Technogroza Crichtona

4 listopada zmarł Michael Crichton, autor literatury popularnej, który w swoich książkach wieszczył koniec świata do wyboru, do koloru - wirus, przybyły z kosmosu, roboty, które oszalały, a może wskrzeszone dinozaury. Wszystkiemu zawsze winien był człowiek, bawiący się w Boga.

06.11.2008

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu "Zaginiony świat: Park Jurajski" (1997) /
Kadr z filmu "Zaginiony świat: Park Jurajski" (1997) /

Science-fiction to gatunek, dla którego fundamentem są klisze fabularne i motywy powielane w najróżniejszych, nieraz najbardziej wynaturzonych, konfiguracjach. Zwykle za mało w nim science (nauki), a za dużo "fiction" (fikcji) - kapitanowie statków kosmicznych zbrojni w blastery, fazery albo inne "-ery" walczą z hordami zielono- bądź błękitnoskórych istot człekokształtnych, których od homo sapiens odróżnia głównie, jeśli nie jedynie, fakt posiadania dziwnych narośli na czołach. Czasem jest zupełnie odwrotnie - za mało fiction, a za dużo science: wtedy książka czy film przeradza się w suchy traktat futurologiczny, opisujący prawdopodobny rozwój cywilizacyjny ludzkości za kilka wieków.

Tymczasem Crichton potrafił idealnie wyważyć proporcje między rozrywkowymi a popularnonaukowymi składnikami fantastyki. Efektem była wartka, przygodowa akcja podlana technologicznym sosem. Dlatego też był uwielbiany przez Hollywood. Filmy na podstawie jego powieści - "Wielki napad na pociąg", "Świat Dzikiego Zachodu" czy "Park jurajski" - zarobiły krocie.

Zmierzch technologicznych bożków

Uprawiany przez Crichtona podgatunek fantastyki określa się mianem technothrillera. Nie jest to literatura eskapistyczna. Ma silne oparcie w teraźniejszości, stanowi diagnozę współczesnych lęków ukrytą za technologicznym sztafażem. Technologia nie jest tutaj narzędziem odkrywania nowych, wspaniałych światów, lecz pętlą, którą ludzkość sama zaciska na swojej szyi.

Dzięki postępowi naukowemu nasza wiedza o wszechświecie ma coraz mniej białych plam. Ale czy ludzkość nie doszła do ściany? Może lepiej powstrzymać czysto ludzką ciekawość, bo za kolejną granicą poznania czai się zło o wymiarach iście demonicznych, transcendentnych? Crichton wątpił w dobroczynność nauki, a wierzył raczej w Prawo Murphy’ego - jeżeli coś może pójść źle, to na pewno pójdzie źle. Przepali się dioda czy przewód i diabeł wyskoczy z pudełka. Bohaterowie Crichtona zmagają się z tym, czego nie mogą pojąć - pozaziemskim wirusem, sztuczną inteligencją albo przedpotopowymi gadami. Nie mogą z tymi żywiołami wygrać ani ich okiełznać. Odarci z dobrodziejstw postępu mogą jedynie uciec, wykorzystując swój największy atut: rozum.

Uczniowie czarnoksiężnika

Akcja książki i filmu "Andromeda znaczy śmierć" (tytuł brzmiał bardziej prozaicznie: "Szczep Andromeda" - "Andromeda Strain", ale dystrybutor chciał najwyraźniej uniknąć westernowych skojarzeń) rozgrywa się w tajnej amerykańskiej bazie naukowej, gdzie trafia wrak satelity, który spadł na Ziemię po uderzeniu meteorytu. Na tym kawałku kosmicznej skały podróżowała pozaziemska, mikroskopijna forma życia. Trudno tu nawet mówić o życiu - nie ma ani DNA, RNA, ani nawet aminokwasów; ma strukturę krystaliczną, jest oparte na siarce. Ale składa się ze związków chemicznych, które tworzą ziemskie życie.

Strzelają korki od szampana! Nie jesteśmy sami w kosmosie! Ale hola, hola - ta niepozorna forma życia właśnie wymordowała całe miasteczko. Naukowcy z rządowego projektu, zamiast wysłać zdradzieckiego mikroba z powrotem na orbitę, ochoczo biorą się do badań. I cóż się okazuje? Wirus jest idealnie przystosowany do bytowania w człowieku, a raczej w ludzkiej krwi, gdyż jej pH jest dla "Andromedy", jak poetycko ochrzczono przybysza, idealne. Pół biedy, gdyby po prostu krążyła w żyłach. Złośliwy wirus-niewirus od razu jednak wywołuje u gospodarza "zespół rozsianego wykrzepiania wewnątrznaczyniowego" - sprawia że krew dosłownie zastyga.

Źródłem grozy jest to, że z "Andromedą" nie da się negocjować. Nie kieruje nim złowrogi umysł, geniusz zła z planety X. Nie chce zrobić z ludzi niewolników albo nawrócić nas na swoją wiarę. Niczego nie chce. Po prostu korzysta ze sprzyjających warunków rozwoju. Nie sposób podpisać z nią zawieszenia broni. To jest walka o przetrwanie - my albo ona.

Okazuje się, że satelitę wysłano w celu pozyskania mikroorganizmów z wyższych warstw atmosfery dla materiału do eksperymentów nad bronią biologiczną (cóż za szczytny cel!). Naukowcy chcieli stworzyć broń biologiczną, a omal nie doprowadzili do zagłady ludzkości. Na szczęście zjawia się bohater, który ratuje ludzkość, postępując wbrew ustalonym procedurom postępowania na wypadek skażenia - nie dopuszcza do nuklearnego samozniszczenia laboratorium, bo "Andromedy" by to nie zabiło, wręcz przeciwnie.

Kto wsadził na meteoryt kosmicznego mikroba? Dlaczego trajektorie meteorytu i satelity się przecięły? Dlaczego wreszcie "Andromeda" świetnie się czuje w ludzkim organizmie? Zapewne wszystko to jest wynikiem kosmicznego zbiegu okoliczności. Zapewne.

Wesołe miasteczko usłane trupami

Witajcie w Delos! Parku rozrywki, w którym możecie zastrzelić bandziora w samo południe, wieczorem skatować galijskiego niewolnika, a w nocy zasnąć w ramionach damy dworu. "Świat Dzikiego Zachodu" ("Westworld") zaczyna się jak satyra na amerykański popkulturowy konsumpcjonizm - znudzeni bogacze płacą po tysiąc dolarów, żeby się przez chwilę poczuć jak Juliusz Cezar, Król Artur albo Billy the Kid, spędzając  czas w jednym ze sztucznych światów - rzymskim, średniowiecznym lub westernowym, gdzie wszystko jest "jak żywe". Nawet śmierć.

W dekoracjach jakby żywcem wyjętych z filmów z lat 50. trwają niekończące się biesiady, orgie i pijatyki w saloonie. Antagonistami i postaciami tła dla ludzi w togach senatorów, plastikowych zbrojach i kowbojskich kapeluszach są ludzie sztuczni - androidy z silikonową skórą skrywającą elektryczne obwody i elektronowy mózg. Czarny rycerz czy rewolwerowiec zawsze są powolniejsi od człowieka, zaś damy dworu i niewolnice chętnie z nim poigrają. Bez dodatkowej opłaty. Klienci świetnie się bawią, korzystając z absolutnej władzy nad niewolnikami-androidami, dając upust najbardziej pierwotnym popędom. Bo im wolno.  Bo robot nie złoży skargi ani nie odda ciosu, tylko w pokorze zniesie kolejny gwałt bądź kolejną śmierć. Tak jest zaprogramowany.

A co jeśli program zawiedzie?

Bez żadnej widocznej przyczyny - być może jakiś komputer się zawiesił, może do programu dostał się wirus, a może mysz przegryzła kabelek - maszyny wpadają w szał zniszczenia. Pokorni niewolnicy zarzynają rzymskich pretorianów, czarni rycerze obcinają głowy rycerzykom w lśniących zbrojach, a cyber-rewolwerowcy strzelają dużo szybciej i celniej niż kowboje ludzkiego pochodzenia. Bo mogą.

Przemysł rozrywkowy jest, obok zbrojeniowego, jednym z głównych motorów postępu. Koncerny rokrocznie wypuszczają na rynek nowe konsole do gier czy "inteligentne" lalki. Czy nasze zabawki nie staną się zbyt śmiercionośne? Być może ludzkość "ubawi się na śmierć", jak na płycie Rogera Watersa "Amused to Death" czy w tytule książki Neila Postmana?

Śniadanie dla tyranozaura

Najbardziej znanym filmem na podstawie książki Crichtona jest oczywiście "Park jurajski". Połączone są tu oba wyżej wspomniane motywy - eksperyment naukowy prowadzący do katastrofy i zaspokajanie człowieczej "żądzy dobrej zabawy". Sympatyczne dinozaury (póki są za ogrodzeniem pod napięciem), stworzone dzięki klonowaniu, mają stanowić atrakcję turystyczną dla tych klientów, którzy znudzili się kenijskimi czy tanzańskimi safari.

Popkulturowa dinomania ma także to do siebie, że nie odróżnia epoki jury od kredy. Tak jest i w tym przypadku. Park rozrywki jest "jurajski", zaś większość jego atrakcji pochodzi z okresu kredy. Twórca parku tłumaczy się oczywiście racjami naukowymi i edukacyjnymi, co nie przeszkadza mu czerpać zysków z eksperymentu . Zobacz żywe dinozaury w ich naturalnym środowisku! Zobacz majestatycznych roślinożerców i groźne drapieżniki! Triceratopsa i T-Rexa! ...I znowu na drodze do powszechnego szczęścia zwiedzających i właściciela staje prawo Murphy’ego.

Na skutek awarii prądu dinozaury uciekają z wybiegów i biorą się ochoczo do wprowadzania w życie ideałów darwinowskiego doboru naturalnego. Crichton znowu stawia pytanie: może lepiej, by to co wyginęło, wyginiętym pozostało?

Prorok apokalipsy

Tematem wszystkich wspomnianych książek i filmów jest spotkanie człowieka z żywiołem kompletnie obcym, pochodzącym z otchłani prehistorii, kosmosu czy obwodów scalonych. Ludzkość nie wykształciła mechanizmów obronnych przeciw czemuś, z czym nigdy się nie zetknęła, a ludzki rozum jest bezsilny wobec bytu, który nie kieruje się antropomorficzną logiką. Jedynym wyjściem jest salwowanie się ucieczką. Niektórym bohaterom się udaje, ale większość kończy raczej źle.

Apokalipsy Crichtona rozgrywają się w odciętej od świata mikroskali - w laboratorium naukowym, w parku rozrywki, na wyspie. Bohaterowie zawsze mogą uciec do bezpiecznego "tam". Ale jeśli coś pójdzie nie tak i zagrożenie wyrwie się z więzienia i pójdzie krok w krok za ocalonymi...?

Literatura i filmy fantastyczne nie traktują tak naprawdę o przyszłości. Traktują o naszym tu i teraz. Twórczość Crichtona mówiła o tym, że ludzkość zatraciła instynkt samozachowawczy, w pogoni za postępem przekraczając coraz to nowe granice bioetyki i moralności. Kiedyś wreszcie odkryjemy bądź stworzymy coś, co sprowadzi na nasz gatunek ostateczną i nieodwracalną zagładę. Crichton ostrzegał: pewne rzeczy lepiej zostawić za zasłoną niewiedzy, bo naprawdę nie sposób przewidzieć skutków ich odkrycia. A że robił to przez popularną literaturę i kino? Cóż, w ten sposób przynajmniej ostrzegł większą liczbę ludzi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]