Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kiedy w październiku zeszłego roku literacką Nagrodę Nobla przyznano amerykańskiej poetce Louise Glück, nie mieliśmy po polsku żadnej jej książki, zaledwie trochę wierszy w czasopismach i w ułożonej przez Julię Hartwig antologii „Dzikie brzoskwinie”. Urodzona w 1943 r. Glück pierwszy tomik wydała jako 25-latka; „Ararat” (1990) był piąty z kolei. Polski debiut książkowy noblistki stanowi przekład całości tego właśnie tomu, bo zgodnie z jej życzeniem zrezygnowano z przekrojowego wyboru wierszy.
Dobra to była decyzja, bo „Ararat” stanowi przemyślaną całość, spojoną tematem, a zarazem ogarniającą wzajemnie się uzupełniające rejestry – od (powściągliwego) dramatyzmu czy nawet tragizmu po humor. Jaki to temat? Trzeba zacząć od tytułu, który kojarzy się z biblijną opowieścią o potopie. Można by przyjąć taką interpretację, jeśli śmierć potraktować jako katastrofę, po której świat rodzi się na nowo. Bowiem Mount Ararat to nazwa cmentarza żydowskiego na Long Island, gdzie w 1985 r. pochowano ojca poetki Daniela i gdzie spoczywała już jej starsza siostra, zmarła w niemowlęctwie Susan.
Tom jest elegią na śmierć ojca, przede wszystkim jednak rysuje pole napięć, dobrych i złych uczuć, relacji i konfliktów pomiędzy najbliższymi, stanowi studium własnych i cudzych zranień. W rodzinnym teatrze występują rodzice, babka, owdowiała ciotka, która też straciła kiedyś córeczkę, wreszcie Tereze – młodsza siostra złączona z Louisą węzłem bliskości i rywalizacji („Jeżeli istnieją dwie rzeczy, / to jedna musi być lepsza, / czyż nie? Wiem teraz, / że obie tak myślałyśmy (...) / Byłyśmy jak dzień i noc, / jeden akt stworzenia. / Nie umiałam oddzielić / dwóch połówek, / jednego dziecka od drugiego”). Pojawiają się dzieci Louisy i Terezy, a w tle majaczy cień umarłej Susan, która nie zdążyła wypowiedzieć choćby słowa, ale czasem wydaje się najważniejsza. „Ararat”, dla autorki ćwiczenie w użyciu tonu kolokwialnego, jest – jak pisze tłumaczka – mocny i emocjonalnie gęsty, a rzadkie metafory wybrzmiewają tym wyraziściej.
Na koniec polecam wspaniały wiersz „Wdowy”: upalne lato w domu na Long Island, matka i ciotka całe popołudnie grają w karty. To gra, „której babcia nauczyła wszystkie swoje córki”. Gra o życie? Cóż, „ostatecznie / kto nie ma nic, wygrywa”. ©℗
Louise Glück, ARARAT, Przełożyła Krystyna Dąbrowska. Wydawnictwo a5, Kraków 2021, s. 70. Biblioteka Poetycka pod red. Ryszarda Krynickiego, tom 114. Piękna, ascetyczna okładka Joanny Rusinek.