Ucieczka z talerza

Moment został dobrany starannie. Koniec szczytu G8 w Heiligendamm, ostatni punkt programu - konferencja prasowa prezydenta Rosji. Padają słowa przebijające się na czołówki gazet i telewizji: Putin proponuje USA lokalizację części tarczy antyrakietowej w rosyjskiej (dzierżawionej) bazie w Azerbejdżanie.

13.06.2007

Czyta się kilka minut

Prezydenci Bush i Kaczyński na lotnisku Lecha Wałęsy w Gdańsku, 8 czerwca 2007 r. /
Prezydenci Bush i Kaczyński na lotnisku Lecha Wałęsy w Gdańsku, 8 czerwca 2007 r. /

Oto odpowiedź na wielokrotnie powtarzane zaklęcia o niekonfrontacyjnym charakterze tarczy. "Jeśli tak jest, to zapraszamy do siebie, stąd będziecie mieli doskonałą okazję śledzić kraje, które was tak niepokoją..." - zdaje się uśmiechać lokator Kremla. I dalej, kiedy George Bush wyjeżdża z Polski, minister spraw zagranicznych FR Siergiej Ławrow podbija stawkę -Moskwa domaga się zamrożenia rozmów o tarczy z krajami środkowej Europy do czasu rozpatrzenia przez Amerykanów jej propozycji.

Kwestia tarczy już dawno wyszła z cienia dwustronnych negocjacji i stała się przedmiotem gry na najwyższym światowym poziomie. Jaka jest właściwie stawka tej gry? Czy chodzi o technologię militarną, czy o ambicje polityczne? Czyj strach jest większy - Amerykanów obawiających się "krajów zbójeckich" czy Rosji obawiającej się Amerykanów? I gdzie w tym wszystkim polski interes? Odpowiedzi padają różne, także w Polsce. Rodzimi przeciwnicy tarczy (np. Roman Kuźniar czy Olaf Osica) poddają w wątpliwość korzyści, jakie nasz kraj może odnieść z wiązania się z amerykańską inicjatywą strategicznej obrony antyrakietowej. Zwolennicy z kolei przywołują wagę związków z największym militarnie i politycznie mocarstwem świata, i to w chwili, gdy inne systemy bezpieczeństwa wydają się niezbyt stabilne.

Aby choć częściowo rozwikłać ten galimatias, trzeba przytoczyć słowa szefowej Departamentu Stanu Condoleezzy Rice, która powiedziała, komentując problemy z lokalizacją tarczy, że "trzeba brać pod uwagę geometrię i geografię". Istotnie, lokalizacja jest pochodną tych dwu kwestii - możliwych trajektorii lotu pocisków rakietowych. Jeśli mają one lecieć z szeroko pojętego Bliskiego Wschodu, to radar w Czechach i antyrakiety w Polsce są optymalnym rozwiązaniem. Ale Rice nie dodała, że chodzi nie tylko o zwykłą geografię, ale i o geografię polityczną. Lokalizacja radaru jest tu sprawą kluczową. Dla urządzeń tego typu, oprócz wielu innych parametrów, istotny jest także kąt rozwarcia wiązki emitowanych fal. Radary strategiczne, nadhoryzontalne, mają zwykle kąt obserwacji ok. 90 stopni. A to oznacza, że jeśli jedno ramię tego trójkąta będzie obejmować Bliski Wschód, drugie będzie zachodzić na część terytorium Federacji Rosyjskiej - i to tę część, gdzie rozmieszczone są dwie (z trzech) armii lądowych strategicznych pocisków balistycznych. Z jedną lokalizacją radaru w Czechach USA zdobywają kontrolę nad potencjalnym "pasem zagrożenia" obejmującym i Iran, i europejską część Rosji. Kontrpropozycja Putina sprowadza się zatem do "odwrócenia radaru plecami do Rosji" (i jej potencjału jądrowego). Sądzę, że właśnie z tego powodu nie zostanie przyjęta.

Wciąż powtarza się argument o wręcz "pokojowym" charakterze tarczy - istotnie, nie jest to broń ofensywna, ma bronić przed atakiem, a sama nie być zagrożeniem. Problem w tym, że w przypadku zagrożenia irańskiego ten argument jest prawdziwy, ale w odniesieniu do Rosji już nie. Instalacja tarczy jest bowiem radykalną utratą przez to państwo nadziei na "parytet strategiczny" z USA - podstawową ambicję wszystkich włodarzy Kremla od czasów b. ZSRR. "Atomowe psy" stają się bezużyteczne, próba ich spuszczenia z łańcucha kończy się zestrzeleniem przy równoczesnym wystawieniu się na odpowiedź przeciwnika.

System tarczy antyrakietowej jest projektowany jako dzieło bez mała w kategoriach pokolenia - ma być skończony w 2035 r. To oznacza, że ma odpowiadać nie tylko na zagrożenia "tu i teraz", ale na wszelkie możliwe w przyszłości. Radary są najistotniejsze, ale kiedyś można będzie zwiększyć liczbę wyrzutni rakiet w zależności od potrzeb i zagrożeń - to wyłącznie sprawa środków. Teraz "pęczek" rakiet, które mają być ustawione na terytorium Polski, nie jest jakimkolwiek ekwiwalentem rosyjskiego potencjału nuklearnego, ale w następnych dekadach już tak być nie musi. Co więcej: system jest projektowany jako tzw. "system otwarty", co oznacza możliwość jego uzupełniania o inne, kompatybilne elementy - np. zabezpieczające przed rakietami średniego zasięgu, obejmujące np. wyłącznie teren Europy Zachodniej. To stwarza możliwości stopniowego włączania do niego innych krajów NATO, Japonii, Korei Płd. W finale tarcza może chronić nie tylko terytorium USA, ale i te państwa, które zechcą związać z tym mocarstwem swoje bezpieczeństwo.

Z polskiego punktu widzenia pozostaje kwestia kosztów i korzyści. Jestem przeciwnikiem myślenia o tarczy w kategoriach podobnych do tych, jakie próbowano zastosować w przypadku naszego udziału w interwencji irackiej. A to ropa, a to kontrakty, a przede wszystkim pieniądze. Nie ma sensu stawiać takich propozycji, np. domagać się pieniędzy na modernizację armii (to nasz obowiązek - znaleźć środki na obronę kraju). Pole manewru do targów jest ograniczone - jeśli nie będziemy do tego dopłacać, to już będzie dobrze. Amerykanie wiedzą (i widzą przecież), że polskie władze traktują to jako kluczowy element bezpieczeństwa, toteż nasze możliwości negocjacyjne oceniam jako bardzo niewielkie. Znaczenie tej instalacji w Polsce ma charakter polityczny, bo ta broń ma być bronią polityczną. To, co jest do wynegocjowania, sprowadza się zatem do gwarancji bezpieczeństwa dla Polski - na jakim poziomie i w jaki sposób, to już sprawa zręczności i dyplomatycznych kompetencji polskich władz (i z tego będziemy je rozliczać).

Doskonale to zrozumieli Rosjanie. Chęć narzucenia wizji, że o instalacjach w Czechach czy Polsce Waszyngton musi rozmawiać z Moskwą, jest próbą odwrócenia uwagi od treści inicjatywy amerykańskiej - zmiany architektury bezpieczeństwa w Europie, dla Rosji trudnej do przełknięcia. Stąd licytacja, mająca czasami cechy histeryczne, w postaci oświadczeń, że Rosja wyznaczy "nowe cele dla swoich rakiet w Europie" (Putin), czy wręcz grożenie zdolnością uderzenia w nowe bazy w Polsce rakietami bliskiego zasięgu typu "Iskander" (Iwanow).

Tak naprawdę Rosja może odpowiedzieć tylko w jeden groźny sposób: wznawiając produkcję i rozmieszczanie rakiet średniego zasięgu. To najbardziej "polityczna" broń, jaką może dysponować - w jej promieniu działania znajdzie się wtedy większość stolic europejskich. Tyle że to broń stworzona w czasach zimnej wojny do powstrzymywania Europejczyków przed udzielaniem sobie wzajemnej pomocy. Sięgnięcie po nią oznacza wypowiedzenie traktatu o jej nierozprzestrzenianiu - fundamentu całego odprężenia postzimnowojennego. Taka odpowiedź Kremla spowodowałaby radykalne zerwanie z dotychczasową polityką europejską tego państwa.

Nie sądzę, by Rosja się na to zdecydowała, choć wielokrotnie jeszcze będziemy świadkami wojowniczych deklaracji płynących z Kremla, bo Rosjanie grają o wielką stawkę. Trzeba się także przygotować na retorsje na innych polach (np. energetycznym). Jeśli byliśmy, jak autor niniejszych słów, umiarkowanymi sceptykami, jeśli chodzi o zgodę Polski na umieszczenie tarczy na naszym terytorium, to reakcja Moskwy powinna nas przekonać, że chyba nie mamy wyjścia. Rosja wciąż myśli o Europie Środkowej jak o czymś, co jej umknęło z talerza. Pora ją oduczyć takiego myślenia, nawet jeśli wiązałoby się to z ryzykiem. Inaczej co jest warta nasza suwerenność, jeśli wisi nad nią widmo bliżej nieokreślonego "terminu spożycia"?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2007