Usiądź blisko

Nie uśmiecha się, nie przymila do publiczności. Jazz jest dla Jasona Morana językiem, który pozostaje żywy, póki tworzy wspólnotę. Pianista wystąpi na Jazzowej Jesieni w Bielsku-Białej.

10.11.2019

Czyta się kilka minut

Jason Moran na Festiwalu Jazzowym w Cheltenham, 2018 r. / ALAN JOHN AINSWORTH / BEW
Jason Moran na Festiwalu Jazzowym w Cheltenham, 2018 r. / ALAN JOHN AINSWORTH / BEW

Nowy Jork. Dolny Manhattan. Tuż nad brzegiem rzeki Hudson, w dzielnicy zwanej Meatpacking District, mieści się wieżowiec Muzeum Whitney. Instytucja założona w 1930 r. przez rzeźbiarkę i mecenaskę kultury Gertrude Vanderbilt Whitney przeniosła się tu cztery lata temu, by jeszcze lepiej wyeksponować liczącą ponad 23 tys. dzieł kolekcję najnowszej sztuki amerykańskiej.

Organizowane od początku istnienia placówki Whitney Biennial bada puls amerykańskich sztuk wizualnych. To tu odkryta została dla świata twórczość Georgii O’Keeffe, Jacksona Pollocka czy Jeffa Koonsa. Teraz, do 5 stycznia 2020 r., w Muzeum Whitney można oglądać pierwszą monograficzną wystawę prac Jasona Morana. Choć określenie „monograficzna” nie jest tu do końca adekwatne. Dla pianisty i kompozytora, absolwenta wydziału jazzu w Manhattan School of Music, każdy projekt jest pracą zespołową.

Scena

Główna sala wystawy Morana to duża otwarta przestrzeń z czarnymi ścianami, sufitem i podłogą. Jasne punkty stanowią trzy instalacje składające się na cykl „Staged”. Prace są replikami scen koncertowych trzech kultowych jazzowych klubów.

Pierwsza stworzona została na wzór klubu Savoy Ballroom, który od lat 20. XX w. wyznaczał jazzowy puls Harlemu. Co czuli Count Basie, Ella Fitzgerald czy Chick Webb, grając w Sali Balowej dla tysiąca wirujących w swingu par? Jak roznosił się dźwięk big-bandu, odbijany od charakterystycznego zaokrąglonego, bogato zdobionego sklepienia nad sceną, zagłuszany gwarem i rytmicznym stukotem butów do tańca? Savoy został zrównany z ziemią na przełomie kwietnia i maja 1959 r., by w jego miejscu powstać mogły nowe budynki mieszkalne.

Część druga „Staged” to replika sceny klubu Three Deuces, gdzie ręce i płuca Charliego Parkera i Milesa Davisa kształtowały muzykę znaną dziś jako bebop. Inspiracją do powstania instalacji było archiwalne zdjęcie z koncertu, który zagrał tam Max Roach – znakomity perkusista, autor płyty „We Insist!”, będącej dziś jednym z symboli walki o emancypację czarnych Amerykanów. Three Deuces przedstawia pewien paradoks: z jednej strony klub mieścił się w samym centrum Manhattanu, był w pewien sposób demokratyczny: słuchacze i muzycy siedzieli na tym samym poziomie, artyści nie grali już w służbie tańca – ich sztuka stanowiła wartość samą w sobie. Z drugiej strony, wszyscy zamknięci byli w podziemiu, w ciasnej klitce, w której wykonawcy niemal podpierali głowami strop. Jak sugeruje Moran: byli w tej przestrzeni uwięzieni.

Część trzecia cyklu to scenografia klubu Slugs Saloon. To właśnie tam na przełomie lat 60. i 70. rodził się freejazz. Regularnie grali tu pionierzy awangardy: Ornette Coleman, Albert Ayler, Keith Jarrett czy kosmiczny Sun Ra. Muzyka zyskiwała wolność ekspresji, odrywała się od melodii, schematów i utartych form. Jednocześnie położony na obrzeżach East Village sfatygowany klub, ze sceną pokrytą dywanem z trocin, pozostawał salonem odrzuconych. Klub spotkał krwawy koniec. W lutym 1972 r. od kuli swojej partnerki Helen zginął tu młody, niezwykle utalentowany trębacz Lee Morgan.

Instalacja „Staged” obrazuje ewolucję jazzu, a szerzej kultury muzycznej czarnych Amerykanów, oraz sposób, w jaki na przestrzeni lat zmieniał się status jej twórców. Autor zabiera nas w podróż do nieistniejących dziś klubów, ożywiając je muzyką – w każdy weekend w przestrzeni wystawy organizowane są koncerty, a na co dzień przyciąga zwiedzających czarny samogrający fortepian. Przede wszystkim jednak Moran zwraca uwagę na to, jak wielki, wzajemny wpływ mają na siebie muzyka i cztery ściany, w których rezonuje.

– Scena – mówi Moran – jest swoistą ramą, która także niesie ze sobą historię i znaczenie. Przestrzeń narzuca relację między wykonawcą i słuchaczem. Czy publiczność cię otacza, czy tylko zamyka z jednej strony? Czy jesteście na tym samym poziomie, czy spoglądasz na widzów z góry, a może oni na ciebie? W teatrze Apollo musisz wznieść oczy wysoko do góry, bo wiesz, że właśnie tam najtańsze miejsca zajmuje najmłodsza, najbardziej żywiołowa część twoich słuchaczy.

Muzyka jest falą, która w każdej przestrzeni zachowuje się inaczej. To, czy podpieramy ścianę na końcu pustego klubu, czy też siedzimy na podłodze, mając muzyków na wyciągnięcie ręki, a na plecach oddech 100, 1000 czy 10 tys. słuchaczy – wpływa na docierającą do naszych uszu falę. Ta zaś jest tylko nasza: jedyna i niepowtarzalna. Dlatego właśnie słuchanie, choć jest doświadczeniem wspólnotowym, jest jednocześnie tak osobiste i intymne.

„Gdzie usiądziesz, by dać się poruszyć?” – pyta w tekście otwierającym katalog wystawy Jason Moran. I szybko odpowiada: „Ja siadam blisko”.

Kobiety

Na wystawie w Muzeum Whitney, między pracami z cyklu „Staged”, na trzech dużych ekranach prezentowane są zapisy wideo projektów Morana, które pianista stworzył we współpracy z artystkami wizualnymi i performerkami. System edukacji artystycznej przez lata (wieki!) skutecznie zagłuszał głos kobiet. Moran zrozumiał to dopiero, gdy spotkał na swej drodze młodą śpiewaczkę operową, kuratorkę i feministkę (a obecnie także jego żonę) Alice Hall Moran. Para wspólnie stworzyła m.in. muzykę do przejmującej pracy Kary Walker, zatytułowanej „National Archives Microfilm M999 Roll 34: Bureau of Refugees, Freedman and Abandoned Lands: Six Miles from Springfield on the Franklin Road”. Walker, przy pomocy z pozoru naiwnych, dziecinnych środków wyrazu, takich jak wycinanka i teatr cieni, w bardzo sugestywny sposób opowiada w niej o odczłowieczaniu, morderstwach i gwałtach, jakich na czarnych niewolnikach dopuszczali się ich właściciele w południowych stanach USA.

Na wystawie obejrzeć można także m.in. trójkanałową instalację „Chess” Lorny Simpson, która wykorzystując metaforę gry w szachy podjęła temat mierzenia się z samą sobą, upływem czasu i rywalizacją płci. Kolejne wideo dokumentuje spotkanie Morana z malarką Julią Mehretu. Artystka na wielkich płótnach rozwieszonych w dawnym neogotyckim kościele w Harlemie przekłada na swój własny język symboli krajobraz polityczny współczesnej Ameryki, obrazując przy tym napięcia, jakie wyzwalają częste przypadki nadużywania siły wobec czarnych Amerykanów przez służby mundurowe. Moran towarzyszył jej przy pracy, a gotowe dzieło potraktował jako graficzną partyturę. Zapis ich współpracy ukazał się także na płycie pt. „MASS {Howl, eon}”, na której Moranowi towarzyszą grający na kornecie Graham Haynes oraz perkusista Jamire Williams.

Monografia Jasona Morana prezentuje także prace wizualne samego pianisty: jego fotografie (na których utrwala, a następnie przetwarza migawki z pamiętnika koncertującego muzyka), kolaże (takie jak „Atomic Count Basie”: wtopiony w kamień zegarek z wygrawerowanym na tarczy nazwiskiem wielkiego bandleadera Counta Basiego) czy wreszcie obrazy z cyklu „Run”. Prace są zapisem gry Morana na fortepianie. Na klawiaturze pianista rozłożył papier, a dłonie zasmolił węglem. W Whitney „Run” sąsiaduje z rękopisami jego utworów, notatkami i przygotowywanymi przed każdym koncertem listami utworów.

Spotkanie dwóch światów – jazzu i sztuk wizualnych – nie jest w artystycznym życiorysie Morana czymś nowym. Muzyk przyznaje, że prace konceptualistek – Adrian Piper czy Joan Jonas – były dla niego równie ważnym artystycznym drogowskazem, co twórczość jazzowych ikon takich jak Wayne Shorter czy Sam Rivers.

– Tylko wychodząc ze swojej bańki można dowiedzieć się o sobie czegoś naprawdę nowego – tłumaczy Moran.

Deska

Pianista znajduje dla swojej muzyki miejsce nie tylko w galeryjnym świecie sztuki. Ważnym źródłem inspiracji okazała się dla Morana jazda na deskorolce. „Mamy deskę z kółkami i zaczynamy szukać: kawałka płaskiego chodnika, krawężnika, rampy; wchodzimy w interakcje z przestrzenią – opowiada pianista. – Widzimy uskok, musimy natychmiast podjąć decyzję. Tak samo jest z improwizacją: gdy basista zagra inny dźwięk, niż się spodziewałem, albo gdy perkusiście wypadnie z ręki pałeczka, a wciąż musi zachować rytm, co robi? Improwizuje! Razem szukamy nowych dróg, ewolucji”.

Wśród jego pierwszych decyzji po objęciu stanowiska dyrektora ds. jazzu w Kennedy Center – jednym z najważniejszych centrów sztuk performatywnych w USA – było ustawienie na placu przy siedzibie Centrum rampy dla deskorolkowców. Jazda na desce: swoisty rodzaj tańca, jednoczesne poszukiwanie efektownych tricków, własnego stylu oraz ciągłe gubienie i odnajdywanie na nowo równowagi, stały się inspiracją dla muzyki. W ten sposób narodził się projekt „Finding the line”. Kiedy zespół Morana gra pośrodku skateparku, wśród dziesiątków rolkarzy i deskorolkowców, trudno nie dostrzec podobieństw do scen, które 100 lat temu miały miejsce w Sali Balowej klubu Savoy.

Trio

Prawie nic nie napisałem o tym, jak Jason Moran gra na fortepianie. To, jak gra, jest zupełnie drugorzędne wobec tego, co i o czym chce opowiedzieć swoją muzyką. Moran, jak słusznie zauważył Sonny Rollins, nie uśmiecha się, nie przymila do publiczności. Jazz jest dla niego językiem – z własną gramatyką, leksyką, historią, kanonem i awangardą; językiem, który pozostaje żywy, póki opisuje świat, w którym żyją ci, którzy chcą się nim posługiwać: grać i słuchać. Póki tworzy wspólnotę. Moran jest kuratorem jazzowej sztuki – nie kustoszem. Nie zamyka jazzu w bezpiecznej gablocie, ale zachęca innych do tego, by go poznali, nauczyli się nim posługiwać, a następnie za jego pomocą tworzyli własne kolaże.

Podczas finału Jazzowej Jesieni w Bielsku-Białej pomogą mu w tym muzycy, z którymi od 20 lat tworzy trio Bandwagon: basista Tarus Mateen i perkusista Nasheet Waits. Choć każdy z nich prowadzi bogate, samodzielne życie artystyczne, pozostają wierni swojej tradycji: co roku w okolicach Święta Dziękczynienia przez tydzień wieczorami grają razem w klubie Village Vanguard. W Bielsku-Białej usłyszymy ich jeszcze, zanim najedzą się nowojorskim indykiem. ©

Obok Jasona Morana z triem Bandwagon (17 listopada) podczas tegorocznej Jazzowej Jesieni w Bielsku-Białej będzie można posłuchać także Brada Mehldaua (14 listopada), Tigrana Hamasyana wspólnie z Zespołem Śpiewaków Miasta Katowice Camerata Silesia (15 listopada) oraz koncertu muzyki filmowej Tomasza Stańki – patrona festiwalu – w wykonaniu Marcin Wasilewski Trio, Avishaia Cohena oraz Orkiestry AUKSO (16 listopada).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2019