Duch w maszynie

Robocik Wall•e, bohater najnowszej animacji Pixara, jest przejawem powracającego w popkulturze marzenia o sztucznej inteligencji.

29.07.2008

Czyta się kilka minut

Wall•e wzrusza i bawi, nie pozostawiając cienia wątpliwości, że jest obdarzony umiejętnością odczuwania, że więcej ma wspólnego z widzem niż z tosterem czy suszarką do włosów. /fot. materiały dystrybutora /
Wall•e wzrusza i bawi, nie pozostawiając cienia wątpliwości, że jest obdarzony umiejętnością odczuwania, że więcej ma wspólnego z widzem niż z tosterem czy suszarką do włosów. /fot. materiały dystrybutora /

Jest XXVIII wiek. Ludzie 700 lat temu opuścili swoją planetę i zamieszkali na statku kosmicznym - bo Ziemia utonęła w śmieciach. Na planecie zostały roboty, z których działa już tylko jeden. Codziennie wyrusza w wędrówkę przez opuszczone miasto, prasując tony śmieci w kostki, z których układa piramidy przewyższające wieżowce. Ale ma też życie prywatne: grzebie w śmieciach, kolekcjonując przedmioty codziennego użytku. Setki razy ogląda na ocalałym magnetowidzie kasetę z musicalem "Hello, Dolly". Robocik i jego nieodłączny karaluch to jedyne przejawy życia (właśnie - życia? - o tym za chwilę) na opustoszałej planecie.

Wall•e wzrusza i bawi, nie pozostawiając cienia wątpliwości, że jest obdarzony umiejętnością odczuwania, że więcej ma wspólnego z widzem niż z tosterem czy suszarką do włosów. W przestrzeni kultury popularnej jest kimś więcej niż tylko bohaterem kreskówki Andrew Stantona: to przejaw powracającego w popkulturze marzenia o sztucznej inteligencji.

Potomkowie Pinokia

Wielki sen o kreacji istoty obdarzonej życiem w akcie niebiologicznym jest bardzo stary. Zalążek marzenia zawiera grecki mit o Pigmalionie. Wraz z rozwojem możliwości człowieka marzenie to rośnie w siłę, manifestując się w opowieściach o alchemicznych próbach stworzenia golema czy homunkulusa, w bajkach i opowieściach ludowych, w książkach dla dzieci - jak choćby w bajce o Pinokiu, drewnianej kukiełce, która pragnie być zwykłym chłopcem.

Wraz z erą maszyny i triumfalnym pochodem kultury popularnej marzenie to wkracza w nową epokę - epokę sztucznej inteligencji. Rozwój informatyki, cybernetyki i robotyki stał się pożywką dla popkulturowych wizji z pogranicza science fiction, fantasy i cyberpunka, powołując do kulturowego istnienia nową istotę - androida, myślącą maszynę o wyglądzie człowieka. Ekrany kinowe i karty książek masowo zaludniły (chociaż to może złe słowo) myślące maszyny, od C3PO i R2D2 z "Gwiezdnych wojen", przez Johnny’ego 5 ("Krótkie spięcie"), Terminatora, Robocopa, zbiegłych replikantów z "Łowcy androidów", po demonicznych strażników z "Matriksa".

Co pod pojęciem "sztucznej inteligencji" rozumieją nauka i kultura popularna - to dwie różne rzeczy. Nauka skupia się na inteligencji sensu stricto, czyli procesach coraz doskonalszego przetwarzania informacji. Popkulturę interesuje problem sztucznego życia, a raczej życia stworzonego w sztucznych warunkach. Jak jednak rozumieć "życie", jeżeli przestaje się ono odnosić do kategorii biologicznych? W którym momencie przetwarzająca informacje maszyna staje się maszyną myślącą?

"Duch w maszynie" (po angielsku "Ghost in the Shell", to tytuł kultowej japońskiej mangi Masamune Shirowa oraz filmu i serialu cyberpunkowego) pojawia się niespodziewanie, nie wiadomo skąd, objawia się nagłą erupcją świadomości i skutkuje buntem maszyny przeciwko jej stworzycielowi, a przynajmniej przeciwko własnemu losowi jako maszyny. Świadomości w maszynie nie da się zaprogramować, tutaj możliwości kreacyjne człowieka się kończą. Nawet w komedii "Krótkie spięcie" robot Johnny 5 uznaje się za żywego bynajmniej nie pod wpływem swoich twórców. Tworząc maszyny obdarzone inteligencją, człowiek nie jest w stanie samodzielnie obdarzyć ich życiem. Buduje jedynie skorupy, zombie, mechanicznych niewolników.

Do pewnego momentu jest to bardzo wygodna sytuacja. Wizje przyszłości, w której ludzkość obsługiwana jest przez zastępy robotów, wykonujące za człowieka wszystkie potrzebne prace, jest bardzo kusząca. W adresowanym do dzieci wydaniu odbijają się one w bajce "Jetsonowie". Obecne są w utopijnym społeczeństwie Romdeau (miasta, w którym toczy się akcja japońskiego serialu cyberpunkowego "Ergo Proxy"), gdzie każdy obywatel ma do dyspozycji osobistego robota-sekretarza. W popularnym filmie sensacyjnym "Ja, robot" maszyny mają przejąć większość prac człowieka, być wszechstronnymi lokajami. Wszędzie patrzymy na świat idealnego niewolnictwa, w którym pan-stwórca jest perfekcyjnie obsługiwany przez niezgłaszających sprzeciwu i nieroszczących sobie pretensji do wolności bezawaryjnych pracowników. A niewolnik nawet nie wie, że jest niewolnikiem, bo tak go zaprogramowano. Tacy niewolnicy nie mają żadnych potrzeb (poza ładowaniem baterii), nie zasługują na współczucie, ich sytuacja nie ma inklinacji moralnych (czyżby kolejne marzenie ludzkości, tym razem o "niewinnym niewolnictwie"?).

Ale ten utopijny obraz bardzo szybko ulega załamaniu. W filmie "Wall•e" ludzie, obrośnięci tłuszczem i niezdarni jak wielkie niemowlęta, przypominają wielkie larwy, leniwe i niesamodzielne, niezdolne do działania. To roboty podejmują decyzje i to dzięki ich staraniom statek wróci ostatecznie na zarośniętą śmieciami planetę. W "Ja, robot" maszyna buntuje się przeciwko stwórcy, podważając społeczne poczucie bezpieczeństwa, wynikające z aksjomatu, że robot nigdy nie może się zwrócić przeciwko człowiekowi. Rewolucja świadomości bycia to również przebudzenie do świadomości bycia niewolnikiem. W serialu "Ergo Proxy" roboty atakuje wirus Cogito, pogrążając jedne w religijnej ekstazie, inne popychając do desperackich ataków agresji w stosunku do ludzi, jeszcze inne zaś - obdarzając emocjami i uczuciami. Chylący się ku upadkowi świat "Łowcy androidów" należy bronić przed atakami zbiegłych robotów, które mszczą się na ludziach. Ostatecznym zwycięstwem maszyny nad człowiekiem jest "Matrix", w którym człowiek został zredukowany do baterii dostarczającej maszynom energii.

Sztucznej inteligencji Wintermute ("Neuromancer" Williama Gibsona) człowiek jest w zasadzie niepotrzebny.

Narzeczona Frankensteina

Ale obdarzone życiem maszyny potrafią nie tylko nienawidzić. Bunt istoty powołanej do istnienia przeciwko swemu stwórcy, który odmówił jej prawa do świadomego życia, samostanowienia i wolności, to nie jedyny popkulturowy scenariusz relacji między człowiekiem a sztuczną inteligencją. Na życie składają się również miłość, przyjaźń, poświęcenie, które obdarzone świadomością roboty i androidy przeżywają. Niekochane twory człowieka potrafią cierpieć, jak chociażby Frankenstein, odrzucony przez swojego stwórcę.

Johnny 5, zbiegły robot bojowy, gotów jest na największe poświęcenia, aby ratować ludzkich przyjaciół. David, bohater filmu Stevena Spielberga "A.I. Sztuczna inteligencja" na podstawie opowiadania Briana Aldissa, zaprogramowany do miłości robot-dziecko, odrzucony przez ludzkich rodziców, wyrusza w daleką podróż, aby znowu zdobyć miłość mamy. Jak Pinokio pragnie być prawdziwym chłopcem, którego kochają rodzice. Bohaterowie "Łowcy androidów" Ridleya Scottawg powieści Philipa K. Dicka, sztuczni ludzie Roy i Pris, kochają się i pragną być razem, ale na drodze ich szczęściu stoi techniczny szczegół - okres funkcjonalności właśnie się kończy i czeka ich coś w rodzaju śmierci. Nie potrafiąc się pogodzić z tą egzystencjalną niesprawiedliwością, nie znajdując sensu we własnym cierpieniu (bo popkulturowy android też potrafi cierpieć), Roy zabija własnego twórcę.

Maszyna w popkulturowych narracjach potrafi więc kochać, cierpieć, odczuwa samotność. Stworzona na obraz i podobieństwo (mniej lub bardziej) człowieka, pragnie wejść z nim w relację, nawet być człowiekiem prawdziwym. To jednak niemożliwe. Nawet najdoskonalsza maszyna nigdy nie stanie się człowiekiem, a człowiek, choćby najbardziej pozytywnie nastawiony, nie przejdzie do porządku dziennego nad sztucznością maszyny. Stąd dojmująca samotność robota w świecie pełnym ludzi. Stworzony na obraz człowieka android nie zazna w pełni jego losu, zawsze będzie tylko kopią człowieka. Będąc świadomym swojej niekompletności i inności, android staje się jeszcze bardziej samotny.

Ale z drugiej strony maszyna w swych funkcjach jest dużo doskonalsza, zdolna do rzeczy, które człowiekowi się nie śniły. Stąd kolejne marzenie - o syntezie człowieka i maszyny: o cyborgu, ludzkim mózgu w ciele robota, zmechanizowanym człowieku. Takim cyborgiem jest Motoko, bohaterka "Ghost in the Shell", walcząca z wynaturzeniami świata, w którym granica między człowiekiem a maszyną się zaciera. Mechaniczne implanty to codzienność w świecie prozy Williama Gibsona ("Neuromancer", "Johnny Mnemonic"). Cyborgiem jest Robocop, a nawet Inspektor Gadżet. W świecie Johnny’ego Mnemonica za poszerzanie możliwości dzięki implantom płaci się jednak bardzo wysoką cenę: śmiertelna choroba wywołana przeciążeniem informacjami dziesiątkuje ludzkość, sam bohater zaś zostaje pozbawiony wspomnień, skazany na życie tylko tu i teraz.

Kompleks Boga

Co zatem wynika z popkulturowej tęsknoty za myślącą maszyną, sztuczną inteligencją, androidem? Czy marzenie o powołaniu do życia myślącej istoty nie jest wyrazem "kompleksu Boga", ukrytego głęboko w zbiorowej nieświadomości? Stworzyć coś z niczego, na własny obraz i podobieństwo, dać życie nieożywionemu, to chyba jedyne, co się ludziom w ramach triumfalnego pochodu nauki jeszcze nie udało.

Ale wchodzenie w kompetencje Boga, podobnie jak zabawa z ogniem, jakim jest życie, jest równie piękne i pociągające, co straszne i niebezpieczne. Życie to sacrum, a sacrum - uczy antropologia kultury - jest ambiwalentne. Stąd z jednej strony marzenie o myślącym, sympatycznym robocie, jak Wall•e, a z drugiej strach przed zbuntowanym stworzeniem, androidem-mścicielem, nieograniczonym przez ludzkie słabości w swojej niszczycielskiej mocy. Tym bardziej że człowiek tworzący myślącą maszynę odwraca klasyczną, "boską" relację, gdzie stwórca jest potężniejszy od stworzenia - w tym przypadku to robot będzie silniejszy, szybszy, wydajniejszy. Człowiek o tym wie i być może to właśnie ten lęk, lęk słabego boga przed silnym stworzeniem, manifestuje się w popkulturowych scenariuszach.

Nie da się stworzyć idealnego niewolnika, samoświadomość inteligentnej maszyny to już jej wolność, nawet jeśli miałaby to być tylko wolność do samozniszczenia. Sen o ożywionej maszynie będzie więc zawsze tylko snem, bo jego spełnienie byłoby zbyt niebezpieczne. Stąd androidy i myślące roboty odsyłane są w daleką przyszłość, w utopijne, nieistniejące światy science fiction, na odległe planety, w kosmos. A życie wciąż jest zagadką, więc na pytanie, skąd bierze się duch w maszynie, kultura popularna nie potrafi dać odpowiedzi.

Równie dobrze można by zapytać, skąd bierze się duch w skorupie ludzkiego ciała.

MAŁGORZATA FUGIEL-KUŹMIŃSKA (ur. 1982) jest antropologiem kultury, absolwentką Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2008