Dźwięk ciał

W plebiscycie „Down Beat” – jednym z najważniejszych jazzowych plebiscytów na świecie – wyróżniono go jako kompozytora, pianistę oraz muzyka roku 2012.

28.01.2013

Czyta się kilka minut

Viyar Iyer Trio / Fot. Jimmy Katz
Viyar Iyer Trio / Fot. Jimmy Katz

Vijay Iyer – warto nauczyć się poprawnie wymawiać imię i nazwisko tego pianisty (widżej ajer). Nie tylko dlatego, że wygrywa dziś wszystkie jazzowe rankingi i plebiscyty, ani dlatego, że 10 lutego znakomite trio Iyera zagra w Gdańsku. Jego kariera i podejście do sztuki może powiedzieć nam wiele o współczesnej kulturze amerykańskiej – oto Artysta Muzyk.

Pierwszy raz spotkaliśmy się trzy lata temu w Warszawie, przed koncertem jego trio na Warsaw Summer Jazz Days. Kilka dni wcześniej amerykańskie stowarzyszenie krytyków jazzowych przyznało mu tytuł muzyka roku. W Polsce była to pierwsza okazja, by posłuchać autorskiej muzyki Iyera i pierwsze spotkanie z przedstawicielem nowej amerykańskiej sceny jazzowej. Nowej, bo wychowanej nie tylko na legendzie jazzowych mistrzów, ale też wzbogaconej wszystkim, co wydarzyło się w muzyce od lat 80. aż do dziś. Nową muzykę można by nazwać córką jazzu, ale i kuzynką hip-hopu, rocka, popu, muzyki współczesnej, elektroniki...

ROZPOZNANIE

41-letni dziś Iyer urodził się w Rochester w stanie Nowy Jork w inteligenckiej rodzinie emigrantów z południowych Indii. Gdy miał 3 lata, rozpoczął naukę gry na skrzypcach. Jego starsza siostra chodziła na lekcje fortepianu. Chłopiec grał więc razem z nią – po prostu podchodził do klawiatury i improwizował. Jego rodzice przyjechali do Stanów w połowie lat 60., gdy zmienione zostały przepisy imigracyjne. Amerykańskiej administracji, zaangażowanej wtedy w zimnowojenny wyścig zbrojeń, zależało na przyciągnięciu do USA dużej grupy wykwalifikowanych indyjskich naukowców.

– Zabawne, jak jedna poprawka może dać początek całej nowej populacji – uśmiecha się Iyer. Dziś w USA żyją ponad 3 miliony Amerykanów pochodzenia indyjskiego.

Dziećmi tzw. ustawy INS są m.in. Republikanin Bobby Jindal – pierwszy w historii USA gubernator stanu pochodzenia indyjskiego; aktor i aktywista społeczny Kal Penn – znany w Polsce z roli dr. Kutnera w serialu „Dr. House” (obecnie jeden z dyrektorów w administracji prezydenta Baracka Obamy), czy wreszcie przyjaciel Iyera, Rudresh Mahanthappa – uznawany za jednego z najlepszych saksofonistów altowych na świecie.

Pierwsze kroki w Stanach nie były dla Vijaya łatwe: – Kiedy dorastałem, nie było w amerykańskiej kulturze kogoś, kto wyglądałby jak ja, miał podobnie na imię, nie było takich ludzi w telewizji. Nie czułem się Hindusem, ale po prostu kimś obcym – wspomina Iyer. Takie poczucie było jednym z impulsów, które pchnęły go w stronę jazzu – muzyki Johna Coltrane’a, Niny Simone, Maxa Roacha czy Randy’ego Westona – czarnych Amerykanów, którzy budowali istotną część tożsamości kulturowej całej czarnej społeczności.

Studia podjął na wydziale matematyki i fizyki uniwersytetu Yale. Po uzyskaniu dyplomu kontynuował naukę, pracując nad doktoratem w Berkeley w Kalifornii. Nie znaczy to jednak, że muzyka zeszła w tym czasie na dalszy plan. Vijay cały czas grał na fortepianie. Komponować zaczął jeszcze w college’u. A Berkeley to przecież także siedziba jednej z najsłynniejszych na świecie szkół jazzu – Berkeley College of Music.

Sam był zaskoczony, gdy zajął pierwsze miejsce w konkursie dla młodych pianistów w jednym z tamtejszych klubów. Jak dziś wspomina: – To zwycięstwo było pierwszym sygnałem, że ktoś taki jak ja może poważniej myśleć o karierze muzycznej.

Za dnia był więc Iyer naukowcem, a wieczorami coraz częściej grywał w klubach. W ten sposób poznawał kolejnych muzyków: George’a Lewisa – puzonistę, jednego z filarów legendarnego ruchu chicagowskich awangardzistów AACM, oraz Steve’a Colemana – giganta saksofonu. W roku 1995 obaj zagrają na debiutanckiej płycie Iyera – „Memorophilia”. Vijay zaś porzuci wydział fizyki na rzecz kognitywistyki w Instytucie Sztuki i Technologii. Zajmie się tam badaniem sposobu, w jaki ludzki umysł postrzega muzykę. Jego praca doktorska nosi tytuł „Mikrostruktury czucia, makrostruktury dźwięku: ucieleśnione poznanie w muzyce zachodniej Afryki oraz muzyce Amerykanów pochodzenia afrykańskiego”.

W Berkeley pozna też swojego rówieśnika – saksofonistę Rudresha Mahanthappę. Z miejsca zaczną razem grać. Teraz będzie ich dwóch – jazzmanów pochodzenia indyjskiego. – Mieliśmy to wielkie szczęście być pionierami – mówi Iyer – Nikt nie wiedział, czego się po nas spodziewać. To była dla nas bardzo wygodna i bardzo twórcza sytuacja.

Od 1996 r. wydali razem sześć płyt próbujących dać odpowiedź na pytanie: jak może brzmieć połączenie muzyki amerykańskiej i indyjskiej, a może raczej: jak może brzmieć jazz w wykonaniu Amerykanów pochodzenia indyjskiego?

Jednak międzynarodową popularność zyskał Iyer dopiero za sprawą niemieckiego wydawnictwa ACT. To pod tym szyldem ukazał się w 2009 r. album Vijay Iyer Trio pt. „Historicity”. Grupa tworzona z kontrabasistą Stephanem Crumpem i perkusistą Marcusem Gilmorem z miejsca została okrzyknięta objawieniem.

W ubiegłym roku ukazała się druga płyta tria – „Accelerando”. W prestiżowym rankingu magazynu „DownBeat” nagranie to zyskało tytuł płyty roku, a trio – miano grupy roku. Samego Iyera wyróżniono jako kompozytora, pianistę oraz muzyka roku. Pięć tytułów dla jednego artysty to wydarzenie bez precedensu w 60-letniej historii tego jednego z najważniejszych jazzowych plebiscytów na świecie.

DŹWIĘKI CIAŁ W RUCHU

Znakiem rozpoznawczym tria Iyera jest włączanie do repertuaru kompozycji autorów reprezentujących bardzo różne gatunki i nurty. Na „Accelerando” znalazł się zarówno utwór jednej z najbardziej rozpoznawalnych jazzowych ikon – Duke’a Ellingtona – jak i awangardzisty Henry’ego Threadgilla, hiphopowego producenta Flying Lotusa, czy wreszcie popowy standard z repertuaru Michaela Jacksona – „Human Nature”.

– Bardziej niż o muzycznych gatunkach – mówi Iyer – wolę myśleć o wspólnotach. Bo tam właśnie wydarza się muzyka – grana przez ludzi, wśród ludzi i dla ludzi. Czasem dobierają się oni w grupy, które rozwijają pewne praktyki czy jakąś estetykę. Potem ktoś z zewnątrz nazywa to stylem czy gatunkiem. W rzeczywistości jest to manifestacja tego, co wydarza się w danej wspólnocie w określonym miejscu i czasie. Każdy, kto jest częścią mojego pokolenia, wyrósł m.in. na hip-hopie. Michaela Jacksona usłyszałem po prostu, gdy ukazywały się jego kolejne płyty – dużo wcześniej niż muzykę Ellingtona i jazz.

Sięganie po cudze kompozycje i łączenie stylistyk jest dla Iyera jedynie środkiem do celu. Tematem „Acelerando” jest rytm i, podobnie jak w pracy doktorskiej Iyera – jego związek z życiem. Tytułowa kompozycja powstała na potrzeby spektaklu tańca współczesnego w choreografii Karole Armitage (zwanej punkową baleriną). Na okładce płyty Iyer napisał: „Muzyka to akcja: dźwięk ciał w ruchu. Kiedy słyszymy rytm, wyobrażamy sobie czynność, która go wywołała. W ten sposób łączy się ze sobą muzyka i taniec: ciało słuchające ciała”.

Ten punkt widzenia Vijay lubi konfrontować z innymi językami sztuk pięknych. Niedawno premierę miała jego kompozycja będąca muzyczną interpretacją prac japońskich malarzy XVII-wiecznej szkoły Rimpa – Sakai Hōitsu i jego ucznia Suzuki Kiitsu.

Na kwiecień, na zamówienie Carolina Performing Arts w ramach obchodów jubileuszu setnej rocznicy premiery „Święta wiosny” Igora Strawińskiego, przygotowuje Iyer multimedialne widowisko „Radhe Radhe: The Rites of Holi” – muzyczną interpretację hinduistycznego święta wiosny i radości. Święto Holi to święto koloru, tego dnia ludzie wybiegają na ulicę i na znak jedności z Krishną i Radhą obsypują się nawzajem wielobarwnym pyłem, łączą się w ekstatycznym tańcu. Na spektakl złoży się muzyka Iyera oraz film nagrany podczas obchodów tego święta w Indiach przez innego Amerykanina pochodzenia indyjskiego – Prashanta Bhargavę.

W JAKIM JĘZYKU?

Iyer nie pozostaje jednak zamknięty w koncertowych salach i galeriach sztuki. Jak mówi: – Zawsze staram się tworzyć muzykę, która odzwierciedla dynamikę społeczno-polityczną czasów, w których powstaje. Widać to szczególnie w projektach realizowanych wspólnie z poetą i artystą hiphopowym Mike’iem Laddem.

Ich współpraca rozpoczęła się w 2003 r. Jej efektem była płyta „In What language” – kolaż muzyki i słów opisujący świat z punktu widzenia osób różnych ras, których drogi zbiegają się na lotnisku. Tytuł projektu to słowa Jafara Panahiego. W roku 2001, jeszcze przed zamachami z 11 września, irański reżyser objeżdżał festiwale filmowe ze swym najnowszym obrazem „Krąg”. Lecąc z Hongkongu do Buenos Aires, podczas przesiadki na lotnisku Kennedy’ego w Nowym Jorku nie zgodził się na pobranie od niego odcisków palców. Został zatrzymany i bez możliwości kontaktu z tłumaczem najpierw aresztowany, a później w kajdankach odesłany do miejsca, z którego wyruszył – z powrotem do Azji. „Chciałem im wytłumaczyć, że nie jestem złodziejem ani mordercą, ale jak? w jakim języku? (in what language?) – mówił później reżyser.

– Jako, podobnie jak Panahi, podróżnik o brązowym kolorze skóry czułem potrzebę wzmocnienia jego pytania – mówi Iyer. – Konieczność udowadniania własnego człowieczeństwa w obliczu ignorancji i ucisku stała się siłą napędową tego projektu.

Kolejnym wspólnym projektem Iyera i Ladda była satyra na kreowane przez całodobowe kanały informacyjne doświadczanie „wojny sprzed ekranu telewizora” – „Still Life With Comentator”.

– Po tej płycie uświadomiliśmy sobie, że przez cały czas mówimy tak naprawdę o wojnie, choć omijamy rzeczywiste zmierzenie się z tym tematem – mówi Iyer. – Wtedy właśnie postanowiliśmy zaprosić do współpracy weteranów. Tak powstał spektakl „Holding It Down”, który swoją premierę miał we wrześniu zeszłego roku na deskach Harlem Stage Gatehouse w Nowym Jorku.

Na scenie obok muzyków występują Maurice Decaule – weteran wojny w Iraku, a dziś poeta i działacz stowarzyszenia weteranów w Nowym Jorku – a także Lynn Hill – była pilotka zdalnie sterowanych, bezzałogowych samolotów, czyli dronów.

– Sześć lat służyła w siłach powietrznych, dwa lata jako pilot dronów – wspomina Iyer. – W pewnym momencie nastąpił przełom. Poczuła, że już nie może tego robić. Zbuntowała się i odeszła. Choć miała odwagę, by to zrobić, przez wiele kolejnych lat nie mogła poradzić sobie z ciężarem tamtych doświadczeń. Co taka praca robi z człowiekiem? Przez co musiała przejść? Jakie nosi w sobie historie i uczucia, których w większości nikt nigdy nie chciał usłyszeć? Lynn miała koszmary. Chodziła na terapię. To, że zgodziła się wziąć udział w tym projekcie, że musiała opowiedzieć o tym wszystkim i przemienić to w rodzaj sztuki, okazało się być dla niej bardzo oczyszczającym doświadczeniem. Koszmary odeszły.

Mike Ladd rozmawiał z wieloma weteranami. Niektóre z ich świadectw zostały nagrane i jako materiał filmowy stanowią część spektaklu. Reszta stała się inspiracją do wierszy, które sam wygłasza ze sceny.

Spektakl przygotowywano trzy lata. Praca nad nim, jak mówi Iyer, wciąż nie jest łatwa. Podobnie jak jego odbiór.

– Postawienie amerykańskiej publiczności w bezpośrednim kontakcie z ludźmi, którym rozkazano strzelać w naszym imieniu, sprawia, że słuchacze muszą zmierzyć się z rzeczywistością, w której nie mieli dotąd udziału – mówi Iyer. – Kiedy patrzysz na weteranów, słuchasz ich historii, doświadczasz wojny. To kolektywna terapia szokowa – choć szok nie był wcale naszym celem.

PROCES

Ostatni raz rozmawiamy na kilka godzin przed końcem roku 2012. Trudno uciec przed posumowaniami, szczególnie gdy internet huczy od rankingów płyt roku, na których szczytach, przynajmniej w jazzowych kategoriach, króluje niepodzielnie Iyerowe „Accelerando”.

– Rankingi traktują muzykę jak produkt. Mnie interesuje proces: co sprawia, że ktoś tworzy coś w taki, a nie inny sposób. To zaś widzisz najpełniej dopiero na koncercie albo podczas rozmowy z artystą. W tym roku spędziłem trochę czasu w towarzystwie muzyków takich jak Yo Yo Ma, Philipp Glass, Muhal Richard Abrahms czy Cecil Taylor. Kilka tygodni temu brałem udział w panelu z prof. Charlesem Limbem, który przy pomocy rezonansu magnetycznego zbadał, jak pracuje mózg muzyka podczas improwizacji. Nie da się ułożyć z takich doświadczeń rankingu razem z płytą Franka Oceana – tłumaczy Iyer.

Na pytanie o swój gdański koncert odpowiada:

– Nie interesuje mnie odtwarzanie muzyki zawartej na płycie czy, jak to mówią: „promowanie płyty”. Ważna jest dla mnie okazja do interaktywnego spotkania, podróży, procesu. Mam na myśli nie tylko naszą trójkę na scenie, ale wszystkich, którzy danego wieczoru są z nami w sali. Muzyka może być medium, które sprawia, że wzrastasz, stajesz się kimś, kim wcześniej nie byłeś. Jest w tym też coś z rytuału i z magii. Coś, co inaczej nie mogłoby się wydarzyć. Przed koncertem niczego nie planujemy. Wychodzimy na scenę i poruszamy się, nawigujemy przez materiał, którym dysponujemy, więc każdy wieczór jest wyjątkowy, nieprzewidywalny, zależny od danej przestrzeni i danej chwili. Interesuje mnie postawienie się w sytuacji, w której mogę przegrać – bo właśnie wtedy musisz rzeczywiście improwizować.

Vijay Iyer Trio (Vijay Iyer – fortepian, Stephan Crump – kontrabas. Marcus Gilmore – perkusja) „Accelerando”, koncert odbędzie się w Sali Suwnicowej Klubu Żak w Gdańsku 10 lutego o godz. 20.00.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2013