Trema mistrza

„Moi chłopcy” – mówi o Szymonie Nehringu i Krzysztofie Książku, którzy tej jesieni oczarowali jury Konkursu Chopinowskiego. Pół wieku temu sam mógł marzyć o podium.

29.11.2015

Czyta się kilka minut

Stefan Wojtas / Fot. Grażyna Makara
Stefan Wojtas / Fot. Grażyna Makara

Lepiej nie pisać o mnie, tylko o moich studentach – mówi nieco speszony, kiedy proszę go o spotkanie.

W krakowskiej Państwowej Szkole Muzycznej II stopnia profesor Stefan Wojtas uczy od ponad 40 lat, od 24 lat jest jej dyrektorem. Elegancki, w okrągłych okularach o czarnych, cienkich oprawkach, z równo zaczesanymi do tyłu włosami, przyjmuje mnie w gabinecie przy Basztowej 9. Siadamy przy dużym stole z ciemnego drewna, przykrytym koronkowym obrusem. Naprzeciw witryna z filiżankami z białej porcelany, w rogu – błyszczący, brązowy fortepian.

O sobie będzie opowiadał niewiele, znacznie więcej o uczniach, którzy są jego dumą: Piotr Machnik w cuglach wygrał eliminacje w Konkursie Chopinowskim w 2000 r. W kolejnej edycji w 2005 r. zagrali Paweł Filek i Marek Szlezer. Marcin Koziak w 2010 r. mało co nie wszedł do finału. W tym roku najgłośniej było o Krzysztofie Książku i Szymonie Nehringu, który do finału dotarł jako jedyny Polak.

– Obserwuję tych ostatnich i widzę, że ma- ją to, czego ja nie miałem. Przede wszystkim niesamowitą odporność nerwową i koncentrację. Mają też to, co i ja miałem, powiem może nieskromnie: talent i intuicję – profesor mnie trzymaną w dłoniach kartkę. – Potrafią szczerze i z prostotą się wypowiadać. Bo muzyka to rodzaj rozmowy, porozumiewania się przez dźwięki. Są też przyzwyczajeni do ciężkiej pracy. Oczytanie i rodzaj przeżywania muzyki to sfery ważne, ale niezbędna jest baza techniczna. Wszystko to warunki sine qua non, żeby można było wyjść na estradę i odnieść sukces.

Koszmar estradowy

Na świat przychodzi w Zakopanem, na dwa lata przed zakończeniem wojny. Rodzice posyłają go do przedszkola sióstr sercanek, gdzie zabawy urozmaica przygrywanie na akordeonie. Z tego dużego, niepasującego do dziecka instrumentu sam zaczyna wydobywać pierwsze dźwięki. Przedszkolanki namawiają rodziców, żeby posłali Stefana do szkoły muzycznej. Rodzice wybierają klasę fortepianu.

W liceum przez cztery lata co tydzień dojeżdża do Krakowa, na lekcje do wybitnego pianisty, profesora Ludwika Stefańskiego, męża Haliny Czerny-Stefańskiej, pierwszej damy polskiej pianistyki, laureatki Konkursu Chopinowskiego z 1949 r.

Przed maturą o wiele bardziej niż długie, żmudne godziny przy klawiaturze interesuje go sport – jeździ na nartach (robi to do dziś, pomimo kontuzji kolana), trenuje piłkę nożną, siatkówkę, rzuca dyskiem i pcha kulą. W harcerskim hufcu zakłada kabaret, robi pierwsze i jedyne wprawki w kompozycji – aranżuje radiowe przeboje, próbuje nawet śpiewać.

– Obowiązkiem była nieszczęsna godzina dziennie przy fortepianie, którą musiałem odbębnić. Gdy patrzę, ile czasu młodzi ludzie spędzają dziś przy instrumencie, to moje ćwiczenia w średniej szkole urągają wszelkim standardom. Aż się wstydzę to mówić – dodaje, przekładając długopis między sprawnymi palcami.

Maturę zdaje w rodzinnym mieście, ale już na dyplomowy rok szkoły muzycznej II stopnia przeprowadza się do Krakowa. Zamieszkuje przy Garncarskiej – w domu państwa Stefańskich dostaje pokój i fortepian. Zostaje na 10 lat. Pomaga organizować domowe koncerty, poznaje krakowską elitę. Ćwiczy już po 5-6 godzin dziennie.

– Jeżeli nie ćwiczyłem, to z piętra rozlegał się krzyk profesora Ludwika: „Stefan, dlaczego fortepian milczy?!”.

W pierwszym krakowskim roku robi największe postępy, pokazuje skalę możliwości, pojawiają się plany konkursowe.
– Intensywnie ćwiczyć powinienem osiem czy dziewięć lat wcześniej. Dużo udało się nadrobić, ale nie wszystko. To też musiało zaważyć na tym, jak się potem czułem na estradzie.

W konkursach stypendialnych jest punktowany wysoko, zgarnia wyróżnienia, w jednym przegrywa tylko z Januszem Olejniczakiem. Pani Halina proponuje, żeby przygotowywał się do Konkursu Chopinowskiego. Jest rok 1965. Dochodzi do ostatniego etapu eliminacji.

– Dzień przed eliminacjami zdecydowano za mnie, że na nie nie pojadę. Byłem zbulwersowany i rozczarowany, ale po latach uznałem, że to była decyzja słuszna. Nie to, że byłem źle przygotowany. Byłem surowy, niedojrzały. Młodzi, którzy teraz startują, są wielokrotnie lepsi.

Do kolejnych eliminacji przystępuje bardziej pewny siebie – na koncie ma już wyróżnienie w konkursie w Leeds.
– Wydawało mi się, że skoro już pięć lat wcześniej się nadawałem, to mogę dostać się do ekipy. Uważał tak i mój profesor, i pani Halina.

Znowu się nie udaje: nie potrafi utrzymać uwagi w pierwszej części koncertu. Trema zżera go zawsze przed wyjściem na scenę, a na scenie rzadko ustępuje.

– Zawsze była nadzieja, że tym razem będzie lepiej. Bo więcej poćwiczyłem, bo są lepsze warunki – wylicza. – To jest taki zawód, że wystarczy chwila dekoncentracji i cała kariera się kończy. Jeśli mam tremę, to czy nadaję się do koncertowania?

Próbuje walczyć, ale organizm się broni. Pojawiają się nerwowe skurcze żołądka, bóle brzucha, huśtawki nastrojów, nerwica. Kiedy na parę tygodni postanawia, że przestanie grać – wszystko mija.

Zaczyna koncertować z Ewą Demarczyk. – Stwierdziłem, że będę o wiele zdrowszy. I o wiele mniej będę musiał ćwiczyć.

Z początku jest skrępowany tą zmianą, pyta Stefańskich o zgodę. W 1971 r. wyjeżdża z Demarczyk na Kubę, wracają tam jeszcze dwukrotnie, odwiedzają też Australię, Meksyk. Dziś mówi: – Ewa Demarczyk, z perspektywy lat, to po prostu Himalaje. Obecni jej naśladowcy są, powiedzmy delikatnie, mało ciekawi.

Z czasem koncertuje mniej; robi nagrania dla Polskiego Radia i TVP, nagrywa płyty. Najważniejsza to „Albeniz: Iberia & Navarra”. Skupia się na pedagogice. Uczy innych, odkąd zrobił dyplom na krakowskiej Akademii Muzycznej. Będzie tu prowadzić klasę fortepianu. Do 2014 roku.

Bydgoszcz przy Basztowej

Kiedy o polskich gwiazdach tegorocznego Konkursu Chopinowskiego robi się głośno, wielu dziwi fakt, że obaj młodzi krakowscy pianiści, Nehring i Książek, są obecnie studentami bydgoskiej Akademii Muzycznej. To dla niej od 2014 r. pracuje prof. Wojtas.

– Krzysia prowadziłem przez całe liceum muzyczne, potem przeszedł do mnie do Akademii w Krakowie. A ostatnio, jak wiadomo, do Bydgoszczy – profesor poważnieje i dodaje: – Sytuację tę dość trudno zrozumieć, nawet będąc dużym formalistą.

Gdy Wojtas wkracza w wiek emerytalny, wydaje się jasne, że władze krakowskiej Akademii skorzystają z autonomii wobec przepisów emerytalnych. Tak się jednak nie dzieje. Pracę oferują więc Wojtasowi Akademie z Katowic, Poznania i Bydgoszczy. Katedrę fortepianu w tej ostatniej uważa się za najlepszą w Polsce.

Sprawa toczy się w maju i czerwcu ubiegłego roku. Zaskakuje wielu pracowników krakowskiej Akademii, studenci zbierają ponad trzysta podpisów pod petycją do rektora.

Wojtas: – Dowiedziałem się o tym przypadkiem, nikt mnie nie poinformował. Krzysiu Książek nie mógł skończyć studiów w mojej klasie, a zostały mu dwa lata. Zrobił dyplom licencjacki i uznano, że wystarczy. A Szymek, student pierwszego roku, miał dwa lata do licencjatu. Obaj panowie, chcąc kontynuować pracę pod moim kierunkiem, powiedzieli, że pójdą za mną wszystko jedno gdzie.

Władze krakowskiej AM podkreślają, że wybitnym pedagogom w wieku emerytalnym pozwolono dokończyć zajęcia z tymi, którym pozostał rok do dyplomu. W tej grupie jest także prof. Wojtas.

– Pozwolono mi prowadzić dwie studentki na ostatnim roku, nie dając możliwości prowadzenia Krzysia i Szymka. Skoro mogłem być dla dwóch, to dlaczego nie mogłem być dla czterech? Nie rozumiem tego, tym bardziej że nie wchodzą tu w rachubę żadne sprawy finansowe, zgodziłbym się na każde warunki.

Zarówno Nehring, jak i Książek w bydgoskiej Akademii mają indywidualny tok zajęć, mieszkają w Krakowie, lekcje odbywają się przy Basztowej 9. – Obaj chłopcy mają klucz od szkoły i mogą ćwiczyć, kiedy chcą, nocą i w weekendy – dodaje Wojtas.

Na stronie internetowej krakowskiej uczelni, w miejscu, gdzie kiedyś widniał jego biogram, dziś jest puste miejsce.

Pasjonująca rutyna

Cieszy go zainteresowanie tegorocznym Konkursem – wg CBOS transmisje śledziło 29 proc. Polaków.

– To przeszło wszelkie oczekiwania, trudno porównywać z poprzednimi latami. Internet zrobił swoje: aktywność komentujących na bieżąco była niesamowita. Trwała akurat kampania wyborcza i myślę, że ludzie słuchali troszkę z przekory. Tak mieli dość polityki, że woleli nawet Konkurs Chopinowski. Mówię „nawet”, bo dla niektórych słuchanie muzyki klasycznej to... – profesor chwilę szuka słowa.

– Ostateczność? – podpowiadam.

– Ostateczność, dobre słowo. W taksówce, kiedy w radiu puszczą coś klasycznego, to kierowca natychmiast zmienia stację.

Wojtas najbardziej lubi grać i słuchać oczywiście Chopina. – Niektórzy dziwią się, jak przez tyle lat mogę robić to samo. A to jest tak genialna muzyka, że można to robić całe życie. W wielu utworach po czterdziestu latach zauważam coś, czego nie widziałem wcześniej. Pasjonująca praca!

Z pewnością w głosie mówi, że nie żałuje zarzuconego koncertowania. – Nie zazdroszczę tego wysiłku moim chłopcom. Mogę im zazdrościć tej radości, którą dają ludziom. I tej, którą widzę na ich twarzach, gdy grają i gdy wstają od fortepianu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego, szefowa serwisu TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem Powszechnym” związana od 2014 roku jako autorka reportaży, rozmów i artykułów o tematyce społecznej. Po dołączeniu do zespołu w 2015 roku pracowała jako… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2015