Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Przepiękny album - i, co trzeba od razu powiedzieć, nie jest to płyta uzupełniająca; jeśli już, to staje się dopełnieniem (gdyby Norwid pisał o Dylanie). Ósmy tom bootlegowej serii Dylana, podobnie jak poprzednie, posiada własną, wysoką wartość estetyczną, aczkolwiek zawiera również alternatywne wersje utworów z trzech tytułów wydanych (wraz z innymi) w ostatnich kilkunastu latach, kompozycje, z których na tamtych płytach zrezygnowano, poza tym inedita, nagrania koncertowe i nowe piosenki ze ścieżek filmowych.
Niektóre spośród wariantów przewyższają wręcz wersje wybrane do oryginalnych albumów. "Someday Baby", jak wiele innych piosenek, płynie i powstaje stopniowo, spokojnie, trochę jakby w bezczasie. Głos Dylana snuje kolejną historię, za którą podąża zatrzymany (kontroluję ten oksymoron) słuchacz, kilka gitar używanych jest nader oszczędnie, dla zaznaczenia, dla trwania dźwięku, a przy tym wszystkim ma się wrażenie jakiegoś narastania, przygotowania, oczekiwania... Przełamującej kulminacji nie będzie, Dylan ani słuchacz tego nie potrzebują; tylko być w tym graniu i śpiewie, w swoistym uwolnieniu niedomykanych, różnicowanych lekko struktur dźwiękowych. Na płycie "Modern Times" natomiast niepotrzebnie pozapinano wszystko na ostatnią nutkę. Z kolei w bootlegowym "Most of The Time" Dylan wraca do początków: głos, gitara i harmonijka. Wydana na "Oh Mercy" piosenka bardzo się różni bogatszą aranżacją, miękkim brzmieniem, zmienia się tam w dylanowsko-lanoisowską (od nazwiska producenta) wersję unendliche Melodie.
Jeśli zaś chodzi o odrzuty, mogę tu tylko westchnąć z zachwytu. Ale to w końcu Dylan, któremu nie zmieściły się na poprzednich płytach tak olśniewające utwory jak "Series of Dreams" czy "Can’t Escape from You". Niekiedy słychać na tym albumie walca i country, a najczęściej bluesa. Cóż, źródła wracają do Dylana.