Androidy są wśród nas

Sztuczny człowiek to nadal postać z domeny fantastyki. Jak bardzo ludzki będzie? Nie tylko pod względem wyglądu, ale przede wszystkim – umysłu?

17.07.2012

Czyta się kilka minut

Androidy stworzone przez prof. Hiroshiego Ishiguro z Uniwersytetu w Osace. Japonia, czerwiec 2011 r. / fot. Nick Hannes / Reporter
Androidy stworzone przez prof. Hiroshiego Ishiguro z Uniwersytetu w Osace. Japonia, czerwiec 2011 r. / fot. Nick Hannes / Reporter

Niedawno minęła 30. rocznica światowej premiery jednego z najważniejszych filmów w historii kina: „Łowcy androidów” („Blade Runner”). Film Ridleya Scotta na podstawie powieści Philipa K. Dicka „Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?” utrzymany jest w konwencji kina noir, jednak jego akcja rozgrywa się w świecie przyszłości. Niezwykła wizja reżyserska uczyniła z „Łowcy” film kultowy nie tylko w środowisku maniaków fantastyki – doceniają go także krytycy oraz naukowcy. Znalazł się na 97. miejscu listy 100 filmów wszech czasów American Film Institute, został uznany za najlepszy film science fiction przez czytelników i redaktorów magazynu „New Scientist”, zaś naukowcy z NASA stwierdzili, że film przedstawia bardzo wiarygodny obraz przyszłości.

Osią fabuły filmu jest pościg Deckarda (Harrison Ford) – tytułowego łowcy – za zbiegłymi z pozaziemskiej kolonii replikantami, które przybywają do Los Angeles roku 2019. Zawiązanie akcji zapowiada kolejny film typu „zabili go i uciekł” z lat 80., jednak pod efektowną otoczką (efekty i dekoracje zachwycają do tej pory) skrywa się fundamentalne pytanie o człowieczeństwo.

PŁACZ GŁODNYCH DZIECI

Pierwowzorem książkowych androidów byli... hitlerowcy. Dick, robiąc kwerendę do innej swojej powieści – „Człowieka z wysokiego zamku” – której akcja toczy się w Stanach rządzonych po II wojnie przez Japonię i Niemcy – trafił na pamiętniki esesmanów służących w obozach zagłady. Zszokowało go szczególnie jedno zdanie: „Przez płacz głodnych dzieci nie możemy w nocy spać”. Pisarz uznał, że naziści współdzielili zbiorowy, psychopatyczny umysł i nie sposób nazywać ich ludźmi.

Takie są właśnie androidy w powieści Dicka: pozbawione empatii, z premedytacją manipulują i krzywdzą innych dla własnych korzyści, nie mają odruchów moralnych; są na wskroś nieludzkie. W zapadającej w pamięć scenie jedna z androidek bawi się w „radzieckiego naukowca” i z fascynacją odcina kolejne nogi pająkowi, by zobaczyć, ilu minimalnie kończyn potrzebuje on, by się poruszać.

W filmie przedstawiciele gatunku homo sapiens traktują replikantów jak podludzi. Słyszymy, że są oni zagrożeniem, „skórami” (ang. skin jobs, odpowiednik dzisiejszego „czarnucha”), że nie są poddawani egzekucji, tylko „odsyła się ich na emeryturę” (pewnie spędzają ją w Mandżurii).

Dlaczego replikanci? Bo nazwa „androidy” zdaniem Scotta tu nie pasowała – to nie są humanoidalne roboty obciągnięte gumową skórą, tylko żywe, sklonowane organizmy, których cykl życiowy trwa jedynie cztery lata: od razu dorośli, służą w koloniach jako żołnierze, pracownicy fizyczni bądź „dostarczyciele przyjemności”. „Nie jesteśmy komputerami, jesteśmy cieleśni” – mówi tymczasem Batty. „Bardziej ludzcy niż ludzie” – to z kolei motto przyświecające Korporacji Tyrella, tworzącej replikantów.

Jedyną różnicą między androidami a ludźmi jest umysł.

LUDZIE JAK ANDROIDY

Jak z tłumu ludzi wyłowić kandydata do „przejścia na emeryturę”? Z pomocą (tak w książce, jak i w filmie) przychodzi test empatyczny Voighta-Kampffa, przeprowadzany za pomocą walizkowego urządzenia przypominającego wykrywacz kłamstw. Prowadzący przedstawia badanemu szereg sytuacji, które tylko pozornie są pytaniami. Opisane sytuacje zwykle w jakiś sposób odnoszą się do zwierząt, np.: „Idziesz przez pustynię, widzisz żółwia. Przewracasz go na plecy, obserwujesz, jak miota się skazany na śmierć. Dlaczego?”. Zdania te mają wywoływać silną emocjonalną reakcję – większość gatunków zwierząt na Ziemi AD 2019 wyginęła, stąd przewrażliwienie ludzi na ich punkcie. Bardziej niż odpowiedź liczy się tu mimowolna (i szybka) reakcja organizmu: występowanie rumieńców, ruchy gałek ocznych i rozszerzanie źrenic.

Podobne badania już są prowadzone. Dickowskie androidy wykazują wiele cech wspólnych z psychopatami – wyrachowani, bezwzględni, impulsywni, pozbawieni empatii oraz poczucia winy, manipulujący innymi; psychopaci mają również przesadne mniemanie o własnej wartości, nie biorą odpowiedzialności za swoje czyny, są nawykowymi kłamcami, ale jednocześnie potrafią być niezwykle mili i czarujący. Badania nad psychopatami prowadzone są w więzieniach przez amerykańskiego neurobiologa Kenta A. Kiehla. Jak można by się spodziewać, w zakładach karnych przebywa dość sporo psychopatów (w USA pomiędzy 15 a 35 proc.) – częściej bowiem przez swoje zachowania popadają oni w konflikt z prawem, częściej również są recydywistami.

Psychopatów wyłania się z więziennej populacji za pomocą kwestionariusza opracowanego przez dr. Roberta D. Harego („Revised Psychopathy Checklist”) – kryteriami psychopatii (określanymi w skali 0, 1, 2) są tu m.in. skłonność do popadania w nudę, nieodpowiedzialność, nierzetelność, niezdolność planowania, płytkość relacji, popełnianie przestępstw i wykroczeń w młodym wieku. Ci, którzy uzyskali najwięcej punktów, poddawani są badaniu przy użyciu technologii rezonansu magnetycznego. Osławiony wariograf na nic by się tu nie zdał, gdyż po pierwsze – wymaga bardzo szczegółowego kalibrowania, a po drugie – reakcje psychopatów przy badaniu wykrywaczem kłamstw są identyczne z reakcjami niepsychopatów. Badania potwierdziły natomiast, że psychopaci cierpią na dysfunkcję układu limbicznego (odpowiadającego za emocje). Na silnie nacechowane emocjonalnie zwroty jak „seks z własną matką”, „aborcja”, „miłość” reagują u nich jedynie przednie płaty mózgowe, odpowiedzialne za mowę – rozumieją znaczenie, nie odczuwają emocjonalnego przesłania; „znają słowa, ale nie czują muzyki”. Psychopaci lepiej niż zwykli ludzie znoszą też nieprzyjemne zapachy i drastyczne obrazy.

ZWIERCIADŁO DUSZY

Najlepszym „wykrywaczem nieczłowieczeństwa” jest jednak sam... człowiek. Wiele osób, spotykając psychopatę, czuje niepokój i dostaje nawet gęsiej skórki. Podobnego uczucia dyskomfortu doznają osoby, które widzą pokrytego skórą androida (np. japońską Repliee Q2 opracowaną na uniwersytecie w Osace), uśmiechającego się, machającego ręką, „pijącego” wodę.

Taki twór wpada w poznawczą tzw. „dolinę niesamowitości” (ang. uncanny valley), gdzie miesza się to, co ewidentnie sztuczne i martwe, z tym, co żywe i prawdziwe. Po postaci o ludzkim wyglądzie spodziewamy się ludzkich zachowań, tymczasem android porusza się jak robot. Póki robot wygląda jak „metalowy człowiek” – wystarczająco sztucznie – póty odbierany jest jako coś normalnego. Kłopoty poznawcze zaczynają się, gdy robot za bardzo, ale nie do końca, przypomina człowieka. Wobec robocika w typie filmowych R2-D2 czy Wally’ego odczuwamy sympatię, wobec „prawie człowieka” – gwałtowny niepokój.

By więc wydobyć roboty z „doliny niesamowitości”, należy je czynić coraz bardziej i bardziej ludzkimi, aż w końcu staną się nieodróżnialne od homo sapiens, tak w wyglądzie, jak i zachowaniu. Wiedziony swoją niezwykłą intuicją Dick bardzo obawiał się takiej sytuacji: „To ciekawe, że mógłbym zaufać robotowi, ale nie androidowi. Pewnie dlatego, że robot nie próbuje przed nami udawać tego, kim nie jest” – pisał w posłowiu do opowiadania „Ostatni pan i władca”.

Na szczęście roboty nie osiągnęły jeszcze zdolności samodzielnego myślenia (to by dopiero było przerażające!) – żaden program (tzw. czatbot) nie przeszedł jeszcze testu Turinga, w którym przeprowadzający go człowiek nie potrafiłby jednoznacznie stwierdzić, czy rozmawia z człowiekiem, czy z maszyną. Jednak ostatnio naukowcy Google’a poczynili ogromny postęp na polu sztucznej inteligencji – stworzony przez nich układ 16 tys. procesorów przez trzy dni analizował filmy w serwisie YouTube, po czym sam z siebie wymyślił koncepcję kota i zaczął rozpoznawać koty na filmach.

Można zacząć się trochę obawiać.

A gdy wszystkie testy zawiodą, pozostaje spojrzeć w oczy. „Najbardziej niesamowite są ich oczy – mówił w wywiadzie dr Hare, twórca kwestionariusza psychopatii. – To, jak się w ciebie wwiercają”. W filmie Scotta w oczach wszystkich replikantów można dostrzec czerwonawy błysk.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2012