Szukaliśmy ojca wszędzie

Na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach archeolodzy szukają szczątków ofiar komunizmu. To szansa na ustalenie miejsca pochówku generała Fieldorfa czy rotmistrza Pileckiego. A przede wszystkim: wielka nadzieja dla krewnych.

12.08.2012

Czyta się kilka minut

Poszukiwanie szczątków żołnierzy podziemia, zamordowanych po 1945 r. i pochowanych anonimowo na Powązkach, 2 sierpnia 2012 r. / Fot. Bartosz Krupa / East News
Poszukiwanie szczątków żołnierzy podziemia, zamordowanych po 1945 r. i pochowanych anonimowo na Powązkach, 2 sierpnia 2012 r. / Fot. Bartosz Krupa / East News

W sierpniowe popołudnie na wojskowych Powązkach jest duszno. Zbiera się na deszcz. W zastygłym, gorącym powietrzu zapach lilii położonych na grobach jest jeszcze bardziej intensywny.

Od uroczystości upamiętniających rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego minęło kilka dni. Groby powstańców nadal zaścielają świeże kwiaty i setki zniczy.

Oni ginęli młodo, ale jeszcze z nadzieją – w ogniu walki, uniesienia, wiary, że przybliżają wolność. Wielu ich kolegów, którzy przeżyli wojnę, nie doświadczyło nawet tej nadziei. Też ginęli, ale nie w boju, lecz zamęczeni w komunistycznym śledztwie lub zastrzeleni po wyroku PRL-owskiego sądu. Ich bliscy czasem nawet o tym nie wiedzieli, przez lata. Łudzili się, że ojciec czy mąż jednak żyje. Żyje, bo przecież nie ma grobu.


ŁĄCZKA


W Warszawie, na Powązkach, jest tylko tzw. Łączka (kwatera „Ł”). Pod koniec lat 40. i w latach 50. był to błotnisty kawałek cmentarnego gruntu. Ciała wrzucano do dołów. Nie ma po nich zapisów w cmentarnych księgach. Nie ma żadnego śladu. Świadkowie – grabarze – woleli nie mówić, zresztą sami pewnie nie wiedzieli, kogo chowają.

Potem na Łączce pojawiły się nowe, oficjalne groby. Zrobiono chodniki i alejki. Ci polegli w Powstaniu też nie cieszyli się uznaniem w komunistycznej Polsce, ale mieli przynajmniej grób. Ci z Łączki nie mieli nic.

Teraz, w sierpniowym upale, na Łączce pracuje ekipa młodych ludzi. Wcześniej prowadzili już takie prace we Wrocławiu – tam znaleźli szczątki kilkuset osób. Najpierw wokół symbolicznego pomnika upamiętniającego ofiary wykopano dół – to pierwszy etap prac. Jak dotąd znaleziono szczątki 44 ciał, w tym jednej kobiety. Kilkadziesiąt metrów dalej, w zaimprowizowanych namiotach medycznych, na stołach eksperci dopasowują kości poszczególnych osób. Tragiczna układanka, jedyny ślad pozostały po człowieku. Kilka kości, czaszka. I drobiazgi: metalowy krzyżyk, kilka guzików od koszuli.

To początek odkrywania historii o tych, których ślady miały na zawsze zniknąć.


PRÓBKA


– Dwa razy tak samo? – pyta Krzysztof Bukowski, gdy oddaje drugą już próbkę materiału genetycznego. Drewniana szpatułka z próbką śliny ma dać odpowiedź na pytanie, czy tu, na Łączce, kilkadziesiąt kroków dalej, jest pochowany jego ojciec. Krzysztof Bukowski ma ze sobą kopię informacji, którą rodzina otrzymała z Urzędu Stanu Cywilnego: że ojciec „zmarł”. – Może to w czymś pomoże? – mówi.

Takich osób jak on zgłasza się w tych dniach na Powązki po kilka lub kilkanaście dziennie. Pobranie próbki DNA trwa kilka minut. Potem jeszcze ankieta na temat poszukiwanej osoby. Ważne jest wszystko: złamania, urazy po wcześniejszych postrzałach. – Opis jest prowadzony jak podczas sądowo-lekarskich oględzin: stan zachowania szkieletu, cechy identyfikacyjne, jak płeć i wiek, stan uzębienia, zmiany urazowe. Zarówno te powstałe w wyniku egzekucji, jak i wcześniejsze – wyjaśnia dr Łukasz Szleszkowski z Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu.

W namiocie leży kilka czaszek. – Kilkanaście tych, które dotychczas znaleźliśmy, ma ślady obrażeń po egzekucji. Znajdujemy również pociski, dlatego współpracujemy z balistykiem – mówi Szleszkowski.

To wszystko ważne wskazówki. Ale pewność co do tożsamości odnalezionych szczątków można uzyskać tylko dzięki genetyce. Stąd apel do rodzin ofiar zbrodni komunistycznych, by oddawały materiał genetyczny.

Projekt poszukiwania miejsc pochówku ofiar komunizmu sięga zresztą dalej niż ekshumacje we Wrocławiu i na Powązkach. – Wspólnie z Pomorskim Uniwersytetem Medycznym i Instytutem Pamięci Narodowej chcemy stworzyć polską bazę genetyczną ofiar totalitaryzmu (PBGOT). To pierwszy taki projekt w Europie – opowiada dr Andrzej Ossowski z IPN i Zakładu Medycyny Sądowej PUM ze Szczecina. – Teraz największym problemem jest nie izolowanie materiału genetycznego z materiału kostnego, ale dostępność materiału genetycznego do porównania. Słowem, musimy zgromadzić materiał genetyczny od krewnych ofiar.

Z tym trzeba się spieszyć: wysoką pewność daje w większości przypadków tylko porównanie z próbką od bezpośrednich krewnych, czyli dzieci, dziś zwykle wiekowych. Na Łączce najprawdopodobniej pochowany jest gen. August Fieldorf „Nil”, dowódca Kedywu (Kierownictwa Dywersji) Armii Krajowej, zabity w 1953 r. Jego córka Maria Fieldorf-Czarska zmarła półtora roku temu; ciało skremowano. Dziś próbki nie można by było pobrać już od nikogo. – Szczęśliwie materiał pobrano przed śmiercią córki – mówi dr Ossowski. – To ostatni moment na stworzenie takiej bazy.


OJCIEC


– Za co tata dostał karę śmierci? – Krzysztof Bukowski powtarza pytanie. – Wiadomo. Z najlepszego paragrafu: bo próbował obalić ustrój Polski Ludowej.

Historia rodziny Krzysztofa Bukowskiego jest szczególnie tragiczna: w 1948 r. razem z ojcem aresztowano jego matkę oraz w sumie jedenastu krewnych, w tym dwie siostry matki. Krzysztofem, wtedy ośmiomiesięcznym niemowlęciem, zajęli się dziadkowie. Mamę zobaczył w 1956 r., gdy wyszła z więzienia na mocy amnestii. Ojca – nigdy.

Co było wcześniej? Historia polska, typowa. Ojciec, Edmund Zbigniew Bukowski, przed wojną studiował prawo na Uniwersytecie Wileńskim. Zaczęła się wojna, wraz z nią konspiracja. W 1941 r. „Zbyszek” został zaprzysiężony. Został kurierem ZWZ-AK: znał świetnie litewski i rosyjski, a to się przydawało na trasie Wilno-Warszawa. Z relacji wynika, że był żołnierzem zręcznym, opanowanym. W konspiracji poznał przyszłą żonę Irenę; w 1944 r. wzięli ślub.

Może mieli nadzieję, że wojna się kończy i będą żyć normalnie? Może nie chcieli czekać, tracić czasu?

Jak się miało okazać, nie mieli go wiele.

Gdy Wilno zajęli Sowieci, młode małżeństwo przez zieloną granicę przedarło się do Warszawy. Tutaj odtwarzała się wileńska AK. Porucznik Bukowski znów zaangażował się w konspirację i znów został kurierem: tym razem kursował między Warszawą i Zachodem. Przewoził dokumenty, pieniądze. Był członkiem zakonspirowanego sztabu Ośrodka Mobilizacyjnego Okręgu Wileńskiego AK, dowodzonego przez ppłk. Antoniego Olechnowicza „Pohoreckiego”. Także on został aresztowany w 1948 r., wraz z innymi oficerami, m.in. Wacławem Walickim i Zygmuntem Szymanowskim. Wszyscy zostali skazani na śmierć.

Wyrok na Edmundzie Bukowskim wykonano 14 kwietnia 1950 r.; przynajmniej ta data widnieje na zaświadczeniu o jego śmierci. – Taką podali. I informację, że »zmarł«” – mówi syn. – Ale czy tak było? Nie wiem nawet na pewno, że pochowano go na Łączce. A może na Służewie? Nic nie wiemy, mama próbowała się dowiadywać, ale bez skutku. Kiedy jeszcze żyła, przychodziła tu. Ja przyszedłem teraz, bo jestem to rodzicom winny.


METODA


Wśród tych, którzy oddali materiał genetyczny, jest też Zofia Pilecka-Optułowicz, córka rotmistrza Witolda Pileckiego. – Wyrok na ojcu wykonano 25 maja 1948 r., więc był to jeden z pierwszych pochówków na Łączce. Boję się teraz, że on jest gdzieś tam, na samym dole. Boję się, czy do niego dotrą...

Wiadomo, że na Łączce, przy murze cmentarnym, pomordowanych przez władze PRL chowano w latach 1948–1956. Ale w Warszawie były też inne miejsca.

Pogrzebów dokonywano często nocą. Do wykopanych dołów wrzucano po kilka ciał.

– Szczątki są splątane, znajdujemy zwykle naraz po dwie-trzy osoby – mówi dr Krzysztof Szwagrzyk, prowadzący ekshumację historyk z IPN. – Teraz pracujemy na tym fragmencie o wymiarach 18 na 18 metrów. Szacujemy, że mogą się tu znajdować szczątki nawet stu osób. To są ci najtajniejsi z tajnych. Nie ma ich nawet w dokumentach cmentarnych. Są to osoby stracone, bo więźniów, którzy zmarli w więzieniu, jednak odnotowywano przy pochówku.

Obecne prace potrwają do końca sierpnia. Wtedy zostaną wyznaczone kolejne kierunki: szukać zapewne będzie można również tam, gdzie teraz są chodniki i alejki. Ale na innych częściach Łączki są dziś nowe groby: powstały po tym, jak teren wyrównano w latach 80.

– Zanim zdecydowaliśmy się przeprowadzić ekshumacje, staraliśmy się zidentyfikować pole poprzez dokumenty historyczne. Potem, w marcu, przeprowadzono badania georadarowe, które potwierdziły, że jest tu naruszona struktura ziemi, czyli że ktoś lub coś jest zakopane – opowiada dr Szwagrzyk. – Przypuszczenia się potwierdziły: już pierwszego dnia natrafiliśmy na kości, na głębokości 90 cm. Większość szczątków, które dotąd wydobyliśmy, wskazują na śmierć zadaną tzw. metodą katyńską: strzał w tył głowy.

– Przez kilkadziesiąt lat łudziliśmy się, że ojciec może jednak żyje – wyznaje Zofia Pilecka. – Dopiero w 1990 r. możliwe stało się dotarcie do dokumentów w prokuraturze wojskowej i dowiedziałam się, kiedy wykonano wyrok, kto przy nim był itd. Wiem więc, że ojciec zginął 25 maja 1948 r. o godzinie 21.30. Od tego czasu, od ponad 20 lat, idę więc w ten dzień wieczorem na Rakowiecką i tam mam prywatne spotkanie z ojcem. – I dodaje: – Teraz, co roku, w rocznicę przychodzi tam coraz więcej osób. Tata jest patronem wielu szkół, są ulice nazwane jego imieniem. Kiedy zginął, zakopali go tak, żeby nikt nie wiedział nawet, gdzie leży. Nie wolno było się pytać. A teraz tak pięknie się o nim mówi...


MIEJSCA


– Skoro jest szansa na ustalenie miejsca pochówku ofiar, staramy się ją wykorzystać – mówi dr Krzysztof Szwagrzyk.

Powstaje jednak pytanie: dlaczego ta szansa nie pojawiła się wcześniej? Dlaczego ekshumacje prowadzone są dopiero 23 lata po upadku komunizmu?

– Opór materii i ogólna niechęć do rozliczeń. Przecież nawet nie rozliczono sędziów, którzy te wyroki śmierci wydawali – odpowiada prof. Antoni Dudek, historyk, członek Rady IPN. – Dopiero kiedy powstał pion śledczy IPN, liczba procesów zbrodniarzy komunistycznych skoczyła z kilkunastu do kilkuset, zapadło ponad sto uprawomocnionych wyroków. Wcześniej nie chciano się w tym grzebać.

Prof. Witold Kulesza – współautor ustawy o IPN i w latach 2000–2006 dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (istniejąca wcześniej, po powstaniu IPN Komisja stała pionem śledczym Instytutu) – opowiada, że już od 1998 r. w Komisji próbowano ustalić miejsca pochówku bezimiennych ofiar terroru stalinowskiego. Chodziło nie tylko o osoby, na których wykonano wyrok, ale także o te, które zamęczono w trakcie śledztwa. – Materiał gromadzono m.in. w oparciu o zeznania świadków. Staraliśmy się znaleźć miejsce pochówku gen. Fieldorfa, ale to się niestety nie udało – mówi prof. Kulesza. – W Łodzi przeprowadzono jednak ekshumacje na terenie dawnego poligonu wojskowego, szukano m.in. szczątków kapitana Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”, twórcy Konspiracyjnego Wojska Polskiego [największej organizacji podziemnej w regionie Łódzkim, Częstochowskim i na zachodniej Kielecczyźnie, mającej oparcie na tamtejszej wsi; „Warszyc” został stracony w 1947 r., do dziś nie wiadomo, gdzie leży – red.].

– Prowadzone obecnie prace to wielki sukces moich następców – mówi prof. Kulesza.

Po Warszawie ekshumacje mogą być prowadzone w kolejnych miejscach: liczba ofiar komunizmu, które po 1945 r. chowano w anonimowych grobach, może wynosić wiele tysięcy.

Przykładem może być Wieluń, niewielkie miasto powiatowe w województwie łódzkim: historycy i rodziny ofiar ustaliły dopiero niedawno, że na tamtejszym cmentarzu parafialnym może spoczywać kilkudziesięciu żołnierzy powojennego podziemia, zwłaszcza z Konspiracyjnego Wojska Polskiego. Zginęli w walce lub zostali zamordowani przez funkcjonariuszy tutejszego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego.

A to przecież tylko jeden mały Wieluń.


PRAWDA


Na Powązki przychodzą ludzie. Wokół miejsca ekshumacji kładą znicze, kwiaty.

– Codziennie są nowe. To pokazuje, jak to jest ważne dla warszawiaków – mówi Krzysztof Szwagrzyk. – Pracują z nami wolontariusze, którym bardzo chcę podziękować. Wiele osób bezinteresownie stara się nam pomóc, dzwoni i pyta, czego nam potrzeba.

Ocenia się, że w sumie na Łączce może spoczywać ponad 200 ofiar. Jeśli uda się zidentyfikować choćby część z nich, dla ich rodzin będzie to niezwykle ważne.

Bo niektórzy z krewnych spędzili przecież życie, dociekając prawdy. – Kiedy zmarła moja maleńka córeczka, pochowałam ją właśnie tutaj, na Łączce. To był wtedy duży teren, błoto rozjeżdżone kołami samochodów. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy, że mój ojciec zapewne także jest tu pochowany. Teraz myślę, że moja córeczka symbolicznie zaprowadziła mnie do niego – mówi Zofia Pilecka.

– Szukałam ojca wszędzie. Teraz może go odnajdę? – dodaje.

– Dobrze, że to się dzieje. Jesteśmy im to winni – powtarza Krzysztof Bukowski.


Rodziny ofiar mogą kontaktować się z prowadzącymi ekshumacje dr. Krzysztofem Szwagrzykiem: tel. kom. 604-853-825, oraz dr. Andrzejem Ossowskim: tel. kom. 606-270-035, mail: info@forensicmedicine.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2012