectwa” jest Jego pracą nieustanną, nigdy niedokończoną. Jest obszarem Jego ciągłej i niesamowitej twórczości. Duch ciągle szuka i znajduje ludzi, których życiem może się wypowiedzieć – także po to, by spisane kiedyś i natchnione przezeń Pismo nie było Księgą przeszłą – zabytkową... By było Słowem żywym, odczytywanym nieustannie w żywym Kościele.

Błogosławimy i uwielbiamy Cię Duchu Święty – w Piśmie Świętym i w życiu świętych. Prosimy: daj nam pasję czytania Pisma. I daj nam pasję jego wcielania!

XIII. OCZEKIWANIE Z MARYJĄ NA DUCHA ŚWIĘTEGO

Dz 1, 1-8

Duch jest nazwany przez Jezusa obietnicą.

„Obietnica” to jedno z najważniejszych słów w Objawieniu. W historii zbawienia. Człowiekiem obietnicy był Abraham. To obietnica kazała mu ruszyć w drogę. Obietnica potomstwa licznego „jak piasek morski” – złożona człowiekowi 75-letniemu (!), którego żona była niepłodna!

Obietnica tego, co niemożliwe!

A obietnica Ducha? Czy jest obietnicą tego, co możliwe? Czy jest łatwiejsza do zrealizowania? Czy człowiek może w sobie pomieścić Boga?

Nawykliśmy myśleć, że tak. Nawykliśmy mówić, że człowiek jest capax Dei – zdolny [do przyjęcia] Boga. Skąd jednak bierze się owa zdolność? Czy jest ona miarą wielkości człowieka, czy raczej miarą pokory Boga. Wyniszczenia Boga. Jego wyrzeczenia się siebie. Nawykliśmy mówić o kenozie Słowa Bożego, gdy staje się Ono człowiekiem – Jezusem z Nazaretu. Czy nie powinniśmy też mówić o kenozie Ducha Świętego – o Jego radykalnym wyniszczaniu się i samoograniczeniu – wtedy, gdy jest posłany w sam środek naszego człowieczeństwa – do wnętrza każdego z nas? Gdy – aby nas wypełnić Sobą – musi się skonfrontować z tysiącem naszych ograniczeń, warunków i barier, które mu wyznaczamy: z naszym grzechem i z przywiązaniem do grzechu, z naszym strachem przed pójściem na całość w relacji z Bogiem, z oporem wobec Jego natchnień, i z niekonsekwencją w ich realizacji. Co każe Duchowi Świętemu z pokorą szanować naszą małość i małoduszność i „przepisywać się” na nią w takiej mierze, w jakiej się nań otwieramy? Co każe mu zadowolić się rolą płomyka, gdy mógłby być pożarem? Wyniszczyć się do rozmiarów strumyka, gdy może być wodospadem? Co każe mu być zaledwie podmuchem, gdy z natury swej jest jak wicher?

Jest tylko jedna odpowiedź: miłość, która nie szuka swego.

Uwielbiamy Cię Duchu Święty, Boże. Uwielbiamy Cię, Miłości nieustannie się wyniszczająca. Uwielbiamy Cię, Pokoro Boga! Łagodności Boga!

Z nadzieją, że kiedyś poddamy się Twemu prowadzeniu – ku kenozie miłości, ku pokorze i łagodności. Każdy z nas osobiście. I my wszyscy razem – jako Twój Kościół!

XIV. ZMARTWYCHWSTAŁY PAN POSYŁA UCZNIOM OBIECANEGO DUCHA

Dz 2, 1-13

Ukazał się im – zstąpił na nich jako Wicher i ogień. Wicher napełnił dom; ogień napełnił ich usta: języki z ognia stały się w ich ustach obcymi językami wszystkich narodów pod słońcem. Tak właśnie (w XIII w.) komentował ten tekst papież Innocenty III: „Duch jest ogniem zesłanym z wysoka (tzn. od Ojca) – przez Syna – w usta apostołów”. I dalej pisał: „Dwie rzeczy zasadniczo sprawia ogień: ogrzewa i świeci. Ponieważ daje ciepło, jest znakiem miłości; ponieważ daje światło – oznacza mądrość (...) Jedno i drugie potrzebne jest w ustach Apostołów”.

Przeszliśmy Drogę Światła, na dwa tygodnie przed Pięćdziesiątnicą. U swego kresu Droga Światła przekształca się w Drogę Ognia, tzn. Światła i Ciepła, Prawdy i Miłości.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kardynał, arcybiskup metropolita łódzki, wcześniej biskup pomocniczy krakowski, autor rubryki „Okruchy Słowa”, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Doktor habilitowany nauk humanistycznych, specjalizuje się w historii Kościoła. W latach 2007-11… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2012